Minister spraw wewnętrznych Polski(?), Jerzy Miller w najbliższą niedzielę leci do Moskwy po dokumenty zawierające wyniki dotychczasowego przebiegu śledztwa w sprawie okoliczności wyjaśniania katastrofy samolotu pod Smoleńskiem. Nie wiem właściwie po co nam te dokumenty skoro formalny rzecznik prasowy rosyjskiej Komisji Do Spraw Zbadania Winy Polskich Pilotów - Edmund Klich - , podczas kilkudniowego tournee jakie w tym tygodniu odbył po polskich mediach jasno określił że wina polskich pilotów jest bezsporna i trudna do wyobrażenia.
Czy wśród tych "dokumentów", które do Polski przywiezie Jerzy Miller będą zapisy ze słynnych czarnych skrzynek - tego nie wiem. Ale za to wiem, jak te zapisy mogą wyglądać w sytuacji gdy wszystkie te skrzynki (nawet ta zamontowana na Tupolewie przez Polaków!!!) przez kilka tygodni znajdowała się w rękach Rosjan.
Moim zdaniem komunikat o zawartości czarnych skrzynek będzie brzmiał tak:
"Według zapisów odtworzonych na podstawie odczytów czarnych skrzynek znalezionych po katastrofie polskiego Tupolewa lecącego na uroczyste obchody mordu katyńskiego, wynika bezspornie że przyczyną katastrofy była szaleńcza brawura i kompletny brak umiejętności polskich pilotów, połączona z naciskami jakie na pilotów dokonywały: piąta, szósta, siódma i kolejne osoby w kokpicie. Dane personalne kolejnych osób w kokpicie będą podawane do publicznej wiadomości sukcesywnie, w zależności od rozwoju kampanii prezydenckiej w Polsce."
Czarne skrzynki polskiego Tupolewa
***********************************
Zapis z czarnych skrzynek
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1014 widoków
Nygusie, cóż pozostało
Rzepko, najgorsza jest ta bezsilność spowodowana tym że...
Plakat
A póki co będziemy mijać takie oto "ODWAŻNE" jak to napisała "GWn-a" plakaty:
http://wyborcza.pl/1,75248,79…
jesli zapisy z czarnych skrzynek
@C2 - Kiedy byłem małym chłopcem (Hej!), to z powodu ...
braku dostępu do oryginalnych płyt zachodnich wykonawców bazowałem na tym co udało mi się "upolować" w radio. Najczęściej była to "Trójka" a konkretnie audycję Piotra Kaczkowskiego. Całą tą upolowaną muzykę skrzętnie nagrywałem na szpulowych taśmach marki "Stilon Gorzów" bądź okazjonalnie (jeśli tylko dane mi było to szczęście znaleźć się w odpowiedniej chwili, w odpowiednim miejscu) enerdowskiej "Orwo".
Ale przecież i te taśmy były w tym najlepszym z ustrojów towarem deficytowym, więc raz na jakiś czas musiałem dokonywać bolesnej selekcji negatywnej i rzeczy bądź to mniej wartościowe muzycznie, bądź już osłuchane do znudzenia szły na odstrzał, czyli były "przykrywane" rzeczami z nowych audycji za pomocą przycisku "Rec.".
To młodzieńcze doświadczenie z zapisem magnetycznym daję mi pewne pojęcie o tym jak przy pomocy dokładnego stopera, licznika taśmy i odpowiedniego sygnału elektromagnetycznego stworzyć zupełnie nową jakość w znanym już zapisie.
Ja wiem że technologia poszła bardzo do przodu i że teraz to już nie są nożyczki i przylepiec, ale to przecież tylko technologia! Sama idea pozostaję dokładnie taka sama jak z czasów wałków Edisona!
Ewentualny argument że taka ingerencja pozostawia jakiś ślad od razu postaram się zbić takim argumentem: kiedy w początkach lat 80-tych pojawiła się na rynku płyta CD, dowiedziałem się wtedy z jakiegoś źródła że tą technologię udostępniła do zastosowań cywilnych amerykańska armia. Wtedy byłem zapisem cyfrowym zupełnie oczarowany (zupełnie inaczej niż dzisiaj! - coraz częściej wracam do swoich winyli! ) i pamiętam jakie mi wtedy myśli chodziły po głowie. To było mniej więcej coś takiego:
- Boże drogi! - skoro oni oddali nam takie fajne zabawki, to co muszą mieć w zamian dzisiaj!!! Ani Ty, ani tym bardziej ja nie znamy ich zabawek. Jedno wiem: na pewno je mają i umieją ich użyć!
Myślę tak samo
Filozofie, to nie tylko wspomnienia! Ja mam nawet jeszcze ten
swój "szpulak" i kilka taśm z tamtych czasów z nagranymi na nie audycjami z lat siedemdziesiątych. Wszystko na chodzie, wyczyszczone, naoliwione, lśniące i działające jak za dawnych czasów.
Ostatnio sobie wydębiłem od znajomej i odrestaurowałem klasycznego "Bernarda" w drewnianej obudowie (to taki gramofon z łódzkiej Foniki z wczesnych lat siedemdziesiątych - Rolse Royce wśród peerelowskich gramofonów: drewniana obudowa, miękkie zawieszenie, stroboskop, elektroniczna kontrola obrotów itp). Teraz stoi sobie w mojej muzycznej dziupli i wygląda jak marzenie - "wczesny Gierek" jak nowy!
A po wymianie kabli, silnika, paska i wkładki z igłą gra jak jakiś Thorens za kilkadziesiąt tysięcy. Wszystko do kupy kosztowało mnie flaszkę dobrego wina i kilkadziesiąt złotych. No i troszkę miłości oczywiście...
Klich kłamie, będąc manipulowanym
dokładnie tak