Prof. Krystyna Pawłowicz w KoLibrze o micie wolności gospodarczej

Przez Blogpress , 03/02/2015 [07:12]
IMG_2037m

Pojęcie „wolność gospodarcza” jest nadużywane i błędnie rozumiane. Należy zastępować je innymi, konkretnymi określeniami. W Polsce po 1988 roku była możliwość rozwoju mechanizmów wolnego rynku, które doprowadziłby do wytworzenia klasy średniej, ale proces ten zatrzymano ze względu na przyjęcie odgórnie narzuconych reguł UE. Unia tłamsi swobodę przedsiębiorczości, a niejednoznaczne przepisy uniemożliwiają ochronę wolności prowadzenia działalności gospodarczej. Polska potrzebuje nowej „ustawy Wilczka”, która umożliwi ponowny rozwój rodzimego biznesu - takie były główne tezy wykładu specjalistki od prawa gospodarczego, poseł na Sejm RP prof. Krystyny Pawłowicz, wygłoszonego w styczniu w ramach spotkań Stowarzyszenia KoLiber.

Prelegentka rozpoczęła od kilku zdań dotyczących głośnej ostatnio sprawy tzw. „afery sałatkowej”, którą główne media usiłowały przykryć przesłuchanie prezydenta Bronisława Komorowskiego w sprawie afery marszałkowej.

„Z nauki człowiek przyszedł i nie wiedziałam, że to jest takie bagno. Ja nawet tego Palikota nie będę do sądu podawała, bo to jest zniżanie się do jego poziomu” - skomentowała prof. Pawłowicz.

Przechodząc do głównego tematu spotkania, zajęła się aspektem teoretycznym tytułowego zagadnienia.

„Wolność, równość i braterstwo to hasła rewolucji francuskiej, które weszły jako mity do życia społecznego. Czy ktoś np. widział w przyrodzie dwie rzeczy równe? Przyroda funkcjonuje w oparciu o nierówność. Nawet w niebie są hierarchie. Bóg niczego nie stworzył równego, a definicje równości z lewackich ustaw unijnych są piętrowe, zajmują 3/4 strony. Te hasła miały w rzeczywistości ułatwić mordowanie drugich. Tak samo jest z wolnością. Człowiek zawsze był ograniczony przyrodą, powierzchnią, własnymi siłami. Wolność gospodarcza to jest postulat polityczno-społeczno-gospodarczy, który w istocie można rozumieć jedynie jako zwiększenie zakresu samodzielnych decyzji” - rozpoczęła swój wykład.

„Hasła wolności gospodarczej w Polsce były szczególnie popularne u schyłku PRL. W 1988 roku powstała ustawa o działalności gospodarczej słynnego Wilczka zakładająca, że wszystko, co nie jest zabronione, jest dozwolone. Ona najpełniej realizowała postulaty stworzenia podstaw pod prywatną działalność gospodarczą. Wtedy komuna się uwłaszczała na majątku państwowym. Dyrektor, działacz ZMS lub milicjant zakładali spółki z żoną i od razu zdobywali monopol na rynku. Komuniści tę ustawę stworzyli dla siebie. W oparciu o nią wzbogacili się Bagsik i Gąsiorowski, ale oprócz tego ta ustawa umożliwiła inicjatywę społeczną, prywatną przedsiębiorczość. W oparciu o tę ustawę rozwinął się prywatny handel. Wtedy hasło wolności gospodarczej, rozumiane jako stworzenie swobód pod w miarę swobodną działalność gospodarczą, się udało” - podkreślała.

„Po okresie PRL, gdzie można było mówić jedynie o zwiększaniu samodzielności przedsiębiorstw państwowych, bo one były tylko ideologicznie dopuszczone, pojawiła się przedsiębiorczość. I to by się udało, gdyby nie pomysł, że musimy ze strachu przed Rosją związać się z Unią Europejską i gdyby nie zawarto układu stowarzyszeniowego ze Wspólnotami Europejskimi. Na pewno bylibyśmy w innym kraju. Musiałyby nastąpić procesy prywatyzacyjne i ta wolność, możliwość zarobkowania miałaby swoje materialne podstawy. Musiałoby dojść do podziału i prywatyzacji przedsiębiorstw. Polska gospodarka, polska przedsiębiorczość stanęłaby na nogi, stworzono by polską klasę średnią. Byliby uwłaszczeni komuniści, ale wzbogaciłaby się też cała ogromna część ludzi, którzy zaczęli prowadzić drobne interesy” - kontynuowała prelegentka.

„Dyskusje o wolności gospodarczej wyciszono z chwilą zawarcia układu stowarzyszeniowego ze WE, który oznaczał skręt w lewo, ponowną centralizację. To, co było korzystne dla Polski porzuciliśmy na rzecz tego, co nam Unia dyktowała, a UE wcale nie jest zorganizowana wedle reguł wolności gospodarczej, w ogóle nie posługuje się pojęciem „wolność”, dlatego, że jest to pojęcie właściwe jedynie człowiekowi i polska Konstytucja przypisuje wolność tylko człowiekowi i obywatelowi” - zaakcentowała.

