Hipoteza przebiegu katastrofy Tu-154M 101 w Smoleńsku

Przez Czarek Czerwiński , 06/06/2010 [16:15]

Wreszcie stało się dla mnie jasne, jak mogło dojść do katastrofy Tu-154M 101 z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. Żaden z ekspertów nie podał jak do tej pory podobnego przebiegu ostatnich sekund tego tragicznego lotu. Prawdopodobnie dlatego, że nie dokonali oni analizy wszystkich dostępnych materiałów, w tym także tych, które przygotowywali amatorzy, głównie Siergiej Amielin.


Istotne okazały się stenogramy. Zarówno to, co w nich jest, jak i to, czego nie ma. Po pierwszym przeczytaniu stenogramów wydawało mi się jednak, że nie wyjaśniają niczego, a wręcz stawiają więcej pytań. Bo przecież na pierwszy rzut oka piloci schodzili aż do.. 20 metrów. Jeszcze zanim opublikowano stenogramy, dźwięczało mi w uszach wypowiedziane przez Edmunda Klicha w Trójce to, że "odliczanie doszło do 20 m". Oraz to, że on nie wie, dlaczego tak nisko to zeszło, bo to przecież złamanie wszelkich reguł bezpieczeństwa, zdrowego rozsądku, ba, niektórzy eksperci mówili wręcz o próbie samobójczej. Moje poprzednie posty też niestety o tym mówią.. ale ten etap mam za sobą.

Na wyjątkowo agresywnie moderowanym forum lotnictwo.net.pl czytałem, że zeszli tak nisko dlatego iż to mógł być "klasyczny szczur", czyli, że piloci świadomie zeszli pod chmury, żeby zobaczyć ziemię. Zresztą na tym forum dla większości dyskutantów najbardziej oczywiste jest to, że winny był "3-ci pilot", czyli albo generał Błasik, albo Prezydent. No ale cóż, muszę przyznać, że także ja obwiniałem generała Błasika o to, że skoro już stał w kokpicie, to co najmniej akceptował podejście do lądowania poniżej minimów. Jak się teraz okazuje, byłem w błędzie.
Czytając stenogramy zadziwia brak jakiejkolwiek reakcji pilotów na odczytywane w pewnym momencie przez nawigatora coraz niższe wysokosći, poniżej 100 metrów, aż do 20. Poza jednym stwierdzeniem drugiego pilota, że "odchodzimy", gdy samolot znajdował się na 80 metrach, co oznacza, że powinni odejść na drugi krąg. Jednak w transkrypcji rozmów w kokpicie nie ma śladu reakcji kapitana. Na dodatek wyraźne sygnały do ciągnięcia w górę dawały systemy alarmowe, a sygnał przelotu nad bliższą radiolatarnią miał miejsce, gdy samolot był już na wysokości 20 metrów (a powinien być co najmniej na 70). Czyżby więc kapitan Protasiuk i drugi pilot to wszystko ignorowali? Czyżby świadomie schodzili poniżej wyznaczonej na 100 metrach bezpiecznego tzw. minimum decyzyjnego? Niemal wszyscy eksperci orzekli, że tak i że wynikało to z braków w wyszkoleniu, niedoświadczeniu, a w najlepszym razie wynikało z presji pasażerów.

Moja odpowiedź brzmi: NIE. Piloci nie zeszli świadomie poniżej bezpiecznego minimum decyzyjnego.

Tak nisko sprowadził samolot najprawdopodobniej autopilot. Choć równie dobrze mógł i sam pilot. Istotne jest zrozumienie przebiegu zniżania, a nie to, czy odbyło się całkowicie automatycznie, półautomatycznie, czy ręcznie. Zresztą bez zapisu z przyrządów jak to dokładnie było nie da się przesądzić.

Warto zwrócić uwagę, że piloci ustawili alarmy na radiowysokościomierzu na wysokość decyzyjną, czyli na 100 metrów, a później włączyli autopilota, który sterował ciągiem silników. Pierwsza czynność odbyła się już o 8:10, o czym świadczą poniższe zapisy ze stenogramów:

08:10:07 [Nawigator] RW, nastawniki, RW.
08:10:10 [Kapitan] 100 metrów.

