Andrzej Klarkowski: Jako ostatni żegnałem delegację

Przez Margotte , 23/03/2011 [10:53]
"Wstałem bardzo wcześnie, na lotnisku byłem już około 6.10. Wylot był, z tego, co pamiętam, o godzinie 7.23. Od wczesnych godzin porannych byłem na lotnisku i czekałem na delegację. Gros czasu spędziłem w poczekalni. Na samej płycie byłem może 10-15 minut. Kiedy wszyscy wsiedli do samolotu, podszedłem do trapu, żeby tam czekać na przyjazd prezydenta. Czekałem wówczas razem z gen. Andrzejem Błasikiem, a niedaleko samolotu chodził kapitan Arkadiusz Protasiuk. Został mi w pamięci jego uśmiech... Czekaliśmy, jak mówiłem, około 15 minut, w międzyczasie przyjechał jeszcze trochę spóźniony minister Mariusz Handzlik, który również pozostał na trapie, żeby przywitać prezydenta. Pamiętam, że panowie (mam tu na myśli gen. Błasika i ministra Handzlika) gawędzili sobie o samolotach, o tym, które są dobre i które powinny być wykorzystywane przez wojsko. [..] wydaje mi się, że kiedy przyjechałem na dworzec lotniczy, to już na miejscu była cała generalicja. Mogli przyjechać już dużo wcześniej. Poza tym ten dworzec ma specyficzną strukturę - żeby wszyscy mogli się w nim pomieścić, musieli się polokować w różnych salonikach. Chciałem porozmawiać chwilę z Krzysztofem Putrą i zorientowałem się, że wszyscy marszałkowie byli w saloniku na górze. Generalicja natomiast była w innym miejscu. Tam cały czas była rotacja, różne osoby zmieniały swoje miejsca, chciały ze sobą porozmawiać, ktoś kogoś spotkał po wielu latach, więc ruch, proszę sobie wyobrazić, był bardzo duży. Ja również chciałem porozmawiać ze swoimi znajomymi, nie miałem możliwości spotkać wszystkich, a tym bardziej słyszeć każdej rozmowy. Nie odnotowałem żadnych niezwykłych czy dziwnych zdarzeń. Nie słyszałem, żeby ktoś krzyczał, nie widziałem, żeby ktoś zasłabł, zemdlał czy żeby gdzieś była jakaś napięta atmosfera. Nastrój był podniosły i godny, ale nie wyczuwało się żadnego podminowania. Raczej nutę ekscytacji i oczekiwanie na odlot. [...] Utkwił mi w głowie m.in. obraz, gdy na lotnisku były rozdawane baretki - guzik katyński i rozetka. Ja miałem wpięte to do trenczu. Przyjechał minister Handzlik i podbiegł do mnie, złapał mnie za klapę i mówi, że musi mi zabrać moją baretkę, bo swojej nie dostał w pośpiechu. Po drodze rozmawialiśmy jeszcze chwilę o strojach oficjalnych. W głowie pozostają takie fotografie: rozmów, incydentów, spotkań. Ludzie zbierali się w grupkach i ożywieni rozmawiali ze sobą, wymieniali się planami. W głowie dźwięczą mi jeszcze moje rozmowy z ks. Romanem Indrzejczykiem, z Izą Tomaszewską. Dobrze pamiętam też, jak wpadł na dworzec Przemek Gosiewski, który wyglądał na bardzo zabieganego. Ola Natalli-Świat mówiła o tym, że po powrocie czeka ją ciężkie seminarium. Grażyna Gęsicka, która była przecież szefem klubu parlamentarnego PiS, wydawała się zdenerwowana jakimś sobotnim artykułem. Wciąż mam w głowie głosy, twarze ludzi, tych, których dobrze znałem, i tych, których znałem słabiej... Gdy wchodziłem do dworca lotniczego, był tam taki niesamowity tłok, że ludzie odpowiedzialni za kontrolę pasażerów błyskawicznie ich odprawiali. Pamiętam, jak hala odlotów zapełniała się tłumem ludzi. Duchowieństwo wszystkich ordynariatów polowych, generalicja w mundurach reprezentacyjnych, pozostali goście również w