„Przyłączenie do UE musiało oznaczać zaakceptowanie logiki Unii, której celem jest stworzenie jednolitego obszaru wszystkich państw członkowskich, a to oznacza, że głównym punktem odniesienia jest interes Wspólnoty. Układ stowarzyszeniowy oznaczał harmonizację, dostosowanie organizacji państwa polskiego do reguł działania Wspólnoty. Cały wysiłek Polski na rzecz członkostwa w UE oznaczał odsuwanie pojęcia wolności gospodarczej, ponieważ UE funkcjonuje w oparciu o centralne decyzje. Państwa, które się przyłączają, muszą oddać swoje kompetencje na rzecz Brukseli. Kolejnymi traktatami Polska oddała ponad 90% decyzji w obszarze gospodarki i w tej chwili zajmuje się głównie rozdysponowywaniem unijnych środków, ale nie prowadzi już własnej polityki gospodarczej” - mówiła dalej.

IMG_2009m

„Unia ma zdefiniowane praktycznie wszystko. Jak zapisałam się do Sejmowej Komisji ds. UE, rozpatrywaliśmy kwestię choroby niebieskiego podniebienia u bydła. Pani Pomaska była oburzona tym, że dopytywałam o to, co nas to właściwie obchodzi. Zobaczcie czym ta komisja się zajmuje, jakim językiem to jest pisane. Ci urzędnicy muszą tworzyć podstawy swojego działania, definicje czekolady, muzykę i kafelki dla świń, pazurki u kur pomalowane itd. Ci urzędnicy nie mają pojęcia o niczym, ponieważ tam dobór też jest lewy” - podkreślała.

„Traktat akcesyjny przyłączył Polskę do tego molocha regulacji, gdzie organy unijne głęboko ingerują w najdrobniejsze dziedziny życia. Jeśli ktoś się kiedyś zgłaszał po środki unijne, to wie, że niewłaściwy kolor długopisu może spowodować problem. Od chwili członkostwa Polski w UE mamy dualizm prawny. Z jednej strony obowiązują polskie regulacje, a z drugiej autonomiczne prawo unijne, które nawet nie jest ogłaszane w dzienniku ustaw i bardzo często podważa podstawową logikę funkcjonowania państwa. Posługuje się ono inną siatką pojęciową, innymi procedurami” - kontynuowała prof. Pawłowicz.

„Unia posługuje się pojęciem „swobody” zamiast „wolności”, co jest zupełnie innym zjawiskiem. Swoboda ma charakter transgraniczny, stosuje się ją w relacjach między państwami. Dotyczy nie tylko człowieka, ale każdej konstrukcji, wszystkiego, co zarobkuje lub produkuje na rynek. To może być podmiot państwowy. Wolność zaś nie może być związana z instytucjami publicznymi” - wyjaśniała.

Następnie wskazywała, że mamy w prawie bałagan w kwestii definicji podstawowych pojęć ekonomicznych takich jak przedsiębiorca czy działalność gospodarcza, a dodatkowo ten aspekt skomplikował się po akcesji do UE.

„Są różne definicje przedsiębiorcy. Ekonomiczna uznaje za przedsiębiorcę tego, kto we własnym imieniu, samodzielnie, na własny koszt i na własne ryzyko podejmuje działalność gospodarczą. W tym znaczeniu dzierżawca będzie przedsiębiorcą. Na gruncie prawnym jest wiele definicji. W każdej ustawie jest to definiowane inaczej” - zaznaczała.

Mówiła dalej, że np. w ustawie o swobodzie prowadzenia działalności gospodarczej mamy wąską definicję przedsiębiorcy. Ustawa o ochronie konkurencji i konsumentów poszerza ją o instytucje, które organizują i świadczą usługi publiczne, co idzie w ślad za regulacjami UE. W przepisach podatkowych natomiast rozumie się przedsiębiorcę jeszcze szerzej, określając to tak, jak wygodniej jest ściągać należności.

„Po wejściu do UE pojawiło się szereg ustaw takich jak ustawa o przejrzystości stosunków między przedsiębiorstwami publicznymi, a państwem, ustawa o warunkach wykonywania pomocy publicznej, ustawa o zasadach prowadzenia polityki rozwoju. Pojęcie „przedsiębiorca” definiowane jest w nich w sposób naruszający podstawowe zasady. Pisze się, że pojęcie to rozumie się tak, jak mówią traktaty, a traktaty nie mówią nic. W traktatach nie ma słowa „przedsiębiorca”. Tam jest większy bałagan. Tam np. spółdzielnie zalicza się do spółek. Ludzie są ofiarami tej absolutnej dowolności. UE posługuje się pojęciem „przedsiębiorstwa”, a nie „przedsiębiorcy” i tam nawet urząd państwowy jest traktowany jak przedsiębiorstwo” - kontynuowała.