Ustawianie automatu ciągu jest już bardziej skomplikowane i nie odbywa się jednym przyciskiem. Jest o tym mowa m.in. w tych fragmentach stenogramu:

08:30:01 [Nawigator] ILS niestety nie mamy. Kurs lądowania 2-5-9 ustawiony. ARK mamy przygotowane, 310/ 640, nastrojone. Piątka, szóstka, automat ciągu.
08:32:55 [Kapitan] Podchodzimy do lądowania. W przypadku nieudanego podejścia, odchodzimy w automacie.
08:34:21 [Kapitan] Automat.
08:34:22 [Mechanik] I automat włączony.
08:35:22 [Kontroler] Polski 101, i od 100 metrów być gotowym do odejścia na drugi krąg.
08:35:29 [Kapitan] Tak jest.

Zapisy te świadczą też wyraźnie o intencji kapitana, co do tego, że schodzą jedynie do 100 metrów i nie widząc ziemi są gotowi do odejścia "w automacie". Warto tu jeszcze dorzucić uwagę o tym, że Edmund Klich zwrócił uwagę, iż autopilot był włączony w samolocie niemal do ostatniej chwili. Potwierdzają to nagrania z kokpitu:

08:40:56 [Sygnał dźwiękowy] F=400 Hz. ABSU.
08:40:57 [Sygnał dźwiękowy] F=400 Hz. ABSU.

Komentarz pilota Grzegorza Pietruczuka: ABSU oznacza sygnały autopilota. Dwa pierwsze sygnały to kolejno: odłączenie kanału podłużnego autopilota (pociągnięcie za stery) oraz odłączenie kanału poprzecznego autopilota (ręczne dodanie gazu).

Dlaczego więc zeszli niżej? Bo samolot wykonał lot konturowy po opadającym zboczu wąwozu przed lotniskiem, który opadał z grubsza równolegle do ścieżki podejścia. Opadając do dna wąwozu (którego głębokość wynosi 60 metrów) samolot utrzymywał przy tym przez długie 6-7 sekund wysokość 100 metrów, o czym świadczą te słowa nawigatora:

08:40:42 [Nawigator] 100.
08:40:48 [Nawigator] 100.

Jednak za chwilę pojawiło się przeciwległe zbocze, na którym nawigator rozpoczął sławne odliczanie: 90, 80, 70 aż do 20 metrów. Co sekundę zaczyna nagle ubywać aż 10 metrów:

08:40:49 [Nawigator] 90.
08:40:50 [Nawigator] 80.
08:40:51 [Nawigator] 60.
08:40:52 [Nawigator] 50.
08:40:53 [Nawigator] 40.
08:40:54 [Nawigator] 30.
08:40:55 [Nawigator] 20.

Czyżby więc zanurkowali? Zrobili "klasycznego szczura"? Czy to byłoby możliwe bez jakiejkolwiek reakcji w kabinie czy w jej sąsiedztwie? To byłaby przecież ekspresowa winda w dół. Oczywiście, że nie. Bo to nie samolot przyspieszył zniżanie, lecz zaczął podchodzić do góry przeciwległy stok wąwozu. Autopilot podrywał już  zresztą prawdopodobnie samolot do góry. Kapitan nie mógł racjonalnie zareagować ani na to co mówi drugi pilot ("odchodzimy" przy 80 metrach), ani tym bardziej na komendę "gorizont" kontrolera. Bo musiałby prawdopodobnie przerwać.. wznoszenie (czy jego próbę), którą obserwował już pewnie na przyrządach. Szybko malejące odczyty wysokości musiały być dla kapitana zaskoczeniem, tym bardziej, że chwilę wcześniej lecieli przez dłuższy czas na 100 metrach, jakby wykonywali lot horyzontalny.

Załączam infografikę Siergieja Amielina. Ale uwaga, o ile dobrze oddaje profil terenu, to trajektoria lotu samolotu jest przybliżona.


