List do sekretariatu MON

Przez Janusz40 , 17/09/2016 [17:54]
Jestem pilnym obserwatorem życia politycznego krajowego i nie tylko, będąc doświadczonym człowiekiem związanym przez kilkadziesiąt lat z armią - chciałbym skierować do kierownictwa MON pewnego rodzaju mini memoriał. Sprowokowany zostałem tym razem incydentem personalnym dotyczącym rzecznika MON - B. Misiewicza. Nie mam zamiaru krytykować jego wyboru na rzecznika; tu liczy się błyskotliwość, swada, dobra pamięć, dobra prezencja - zapowiada sie dobrze. Przyznanie złotego medalu (nie orderu, jak laicy tendencyjnie to zwą) - powinno być jednak poprzedzone przyznaniem medali z niżej klasyfikowanego kruszcu. Otóż, ponieważ dalsza treść może wydać się satyrą - zastrzegam, że piszę prawdę i podaję swoje personalia i adres. Zgłaszam swoją kandydaturę do Rady Nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, Moje kompetencje: jestem inżynierem i magistrem ekonomii, posiadam dyplomy dwóch wojskowych akademii i SGPiS, jestem ekspertem ekonomicznym PTE, ponadto w czasie swojej wojskowej służby zetknąłem się praktycznie prawie ze wszystkimi rodzajami uzbrojenia (wiele lat pełniłem właśnie funkcję szefa uzbrojenia). Ostatnio zajmowałem stanowisko szefa oddziału ekonomicznego w Szefostwie Zamówień i Dostaw Techniki Wojskowej - podlegali mi ekonomiści w wojskowych przedstawicielstwach w zakładach pracujących na rzecz MON. Byłem prawie we wszystkich zakładach zbrojeniowych w Polsce - znam ich możliwości produkcyjne i potencjał innowacyjny. Prowadziłem na zlecenie Sztabu Generalnego analityczne prace badawcze związane z produkcją uzbrojenia w Polsce. Byłem też członkiem Komisji Cen Uzbrojenia przy KPpRM. Mam stopień wojskowy pułkownika, a także byłem odznaczany medalami m. in. "Za zasługi dla obronności kraju". Na moim stanowisku (i pokrewnych) otrzymywało się ordery "Polonia Restituta" - kawalerski i oficerski. Ale nigdy na takie nie zasłużyłem, gdyż politycznie byłem niepewny (opowiadałem sie publicznie za porozumieniem z "Solidarnością" - wówczas, kiedy chciano zwalczyć ją siłą). Swoje poglądy na temat sił zbrojnych wyraziłem w kilkudziesięciu co najmniej artykułach zamieszczanych na społecznościowych portalach, pisałem także wielokrotnie do prezydenta państwa i szefa MON. Ponadto, o moich politycznych poglądach może świadczyć ok. tysiąca innych artykułów zamieszczanych w necie - WSZYSTKIE były krytyczne wobec rządów PO i premiera Tuska (później premiera - Kopacz). Popieram linię polityczną PIS i prezesa Kaczyńskiego (zachowałem jeszcze list od niego, kiedy przewodniczył PC). Równie wysoki szacunek żywię do min. Macierewicza - rozmawiałem nawet z nim kilkakrotnie w czasie kiedy uświetniał swoja osobą patriotyczne uroczystości w Krakowie. By dać jeszcze więcej do myślenia - zgodnie z wielokrotnie wypowiadanymi moimi poglądami w tej kwestii – sądzę, że zasiadanie w radach nadzorczych (i wszelkich innych radach) powinno być honorowe. Można mówić jedynie o dietach i kosztach dojazdu (na ogólnokrajowych zasadach). Członek rady (jakiejkolwiek), to powinna być osobą, która już zapewniła sobie byt, która właśnie dowiodła, że była na tyle sprawna życiowo, iż nie potrzebuje teraz dorabiać w radach nadzorczych. Jednocześnie godzi na na pracę w nich dla dobra kraju. Koresponduje to z wymogiem odpowiedniego doświadczenia, co jest nieodzownym warunkiem uczestniczenia w RADZIE. Zdaję sobie jednak sprawę, że piszę o pewnej utopii, że w polskich warunkach wszyscy się ciagle dorabiają, a ponadto - czasem młodzi informatycy mają tę ekskluzywną wiedzę, jakiej trudno szukać u starszych - więc tę moją teorię trzeba jednak traktować wybiórczo. Znany jest wszakże fakt, że szef Pentagonu - R. McNamara otoczył się "cudownymi dziećmi" - młodymi informatykami i dopiero wówczas ogarnął tego molocha, jakim były siły zbrojne US. W każdym razie, gdyby ktoś zechciał skorzystać z mojej propozycji zasiadania w Radzie – deklaruję, iż będę pracować tylko honorowo. List tej treści wysłałem 8 września br. na mailowy adres sekretariatu Ministra ON ([email protected]). Oczywiście podpisałem się imieniem i nazwiskiem oraz podałem swój adres. Do chwili obecnej nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Być może sekretariat otrzymuje tysiące takich propozycji i hurtowo wyrzuca je do kosza. Być może nie spełniłbym jakiegoś warunku do zasiadania w Radzie Nadzorczej, spodziewałem się jednak przynajmniej zdawkowej odpowiedzi. Brak jakiejkolwiek – jest też informacją, informacją, że w sekretariacie MON jest zainstalowany odpowiedni filtr (co jest zrozumiałe z punktu widzenia konieczności odciążenia ministra od mało ważnych, niepotrzebnych, lub czasem szkodliwych w stosunku do ministerstwa spraw). Ciekawi mnie tylko, do której kategorii został zakwalifikowany mój list? Myślę, że zostałem na wstępie zdyskwalifikowany ze względu na obrazobójczą propozycje pracy nie gratyfikowanej żadnymi apanażami. To oczywiście nie mieści się w głowach zasiedziałych (prawdopodobnie) biuralistów z kancelarii MON. Na wszelki wypadek, by nie rozprzestrzeniła się zaraza pracy dla idei (nie dla solidnej kasy) – trzeba takiego oszołoma potraktować milczeniem...
borowiak

