18 września minęło 40 lat od śmierci Hendrixa.
To tragiczne zdarzenie zainaugurowało nieformalny Klub 27, zrzeszający znanych muzyków zmarłych w wieku 27 lat, często w niewyjaśnionych okolicznościach. Wcześniej, 3 lipca 1969 roku, w basenie utopił się Brian Jones, gitarzysta The Rolling Stones. Wkrótce w ślady Hendrixa poszli Janis Joplin (4 października 1970 r.) i Jim Morrison, charyzmatyczny lider The Doors (3 lipca 1971 r.). 4 października minęło 40 lat od śmierci Janis Joplin. (ur. 19 stycznia 1943 w Port Arthur (Teksas) w USA.
Amerykańska piosenkarka rockowa, soulowa i bluesowa, autorka tekstów, najczęściej wiązana z szeroko pojętym stylem psychodelicznego rocka (hipisowski rock) i blues rocka. Zdobyła popularność pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku jako wokalistka zespołu Big Brother & the Holding Company. Choć kariera artystyczna piosenkarki trwała zaledwie kilka lat, przeszła ona do legendy gatunku
i ciągle uznawana jest za jedną z najbardziej wpływowych postaci współczesnej kultury masowej. Joplin karierę rozpoczęła w 1962 występami w klubach. W 2004 magazyn Rolling Stone umieścił Joplin na 46 miejscu w rankingu 100 Największych Artystów Wszech Czasów.
Początkowo jej pasją było malarstwo, później, wraz z grupą przyjaciół, zaczęła śpiewać wybrane piosenki nie tylko z gatunku blues, ale i folk. Twierdziła, że podczas nauki w szkole średniej im. Thomasa Jeffersona głównie unikała towarzystwa. Powiedziała: "Byłam nieprzystosowana. Czytałam. Malowałam.
Nie darzyłam czarnuchów nienawiścią".
Janis Joplin nie należała do tych dziewczyn, za którymi na ulicy oglądają się mężczyźni.
Gdy jednak wychodziła na scenę…
To jeden z najdziwniejszych dualizmów z jakim się ...
od najmłodszych lat borykam!
Z jednej strony były to czasy, w których zaczęto podkopywać wszystko to na czym oparty jest świat i negować najważniejsze wartości białej cywilizacji, a z drugiej - nigdy wcześniej tak złe drożdże nie wydały tak ciekawych i wartościowych artystów i wytworów ich sztuki. I to w każdej z dziedzin, nie tylko w muzyce. Choćby taki Kessey - zadeklarowany ćpun, jeden z najwierniejszych fanów Grateful Dead, człowiek żyjący przez wiele lat w autentycznej, hippisowskiej komunie, a z drugiej strony napisał ten swój genialny "Lot nad kukułczym gniazdem" - prawdziwy manifest wolności jednostki.
O życiu rock'n'rollowych gwiazd to już w ogóle szkoda pisać: nagrywali cudowne płyty a prywatnie, często cofali się do poziomu jednokomórkowców. Wystarczy poczytać relację z amerykańskich tras Zeppów czy Stonesów żeby się przekonać że każdy z członków tych grup mógłby w pewnych okresach swojego życia zagrać bez charakteryzacji główną rolę w "Walce o ogień".
No cóż - trzeba oddzielać twórcę od tworzywa!
testament dla każdego
No tak, prawdziwy artysta powinien być po troszę "kosmitą" :-)
Najgorzej jak się takiemu ubzdura że może przy okazji zbawić świat - wtedy zamienia się w telekaznodzieję i próbuję ratować cały Glob (ciekawe że zawsze za cudzą kasę!) walcząc o lasy tropikalne, spuchnięte brzuszki głodnych murzyniątek i namawiając do głosowanie na Obamę.
I koniecznie musi się nazywać jakoś krótko, np. Bono.
Kelner,
Joplin i Hendrix