Taka maszyna jak Tu-154 ma dużą bezwładność, więc po osiągnięciu dna wąwozu na odczytach RW samolot opadał dalej. Piloci tupolewa mówią o kilku sekundach bezwładności - 6-7, od momentu ustawienia pełnego ciągu do zauważalnej reakcji samolotu. Więc jeśli samolot opadał po ścieżce ok. 3-3.5 m/s, to te kilka sekund daje jeszcze ok. 20 metrów obniżenia. Jednakże warto zauważyć, że pierwsze zbocze wąwozu opada nieco bardziej stromo niż ścieżka podejścia, więc jeśli (auto)pilot utrzymywał na tym zboczu stałą wysokość od powierzchni, samolot musiał opadać nieco szybciej. Jeśli więc to wszystko zsumujemy (głębokość jaru + przyspieszone zniżanie + bezwładność) okaże się, że samolot utracił ok. 100 metrów wysokości. W pewnym momencie samolot znajduje się nawet 15 metrów poniżej elewacji lotniska, co przesądziło już o dalszym przebiegu tego tragicznego lotu.


Wnioski
Najważniejszy wniosek z mojej hipotezy jest taki, iż piloci zeszli poniżej wysokości decyzyjnej nieświadomie. Czyli nie złamali procedur bezpieczeństwa, o co byli posądzani przez wielu ekspertów. Bo piloci NIE lądowali, lecz zaledwie podchodzili do wysokości decyzyjnej, do czego mieli prawo, bez względu na pogodę. Stąd płynie kolejny wniosek, że być może lotnisko w Smoleńsku ma zaniżoną minimalną wysokość decyzyjną.

"Efektem ubocznym" mojej hipotezy jest to, że w łeb biorą też wszelkie teorie spiskowe o naciskch. Co jest oczywiste, bo przecież nie lądowali, więc znika w ogóle przedmiot ewentualnego nacisku. A po drugie, decyzja o zaprogramowaniu alarmów i autopilota ma miejsce o 8:10:10, czyli przed wszystkimi późniejszymi rozmowami z osobami trzecimi na temat tego, czy będą lądować czy nie lub co mają ewentualnie robić po nieudanym podejściu itd. Pierwsza taka rozmowa ma miejsce o 08:26:17 (Panie dyrektorze, wyszła mgła...).

"Do kwadratu"
Bernard

O godzinie katastrofy pisałeś wcześniej niż media. O autopilocie też przed publikacją opinii rosyjskiego pilota na ten temat. Dla mnie ciągle słabym punktem tego rozumowania jest kwestia jaru i "dziury" o której mówią piloci. Ponieważ wcześniej nie ma chyba informacji o anomaliach pogodowych, to owa dziura najprawdopodobniej dotyczy owego jaru. A jeżeli mieli świadomość istnienia tego obniżenia terenu to raczej nie mogliby ustawić autopilota na 100 metrów. pozdrawiam
filozof grecki

Ja zrozumiałem dziurę ze stenogramu jako jar. Też pomyślałem o dziurze w chmurach, ale nie zupełnie nie pasowało mi to do kontekstu. Interpretacja z ruchem powietrza na skutek przelotu nad jarem jest raczej nieco przesadzona. Znaczące ruchy powietrza występują wzdłuż bardziej pionowych zboczy. Na wszelkich schematach długość jest w mniejszej skali niż wysokość i stąd łatwo zapomnieć, że ten "jar" jest raczej płaski.
cpa

cpa

15 years 5 months temu

Nieźle się nagłówkowałeś. Mi trafia to wyjaśnienie do przekonania. Nieraz jest tak, że pomimo najwyższego kunsztu można coś przeoczyć. Tym czynnikiem był wąwóz. Ten Amielin mówił to od samego początku. Wydawało mi się mało prawdopodobne, żeby przy braku widoczności piloci zdecydowali się zejść tak nisko.
Bernard

jak działa autopilot - na jakim wysokościomierzu - radiowym, czy barycznym. Może można ustawić? Na twitterze ktoś zauważył, że autopilot mógł działąć na jednym, a odczytywane na głos mogło być z innego. Ale to powinien ktoś potwierdzić kto się zna na TUtce. Może gdzieś spotkałeś się z informacjami na ten temat?
Czarek Czerwiński

