To takie obiegówki, z którymi trudno dyskutować, bo zarówno krytykujący jak i młodzież jest różna. Winę za rozluźnienie obyczajów upatruje się w wychowaniu bezstresowym, zapracowaniu rodziców, braku stawiania wymagań w szkole, presji grup rówieśniczych, mody czy po prostu braku szans (bezrobocie, bieda).Sama mogę podać wiele przykładów zachowania młodych ludzi, które najgrzeczniej mówiąc, szokują normalnego człowieka.Ostatnio jechałam tzw. okejką po zakupy. Z tyłu dobiegała do mnie rozmowa;- Ja tego tak… (…przerywnik burdelowy) nie zostawię. Powiedziałam jej …(…przerywnik burdelowy). Co o tym…(…przerywnik burdelowy) sądzisz?Ponieważ słyszałam miły, dziewczęcy głos, absolutnie nie pasujący do przerywników, obejrzałam się. I zobaczyłam chłopca i dziewczynę. Oboje jak z żurnala. Młodzi, dorodni, piękni i z natury i z wyglądu, a słownik jak z rynsztoku. Dlaczego? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Czy można tu mówić o jakiejś patologii, degeneracji? Modny ubiór, kosmetyki, wypasione komórki… bieda? Chyba nie. A jednak takie słownictwo onegdaj słyszałam wśród podpieraczy budek z piwem. Zrobiło mi się ich żal.
Każdy problem niedostosowania społecznego czy nawet konfliktu z prawem, alkoholizmu narkomanii jest inny. Statystyki są nieubłagane:
- Piwo pije 73% chłopców i 67% dziewcząt
- Wino 69% chłopców i 36% dziewcząt
- Wódkę zaś odpowiednio 14% i 7%
Po Sylwestrze oburzenie; młodzież chlała, ćpała i rzygała. Nie znam wieku tych oburzonych, ale widać nie są w moim, bo inaczej pamiętaliby, że w każdym pokoleniu jest narzekanie na młodzież i w każdym pokoleniu aktualne jest przysłowie – „Zapomniał wół jak cielęciem był”. Nawet za komuny, kiedy wolno było chodzić po mieście tylko do 20-tej, a za papierosy i alkohol wylatywało się ze szkoły, młodzież nie była wolna ani od picia, ani od wąchania czy narkotyków. Seks też nie był tylko małżeński. Czy można mówić o podobnej skali? Nie wiem, bo wtedy o tym się ani nie mówiło, ani nie pisało. Mogę posługiwać się swoimi obserwacjami. W ogólniaku byliśmy grzeczni, a jeśli był alkohol, to w domu, gdy rodzice wyjechali. Inaczej rzecz miała się w internatach. Tu tradycyjnie znajdowano sposoby na późne powroty i czasem lała się czysta z czerwoną kartką lub bełt. Za to życie studenckie, chyba było podobne jak dziś. Od imprez nikt nie stronił, a akademik mimo pilnowania porządku przez jawnych i tajnych cerberów, nierzadko chwiał się od nadużycia procentów, zwłaszcza po zaliczeniach czy egzaminach.
Dziś więc przesunęła się wyraźnie granica swobody niedozwolonej, niszczącej psychikę i zdrowie dzieci i młodzieży. Ale stało się coś więcej, coś bardziej niepokojącego; przesunęła się granica bezsilności wobec takich zachowań zarówno w domu jak i w szkole czy na ulicy. Oczywiście, nikt nie przyzna się do bezsilności, więc możemy mówić tu jedynie o tolerancji niewłaściwych zachowań.
Coś mi się jednak wydaje, że bezsilność jest udawana, a tolerancja wymuszona biznesem. Przecież starzy nie pójdą pod ratusz strzelać landrynkowym winem musującym, nie zaopatrzą się w zgrzewki browarów. Na młodych szukających taniego Sylwka zawsze można liczyć. Lepiej jest usiąść ze znajomymi przy stole, pić w cieple swoją wódeczkę, rozmawiać o trudnych czasach i trudnej młodzieży, niż zainteresować się, co w tej chwili moje kilkunastoletnie dziecko robi.
Stało się jeszcze coś, czego ja w młodości nie doświadczyłam. Nigdy nie usłyszałam od osób starszych, odpowiedzialnych za mnie, że przekraczanie granic jest „normalką”. Każdy z nas wiedział o konsekwencjach picia, ćpania czy wagarowania i był szczęśliwy, że jakiś wybryk mu uszedł płazem. Doskonale wiedzieliśmy, co nam wolno, a czego nie. Normalne było nie przekraczanie granic, lecz skłonność przypisana młodości i buzującym hormonom łamania tabu. Zawsze zakazany owoc pociągał i czasem skutki tego były opłakane. Tragedia zaczyna się jednak dopiero tam, kiedy próbowanie zakazanego owocu staje się normą.
Wchodzę na niebezpieczny teren narzekania na młodzież i szukania winnych?Zgoda. Zmieniam temat i zaczynam się zastanawiać, może mi ktoś odpowie lub wskaże, gdzie wiedzy szukać.
Jak to jest, że młodzi chcą studiować, nierzadko pracują i ciągną dwa fakultety? Ja miałam wakacje wolne. Czasem pracowałam jeden miesiąc, by przez następne dwa odpoczywać. Pokażcie mi dziś młodzież, która nie szuka zarobku w czasie wakacji w Polsce lub za granicą.
Jak to jest, że znajdują czas na treningi i naukę języków, godzinami ćwiczą w szkołach muzycznych, kończą przeróżne kursy, udzielają korepetycji?
Dla zdobycia upragnionych kwalifikacji gotowi są za darmo pracować w renomowanych firmach.
Skąd ta młodzież działająca w różnych wspólnotach, skąd młodzi ludzie pracujący w hospicjach, na koloniach dla dzieci z rodzin ubogich?
Czy młody, cyniczny drań; bez zasad, szacunku do starszych, bez ideałów, wielkich marzeń mógłby być zwerbowany do sekty? A jednak każdego roku różne sekty werbują w czasie wakacji młodych ludzi?Czego tam szukają, dlaczego godzą się na wyrzeczenia, dlaczego guru staje się ważniejszy od rodziców, przyjaciół?
Może to i prawda, że dzisiejsza młodzież jest okropna, ale co my, dorośli, o niej tak naprawdę wiemy?
Katarzyno,
@
@Eweikron i malyy5
NO tak piękny elaborat o
@andruch 2001
Dziękuję za odpowiedź ..
@andruch2001
@malyy5'
edukacja-początek upadku
@edukacja-początek upadku