Granice PR istnieją. Nie można nieodwołalnie zakląć rzeczywistości. Ekonomiści nie wiedzą, co to postpolityka, bo liczby nie poddają się PR. Można co najwyżej kreatywną księgowością opóźnić moment, kiedy społeczeństwo powie: "sprawdzam"
"Bardzo często najważniejsze fragmenty z konferencji prasowych, kluczowe argumenty, fakty, jeśli są krytyczne wobec obecnej władzy, w ogóle nie pojawiają się w serwisach. Oczywiście, telewizje polują na efektowne setki, czyli krótkie, barwne zdania, i nie zawsze to, co ważne, jest powiedziane w atrakcyjnej dla telewizji formie. Ale często jest kilka dobrych setek i z nich wykorzystuje się akurat te najmniej istotne.
Drugą strategią jest zwyczajne przemilczanie: konferencja może nie być transmitowana albo relacja z niej w ogóle nie pojawia się później w serwisach. Oczywiście nie sposób omówić wszystkich konferencji prasowych. Dziennikarz musi dokonać selekcji. Jednak są takie konferencje, które dotyczą spraw ważnych dla całej zbiorowości, a są pomijane, za to media zajmują się jakimś innym, w istocie mało ważnym wydarzeniem, które ma "przykrywać" jakieś problemy rządu.
Trzecia metoda to ośmieszanie. Z wypowiedzi, która ogólnie ma sens, wybiera się jeden zabawny fragment, np. źle użyte słowo. I zamiast tego, co zostało powiedziane, dostajemy gruntowny opis czyjegoś błędu językowego albo niedopracowanego elementu garderoby.
Inna metoda to komentowanie czyjejś wypowiedzi, np. polityka, ale bez powtarzania jego słów lub z wykorzystaniem fragmentu, który zmienia sens wypowiedzi, sugeruje, że ktoś powiedział coś innego niż naprawdę.
- Jeszcze innym sposobem oddziaływania na opinie i emocje widzów jest sposób fotografowania i filmowania.
Jednych filmuje się korzystnie, z bliska, z przodu, a innych tak, by widz ich mniej lubił: z dołu, z boku, z bardzo daleka, w niekorzystnej pozie, z odpychająca miną. Było to bardzo widoczne np. podczas ostatniej kampanii prezydenckiej.
Kolejny rodzaj manipulacji polega na zapominaniu lub na selektywnym pamiętaniu. Ktoś np. coś obiecał, powiedział, potem tego nie wykonuje albo robi coś innego. I co? I nic. Media o tym zapomniały.
- Manipulacja wiąże się z siłą. Po prostu ktoś narzuca nam określoną interpretację. Spontanicznie powinna się pojawić u człowieka chęć obrony przed medialną deformacją.
I się pojawia. Coraz więcej ludzi decyduje się w ogóle nie oglądać telewizji, rezygnuje z czytania niektórych gazet. Albo odwrotnie, korzysta z wielu źródeł, by porównywać i weryfikować przekazy, wreszcie tworzy własne, alternatywne źródła informacji.
Dziś odbiorca mediów ma nieporównywalnie łatwiej niż w czasach komunizmu, kiedy można było jedynie poczytać podziemne gazetki albo posłuchać Radia Wolna Europa. Dziś bez problemu można skorzystać z internetu, gdzie są strony, blogi, fora, można czerpać z tego, co inni zauważyli i opisali. To wymaga czasu i aktywności, wymaga czytania, oglądania i porównywania, analizowania informacji. Można sobie jednak wyrobić własną, niezależną opinię. I to jest, moim zdaniem, bardzo ciekawa sytuacja. Gorsze media uczą odbiorców, którzy nie chcą być manipulowani, większej samodzielności. Albo ktoś się godzi, że media formatują mu rzeczywistość, wpychają mu w oczy zabarwione na jakiś kolor szkiełka, albo jest wręcz skazany na myślenie i analizowanie.
[..]
Przez pewien czas można dezinformować, lawirować, organizować przeróżne happeningi, ale na końcu trzeba się zmierzyć z faktami. To ekonomia: deficyt budżetowy, podatki, emerytury, planowanie inwestycji i ich wykonanie.
Ci, którzy mówią o postpolityce, zapominają chyba, że oprócz słów, opowieści czy też modnych ostatnio "narracji" są jeszcze elementy rzeczywiste. Reasumując, można różnie opowiadać. Ale opowiadając, nie można zapominać, że istnieje rzeczywistość, z którą odbiorca naszej opowieści może mieć do czynienia "z pierwszej ręki". Niektórym się wydaje, że "opowieści" i "wizerunek" mogą zastąpić rzeczywistość. Nie do końca. Wciąż jeździ się tylko po drogach, a nie po obietnicach ich budowy.