IMG_2005m

Zaznaczała, że pod członkostwo w UE napisano nową ustawę o swobodzie działalności gospodarczej, w której ustawodawca zmienił sens i zakres podmiotowy konstytucyjnego pojęcia „przedsiębiorca”. Dodawała, że dochodzi do sytuacji, w której spółki Skarbu Państwa powołują się na zasadę wolności gospodarczej, co jest błędem, bo mogą się na nią powoływać tylko podmioty prywatne lub z przewagą podmiotów prywatnych we wszystkich organach. Podała przykład sporu o ustawę kominową, gdy prezesi państwowych firm zaskarżyli do Trybunału Konstytucyjnego przepisy ograniczające ich zarobki. TK orzekł, że prowadzenie działalności gospodarczej w oparciu o majątek publiczny i w ramach realizacji celu zakreślonego przez ministra nie czyni z tych instytucji przedsiębiorcy.

Następnie prelegentka opowiedziała o sporze dotyczącym definiowania działalności gospodarczej, zwracając uwagę na kwestię organizacji pozarządowych, które mogą ją prowadzić z przeznaczeniem zarobionych środków na cele statutowe. Podkreślała, że te podmioty także nie mogą powoływać się na wolność gospodarczą, gdyż nie są nastawione na zysk, a ich zadaniem jest działalność społeczna. Kolejną poruszoną kwestią była sprawa gwarancji ochrony wolności gospodarczej. Zgodnie z Konstytucją ograniczenie jest możliwe na drodze ustawy, do której uchwalenia potrzebna jest zwykła większość.

„To nie jest żadna gwarancja. Mówi się, że ograniczenia nie mogą naruszać istoty wolności i praw. Kiedy uchwalono Konstytucję, pytałam się prof. Lecha Garlickiego, który był sędzią TK o to, co to znaczy „istota wolności i praw”? Nikt tego nie wiedział. Kiedy właściciele lokali zaskarżyli ustawę nakładającą administracyjnie wysokość czynszów, co powodowało, że musieli oni dopłacać do tego interesu, TK zdefiniował tę istotę uznając, że jest coś takiego jak jądro czyli właśnie istota wolności i praw, czyli coś czego nie wolno naruszyć i reszta czyli otoczka, którą naruszać można. Jakby to przenieść na grunt swobody poruszania się, to można powiedzieć, że przyczepienie za jedną rękę to jeszcze nie jest naruszenie istoty wolności, ale już przyczepienie obu rąk i nóg ją narusza. To jest konstytucyjne otworzenie drogi do naruszeń ustawowych” - zaakcentowała prelegentka.

Mówiła również, że wielkim skandalem jest kształt art. 90. Konstytucji, umożliwiający przekazywanie przez Polskę kompetencji władz centralnych organom międzynarodowym. Na podstawie tego przepisu nasz kraj oddaje kompetencje organom unijnym.

„UE dzieli kompetencje na wyłączne, dzielone i koordynowane. Jako kompetencje wyłączne przekazaliśmy jej m.in. kwestie unii celnej, ustalania reguł konkurencji dla funkcjonowania rynku wewnętrznego, zachowania morskich obszarów biologicznych czy wspólnej polityki handlowej. Gdybyśmy byli w obszarze euro przekazana byłaby także polityka pieniężna. Komorowski już miał przygotowany projekt wykreślający z Konstytucji zapisy o NBP i podporządkowujący nas Europejskiemu Bankowi Centralnemu. W ramach dzielonych kompetencji są m.in. polityka społeczna, spójność gospodarcza, rolnictwo, środowisko naturalne, transport, energia, bezpieczeństwo, a w ramach koordynowanych: ochrona i poprawa zdrowia, przemysł, kultura, turystyka, sport, ochrona ludności, współpraca administracyjna” - mówiła dalej.

„W ogóle jak można coś takiego wpisać do konstytucji?! To umożliwia przekazanie kompetencji nie tylko UE, ale jak przyjdą ludziki, piąta kolumna i powiedzą, że Rosjanom mamy przekazać kompetencje, to też będzie możliwe” - podkreślała.

IMG_2016m

„Unia jest de facto wielką spółką biznesową rekinów, które kolonizują mniejsze państwa. My się mamy zgodzić na wszystko, co oni robią, również z polskimi przedsiębiorcami, a kasują równo. W sprawie stoczni Komisja Europejska doprowadziła do takiego ich podzielenia, aby niemożliwe było odtworzenie polskiego przemysłu stoczniowego. Unia nakłada kwoty mleczne. Każe płacić za nadprodukcję. Nawet za komuny tak nie było. Nie dość, że traktaty wchodzą do systemu prawa przed prawem polskim, to całe prawo unijne rości sobie taki status, a Unia rozumie pojęcie prawa bardzo szeroko. Wchodzi w jego skład orzecznictwo sądowe, które zakłada np., że prawem obowiązującym w UE jest aktualny system wartości. Ministrowie posługują się wobec przedsiębiorców wytycznymi UE. Nie ma w polskim systemie źródeł prawa powszechnie obowiązującego wytycznych jako źródła prawa. To jest oczywiste naruszenie Konstytucji, ale co z tego jeśli UE karze. Polacy zgodzili się na obalenie przez Unię naszej Konstytucji” - podsumowywała swój wykład.