Muszę to sprawdzić, bo chyba słyszałem tę wypowiedź w telewizorze. Była bardzo oczywista - jakiś pilot mówił, że "tak ZWYKLE nazywają jakieś zjawisko pogodowe". Co nie przesądza, że tu jest mowa o jarze.
Czarek Czerwiński

To nie jest on jednak kluczowy na ogólny obraz katastrofy. Bo takie same manewry mógł wykonywać człowiek. Kluczowy jest nieszczęśliwy zbieg ścieżki podejścia z opadającym zboczem.
filozof grecki

Na tym lotnisku miały miejsce także udane lądowania lub też udane odejścia w przypadku gdy lądowanie było niemożliwe. W związku z tym pytanie: w którym momencie pilot popełnił błąd, że tym razem się nie udało?
filozof grecki

Opis dochodzenia po katastrofie pasażerskiego DC-9 w USA z 1996. Wydobywano pieczołowicie każdy fragmencik rozbitego w drobny mak samolotu - runął z dużej wysokości i uderzył w skałę znajdującą się 2 metry pod bagnem. Fragmenty wybierano z zamulonego bagna rojącego się od aligatorów, wyszukując części za pomocą specjalnych radarów. To co Rosjanie zrobili w Smoleńsku po katastrofie Tu-154 to jest pośmiewisko i potwarz.
Ewikron

pierwszy z brzegu powód: zdecydował się reprezentować państwo Polskie 7.IV. tym samym lekceważąc głowę państwa, tym samym wiedział że sprowokuje osobny lot prezydenta 10.IV. Wiedział, że prezydencka wizyta nie będzie żadnym ważnym wydarzeniem w Rosji - co potwierdzają liczne karygodne zaniedbania organizacyjne, jak i brak odpowiedniego zabezpieczenia tejże wizyty. Do momentu katastrofy ten scenariusz wpisywał się w znany już od ponad dwóch lat prześmiewczy skecz. Po katastrofie kiedy za kilka dni minie miesiąc od, trudno mi się oprzeć wrażeniu wręcz zdrady. Bo czym jak nie zdradą jest oddanie śledztwa całej inicjatywy ruskim, forsowanie stanowiska strony rosyjskiej, spowalnianie, dezinformacja, wreszcie czyszczenie pola w IPN i innych instytucjach? Patrząc na zdjęcia mankietu (1940-guziki,2010-spinki) i innych pozostałości powoli wracam do swojej pierwszej myśli: że to zrobili "nasi". z pewnością przy współudziale ruskich, teraz będąc już całkiem w ich rękach z powodów "śledztwa". Pozdrawiam
cpa

cpa

15 years 5 months temu

O tym, że pisałeś o jarze wiem i nie miałem zamiaru tego pomijać. Zresztą od Ciebie dowiedziałem się, że jest jakiś Amielin. W ogóle podoba mi się Twoje dochodzeenie do prawdy. Jest w nim coś autentycznego. No i ta odwaga w myśleniu! Skąd Ty na to bierzesz zdrowie?
Bernard

http://beholder.salon24.pl/19… Swoją drogą - Ckwadracie, kwestia prędkości (o czym pisze bloger) poziomej i pozostania na wysokości decyzyjnej 100 metrów? Czy wiesz coś więcej o tych APMach? Bo dotychczas zawsze pokazywano linie tych kiepskich świateł, które zresztą mogły w części w ogóle nie świecić. Jeśli APMy to potężne reflektory, to zapewne widzieli je i w dzień. Na żadnej symulacji w telewizji nie widziałem nigdzie informacji o tych reflektorach. pozdrawiam
Czarek Czerwiński

Bo one były 200 metrów od pasa (tak mówił pilot jaka), a zaczęli zahaczać o drzewa ponad kilometr przed pasem. Widoczność pozioma pewnie była ok. 200-400 metrów, a oni byli wtedy na poziomie elewacji lotniska, czy nawet w pewnym momencie 15 metrów poniżej pasa. Te APMy to takie wcale nie za mocne reflektory montowane na Ziłach, co widać filmiku. W mojej hipotezie oni jednak NIE LĄDUJĄ, więc APMy nie mają znaczenia. Choć zastanawiałem się swego czasu, czy nie pomylili APM-a z radiolatarnią. Bo lądowali mniej więcej na wysokości radiolatarni.
Bernard

