Genderyści prowadzą "badania naukowe" na dzieciach jak naziści na więźniach

Przez molasy , 28/12/2013 [15:58]
"Jak można porównać ludzi nauki, takich jak ja, którzy prowadzą badania, dostają granty, są szczegółowo rozliczani ze swojej pracy badawczej, do nazistów? " - pyta niby retorycznie Jacek Kochanowski, wykładowca gender studies, pracownik naukowy (?) Uniwersytetu Warszawskiego (http://wyborcza.pl/1,75478,14979970,Wykladowca_ge…). Ano można, ponieważ narodowy-socjalizm tak jak gender, współczesne wcielenie bolszewizmu, to ideologia lewicowa i naziści prowadzili badania naukowe tak samo jak robią to obecnie genderyści. Dostawali na nie dotacje i ze swej pracy się rozliczali. Nauka w III Rzeszy była doskonale zorganizowana i stała na bardzo wysokim poziomie. To dzięki bardzo zaawansowanym badaniom naziści produkowali doskonałą broń (na przykład Niemcy zdecydowanie wyprzedzały inne kraje w konstrukcji rakiet) i potrafili mordować na skalę przemysłową ludzi w obozach zagłady. Mniej zaawansowany technologicznie kraj niż narodowo-socjalistyczne Niemcy nie poradziłby sobie tak łatwo z szybkim wymordowaniem europejskich Żydów. Człowiek z tytułem naukowym z humanistyki (Kochanowski jest doktorem habilitowanym) powinien o tym wiedzieć! Skoro pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego zadaje przytoczone przeze mnie pytanie, sugerujące, że naziści badań naukowych nie prowadzili i nie otrzymywali na nie pieniędzy, z których musieli się rozliczać, to znaczy, że nic o historii XX w. nie wie. Jak taki nieuk zrobił doktorat i habilitację? Wstyd mi, że jestem absolwentem uczelni, na której taki ignorant uczy teraz studentów. Jakże nisko upadł Uniwersytet, którego patronem jest jeden z największych Polaków w historii Józef Piłsudski! Z pewnością Marszałek przewraca się w grobie, widząc, jakich przygłupów zatrudnia w tej chwili UW! To smutne, ale niestety naukowców genderystowskich z uczonymi nazistowskimi nie tylko porównywać można, ale nawet trzeba. Łączy ich fanatyzm, wiara w to, że przeprowadzane przez nich eksperymenty służą ludzkości i dlatego mogą być wykonywane bez zgody i wbrew woli osób im poddawanych. Karl Brandt, osobisty lekarz Hitlera, powiedział podczas procesu nazistowskich lekarzy i naukowców, który odbył się w 1946 r. w Norymberdze: "Dla samego eksperymentu nie jest istotne, czy wykonuje się go z wolą lub mimo woli biorącej w nim udział osoby. Znaczenie ma motyw - oddanie przysługi całemu społeczeństwu." Królikami doświadczalnymi w badaniach naukowych przeprowadzanych przez nazistowskich uczonych byli więźniowie kacetów. Jeśli zaś chodzi o genderystów, to są to m.in. dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym, które są zmuszane do uczestnictwa w dziwacznych eksperymentach edukacyjnych. Żeby Kochanowski zaprzestał już powtarzania bzdur, czuję się w obowiązku poinformować go, że w Auschwitz oraz w innych obozach koncentracyjnych, np. Sachsenhausen i Dachau, naziści "prowadzili badania naukowe" m.in. nad sterylizacją, skutkami głodu, genetyczne, testowali lekarstwa i preparaty medyczne, prowadzili hodowle laboratoryjnych bakterii na ludzkich mięśniach. Aby udoskonalić nazistowską machinę wojenną, "badali" też na więźniach skutki użycia gazu musztardowego i bomby fosforowej. W celu imitowania warunków panujących na dużych wysokościach zamykali ofiary wybrane do eksperymentów w komorach niskiego ciśnienia. Ratowaniu załóg okrętów wojennych służyły badania nad hipotermią, podczas których wrzucano "badanych" do basenu, w którym wodę schładzano poprzez dokładanie do niego lodu. Przemarzniętych więźniów następnie rozgrzewano różnymi metodami, m.in. poprzez zmuszanie ich do seksu z więźniarkami. Żeby usprawnić operacje rannych żołnierzy, nazistowscy naukowcy