Jako zapalony miłośnik wszystkiego co jest związane z Led Zeppelin zbieram oczywiście też wszystko co nagrał ich lider Jimmy Page.
Dużo tego nie ma, a ścieżka dźwiękowa do drugiej części serii z Charlesem Bronsonem jest jedną z ciekawszych pozycji w dyskografii tego słynnego gitarzysty. Jak na gościa, który był zafascynowany okultyzmem, śmiercią i magią na pewno inspiracja, która skłoniła mnie do umieszczenia parodii okładki tego soundtracku wydałaby mu się ciekawa.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1107 widoków
Dobre :)
Ciekawa płyta, Rzepko.
Arcydzieło to to nie jest, ale odsłania zupełnie nowe oblicze "riffmana" od Whole Lotta Love.
Zresztą, kilka kawałków da się wysłuchać ze sporą przyjemnością, jest nawet "Preludium E-mol" Chopina zagrane na gitarę elektryczną i całkiem niezłe bluesisko z wokalistą Colosseum Chrisem Farlowe'm w roli głównej. A co do "inspiracji": żal dupę ściska - szkoda na tą kreaturę klawiatury.
Preludium
Chris Farolwe & Jimmy Page
Led Zeppelin uważam za najlepszy zespół rockowy wszechczasów
Z Chrisem Farlowe'm,
Koleżanka zrywałą się z lekcji
Bernardzie,
Moim pierwszym "zbiorem" Zeppów była pocztówka dzwiękowa
z dwoma utworami. Pierwszym był "Immigrant Song" Zeppów a drugim... Stenia Kozłowska z jakąś piosenką o hipopotamie.
Szatą graficzną dla odmiany był pomnik Nike.
To była dopiero wyuzdana fonografia!!!
Pierwszą normalną, prawdziwą płytę Zeppów (LZ II) kupiłem sobie gdzieś tak w okolicach '76 roku za forsę zarobioną u badylarza w podwarszawskich Łomiankach. To była jakaś straszna kwota, nie pamiętam ile, ale trzeba było chyba zaiwaniać na klęczkach przy zbiorze cebulek gerbery z tydzień. Ale nie żałowałem ani zlotówki.
A dzisiaj? Na Allegro można kupić na kompaktach całą dyskografię za równowartość kilku zgrzewek piwa. A młodzierz mimo to słucha fajansiarskiego hip-hopu.
Nygusie :)
Rzepko, mało kto wie że prawdziwą "jedynką" Zeppów...
była płyta dzisiaj już całkiem zapomnianego wokalisty P.J Proby'ego "Two Weeks Hero". Tam oni po raz pierwszy, już w pełnym składzie - takim jaki znany będzie za chwileczkę po wydaniu LZ-I (Plant grał na harmonijce) - zagrali jako zespół akompaniujący we wszystkich utworach na płycie.
Płyta może jakimś wielkim arcydziełem nie jest, ale brzmienie już było mniej więcej takie jakie znamy z "Baby I'm gonna Leave You" z jedynki. Czyli taki mocny, ale raczej akustyczny blues-rock, tyle że P.J. Prob'y miał manierę wokalną raczej bliższą Toma Jonesa niż jakiegoś rockowca. W każdym razie warte posłuchania dla każdego zakręconego na punkcie LZ.
"Reflections"
"I Have A Dream"
Nygusie, Toma Jonesa albo
Może i tak. Albo mi się pod czapka coś pokręciło, albo...
miałem zły opis na "labelu".
Bo to chyba faktycznie była ta interpretacja Kasi Sobczyk, którą podesłałeś. Szczerze pisząc słuchałem tylko tego "Immigranta". Wtedy już byłem rock'n'rollowcem.
Nygusie,
Nygus