Bo jeżeli nie lądowali, to chyba powinni miec większą? Oczywiście prawdziwe dane o prędkości itd dopiero gdy ujawnią dane techniczne ze skrzynek. Przydałyby się relacje świadków gdzie dokładnie te APMy stały w momencie katastrofy. Czy ktoś z BORu, lub polskiej obsługi z lotniska je widział. pozdrawiam
Czarek Czerwiński

Ci na wysokości 100 metrów lecą 280 km/h (czas 3:30, ale warto obejrzeć całość).
EDIT: PS. No i jest potwierdzenie w stenogramie, że prędkość 300: 08:38:37 [drugi pilot] I redukuję 300.
Bernard

Ciasnawo tam w kabinie. Wylądowali z prędkością 250 km/h. Opadali z prędkością 4,90 m/s (3:35) do 3,50 m/s (3:59). A w 3:23 - mechanizacja skrzydła. pozdrawiam
Domyślny avatar

kryska

15 years 5 months temu

a ten ZRZUT w jez. rosyjskim? nasi piloci sie zastanawiali co to jest jak to wszystko analizuje to coraz bardziej czarno to widzę
Bernard

Oczywiście bez znajomości parametrów samolotu z czarnych skrzynek nie można niczego powiedzieć na 100%. Myślę, że przydałaby się jakiś wywiad z pilotem/mechanikiem TU154. Ale. To naprawdę jest spójna hipoteza. Mam parę pytać, czy spostrzeżeń, na które odpowiedzi mogłyby ją zweryfikować. Czy na podstawie stenogramów można potwierdzić że autopilot był nastawiony na 100 metrów (i nie zmieniany) i wyłączony dopiero w ostanim momencie? Wydaje się, że tak właśnie jest w stenogramach, przynajmniej w tej części czytelnej. Rozstrzygnąć ostatecznie to mogą tylko parametry z czarnych skrzynek. Klich wypowiadał się o autopilocie i wynikało, że dopiero w ostatniej chwili został wyłączony. Wiedzieć mógł to tylko na podstawie parametrów lotu. Przydałaby się wypowiedź kogoś znającego TU 154M, i autopilota. Czy faktycznie tak by się zachował w tych warunkach. Cały czas pozostaje kwestia komend z wieży np. kwestia odległości od pasa i informacji z wieży.
Czarek Czerwiński

To ja się do niego nie przywiązuję, jak w pierwszej wersji mojej hipotezy. To był tylko pierwszy przebłysk. Chodzi mi generalnie o zbieg ścieżki podejścia z opadającym zboczem. I to dokładnie na wysokości decyzyjnej!!! A to, kto wykonuje manewry, czy pilot, czy autopilot, nie ma większego znaczenia na PRZEBIEG katastrofy. Na przyczyny pewnie tak, ale przebieg będzie w obu przypadkach podobny.
Bernard

Ostatni akapit rozmowy z Pietrzakiem:

"Czy można powiedzieć, że gdyby piloci zadziałali zgodnie ze wskazaniami TAWS, który na wysokości 100 m nakazywał przerwanie schodzenia, uniknęliby katastrofy?

Przypominam, że TAWS włączył się na wysokości 400 m (komenda "terrain ahead"), co jest bardzo dziwne. Powinien włączyć się na wysokości około 150 m. To jest zależne od konfiguracji, prędkości zniżania etc., ale na pewno to, że włączył się na 400 m, nie było prawidłowe. "

Czarek Czerwiński

Informacje z wieży czy raczej ich brak w krytycznym momencie, gdy już zeszli ze ścieżki i schodzili do jaru, jak najbardziej mogły być dodatkowym czynnikiem, który spowodował taki a nie inny lot. Wygląda na to, że kontroler się spóźnił z komendą "gorizont". Pytanie, czy dysponował odpowiednim sprzętem, żeby dać tę komendę wcześniej. Wiem, że nie miał PAR-a, ale co dokładnie miał, w jakim to było stanie, oficjalnie nie wiadomo.