odświętnych strojach. Czułem się trochę wyobcowany, ponieważ byłem jedyną osobą, która nie leciała, nie licząc osób odpowiedzialnych za organizację, tych, które m.in. wręczały baretki. Widziałem, jak niektórzy spotykają się po kilkunastu latach, rozmawiają, wymieniają wrażenia, ale również rozmawiają o codziennych sprawach. Witałem wszystkich, którzy wchodzili, spotkałem swoich znajomych. Rozmawiałem w sumie z trzydziestoma dziewięcioma osobami. [..] Pan prezydent wraz z ochroną przyjechał w ostatniej chwili i zamieniliśmy właściwie jakieś zdawkowe zdania. Miałem takie wrażenie, że wicemarszałek Jerzy Szmajdziński czekał w saloniku do ostatniej chwili na prezydenta. On jako jeden z ostatnich wszedł do samolotu. Ochrona prezydenta i jego przyjazd nie odbiegał w niczym od standardów. Lech Kaczyński był bardzo skupiony, jak go znałem, to sądzę, że myślał o swoim przemówieniu. I pani Maria, która takim lekkim krokiem wbiegała po schodkach i witała nas uśmiechem. Pamiętam tę jej niesłychaną pogodę ducha. Z każdym się witała. Prezydent, jak mówiłem, był bardzo skoncentrowany. Generał Błasik złożył prezydentowi standardowy meldunek. [..] Generał Andrzej Błasik zrobił na mnie wrażenie przykładnego wojskowego. Był to postawny mężczyzna, widać, że silny charakter, taki wzorcowy dowódca. Był niewątpliwie osobą skoncentrowaną na swojej pracy. [..] to zróżnicowanie udających się do Katynia osób, środowisk, często skrajnie odmiennych światopoglądowo, wzbudziło we mnie wówczas i trwa to do dziś, skojarzenie z "Weselem" Stanisława Wyspiańskiego. Na niewielkiej powierzchni znajdowało się wiele osób reprezentujących różne instytucje, środowiska, grupy społeczne, organizacje. Były tam osoby zróżnicowane wiekowo, zawodowo, politycznie. Wszyscy chcieli oddać hołd Polakom pomordowanym w Katyniu i wszyscy lecieli tym samym samolotem... Jak w soczewce 10 kwietnia zogniskowała się Polska - różna, ale jedna. Właśnie pod tym względem była to wizyta zupełnie odmienna niż wcześniejsze. Kto wie, czy nie taka była intencja Lecha Kaczyńskiego: lecieć do Katynia z różnymi osobami, nawet tymi ideowo dalekimi od prezydenta, żeby tym samym oddać swoją ideę polskości i patriotyzmu. Przecież w Katyniu również ginęli różni ludzie, ale wszystkich łączyła służba Polsce". Z Andrzejem Klarkowskim, socjologiem, psychologiem społecznym, doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego w kwestiach społeczno-gospodarczych, rozmawia Paulina Jarosińska. http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110323…
Margotte

"Rosjanie wprowadzili całkowity zakaz fotografowania miejsca katastrofy Tu-154M - przekonała się ekipa reporterska "Naszego Dziennika" podczas pracy nad materiałem dotyczącym śledztwa smoleńskiego. Skorodowany wrak z Siewiernego nie tylko nie trafił do tej pory do Polski, ale zastosowano nowe administracyjne bariery, żeby świat nie mógł śledzić kolejnych etapów jego destrukcji. Nad ich przestrzeganiem czuwają policjanci. Oficjalny powód to względy bezpieczeństwa. Zakaz obejmuje również krzyż, obelisk i wieńce upamiętniające ofiary tragedii sprzed roku. W czym takie zdjęcia zagrażają Moskwie?" http://www.naszdziennik.pl/in…
Domyślny avatar

Mam tylko jedno pytanie....nic nie sugeruję.Dlaczego Pan Klarkowski dopiero po 10 miesiącach zdecydował się na ten wywiad