ekperymentowali na Polkach więzionych w obozie w Rawensbruck (np. zakażali bakteryjnie nogi i w rany wprowadzali odłamki metalu czy szkła, aby obserwować, jak się później goją lub łamali ofiarom eksperymentów kości kończyn i po operacji wyjmowali z gipsu zanim się zrosły). "Te badania naukowe" prowadzili tacy "ludzie nauki" jak: Josef Mengele, Werner Fischer, Karl Franz Gebhardt, Hans Eppinger, Sigmund Rascher, Carl Clauberg, Wolfram Sievers, August Hirt, Bruno Beger. Kilku z nich to antropologowie, a jak wiadomo antropologia jest podstawą gender studies. Tak o tej nauce napisała w "Gazecie Wyborczej" Joanna Bator: "Gender to kategoria badawcza, która rozpowszechniła się w humanistyce, naukach społecznych i seksuologii w latach 70. Jej narodziny wiążą się z rozwojem antropologii kultury w pierwszej połowie XX wieku. W razie gdyby biskup Michalik i jego zwolennicy nie rozumieli również tego trudnego słowa, wyjaśnię najprościej, jak potrafię. Antropologia to dyscyplina naukowa powstała na przełomie wieku XIX i XX z ludzkiej ciekawości świata. Jej przedstawiciele badają kulturę zarówno dalekich ludów, jak i bliskich. Kultura w ramach współczesnej antropologii rozumiana jest opisowo, a nie wartościująco: to po prostu sposób życia ludzi w danym miejscu i czasie. Zakres badań antropologicznych obejmuje praktyki kulturowe, czyli to, co i jak ludzie robią w danej kulturze, i reprezentacje, a więc to, jak przedstawiają świat symbolicznie, czyli jak o nim myślą. Badania terenowe antropologów takich jak Margaret Mead czy Bronisław Malinowski przyniosły wiedzę o fascynujących swoją odmiennością sposobach życia ludzi. Szczególne zainteresowanie wzbudziło to, że praktyki związane z kobiecością i męskością oraz sposoby symbolicznego przedstawiania kobiet i mężczyzn różnią się w zależności od kultury." Dziennikarka GW niestety niewiele potrafi, więc jej definicja antropologii jest daleko niewystarczająca, bo przedstawia ją jako naukę niosącą samo dobro. A tymczasem jej "osiągnięciem" jest także naukowe uzasadnienie rasizmu. Na przykład wymieniony przeze mnie wyżej Bruno Beger był antropologiem i tybetologiem, tak jak znana z oskarżania Polaków o współudział w holokauście pracownica Instytutu Slawistyki PAN, genderystka Joanna Tokarska-Bakir, i zorganizował wyprawę do Tybetu w poszukiwaniu ludzkich egzemplarzy czystej rasy aryjskiej (a tak przy okazji - kto mi wyjaśni, dlaczego tybetolog pracuje w PAN na etacie slawisty?; czyżby w Tybecie znaleźć można "ludzkie egzemplarze czystej rasy słowiańskiej"?). Wraz z Sieversem i Hirtem przeprowadził on w 1943 r. eksperyment "naukowy", w ramach którego zamordowano w komorze gazowej 86 wcześniej wyselekcjonowanych Żydów, których ciała przesłano następnie do Instytutu Anatomii Uniwersytetu w Strasbourgu (to miasto jest w tej chwili drugą stolicą Unii Europejskiej), gdzie ich ciała zakonserwowano w formalinie, "w celu 'zachowania materiału genetycznego' do przyszłych naukowych badań nad rasą, która miała zostać w całości zlikwidowana". O tym makabrycznym eksperymencie został nakręcony niedawno film dokumentalny (zob. http://www.fakt.pl/Przerazajacy-eksperyment-nazis…) Celowo przypomniałem właśnie o tym przykładzie "badań naukowych" nazistów, bo tak jak oni w formalinie chcieli przechowywać zabitych Żydów, tak Kochanowski chciał w niej zakonserwować dziecko, którego zabicie zapowiedziała była wykładowczyni gender studies w Instytucie Badań Literackich PAN Katarzyna Bratkowska. Na Twitterze genderystowski kolega z UW narodowo-socjalistycznych uczonych z US napisał bowiem tak: "Bratkowska powinna wyskrobaną zygotę wsadzić w słój, zapeklować i wysłać panu księdzu. Niech kanonizują św. Zygotę. Patronkę oszołomów." (zob. http://wpolityce.pl/artykuly/70097-nowe-wspaniale…) Jeśli