O pryncypiach w kontekście stanu wojennego

Przez mesko , 16/12/2012 [14:16]
Napisałem kiedyś tekst o pryncypiach w kontekście katastrofy smoleńskiej (http://blogpress.pl/node/14915). Dziś chciałbym o tym samym tylko w kontekście rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Karnawał "Solidarności" i wprowadzenie stanu wojennego pamiętam jak przez mgłę. Byłem zbyt mały, by do końca rozumieć co się dzieje. 13 grudnia zastał mnie wraz z moimi Rodzicami i dwiema siostrami u Babci w miejscowości odległej o 50km od miejsca naszego zamieszkania. Pamiętam trzy rzeczy z tamtego dnia. Śnieg na ekranie Babcinego telewizora i Jej zagniewanie, że coś zepsułem. Drugą rzeczą jaką pamiętam, to wieczorną podróż powrotną do domu. 12km od miasta, w którym mieszkaliśmy zepsuł się samochód (kłopoty z gotującym się płynem chłodniczym). Pamiętam mój strach, żeby wrócić do domu przed godzina milicyjną, bo nas zamkną w więzieniu. Na szczęście udało się. I trzecią rzeczą, którą z tamtego dnia zapamiętałem było przemówienie Jaruzelskiego, kiedy włączyliśmy po powrocie do domu Rubina 714p. 13 grudnia 31 lat później czytałem na S24 licytacje, kto był lepszym opozycjonistą, czy Kaczyński wtedy działał czy nie. Czy Bolek wypił tyle wódki ile podają SBecy, czy Frasyniuk to bohater i inne pierdoły. Otóż wszystko to rzeczy drugoplanowe aczkolwiek ważne. Najważniejsze jednak dzisiaj jest to, o czym napisał w swoim tekście sed3ak (http://sed3ak.salon24.pl/472033,wole-cynicznego-k…). Najważniejsze dzisiaj jest pytanie dlaczego ci wszyscy bohaterowie pokroju Wałęsy, Bujaka, Frasyniuka i reszty dzisiejszych celebrytów polityki dopuścili do tego, że Jaruzelski jeszcze nie gnije w więzieniu? Jak to możliwe, że ówcześni kaci Narodu nie zostali pozbawieni swoich wysokich emerytur? Jak to możliwe, że Urban ten znienawidzony Goebbels stanu wojennego dziś pokazuje się na ekranach największych stacji telewizyjnych, a jego sądy są traktowane poważnie? Jak to możliwe, że Brudziński siedzi w jednym studio z posłem Ruchu Palikota usprawiedliwiającym Jaruzelskiego i wprowadzenie stanu wojennego i, zamiast w najlepszym wypadku wstać i wyjść a w najgorszym przyłożyć w twarz i nawet mu powieka nie drgnie? 13 grudnia 1981 roku Jaruzelski i jego junta przetrącili Narodowi kręgosłup, który nie został uleczony do dzisiaj. I to są pryncypia. reszta to duperele.
Domyślny avatar

mesko

12 years 10 months temu

31 - raz Was wspominamy O Was pamiętamy Wam dziękujemy Były to dni grozy. Na ulicach oddziały uzbrojonych milicjantów i wojska. Poprzyklejane na szybach sklepów, urzędów, płachty obwieszczeń z samymi zakazami. Strach i zdumienie : przeciw komu te czołgi i milcząco, walących obutymi w ciężkie obuwie nogami, milicjanci.Bo czy kto słyszał żeby z sobą rozmawiali? Zapamiętałam ten strach gdy moja malutka córeczka podbiegła do siedzących na ławce zomowców i wykrzyczała: a ja was nie lubię bo zabiliście górników a oni byli dobrzy! Kopalnia Wujek była taką kopalnią , którą się władzuchna chaliła jaka to ideowa! A tu masz babo placek! Strajkować im się zachciewa, szemrają po kątach! Cóż zrobić. No to po księdza! Uspokoi gorące głowy i jakieś tam nastroje. A ksiądz Henryk Bolczyk, proboszcz w zabytkowym kościółku św.Michała stojącego samotnie w Parku Kościuszki, zabrał się za ewangelizację.Modlitwa i Słowo Boże! A tak wspomina tamte chwile: " Górnicy przyszli 13 grudnia w nocy. Po północy, gdy przemocą zabrano Ludwiczaka, wszyscy wyjechali z oddziałów do łaźni łańcuszkowej na zebranie, żeby podjąć jakąś rozsądną decyzję, ocenić to, co się