[..]
ktoś, kto sprzedaje puste pudełka, po jakimś czasie zostaje zdemaskowany i skompromitowany. Myślę, że to są granice i mierniki skuteczności PR. Pozwala on coś lepiej pokazać, zareklamować, ale trzeba coś włożyć do pudełka. Mówiąc krótko: "nie ma pijaru bez realu". Gdy specjalista od reklamy przychodzi do firmy i badania pokazują, że firma ma kiepski produkt, to jego pierwszym komunikatem dla tej firmy jest sugestia, żeby ulepszyła ten produkt. Inaczej pieniądze wydane na promocję się zmarnują, ludzie sięgną po produkt, ale się do niego zrażą. Życzyłbym sobie, aby wyborcom nie sprzedawano pustych pudełek, a politykom nie opłacało się zastępować rzeczywistości PR.
[..]
Ten poseł [mowa o Palikocie] nie odniósł sukcesu. Jego projekt polityczny ma bardzo małe poparcie, i to jest krzepiące, że tak niewiele osób nabrało się na tę inicjatywę. Ale nie chodzi tylko o ten przykład. Gdyby media lepiej informowały, pogłębiały obraz rzeczywistości, pokazywały przyczyny zjawisk, to poparcie dla tego typu inicjatyw byłoby jeszcze mniejsze. Wydaje mi się, że ludzie teraz chcą przede wszystkim spokoju. Dopóki wierzą, że będzie dobrze, dopóki patrzą z optymizmem w przyszłość, będą się starali nie zauważać pewnych faktów i wypierać je ze swojej świadomości. Ale takie myślenie ma swoje granice. Przychodzi moment, kiedy trudno udawać, że wszystko jest w porządku. Trzeba się obudzić, nim będzie za późno.
[..]
Afera hazardowa jest antytezą afery Rywina. Tamta coś odsłoniła, zapoczątkowała odnowę życia publicznego. Natomiast afera hazardowa pokazała, że można przy otwartej kurtynie, w świetle jupiterów, wobec nagich faktów i dowodów zatuszować aferę, a winni praktycznie unikają sprawiedliwości. To dało obecnemu rządowi poczucie bezkarności, nauczyło go, że może być arogancki i wszystko będzie mu wybaczone.
[..]
Jeśli na konferencji prasowej premiera pojawia się pytanie o katastrofę demograficzną, a premier odpowiada żartem, że "tą sprawą to się należy zająć w inny sposób", mając pewnie na myśli, że Polacy powinni zająć się płodzeniem dzieci, to jest przykład sprawy, którą trudno przykryć retoryką. W każdym razie nie taką. Taka odpowiedź jest infantylna, na poziomie czternastolatka. Kompromituje kogoś, kto chce uchodzić za poważnego polityka.
Poważny polityk na takie pytanie odpowiada, że to poważna sprawa, że opracuje program służący poprawie tej sytuacji: system wspierający rodzinę, ulgi podatkowe, sieć żłobków i przedszkoli czy coś podobnego. Francja miała zbyt niski, choć wyższy niż obecnie w Polsce, poziom dzietności (bodaj 1,65 wobec ok. 1,3 w Polsce). Uznano, że to jest problem, i wdrożono system wspierania osób posiadających dzieci. I teraz jest tam 2,09 dziecka na kobietę, co pozwala utrzymać równowagę demograficzną. Nie oznacza to, że Francuzi na wezwanie premiera rzucili się nagle do płodzenia dzieci, ale że politycy, ekonomiści opracowali program zmian i wspierania rodzicielstwa, który po kilkunastu latach przyniósł efekty. Tego się nie da rozwiązać PR czy propagandą. Trzeba podjąć realne działania. Dlatego polityk, który na pytanie o tę kwestię odpowiada coś w stylu: "proszę, jeśli macie ochotę, to zajmijcie się płodzeniem dzieci", w oczach myślącego odbiorcy zwyczajnie się kompromituje. Oznacza to, że albo nie ma on kwalifikacji intelektualnych do zajmowania się tym, czym się zajmuje, albo że nie traktuje poważnie wyborców.
[..]
