List Jana Krzysztofa Kelusa do Adama Michnika

Przez Blogpress , 17/09/2012 [15:24]
Adamie! Nasze drogi rozeszły się dość dawno. Twojej publicystyki – jeśli ją jeszcze uprawiasz – w zasadzie już nie śledzę, gdyż stałeś się dla mnie bez reszty przewidywalny i nieciekawy. Od czasu polemiki z Alainem Besanconem – której forma i poziom miał prawo zaskoczyć każdego, kto pamiętał Cię jako autora „Z dziejów honoru w Polsce” - twoją obsesją stała się obrona najważniejszego wyboru jakiego dokonałeś. Tego z czasów Magdalenki i Okrągłego Stołu. . Z czasów, gdy nasze drogi Się rozeszły… Nawet jednak dla kogoś, kto śledził dyskurs publiczny w naszym kraju z takiego oddalenia, jak ja to czyniłem, widoczne było jak na dłoni, że przez całe lata polemika z Twoimi poglądami groziła wykluczeniem z mainstreamu, skazywała na medialny niebyt, marginalizację i opatrzenie adwersarza etykietą „oszołoma”. Osłona medialna z jakiej korzystałeś zachwiała się nieco po aferze Rywina. Był to moment, w którym w jakimś sensie Ci nawet współczułem, gdy na moje mazurskie odludzie dotarły wieści, iż strącenie z piedestału przypłaciłeś załamaniem zdrowotnym i depresją. Jak zwykle okazałem się nadmiernie sentymentalny. Z wszelkich sentymentów wyleczyłeś mnie w momencie, gdy polemikę ze swymi adwersarzami zacząłeś prowadzić nie przy pomocy pióra czy klawiatury, lecz pozwów sądowych. Moją pierwszą reakcją było zażenowanie i żal – uczucia, które nieodmiennie pojawiają się w sytuacjach, gdy osoba niegdyś przez nas ceniona i szanowana, dopuszcza się czynów nie licujących z deklarowanymi poglądami, dorobkiem czy legendą. Początkowo próbowałem tłumaczyć to zwykłą przywarą pieniactwa, która -jak wiadomo -często nasila się z wiekiem. Niestety jednak, ta charakterologiczna deformacja trafiła na sprzyjającą koniunkturę instytucjonalną. Nasze nieoczyszczone ze złogów komuny sądy, nie okazały się ideologicznie neutralne i zamiast oddalać absurdalnie sformułowane powództwa, zaczęły zasądzać grzywny, medialne przeprosiny i inne dolegliwości Twym adwersarzom, zachęcając Cię tym samym do produkowania kolejnych pozwów. Co z upodobaniem czynisz. W czasach, gdy graliśmy w jednej drużynie, naszym adwersarzem w rozgrywce o wolność słowa był urząd Cenzury na ul. Mysiej. Urząd zniknął, do czego w pewnej mierze obaj się przyczyniliśmy. Czy zależy Ci na tym, żeby Twoje pozwy sądowe go zastąpiły? I czy zdajesz sobie sprawę z tego, że w pewnej mierze już to się stało, skoro Sędzia Agnieszka Matlak w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej orzekła, iż „negatywne treści na temat Adama Michnika redaktora naczelnego Gazety Wyborczej oraz wydawcy tej gazety Agory S.A. są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego” (wyrok z dnia 26 września 2005; sygn. III C 1225). Jesteś, Adamie, dostatecznie rozgarnięty, by zdawać sobie sprawę, że wszelaka wolność – choćby wolność słowa - nikomu nie jest dana na zawsze. Czasami trzeba ją wywalczyć; czasami dostaje się ją w spadku. Na przykład w spadku po wujkach z Opozycji Demokratycznej, czy Solidarności. Nie ma gwarancji na jak długo, czy na jedno pokolenie, czy na kilka lat. Stale grozi jej dewaluacja. Niepostrzeżenie może okazać się iluzją. Pojawiają się nowe zagrożenia , nowi nieprzyjaciele wolności. Od pewnego czasu są nimi Twoje pozwy. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego ostatni z nich, ten przeciwko Panu Rafałowi Ziemkiewiczowi , skłonił mnie do napisania tego listu. W zasadzie powinienem to zrobić znacznie wcześniej, gdyż każda z pozywanych przez Ciebie osób zasługiwała na okazanie z nią solidarności. Nie musiała w mojej ocenie mieć racji, wystarczyło, iż była osobą, której próbowałeś swym pozwem kneblować usta. Być może powstrzymywała mnie niechęć do upubliczniania własnej osoby, lub lenistwo. Moja bierność zaczęła mnie jednak coraz bardziej uwierać, a po zapoznaniu się z treścią ostatniego z tych pozwów, pełnego inwektyw i pomówień, dalsza bierna postawa wobec Twej aktywności pozwo-twórczej wydała mi się czymś wręcz nieprzyzwoitym. Tak więc, reasumując: podobnie jak p.Rafał Ziemkiewicz, uważam, że pozywając swych krytyków, zastraszasz potencjalnych polemistów, działasz przeciwko wolności słowa i ograniczasz swobodę debaty publicznej. Po tym stwierdzeniu, oczekując na pozew, apeluję do wszystkich tych, którzy inwestowali lub są skłonni zainwestować w obronę wolności słowa, by podpisali się pod niniejszym oświadczeniem, lub sformułowali oświadczenia podobne. Jan Krzysztof Kelus
tumry