W dyskusji pojawiło się wiele wątków, zarówno związanych z tematem spotkania, jak i od niego odbiegających. Jeden z pytających zwracał uwagę na podpisanie Traktatu Lizbońskiego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pytał, co w czasie swoich rządów PiS zrobiło, aby zmienić wadliwy stan prawny, o którym mówiła prelegentka.

„Lech Kaczyński blokował Traktat Lizboński tak długo jak mógł. Czekał na referendum irlandzkie. Wywalczył przyłączenie się do protokołu brytyjskiego, który wyłączył obowiązywanie Karty Praw Podstawowych i pozwolił nam nie wprowadzać tych szaleństw obyczajowych. Dzięki temu bronimy się m.in. przed związkami partnerskimi. Dzięki Kaczyńskiemu odwleczono do 2017 roku sposób głosowania niekorzystny dla Polski. Wszyscy dookoła podpisali, a on ratował, co mógł” - odpowiadała prof. Pawłowicz.

„Kiedy PiS rządził mieliśmy bojkot ze strony urzędników. Ja wtedy pracowałam na Uniwersytecie i pisałam ekspertyzy, w których udowadniałam, że mają oni obowiązek słuchać poleceń premiera. Liczne ustawy były również uchylane przez Trybunał Konstytucyjny. Mimo to za rządów PiS udało się np. obniżyć podatki” - podkreślała.

Dopytywana o niechęć do określenia „wolność gospodarcza”, prelegentka zaznaczała, że chodzi jej o to, aby nie używać pojęć-wytrychów, które nic nie znaczą. Jej zdaniem lepiej jest mówić o zwiększeniu zakresu samodzielnych decyzji.

„Program PiS z lutego 2014 roku położył nacisk na ożywienie samodzielnego działania. Państwo nie da zatrudnienia, a obcy przyjeżdżają po to, by skasować polską konkurencję. Bez ożywienia działalności gospodarczej, bez ustawy na wzór Wilczka nic z nas nie zostanie. Nikt nie wróci. Ja jestem jak najbardziej za tym” - zaakcentowała.

IMG_2044m

Zaznaczyła jednak, że proces deregulacji musi być bardzo głęboko przemyślany. Podała przykłady nadużyć administratorów nieruchomości wobec starych ludzi, którzy nie są w stanie ich sprawdzać czy niemieckich przewodników opowiadających w Gdańsku i Wrocławiu swoją wersję historii. Odnosząc się do zawodów prawniczych, stwierdziła, że jeszcze 15 lat temu były tam zamknięte klany, ale w tej chwili mamy nadmiar aplikantów, którzy są bezrobotni lub pracują poza zawodem.

Kolejne pytanie, zadane przez byłego prezesa Stowarzyszenia KoLiber Adama Kondrakiewicza, dotyczyło tego, jak należy poprawnie rozumieć pojęcie „społecznej gospodarki rynkowej”: na wzór niemiecki jako gospodarkę obywatelską czy zgodnie z orzeczeniem TK zakładającym ingerencję państwa.

„To pojęcie pochodzi z Niemiec. Jest rozumiane jako gospodarka rynkowa z silnym dystrybucjonizmem. W Szwecji doprowadzono to do szaleństwa i człowieka oduczono ról. Orzeczenie TK to jest orzeczenie tego składu. Ja tego nie przyjmuję. To było godzenie tradycji polskiej, w której jest udział państwa, niekiedy wręcz przymusowy, bo np. po I wojnie światowej 30% dochodu narodowego dawał przemysł państwowy z mienia pozaborczego. Uważano, że biorąc pod uwagę rolę związków zawodowych i istnienie przedsiębiorstw państwowych, to będzie dobrze brzmiało. Jest to trochę „centralizm demokratyczny” lub „woda ognista” i ten przepis ma charakter ideologiczny, pozwala na dowolne interpretacje. Gdyby Janusz Korwin-Mikke był w TK podkreślałby, że mamy gospodarkę rynkową, a ten skład obecny, który jest bardziej lewacki będzie podkreślał aspekt społeczny. To jest dla każdego coś miłego. Ja bym to interpretowała tak, że gospodarka jest oparta o własność prywatną, ale np. z nauki społecznej Kościoła trzeba wywodzić zasadę solidaryzmu społecznego wobec ludzi chorych czy wdów. Tylko redystrybucja nie może zarżnąć kury znoszącej złote jajka. Aspekt socjalny nie może zdusić rynkowego charakteru i przedsiębiorczości prywatnej” - podkreślała.

