Jego ekscelencja Paweł Szałamacha

Przez Janusz40 , 26/08/2016 [14:22]
Panie Ministrze, także my, obywatele troszczymy się o budżet państwa – każdy ma jakieś swoje pole działania; pomijam fakt powszechnej „optymalizacji” podatkowej – tego się nie uniknie, to leży w ludzkiej naturze i nawet można traktować jako zjawisko pozytywne (w kategoriach podniesienia znajomości praw i przepisów podatkowych). Są jednak dwie podstawowe kwestie, na które „szary obywatel” nie ma wpływu (nie licząc aktu głosowania). Otóż – pierwsza rzecz, to prawo podatkowe – wiem oczywiście, że to podstawowy problem dla ministra finansów i jego ekipy – nie roszczę sobie pretensji do bycia mądrzejszym w tej sprawie, zresztą zajmując się ekonomią kilkadziesiąt lat i prowadząc własną działalność gospodarczą wiem jak skomplikowana to materia. Warto jednak ciągle pracować nad jego poprawieniem. Czasem drobne szczegóły mogą przysporzyć wielomilionowych korzyści dla budżetu państwa, lub go uszczuplić. Podam ku rozwadze dwa przypadki – kiedyś były tzw. ulgi budowlane i remontowe, pociągało to za sobą wystawianie faktur przez wykonawców usług, co oczywiście skutkowało odprowadzaniem przez nich VAT i PD; suma tych zobowiazań wobec fiskusa była wieksza od sumy ulg dla zleceniodawców; zrezygnowano z tego nie wiedzieć dlaczego. Można zresztą (po przeliczeniu) tak skalkulować ulgi, by zawsze fiskus był na plusie, a korzyści z wymuszania wystawiania faktur są wielorakie (m.in. uczą wszystkich poszanowanie prawa podatkowego). Drugi przypadek to obniżony VAT dla niektórych form działalności – to też rozległa dziedzina; asumpt do poruszenia tego zagadnienia dała mi lektura kwitu za ciastka w górskich schroniskach. Ciasteczka owe (szarlotki i jagodzianki o coraz mniejszych gabarytach) w cenie 8 zł/szt obłożone są VAT w wys. 8%. Koszty ich produkcji są identyczne jak wszędzie (surowce i gotowe wyroby dowożone samochodami). Na miejscu decydenta zastosowałbym raczej akcyzę zamiast horrendalnej ulgi przynoszącej dodatkową korzyść góralom, którzy rozgłośnie (aczkolwiek dyskretnie) śmieja się z głupich ceprów. Druga rzecz, to egzekwowanie prawa podatkowego – znowu reminiscencje z pobytu w Tatrach – tylko niektórzy skłonni są wydawac fiskalne paragony i tu widzę rolę szarego obywatela, który powinien tego żądać. Nie możemy ciągle traktować RP jako państwa okupacyjnego, którego oszukiwanie było czynem patriotycznym; jest pewien postęp – już nie ma zbyt wielu obrońców taki cwaniak, od którego zażąda się kwitu. Jednak (przynajmniej w wypoczynkowych miejscowościach) są ogromne połacie dziewiczego terenu – pensjonaty i „pensjonaty”, wozacy, sprzedawcy pamiatek itp. To nie jest skromny dział narodowej gospodarki, to są zjawiska masowe, to uciekajace setki milionów (o ile nie więcej) dla budżetu państwa. Tutaj jest ogromne zadanie dla funcjonariuszy MF, dla urzędników urzędów skarbowych i podatkowych. Nie widzę żadnej starannosci w tym względzie – panuje w dalszym ciagu wspomniana tolerancja (należy pilnować interesu szwagra, czy nawet nie spokrewnionego krajana – byle nie interesu państwa). Może należałoby sięgnąć do doświadczeń innych państw – np. we Włoszech jest mundurowa policja skarbowa, która może np. ukarać surowym mandatem jedzącego na ulicy pizzę bez fiskalnego paragonu. Może agenci nie umundurowani; np. na krakowskich bazarach idzie czasem wzdłuż stoisk i stojacych handlarzy hyr pt. „Skarbówka” - likwiduje się natychmiast w przepastnych torbach towar i udaje kupujacych... Panie ministrze – łowi pan rekiny, to bardzo dobrze, ale suma złowionych płotek może być większa – jest dużo pracy przed Pańskim urzędem...
jjr

jjr

9 years 1 month temu

Drogi Januszu40 skąd ta pewność, że podatki służą do zbierania pieniędzy do budżetu. Podstawowym celem podatków u nas jest kontrola i zastraszanie obywateli.

Większość płotek już dawno odpłyneła do krajów gdzie woda jest  cieplejsza. Zostały w większości rekiny, a z tych jak wiadomo niewiele pożytku. Mogą takiemu co za blisko podpłynie odgryźć rękę albo nogę.

Weźmy rejony gdzie jest największe bezrobocie, np.Radom tam już za komuny w urzędzie skarbowym jeden przedsiębiorca się powiesił, a inny wypalł kwasem naczelnikowi oczy. (usłyszałem o tym w czasie jazdy na targi do Poznania od Radomskiego przedsiębiorcy). Podobnie na Ziemiach Zachodnich same pegery były bo nic nowego nie mogło powstać, spróbuj założyć fimę w tych okolicach, gdzie w skarbówkach siędzą wnuki zasłużonych towarzyszy, czałe stada czekające na frajera który spróbuje otworzyć jakiś biznes.

Byłem wczoraj na targu, bryndza skarpety jeszcze były majtek już nie mogłem znaleźć. Wyglądało to na wyprzedaż resztek przed likwidacją interesu.

Mam kolegę co prowadzi małą jednoosobową firmę remontową, ma pędzel drabinę kielnie i księgową!!!

Marzy żeby dostać pracę i móc ją zamknąć.

Niedaleko od niego mieszkały dwie siostry, jedna prowadziła sklepik, teraz jedna jest w Anglii, też prowadzi sklepik, ale może w nim sprzedawać wędliny, które mąż robi u nas nie mogli tego przeskoczyć. Druga jest w Chinach. Co do innych sąsiadów, to jeden bezrobotny, drugi w Norwegii, trzeci niby w Polsce, ale tirem u holendra jeździ co dwa tygodnie na parę dni przyjeżdża, co do mnie to jestem na emeryturze, na koniec nieco optymizmu jest jeszcze jeden prowadzi zakład pogrzebowy interes kwitnie.

Muszę jeszcze dodać, że w okolicach Warszawy gdzie mieszkam otoczenie, czyli pacownicy państwowych instytucji są raczej kompetentni i uprzejmi nie mogę nic na nikogo złego powiedzieć to nie wina ludzi lecz systemu. Ludzie uciekają nikt nie chce być tego systemu niewolnikiem. Zastanawiam się czy to dobrze, że w tych urzędach są tacy  kompetentni urzędnicy, czy nie byłoby lepiej gdyby w tryby systemu wkradło się trochę bałaganu.