Szanowny Panie! Byłem dyrektorem Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON w okresie 2000/2001. Za obronę uczelni wojskowych przez różnymi przekrętami, głównie w wykonaniu WSI-oków, Pro Civili i ich protektora: ministra Komorowskiego, zostałem przez tego ostatniego dyscyplinarnie zwolniony ze stanowiska, z naruszeniem prawa, co przyznały sądy: Apelacyjny i Najwyższy. I mimo tego, że Antoni Macierewicz w osobistej rozmowie obiecywał mi (jeszcze przed wyborami w 2015) mój powrót na przedmiotowe stanowisko, do dzisiaj nie mogę doczekać się ŻADNEJ odpowiedzi na telefony, SMS-y i maile... No ale ja ośmielam się krytykować na swej stronie internetowej to, co mi się w PiS nie podoba - a to ciężki grzech! Ponadto ten typ po prostu tak ma, to taki nowy rodzaj "mężczyzn", którzy przed problemem chowają głowę w piasku i wolą ów problem przemilczeć! A - co ciekawe - na wspomnianym stanowisku trwa sobie od początku "dobrej zmiany" wakat... Ukłony! dr Krzysztof Borowiak kawaler Krzyża Wolności i Solidarności http://borowiak.pl/
Domyślny avatar

Cóż, człowiek uczy się do śmierci i do śmierci pozostaje naiwnym. Myślę, że urzędnicza kamaryla jest nie do zwalczenia. Minister jest odgrodzony od bezpośredniej informacji murem ze swoich kancelistów. To naturalne i nawet potrzebne - nie może się minister nadmiernie rozpraszać. Rzecz w tym, że powinien tak ustawić swoją kancelarię by potrafiła oddzielić ziarno od plew. To się łączy z przewietrzeniem personalnym - najwyraźniej tego zaniedbał i tu nie ma usprawiedliwienia. Pozdrawiam