Odnosząc się do pytania o przyszłość UE i możliwe wyjście Wielkiej Brytanii z jej struktur, prelegentka powiedziała, że gdyby to od niej zależało, Polski w 5 minut nie byłoby w Unii, ale musimy pamiętać o tym, że nasz kraj ma zupełnie inne położenie i wpływy, niż Wielka Brytania. Dodała, że być może to właśnie Brytyjczykom zawdzięczać będziemy wolność i, że trzyma kciuki, aby wyszli oni z UE rozpoczynając proces jej rozpadu. Następny pytający chciał poznać zdanie prof. Pawłowicz na temat możliwości przekształcenia własnościowego kopalń poprzez akcjonariat pracowniczy.

„Jest ustawa z 1990 roku o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych i tam wpisywano możliwość akcjonariatu pracowniczego lub obywatelskiego. Tylko, że niestety władze wcale nie są zainteresowane tym, żeby oddać przedsiębiorstwa pracownikom. Najpierw odbudowują, a potem doprowadzają podatkiem do upadku i oddają za grosze inwestorom, którzy po 3 latach pakietu socjalnego zabierają maszyny. Jestem za tym, żeby to państwo oddało. Niech pracownicy poczują się właścicielami. Człowiek, który pracuje u siebie pracuje z poświęceniem. Jeśli ma pracować na milionowe odprawy członków zarządu, to się wścieka. To jest w programie PiS, ale opozycja ma bardzo ograniczone możliwości. My nie mamy dostępu do niczego w tej chwili” - odpowiedziała.

Odnosząc się do kwestii prawa podatkowego, wskazywała, że jest ono tak wieloznaczne, że można je dowolnie tłumaczyć, a pomysł wytycznych ministra dotyczących tego, jak je interpretować jest sprzeczny z konstytucją. Dodała, że największym naruszycielem praw przedsiębiorców w Polsce są minister finansów i urzędy skarbowe. Prof. Pawłowicz została również poproszona o komentarz do działalności środowiska Janusza Korwin-Mikkego.

„Korwin-Mikke się obudowuje kółkiem wzajemnej adoracji, ale to co on proponuje jest nierealne. Zapytałam go kiedyś czy jakby zobaczył osobę umierającą pod płotem, to by pomógł i powiedział, że nie. Moim zdaniem to jest obowiązek wobec drugiego człowieka, ale on chyba nie ma serca. Jak poprosiłam go o to, by mi podarował znaczek UPR, kazał mi zapłacić 100 zł, a znaczek szybko się złamał” - opowiadała prelegentka.

Na zakończenie spotkania prof. Pawłowicz, która wielokrotnie gościła w Stowarzyszeniu KoLiber (szczególnie w pierwszych latach jego działalności), otrzymała od organizatorów przygotowany na 15-lecie Stowarzyszenia znaczek KoLibra z życzeniami, aby posłużył dłużej niż wspominany gadżet UPR.

Relacja: Piotr Mazurek, Margotte i Bernard IMG_2056m IMG_2053m IMG_2034m IMG_2079m IMG_2064m IMG_2089m
Slavus

Slavus

10 years 9 months temu

Temat szeroki i głęboki, myślałem, że kolejna socjalistka patriotyczna swoje teorie spiskowe wygłosi... Pani profesor wyjęła mi z ust ok. 80 % argumentów, bo jestem klasycznym prawicowcem konserwatywno-liberalnym. Problem w tych 20 % :) Gratulacje dla Kolibra za zaproszenie tej prelegentki. To się nazywa prawdziwa debata publiczna!
PiotrKraczkowski