Najpierw lansowano opinię, że piloci tupolewa mieli podchodzić do lądowania cztery razy. Szybko się okazało, że to fikcja. Potem mówiło się, że gen. Błasik siedział za sterami. Okazało się to nieprawdą. Ujawniono, że na lotnisku po katastrofie Rosjanie wymieniali żarówki. Że radiolatarnie były źle rozmieszczone. Że Rosjanie unieważnili zeznania kontrolerów lotu. Później telewizje pokazały, jak Rosjanie piłowali wrak, czyli niszczyli dowody. Myślę, że dla wielu osób zobaczenie tych rzeczy, nawet nie usłyszenie o nich, ale właśnie ich zobaczenie, musiało podkopywać wiarę w to, że rosyjskie śledztwo naprawdę rzetelnie wyjaśni przyczyny katastrofy.
Rosja to państwo, które nie rozliczyło się w pełni z totalitarną przeszłością, ze zbrodniami Lenina, Stalina i innych. Wymordowanie np. rodziny carskiej z 1917 roku zostało wyjaśnione - choć też nie do końca - dopiero w latach 90., a za Katyń do dziś Rosja nie chce wziąć pełnej odpowiedzialności, co ujawniło postępowanie w Strasburgu. Nie lepiej jest ze sprawami dotyczącymi ostatnich lat. Brakuje sukcesów w wyjaśnianiu zabójstwa Anny Politkowskiej, Aleksandra Litwinienki. Wątpliwości budzą wyroki w sprawie Michaiła Chodorkowskiego i jego współpracowników. Nie wiem, jak można było uwierzyć, że taka Rosja jest w stanie rzetelnie przeprowadzić śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Wymagało to wielkiej naiwności. A polityk odpowiadający za sprawy państwa nie może być naiwny. Załóżmy, że ktoś uwierzył, że Rosjanie chcą wszystko rzetelnie wyjaśnić, miał zaufanie do rosyjskiego państwa. Takie osoby były, i może nawet było ich dużo. Jednak po obejrzeniu zdjęć, jak rosyjskie służby niszczą wrak, trudno mieć nadal złudzenia. Musi nastąpić dysonans poznawczy.
[..]
W sprawie śledztwa smoleńskiego pojawiły się fakty, które trudno usunąć ze świadomości. Jeśli zaś chodzi o wspomniany raport, to nie wiadomo, czy Rosja nie chce się przypadkiem targować na zasadzie "targuj się o więcej, by dostać mniej". Może przysłali taki raport po to, byśmy uznali go choćby w części. Albo abyśmy uznali za wielkie ustępstwo, że uwzględnią jakąś małą część polskich uwag. Rosjanie nie przyznają się do jakiejkolwiek winy, więc gdyby wzięli odpowiedzialność choćby w minimalnym stopniu, to zostałoby uznane za sukces, który "wywalczył" Donald Tusk. Tymczasem to wszystko, co się dzieje, jest skutkiem decyzji premiera oddającej śledztwo rosyjskiemu państwu, które teraz może robić z nim, co chce. Na przykład utrzymywać, że lotnisko w Smoleńsku jest cywilne, a nie wojskowe. Tego rodzaju metodami dezinformacji - kłamstwem w żywe oczy - posługiwali się bolszewicy. Dziś realia są jednak inne, trudno zatrzymać przepływ informacji, trudno wierzyć w propagandę, której przeczą fakty. Prawda wychodzi na jaw.
[..]
na dłuższą metę bardziej potrzebna jest praca u podstaw, edukacja: upowszechnianie wyższych standardów debaty, wychowywanie krytycznych odbiorców, którzy będą rozpoznawali zabiegi propagandowe, zauważą miałkość argumentów, nie zadowolą się byle czym. Mam nadzieję, że w przyszłości dziennikarze (w masie jest oczywiście wiele chlubnych wyjątków) będą się bardziej troszczyć o swoją wiarygodność i będą bardziej szanować odbiorców. Że będzie więcej tolerancji dla poglądów innych niż własne. Że inwektywy nie będą zastępowały argumentów. Że ataki personalne, postponowanie kogoś, kto myśli inaczej, przypisywanie mu złych cech nie będą akceptowanymi metodami polemiki".
Z dr. Markiem Kochanem, specjalistą od wizerunku, rozmawia Mariusz Majewski
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110108…
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 2094 widoki
Ciekawe spostrzeżenia
Świetny wywiad
@Wielkie dzięki Margotte:)
Niby wszystko oczywiste
Majtrowanie piórem ku uciesze gawiedzi
Wspaniały wywiad, dzięki!
A tu coś dla miłośników TVN. Działa bez prądu:
Pozdrawiam serdecznie
@Ewikron
Bomba!
margotte
@ciemniak
Widziane z USA
nie mam problemów
@ciemniak
@ ciemniak
@Margotte
@Widziane z USA
Przypomnę przy okazji może jak Kochan demoluje Miecugowa