Zagrożony system dwupartyjny?

Przez dodam , 19/03/2010 [13:39]

Antoni Dudek poruszył ostatnio ważny temat z niezrozumiałych powodów rzadko obecny w naszej debacie. Temat związany z systemem politycznym w Polsce, a ściśle, z optymalnym układem partyjnym.
Wypowiedź AD wyróżnia się korzystnie w chwili, gdy pojawia się coraz więcej głosów kwestionujących wykrystalizowany w ciągu ostatnich pięciu lat system dwupartyjny. Wyeliminowanie dzięki zręcznym posunięciom Jarosława Kaczyńskiego szkodliwego dla Polski folkloru reprezentowanego przez LPR i SO, owe mateczniki w „wersji na ludowo” agentury wpływu beneficjentów PRLu, służb rosyjskich i kontrolowanej przez nich szarej strefy. Jest szansa, że PO w podobny sposób rozprawi się z PSL i SLD, nie mniej szkodliwymi a groźniejszymi rezydenturami piątej kolumny reprezentującymi bardziej interesy Kremla niż Polski.
Jest miejsce w Polsce na jeszcze dwie mniejsze partie i dobrze byłoby, gdyby powstała "partia wrażliwości społecznej" reprezentująca ludzi pokroju Bugaja i "partia zasad" reprezentująca ludzi pokroju Marka Jurka.
Wskazując na stabilność systemu dwupartyjnego w bogatych krajach Zachodu AD wyraża obawy co do utrzymania w Polsce. Niedobrze byłoby, gdyby miał rację. Dwadzieścia lat kształtowania się sceny politycznej to i tak zbyt długo. W najlepiej pojętym interesie Polski jest okrzepnięcie obecnego układu.
Zanim pomówimy o zagrożeniach zastanówmy się jakie czynniki spowolniły dojrzewanie demokracji w Polsce. Jest ich wiele, ale zasadniczym była siła polityczna środowisk de facto przeciwnych demokracji, wyrosłych ze środowisk PZPRowskich rewizjonistów, często o trockistowskiej mentalności. Olbrzymie zaufanie społeczne uzyskały dzięki zaangażowaniu w czynny opór przeciwko stanowi wojennemu. To ci ludzie skupieni wokół Unii Wolności forsowali na początku koncepcję nowego frontu jedności narodowej kierowanego przez światłą i świadomą swojej dziejowej misji awangardę Narodu, tym razem intelektualną, który mógł nie wybrać jedynie słusznej zdaniem owej awangardy drogi. Gdy nic z tych planów nie wyszło z powodu oporu niesformatowanej solidarności, środek ciężkości budowy FJN przesunęli w stronę dawnych współtowarzyszy z PZPR, SD  i ZSL. Dzięki zachowaniu monopolu medialnego i uruchomieniu potężnej kampanii dezinformacji i manipulacji, żerując na najniższych instynktach oraz odwołując się do fałszywych kalek propagandy PRLowskiej już prawie udało im się ten cel osiągnąć. Rząd SLD i PSL z Kwaśniewskim w fotelu prezydenta i zmarginalizowaną opozycją mógł przy istniejącym wówczas układzie medialnym trwać w nieskończoność. Na szczęście dla nas ubekistan poczuł się zbyt pewnie i uznał, że może pozbyć się figurantów skupionych wokół GW. Niewiele brakowało, a dzięki sprytowi Rywina dawni rewizjoniści z PZPR i TW spętani zostaliby i ubezwłasnowolnieni nowymi materiałami kompromitującymi (przyjęcie 17-u milionów). Michnik resztką instynktu samozachowawczego w ostatniej chwili wyskoczył z pułapki. Afera spowodowała jednak marginalizację nie tylko ubekistanu, ale także figurantów skupionych wokół GW i pogrzebała, miejmy nadzieję na zawsze, ideologię FJN Michnika.
Co zagraża systemowi dwupartyjnemu? Antoni Dudek wymienia trzy czynniki.Z jednym z nich, z ideologicznym podobieństwem PO i PiS trudno się zgodzić. Różnice pomiędzy tymi partiami są takie same jak pomiędzy ich odpowiednikami w krajach o ugruntowanej demokracji. SPD i CDU bardzo zbliżyły się do siebie w ostatnich latach. Merkel w niczym nie przypomina Kohla. Podobne procesy zaszły w USA, we Francji, Anglii. Zgadzam się natomiast, że zagrożeniem może okazać się brak ordynacji większościowej, a jeszcze lepiej opartej o jednomandatowe okręgi wyborcze. Natomiast przywołany przez AD test wymiany liderów wiodących partii potwierdziłby stabilność układu, ale nie jest warunkiem koniecznym. Zwrócimy uwagę, że okres przewodzenia partii na Zachodzie w przypadku wybitnych polityków przekracza 10 lat.
Antoni Dudek pominął najważniejsze zagrożenie. Jest nim poświęcenie wizerunku, w oparciu o który PO była budowana na rzecz doraźnych korzyści. Etatystyczne skłonności, zwiększanie roli państwa, przejęcie ideologii trupa politycznego, jakim szczęśliwie stały się środowiska animowane przez GW oznacza w dłuższej perspektywie rozpad tej formacji. Z punktu widzenia podstawowego interesu Polski zniszczenie przemysłu stoczniowego, oligarchizacja gospodarki, atak na IPN to zdrada. Tego Polacy nie wybaczą. Nie da się w nieskończoność utrzymywać pozycji lidera opierając się wyłącznie na oszustwie medialnym.