Wypowiedzi pani Pawłowicz świadczą o ignorancji i niekompetencji. Pani Pawłowicz sama sobie przeczy: z jednej strony twierdzi, że UE narzuca wszystkim krajom członkowskim te same przepisy i pozbawia je tym możliwości rozkwitu przedsiębiorczości oraz prowadzenia polityki, a z drugiej strony wg niej państwa-rekiny mają wielką przedsiębiorczość i prowadzą politykę gospodarczą posiadając te same przepisy co Polska. ___Prawdą jest oczywiście, że UE wprowadziła standardy techniczne i prawne, ale to tylko ułatwia życie przedsiębiorcom: łatwiej jest rozwijać przedsiębiorczość, jeżeli kraje UE mają ten sam rozstaw szyn oraz te same gniazdka do prądu, a ważne w handlu zagranicznym przepisy są te same dla państw UE, bo eksporter z np. Litwy łatwiej może wtedy eksportować do wszystkich państw UE. Gdyby każdy kraj miał inne przepisy, to musiałby opłacać kilku prawników, a tak, to wystarczy by znał przepisy swego kraju i wiedział, że Portugalia, Francja, Hiszpania, RFN, Belgia mają te same. ___Wyjątkowo wręcz głupie są jej wywody, jak to UE uniemożliwia swymi przepisami politykę gospodarczą. Studiowałem ekonomię w RFN i żyję w RFN od 1987r. i mogę zaświadczyć, że stosując te same unijne przepisy RFN prowadzi bardzo mądrą, rozbudowaną, znakomitą politykę gospodarczą, dzięki której jej rzekomo zaduszane przepisami UE miliony małych przedsiębiorstw wygospodarowały w 2013r. większą nadwyżkę w handlu zagranicznym niż Chiny (w 2014 zapewne także?). RFN ma ok. 80 mln. mieszkańców, a Chiny ok. 1,4 miliarda. Jeśli ktoś jest już totalnym ignorantem, to może uwierzyć, że te rodzinne niemieckie firmy wyeksportowały tak dużo pomimo zaduszenia przepisami UE i brakiem polityki gospodarczej, ale wtedy wychodziłoby na to, że bez przepisów UE wyeksportowałyby więcej niż cały świat. ___Trudno wybrać, która brednia pani Pawłowicz jest największa, ale dodam, że te przepisy, które tak krytykuje: "Ci urzędnicy muszą tworzyć podstawy swojego działania, definicje czekolady, muzykę i kafelki dla świń, pazurki u kur pomalowane itd." powstają w większości przypadków na żądanie związków przedsiębiorców, np. ten słynny przepis o krzywiźnie ogórka nie wymyślili urzędnicy UE, lecz przedsiębiorcy, którym krzywe ogórki utrudniały ich pakowanie do skrzynek - to cała tajemnica. Jeśli chcemy kupować konkurencyjne produkty z np. Portugalii, to jeśli urzędnicy nie narzucą pewnych standardów bezpieczeństwa i kontroli, to urządzenia techniczne, żywność, środki medyczne, pojazdy itp. itd. będą nas po prostu zabijać. ___Dodam, że Korea Płd. dogoniła i przegoniła Zachód w ciągu 30 lat olbrzymiego przyspieszenia, ale w tym czasie miała bardzo dużo biurokracji i przepisów, np. otwarcie nowej fabryki wymagało ponad 200 pozwoleń wydawanych niekiedy przez 180 różnych instytucji i urzędów. Prawo podatkowe RFN jest tak rozbudowane i skomplikowane, że połowa światowej literatury naukowej o podatkach jest pisana po niemiecku - mimo to RFN jest potęgą gospodarczą. Rzecz bowiem nie polega na ilości przepisów, choć oczywiście im mniej tym lepiej, lecz w ich sensowności, w ich jakości. ___Jako prawnik pani Pawłowicz nie rozumie, że problemy mają swe ważniejsze i mniej ważne elementy i przy pomocy demagogicznych przykładów podważa podstawową dla prawa myśl o "jądrze" - Pawłowicz: "TK zdefiniował tę istotę uznając, że jest coś takiego jak jądro czyli właśnie istota wolności i praw, czyli coś czego nie wolno naruszyć i reszta czyli otoczka, którą naruszać można" - skoro pani Pawłowicz tego nie rozumie, tzn. że nie powinna się zajmować prawem, bo to dla niej za trudne. ___Jak można w Polsce po 25 latach nie wiedzieć czym jest "społeczna gospodarka rynkowa"? Tam ktoś pytał: **jak należy poprawnie rozumieć pojęcie „społecznej gospodarki rynkowej”: na wzór niemiecki jako gospodarkę obywatelską czy zgodnie z orzeczeniem TK zakładającym ingerencję państwa** Przecież w RFN nie ma żadnej "gospodarki obywtelskiej", lecz "społeczna gospodarka rynkowa", czyli gospodarka wolnorynkowa ograniczana w pewnym minimalnym zakresie przez przepisy prawa, np. ustawy antymonopolowe, przez posługującą się też prawem politykę gospodarczą, np. modernizacja infrastruktury, wspieranie nowoczesnych przemysłów i nauki/szkolnictwa, oraz polityka socjalna zmniejszająca nadmierne nierówności oraz gwarantująca minimum życiowe i uczestnictwo w demokracji. Twierdzenie pani Pawłowicz o "społecznej gospodarce rynkowej" w RFN: "To pojęcie pochodzi z Niemiec. Jest rozumiane jako gospodarka rynkowa z silnym dystrybucjonizmem." także dowodzi jej ingnorancji, bo "dystrybucja" jest celem tylko polityki socjalnej, która nie wyczerpuje ingerencji państwa RFN w teoretyczną gospodarkę wolnorynkową, co czyni gospodarkę rynkową w ogóle możliwą w praktyce. ___Pomoc netto z UE zwiększa budżet polskiego rządu o ponad 8% - to bardzo, bardzo dużo.
andruch2001

Zbyt łatwo szafujesz pan pojęciami takimi jak ignorancja czy niekompetencja . Twierdzi pan , że od dawna nie nie mieszka w Polsce tylko w niemczech stąd taki a nie inny punkt widzenia , ten zaś jak podpowiada przysłowie - zależy także i od punktu siedzenia. A może tak panie Peter Kraczkowski przeniesie pan swoją firmę do Polski i tu pokaże jaki z pana mistrz ekonomi i znawca prawa unijnego. Zapraszamy do naszego "vaterlandu"
PiotrKraczkowski