tumry

13 years 1 month temu

Mamy taką sytuację, że Adam Michnik czy Alofons Majchnajk to dwie strony tego samego medalu, jak Gazeta Wyborcza i Geszeft Wykidajły. Dzisiaj w Polsce na piedestale stoją lewacy zreformowani i ich uśredniony bohater, którego można by nazwać Bredzio-Pedzio. Celem jest tworzenie i lansowanie rzeczy, które mają wszelkie znamiona intelektualnego rozwydrzenia i propagują absurd, co jest normą. Dochodzi do tego plagiatowanie tego co wartościowe w wersji przekręconej o 180 stopni, co z kolei jest zgodne z dialektyczną wizją świata wyznawaną przez lewackie draństwo. Słowem w Polsce jeszcze górą są (G)azo-(W)iatry, lecz to już piosenka na tyle ograna, że koniunktura na nią się kończy. Po załamaniu i depresji przyjdzie złamane pióro i Adam Michnik na swoim wschodnim koniku podąży w mroki niebytu. Adam odbytu już nie będzie.
Domyślny avatar

Jakub Wołyński

13 years 1 month temu

Dziwnie że Pan Kelus nie zwrócił na to uwagę nabardzo wcześniej w trakcie obcowania z tow. Aaronem. A ze względu na to ubeckie gniazdo, jakim jest ich ciepła rodzinka... Czego spodziewał Pan Jan po bratanku Stefka? O jaką "swobodę słowa" chodzi? Jako na ogól może się kojarzyć swoboda z esbekiem, synem i bratem ubeków?.. Nasza tolerancja, nasze życzenie widzieć co krok pokutę i pokutujących, Saulów przerobionych na Pawłów, ta nasza krótkowidz nie mają żadnych granic, a to jest najkiepskim... Pozdrawiam.
Domyślny avatar

Na ile jeszcze wielkich legend będziemy czekać i jak długo. I nie tylko w sprawie cenzury. Barelizacja postępująca dotyka wszystkich dziedzin. Za chwilę miejsca na Mazurach zabraknie dla NICH. Będziemy musieli sami sobie z tym poradzić.
tumry

tumry

13 years 1 month temu

A więc coś się dzieje. Zastanawiałem się, czy nie napisać czegoś o Michniku tylko i bez wyjątku merytorycznie, ale kiedy o tym myślałem umysł mój przywołał obrazy z komisji sejmowej w sprawie kumpla Michnika niejakiego Rywina. Wtedy Adam M pod ogniem pytań tak się zirytował, że zaczął swoim zwyczajem wydalać słowa miast szczyn. Chciał nawet opuścić lokal i to mając zielono-białą baretkę medalu św. Jerzego (nadany m.in. za zmaganie się ze złem i uparte budowanie dobra w życiu społecznym) na piersi. To typ zachowania, charakterystyczny dla człowieka, dla którego idiotyczna poprawność polityczna jest tabu, ale tylko w przypadku gdy nie dotyczy ona jego samego. Tak samo jego samego nie miały dotyczyć agenturalne teczki, wśród których wraz z innymi "fachowcami" spędził niemało czasu. Wcale bym się nie zdziwił gdyby skuteczność Michnika okazała się funkcją owego spędzania, czyli pędzenia wódy politycznej, a więc kręcenia politycznych lodów. Jednego temu manipoulatorowi, jak scharekteryzował ówtego śp. Zbigniew Herbert, jednak zazdroszczę i tylko jednego. Chodzi mianowicie o obcowanie, i to przez lata, z roztaczającą fluidy pięknością jaką jest Ewa Siedlecka (coś o tym wiem, gdyż miałem szczęście zapoznać Joleczkę, która jest wspaniałą kobietą, częściowo podobnego pokroju). Jednak Michnika uwiodła i dobrze prokurator PRL. I jak takiego człowieka brać poważnie.