stało. I znowu, jak w czasie zebrań "Solidarności", było to burzliwe spotkanie......Nikt nie rozumiał, co się stało tej nocy, co usprawiedliwiało tak okrutny zamach na człowieka, czemu otoczyli budynek zamieszkania Ludwiczaka oddziałami ZOMO. Przecież to nie jest żaden przestępca, to jest nasz człowiek, a traktują go jak zbrodniarza, jak terrorystę.Te gniewne reakcje i ta niemoc dojścia do jakiegoś rozsądnego wniosku były uzasadnione nieludzkimi metodami aresztowania, internowania ludzi tej nocy"................. I stało się! Ludzie przeszli do strajku okupacyjnego.Strajkowały zakłady pracy, strajkowały kopalnie.Zaczęło brakować węgla.Wściekłość "wrony" sięgała zenitu! A tu jeszcze jakieś głupie postulaty : zakończyć stan wojenny, wypuścić wszystkich internowanych! My wam tu damy! "Wieczorem 15 grudnia ....już poraz trzeci, tym razem do zakrystii, tuż po Mszy,( przyszli górnicy i) oznajmili: "Zaś księdza potrzebujemy"........Kontynuowaliśmy Różaniec i kiedy zbliżało się ostatnie "Zdrowaś Maryjo", rozległo się głośne, pełne napięcia wołanie: Chłopy, jadą!.................Po chwili podszedł do mnie górnik z trzęsącą dłonią, trzymającą obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej, i poprosił: Niech ksiądz mnie pobłogosławi........... W pierwszej fazie walki pod kopalnią ZOMO zaatakowało wszystkich,którzy tam stali, polewając ich wodą, rzucając petardy z gazami łzawiącymi - jeszcze w dniach kolędy czułem ich działanie w mieszkaniach. I tej walce zomowców z cywilami towarzyszył śpiew górników, którzy stali na ogrodzeniu zakładu i dopingowali swoje rodziny." A potem wyłom w murze i................ Jóżef Czekalski zamordowany strzałem w klatkę piersiową, brzuch i lewą stopę. Miałby teraz 79 lat. Żona Róża i 19 letnia córka Alina musiały opłakiwać jego okrutną śmierć na cmentarzu w Katowicach-Panewnikach. Joachim Gnida Byłby teraz 60-cio latkiem.Postrzelony w głowę z karabinu maszynowego zmarł w szpitalu 2-go stycznia. Renacie zabrakło mężą a dwuletniej córeczce taty. Jego grób jest na cmentarzu ewangelickim w Mikołowie. Ryszard Gzik Zastrzelony i trafiony kulą w głowę. Żona Krystyna i 11-letnia córka Agnieszka pochowały swojego męża i tatę w Katowicach- Piotrowicach. Miałby teraz 66lat. Bogusław Kopczak Byłby teraz 59-cio latkiem. Zamordowany postrzałem w wątrobę.Żona Teresa i 10-cio letnia Kasia nie mogły razem przeżywać radości i smutku. Odwiedzają Go na cmentarzu w Katowicach przy ul. Francuskiej. Andrzej Pełka Miałby teraz 50 lat! Postrzelony w głowę i w płuco.Przewieziony do szpitala zdołał wyszeptać "mamuś ratuj" zmarł po dwóch godzinach.Nie było mu dane cieszyć się ani żoną ani dziećmi.Jako kawalera opłakiwała Go rodzina w Niedośpinie (woj. łódzkie) Zbigniew Wilk Prosto w serce trafiony kulą z karabinu maszynowego.Miałby teraz 61lat. Osierocił swoją rodzinę.Żonę Elżbietę i dzieci. 5-cio letnią Magdę i 3letniego Marcinka.Jego grób jest na cmentarzu w Katowicach-Piotrowicach. Zenon Zając Teraz miałby 53 lata. W samo serce trafiła go kula rodaka! Zmarł jako kawaler. Pogrzeb odbył się w Rostarzewie (woj. wielkopolskie) Jan Stawiński Miałby 52 lata. Z przeszytą kulą, głową, walczył o życie do 25-tego stycznia.Rodzina pochwała Go w Koszalinie. Janek też nie był długo w dorosłym życiu. Józef Giza Byłby 55 latkiem.Zabity kulami w szyję i lewą rękę.Dopiero zaczynał dorosłe życie a już mu w perfidny sposób odebrano. Rodzina zabrała Go do Tarnogrodu (woj. lubelskie) Nie dajmy zakrzyczeć ofiary ich życia! Różne "paligłupki" chcą to wyśmiać, umniejszyć ! Bratają się z oprawcami i wyśmiewają