W Europie, w tym również i w Polsce, Święto Pracy obchodzimy już od 1890 roku. Święto to zostało ogłoszone w 1889 roku przez stowarzyszenie partii i organizacji socjalistycznych zwanych II Międzynarodówką.
Data 1 maja została wybrana, aby upamiętnić strajk robotników w Chicago z 1 maja 1886 roku. Strajk był częścią ogólnokrajowej amerykańskiej kampanii na rzecz wprowadzenia 8-godzinnego dnia pracy. W II RP pochody 1-majowe były często pacyfikowane przez Policję Państwową, ponieważ elementy marginesu społecznego i agentura sowiecka wykorzystywała ten dzień do rozrób i zadym.
W PRL i innych krajach RWPG, a wcześniej w ZSRR i III Rzeszy było to jedno z ważniejszych świąt państwowych. W tym dniu, zwanym także Świętem Klasy Robotniczej organizowało się huczne pochody, wiece i zgromadzenia, w których obecność była obowiązkowa. Manifestanci maszerowali i pozdrawiali stojących na trybunie działaczy partyjnych. Partia (NSDAP, WKP (b) czy PZPR)zapewniała w tym dniu lepsze zaopatrzenie oraz festyny. Władze nakazały obowiązkowy udział w pochodzie także w czasie katastrofy elektrowni atomowej w Czarnobylu.
W III RP święto pracy jest dniem wolnym. W tym dniu aktywizują się ugrupowania lewicowe oraz związki zawodowe. Kościół Katolicki zaś obchodzi święto Józefa Rzemieślnika, symbolicznie oddając hołd "pracy jednego na rzecz innych i wspólnoty". Mimo obowiązywania rygorystycznego Kodeksu Pracy, we współczesnej Polsce prawa pracownicze są łamane na szeroką skalę, a Państwowa Inspekcja Pracy nie radzi sobie z problemem. Powszechną praktyką jest zatrudnianie ludzi "na czarno", nieopłacanie składek ubezpieczeń społecznych, najniższe stawki płac, mobbing w urzędach, instytucjach i firmach. Z drugiej strony tzw. koszty pracy należą do najwyższych w Europie. Statystyczny Polak pracuje na podatki i obowiązkowe składki siedem miesięcy w roku! Wysokie koszty pracy stymulują też bezrobocie. Polski pracownik nie tylko jest zagrożony utratą zatrudnienia czy wyzyskiem ze strony pracodawcy, ale również nie jest traktowany jako pełnowartościowy klient dla wielu koncernów międzynarodowych.
Te same produkty i marki - dzieła polskich pracowników - na półkach sklepowych w tzw. starej Europie są lepsze jakościowo i często tańsze od tych w polskich sklepach.
Myślę, że „sedno tarczy” tkwi w tym, że mamy nazwy tzw. kapitalistyczne a w rzeczywistości w tym całym "kapitalizmie" zanika konkurencja, indywidualna własność, a rządy sterują nawet sferą prywatności ludzi. Wirtualne pieniądze, wirtualne emerytury itd. Monopole państwowe zastępuje się monopolami koncernów i oligarchów. Do tego setki obowiązkowych opłat, ubezpieczeń, składek, abonamentów. To jest jakiś kapitalizm koncesjonowany! To nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem, a nazywane jest neoliberalizmem.
Skoro więc rządy chcą się zajmować i kontrolować wszystkim, to nic dziwnego, że ludzie za wszystko winią rządy i polityków. To tak jak kiedyś z PZPR, piekłoszczkę partię - wszystkim zajmującą się... Stefan Kisielewski już to wyśmiał…
Na przykład w Koszalinie obrzydliwie szarogęsi się poseł Gawłowski z Milicji Obywatelskiej… wróć!... z Platformy Obywatelskiej., ale nie wciskajmy z kolei młodzieży, że przedtem było fajnie („za komuny było lepiej") a szlachetnym politykiem był tow. Kozdra :) Tak ten sam tow Kozdra, który mordował Polaków i Żydów na Lubelszczyźnie w oddziale GL Korczyńskiego. Ten sam, którego w 1980 r. wyrzuciła PZPR ze swoich szeregów za pijaństwo i korupcję, a którego karnie Jaruzelski zrobił posłem na sejm PRL, hi, hi, hi.
Poważniej: cała zachodnia cywilizacja stacza się do jakiejś hybrydy z poplątaniem nazw, celów, systemów. Jeżeli jestem właścicielem kilku akcji wśród milionów takich samych akcjonariuszy, to jestem takim samym właścicielem jak byłem właścicielem stoczni i hut w PRL. Tylko że mam nawet mniejszy wpływ na zarządy koncernów, niż na dawne dyrekcje partyjne. Miałem też takie same, czyli żadne, prawa wobec monopolisty energetycznego państwowego jak teraz - monopolisty niby prywatnego. Państwa, które miały deregulować gospodarkę, zwalczać monopole, zaciskają coraz większą obręcz człowiekowi. Tam, gdzie państwo jest potrzebne, np. do ochrony praw pracowniczych, to leży, a tam gdzie jest niepotrzebne to włazi z butami.
Do tego ta związkokracja i lobby branżowe. Czym tak bardzo różni się wysiłek kasjerki w Lidl , że zarabia 1300, od górnika w Jastrzębskiej Spółce Węglowej zarabiającego - 6.800 ? Ano tym, że górnicy są zwartą siłą, a kasjerki nie przyjadą pod sejm palić opon! Wychodzi więc na to, że kasjerki z supermarketów dotują górników i ich związki zawodowe, gdyby się tak dokładnie przyjrzeć.
No i tyle refleksji 1-majowych… Tygodnik Solidarność tego raczej nie opublikuje. Ukłony dla optymistki Pani Profesor Barbary Fedyszak-Radziejowskiej.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1102 widoki
Zasadnicza różnica
Temat gorący czy napięty?
tylko proza życia
Pies Baskervillów
Slavus