Nie podważa pan mojej wypowiedzi argumentem, wykazaniem, że się mylę, lecz tylko zarzutem personalnym. Skoro jednak wg pana nie mam racji, bo "mieszkam w niemczech", to wg mnie 2+2=4, z czego wynika, że wg pana 2+2 nie równa się 4. Jak mam jednak dyskutować z kimś, kto uważa, że 2+2 nie równa się 4? ___Uważając, że 2+2 nie równa się 4, nie spostrzega pan także tak prostej sprawy, że wbrew pani Pawłowicz nie zawsze można gwarantować wolność absolutnie i prawodawca musi wolność ograniczać. Po prostu wolność różnych ludzi jest niekiedy sprzeczna: np. jedni chcą ruch prawostronny, a inni ruch lewostronny. Polski prawodawca musiał naruszyć wolność kierowców, którzy preferują ruch lewostronny i go zakazał dopuszczając tylko ruch prawostronny. ___Skoro jednak niekiedy prawodawca musi ograniczać wolność, np. w przypadku konfliktu wolności różnych ludzi, to powstaje pytanie jak daleko wolno prawodawcy posunąć się w ograniczaniu wolności? Odpowiedzi udziela nauka o "istocie wolności i praw". Co jest "istotą wolności i praw" decyduje konstytucja, a w przypadku wątpliwości konstytucyjnych zadanie interpretacji konstytucji powierzyliśmy Tryb. Konst. Np. zakaz kary śmierci nie narusza "istoty wolności i praw" w myśl polskiej konstytucji, ale naruszałby wg konstytucji USA. Można powiedzieć, że "istota wolności i praw" to ich minimum niezbędne do ochrony godności osoby ludzkiej. W tym przypadku Polska i USA różnią się w ocenie, co należy do godności osoby ludzkiej. ___Zauważyć też należy, że bardzo często możemy się spierać o to, co jest definiowane przez dane pojęcie, ale nie prowadzi to do podnieconego wydziwiania prezentowanego przez panią Pawłowicz, np. co jest istotą "młotka"? Czy jeśli wbijam gwóźdź kamieniem, to kamień jest młotkiem? Czy jest młotkiem młot parowy lub młotek trzymany przez robot przemysłowy? ___Polska ma demokrację od niedawna, prawnicy RFN mieli więcej czasu i w RFN powstała obszerna literatura oraz zapadły liczne wyroki opierające się o naukę o "istocie wolności i praw" ("Wesensgehalt"). Stąd jest mądrym czytanie dorobku prawnego RFN w tym zakresie - uczenie się na cudzych porażkach i sukcesach oszczędza czas. ___Przykład na "istotę wolności" dokładniej "wolności słowa" w gospodarce: producent pornografi pan Kowalski chce reklamować swą firmę pornograficzną w TVP. TVP odmawia. Producent zaskarża o naruszenie jego wolności wykonywania zawodu oraz "wolności słowa" do sądu. Skupiając się tylko na "wolności słowa" możemy zgadnąć, że sąd zadecyduje, że wolność słowa producenta pornografii została "dotknięta", ale w swej "istocie" nie została naruszona, ponieważ TVP miała prawo odmówić w oparciu o jakieś przepisy prawne. Sąd natomiast zadecydowałby, że "istota wolności słowa" pana Kowalskiego została naruszona, gdyby Kowalski np. chciał wydawać tygodnik działkowca i państwo by mu tego zabroniło. ___Przypadki są niekiedy bardziej skomplikowane, ale każdy student pierwszego roku musi zdać egzamin i udowodnić, że rozumie, to czego nie rozumie pani Pawłowicz. Wyjaśnienie po niemiecku: http://de.wikipedia.org/wiki/… Dodajmy inny przykład głupot pani Pawłowicz: UE to wiele państw i systemów prawnych. Cokolwiek powiedzieć o "przedsiębiorstwach państwowych" jest przecież lepiej, że UE zakłada, że z różnych powodów mogą się one pojawić, a więc także one muszą móc działać na wspólnym rynku na równi z firmami prywatnymi, bo inaczej prawo UE dyskryminowałoby pewne państwa. Np. Polska nie jest wstanie natychmiast sprzedać wszystkich firm państwowych z PRL-u, jeśli chce je sprzedać zgodnie z ich wartością, czyli bez szkody dla podatnika. Dopóki jednak dane przedsiębiorstwo nie zostanie sprywatyzowane nie mogłoby wg pani Pawłowicz działać na wspólnym rynku UE tak jak przedsiębiorstwa prywatne, co oznaczałoby dyskryminację i straty dla podatnika, jako jego właściciela. Czy mamy jednak ponosić straty z powodu niekompetencji pani Pawłowicz, czy też raczej przyznać rację UE, która nie wyklucza przedsiębiorstw państwowych? ___Ponadto: czy przedsiębiorstwa państwowe są faktycznie bez właściciela? Wg pani Pawłowicz przedsiębiorstwo nie jest państwowe nawet jeśli należy do "miliona" właścicieli akcji, Ale są przecież państwa nie posiadające miliona obywateli - przedsiębiorstwo państwowe będąc własnością wszystkich obywateli danego państwa może należeć do mniejszej ilości osoób, niż prywatne przedsiębiorstwo akcyjne. ___Np. gdyby Rosja w ramach prywatyzacji państwowego Gazpromu przyznała jego akcje każdemu obywatelowi po równo, to zanim obywatele nie sprzedaliby swych akcji, to Gazprom miałby 140 milionów prywatnych właścicieli. Polskie przedsiębiorstwo państwowe ma natomiast ok. 35 milionów właścicieli, czyli liczbę obywateli Polski. UE natomiast nigdy nie wpadła na pomysł, że "przedsiębiorstwa to ludzie" tak jak to zatwierdził Sąd Najwyższy USA. Pani Pawłowicz nie krytkuje USA za to, że wg prawa USA przedsiębiorstwa to ludzie, ale czepia się UE za rozsądne unikanie dyskryminacji państw członkowskich dopuszczaniem przedsiębiorstw państwowych. Przedsiębiorstwa są ludźmi w USA: - "Sądu Najwyższego uważa, że korporacje są ludźmi" - http://www.krytykapolityczna… - http://en.wikipedia.org/wiki/… - **Mitt Romney famously said during his most recent bid for the presidency: "Corporations are people, my friend."** - http://www.huffingtonpost.com… Ale jak tu krytykować USA za to, że faktycznie zrobiły to, co kłamliwie zarzuca się UE? No jak, skoro np. red. naczelny "Gazety Polskiej", pan Sakiewicz, wzywał do wsparcia wyboru mormona Mitt Romney na prezydenta USA przeciw chrześcijaninowi Obamie, a to właśnie Mitt Romney głosi: "Przedsiębiorstwa to ludzie, przyjacielu."? Gdy wg prawa USA "przedsiębiorstwa to ludzie", to nagle nie jest to taką ohydną potwornością jaką jest rzekomo UE. Czy ktoś np. słyszał, aby pani Pawłowicz uważała flagę USA za szmatę i modliła się o upadek USA?
andruch2001