Kościół. Doskonale wiedzą dlaczego to robią.Kościół czyni ludzi wolnymi a oni chcą niewolników do swoich celów. Cześć Ich Pamięci. W notce wykorzystałam wypowiedzi księdza H. Bolczyka z książki Jacka Dziedziny "Mocowałem się z Bogiem" http://mysle.salon24.pl/47269… I komentarz pod tą notką to także pryncypia: Janina Stawińska-Stawisińska - Matka jednego z dziewięciu górników, którzy zginęli podczas pacyfikacji kopalni "Wujek", najmłodszego, 21 letniego Jana Stawińskiego, obserwatorka późniejszych procesów zomowców, zmarła 3 maja 2011 roku w koszalińskim szpitalu. Została pochowana na miejscowym cmentarzu komunalnym, w tym samym grobie, w którym leży jej syn Jan. Janina Stawińska - Stawisińska była prawdziwą ikoną walczących przed sądami o sprawiedliwość rodzin górników z kop. "Wujek". Przez kilkanaście lat przyjeżdżała spod Koszalina do Katowic na niemal każdą rozprawę w kolejnych procesach zomowców. W sądowych ławach często trzymała zdjęcie syna, który w chwili śmierci miał 21 lat. - Pani Janina była niezwykłą, ciepłą kobietą. Przyjeżdżała od wielu, wielu lat, od momentu, gdy jej syn, Janek, został ranny, mówią świadkowie. Chyba następnego dnia zjawiła się na Śląsku, by być przy nim. Szukała go najpierw po szpitalach, a potem zatrudniła się jako salowa, by móc go pielęgnować - wspominał Krzysztof Pluszczyk, przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników(SKPG) KWK „Wujek” Poległych 16.12.1981. Po miesiącu - w styczniu 1982 roku, - Janek zmarł w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności. - Znałam ją od 1981 roku, - przez wszystkie lata nie mogła zapomnieć o swoim synu, Janku. To był bardzo dobry, szlachetny człowiek. Bardzo często przyjeżdżała pod krzyż, upamiętniający ofiary "Wujka", przed którym modliła się i składała kwiaty. Pod krzyżem została też pobita przez milicję. Głęboko przeżywała procesy, które toczyły się po pacyfikacji - dodała Ewa Widuch z SKPG KWK „Wujek” Poległych 16.12.1981 . Przewodniczący Krzysztof Pluszczyk powiedział, że Janina Stawińska - Stawisińska przez lata czekała na sprawiedliwość, "aby doczekać momentu, kiedy ktoś powiedziałby jej, że są winni śmierci jej syna". - Wskazano pluton specjalny, owszem, oni strzelali, ale przecież to nie oni sami od siebie... Są ludzie winni stanu wojennego, winni tej tragedii - tych do tej pory nie osądzono - podkreślił. Pluszczyk ostatni raz rozmawiał z Janiną Stawińską - Stawisińską po wyroku warszawskiego sądu z 26 kwietnia 2011. Sąd wówczas po kolejnym procesie uniewinnił gen. Czesława Kiszczaka uznając, że nie udowodniono, by jego działania przyczyniły się do śmierci górników z kop. "Wujek". - Była rozżalona, prawie płakała do słuchawki, że jak to może być, że Kiszczaka po raz kolejny oczyszcza się z winy. Było to dla niej nie do przyjęcia - mówił Pluszczyk. Po ogłoszeniu w 2008 r. wyroku skazującego zomowców biorących udział w pacyfikacji kopalni "Wujek" pani Janina mówiła, że był to wyrok sprawiedliwy, przynoszący pewną ulgę, jednak droga sądowa w tej sprawie trwała zbyt długo. - Wszystkie fakty tej zbrodni są podane jak na talerzu, po co było przeciągać tę sprawę? - pytała. Zaznaczyła, że nigdy nie rozmawiała z członkami plutonu specjalnego. - Od samego początku, gdy zaczęłam przyjeżdżać na rozprawy, patrzyli tylko na mnie, kiedy mnie tu szlag trafi i już nie będę przyjeżdżać. Miałam odczucie, że patrzyli: ta stara wciąż tu jest. Chciałabym wreszcie usłyszeć od nich: „przepraszam” - mówiła. http://www.polskatimes.pl/art… A MORDERCY WCIĄŻ BEZKARNI CIESZĄ SIĘ ŻYCZLIWOŚCIĄ OBECNYCH WŁADZ I SĄDÓW!