Czarek Czerwiński

czy polskiej zjednoczonej partii obywatelskiej, która nie wypaliła na początku lat 90., wróciła pod postacią PO. Gdyby nie było PiS-u, albo partia ta byłaby rozbita, PZPO byłaby zupełnie pozbawiona realnej konkurencji. PiS jaki jest każdy widzi, ale daje nadzieję na zmianę.
Bernard

pod warunkiem, że tacy ludzi jak Bugaj czy Jurek odnaleźliby się w tym systemie jako skrzydła partii. JOWy bardzo by wsparły taki system eliminując bezpowrotnie drobne partie, choć pojedynczy niezależni, (choć pewnie powiązani z lokalnym biznesem) posłowie do Sejmu by się dostali. JOWy jednak wbrew pozorom, IMHO bardzo sprzyjałyby dużym partiom, a partii największej dawałyby dodatkowy handikap - typu za 45% poparcia 75% mandatów, lub więcej... pozdrawiam
dodam

JOWy sprzyjałyby dużym partiom, ale zmieniłyby również ścieżki awansu. Siła partii w większym stopniu zależałaby wszak od umiejętności przyciągnięcia zwolenników przez poszczególnych członków. Tym samym ich pozycja byłaby silniejsza w stosunku do lidera. Lidera natomiast mobilizowałaby zagrażająca stale konkurencja. Pozdrawiam,
filozof grecki

@Ckwadrat "PiS jaki jest każdy widzi" Widzę oczyma duszy jak zwolennicy PO nie mogą powstrzymać się, by każdą ogólną wypowiedź na temat swoich faworytów okrasić jakąś kąśliwą uwagą. Np. "Tusk praktycznie nic nie robi, ucieka przed realnymi problemami, ale na szczęście na razie i tak nie ma lepszych polityków od niego." Oni oczywiście tak nie będą mówić, są bezkrytyczni, dlatego niektórzy nazywają ich lemingami. Ja to rozumiem, ale czy niektórzy po stronie prawicowej nie przesadzają z tym odcinaniem się od PiS? Czy czasem nie jest to tylko poza polegająca na tym, by dumnie wypiąć pierś i pokazać, że "ja nie jestem PiS-owym lemingiem"... Oczywiście należy krytykować konkretne błędy i dyskutować o wszystkim, ale nie bardzo rozumiem sensu takich pryncypialnych sformułowań: "PiS jaki jest każdy widzi". Jeśli już to wolałbym przeczytać pełny wpis, który uzasadniałby taką dezaprobatę, wtedy mógłbym się z podanymi tezami zgodzić albo z nimi polemizować. A tak poruszamy się na poziomie ogólników. Odpowiedź na mój komentarz może być teraz np. taka, że jestem jakimś politycznym fanatykiem. Tyle tylko że nie ma tu krzty merytorycznej dyskusji, od której należałoby zacząć. Może się czepiam, ale musiałem to napisać. Reasumując wolałbym takie zdanie: "Mam duże zastrzeżenia do PiS, ale..." niż "PiS jaki jest każdy widzi, ale...". Ta druga wersja narzuca czytelnikom schemat myślenia, którego duża ich część może nie podzielać. @autor wpisu Bardzo interesująca wizja sceny politycznej. Dodam, że bardzo brakuje nam rzetelnego ośrodka myśli politycznej badającego przy okazji kontekst medialny tych wydarzeń. Chodzi mi o zestawienie wypowiedzi tzw. autorytetów (politolodzy, znani dziennikarze). Obawiam się, że to ci sami, którzy kiedyś rwali włosy z głowy na temat rozdrobnienia polskiej sceny politycznej, dziś biją na alarm, że "zagraża" nam system dwupartyjny. Niestety, nie mogę tego udowodnić.
dodam

A propos "PiS jaki jest każdy widzi". Zgadzam się. To wygląda tak jak bilet wstępu do jakiegoś elitarnego klubu. Często pokazywany nieświadomie. Wielki sukcesu salonu. Jeśli chodzi o debatę. Znów wieszałbym dziennikarzy. Pozwalają politykom zinstrumentalizować wypowiedź na każdy temat. Zresztą dziennikarze sami nie potrafią powstrzymać się od prezentacji swoich preferencji politycznych przy każdej okazji (oczywiście z wyjątkami). Skutek jest taki, że od początku wolnej Polski żaden problem nie trafia pod szerszą publiczną dyskusję. Pozdrawiam,