A propos "równań", owych równych czy też równiejszych podmiotów gospodarczych w skali molocha zwanego UE. W rzeczy samej w owej przestrzeni polityczno gospodarczej prawo do stawiania przysłowiowej kropki nad "i" ma ten z podmiotów za którym stoi odpowiednio silna gospodarka jak i wspierający ją kapitał. Obecne niemcy jak wszystkim wiadomo zaraz po zakończeniu II w.św. skorzystały ze wsparcia kapitału amerykańskiego to tzw. "plan Marshalla" by krok po kroku stać się w konsekwencji potęgę gospodarczą przynajmniej w Europie. Nam natomiast w tym samym czasie zafundowano innego rodzaju "dobrobyt" oparty na tzw. "kremlowskiej ekonomii politycznej". I tak po 45 latach "transformacji socjalistycznej" z całym bagażem w swej przeważającej większości nierentownych i źle zarządzanych firm państwowych przyszło nam zderzyć się w nie mniej śmiertelnych zapasach z inną potęgą jaką niewątpliwie była ówczesna UE. Osobną kwestią jest sam wpływ takiego molocha na ościenne gospodarki w tym polską , która w czasie "przystępowania" w 2004 r. do UE była w trakcie ponownej konwersji tym razem w kierunku tzw. XIX wiecznego dzikiego liberalizmu gospodarczego. Wystarczyło kilka lat tzw. "współpracy" w ramach "unijnej demokracji" do tego wszystkiego za zgodą i "cichym wsparciem" odpowiednich "czynników" unijnych /BANKI - 70% niemieckie , Media - 90% niemieckie itd) / , zafundowano nam polakom swego rodzaju "konia trojańskiego"/PO,PSL/ , który to od bez mała 8 lat , zajmuje się i to dosłownie , nie można tego inaczej nazwać jak - unicestwianiem państwa tak pod względem gospodarczym jak i politycznym. W konsekwencji miast prężnej i zdrowo rozwijającej się gospodarki wolnorynkowej mamy hybrydę przypominającą wypisz wymaluj którąś z środkowo afrykańskich gospodarek postkolonialnych. I to wszystko się dzieje, zdawać by się mogło / chyba że kompletnemu imbecylowi/ , w ramach tzw. "wspólnoty" gospodarczej opartej na prawie czyli kodyfikacji "lizbońskiej". Ta ostatnia ma tyle wspólnego z demokracją ile owe referenda przed traktatowe. Reasumując , miast planu "Marshalla" mamy plan "Frau Merkel" ze wszystkimi "dodatkami' z tego tytułu. Po ruinie gospodarczej , czas na przejęcie reszty , póki co pozostały jedynie lasy i ziemia orna . Mam nadzieję , że niczego istotnego nie pominąłem ,,, To by było na tyle o "micie wolności gospodarczej" w strefie UE.