ktoś tu jeszcze nie widzi wielkiego podobieństwa poglądów między nazistowskim "naukowcami" z Uniwersytetu w Strasbourgu a genderystowskimi "naukowcami" Uniwersytetu Warszawskiego i Polskiej Akademii Nauk, na temat tzw. podludzi, którzy zostali zdehumanizowani, pozbawieni praw ludzkich i zrównani ze zwierzętami, to podaję kolejny przykład tego dowodzący. Oto co o profilu Bratkowskiej na Facebooku napisała Dominika Wielowieyska w "Gazecie Wyborczej": "Na jej stronie fejsbukowej jest ogłoszony konkurs bożonarodzeniowy: "Odróżnij karpia od człowieka, tylko nie pomyl z ropuchą" i pod spodem jest ilustracja przedstawiająca zarodki ludzkie. "Na biegłych embrofilów czekają nagrody rzeczowe" - zachęcają organizatorzy." (http://wyborcza.pl/1,75968,15184378,Bratkowska_mi…) Tego typu degradowanie dzieci nienarodzonych do poziomu zwierząt stawia genderystów jeszcze niżej od nazistów, którzy aborcję i sterylizację propagowali jedynie wśród tzw. ras niższych, w tym Słowian (w okupowanej Polsce była ona wykonywana na życzenie ciężarnych Polek od 1943 r.). Gender łączy z nazizmem też to, że obie te ideologie zacierają różnice między ludźmi i zwierzętami. Uczestnicy studiów podyplomowych z zakresu gender studies organizowanych przez Instytut Badań Literackich PAN uczestniczą w zajęciach w ramach projektu "Zwierzęta, gender i kultura". 16 czerwca tego roku odbyły się na przykład wykłady: "Psy, gender i kultura. Psy rasowe a problematyka płci i klasy społecznej" oraz "'Gatunki towarzyszące' jako metafora współczesnej kultury". Celem tych zajęć była m.in. odpowiedź na pytanie: "Czy i jak możemy komunikować się z nie-ludzkim gatunkiem? Analiza prac ze zwierzętami Olega Kulika i manifestu „zoofrenii”. Ów Kulik wykonuje performance, w którym odgrywa role psa, byka, ptaka bądź ryby oraz jest autorem fotosów, przedstawiających jego intymne kontakty ze zwierzętami. Czyż nie kojarzy się to z przeprowadzanymi w III Rzeszy eksperymentami "uczłowieczania" psów?: "Intencją, która przyświecała nazistowskim naukowcom, zaangażowanym w misję szkolenia zwierząt, było uczynienie z nich istot zdolnych nie tylko do wykonywania prostych poleceń, ale także zaszczepienie im kompetencji właściwych ludziom. Niemcy wierzyli, że psy są prawie tak samo inteligentne jak ludzie, dlatego skomplikowany kurs, w który angażowani byli psi kandydaci z całego kraju, obejmował naukę "mówienia" i czytania. Co ciekawe, naziści wierzyli, że czworonogi zdobywając pewne umiejętności, będą zdolne prowadzić z ludźmi skomplikowane dysputy na temat religii czy filozofii. (...) Jeden z psów, który odebrał wykształcenie w psim ośrodku, potrafił podobno dyskutować na ważkie tematy dotyczące religii - poinformował dziennik 'Daily Mail'" (http://niewiarygodne.pl/kat,1017181,title,Szokuja…). Nie mam wątpliwości, że ów czworonóg mówił o religii mądrzej, niż "naukowiec" z zakresu gender studies Kochanowski, półgłówek szydzący sobie w wulgarny sposób z wiary katolickiej i katolików. Po pokonaniu Niemiec w II wojnie światowej zwycięskie państwa alianckie zaciekle rywalizowały ze sobą w poszukiwaniu nazistowskich uczonych. Tylko garstkę z nich, głównie lekarzy, postawiono jednak przed sądem. Zdecydowaną większość zatrudniono przy projektach naukowych prowadzonych w ZSRS oraz w krajach demokratycznych. Na przykład 104 uczonych niemieckich pracowało w USA przy rozwoju programu rakietowego (projekt "Paperclip"). Był wśród nich twórca rakiet V-2, członek SS, Wehrner von Braun, bardzo zasłużony później dla USA w projektowaniu broni rakietowej i w realizacji programu kosmicznego NASA. Odnieść można wrażenie, że uczeni prowadzący badania finansowane przez państwo rządzone przez Hitlera przenieśli się do krajów demokratycznych ze swą nazistowską "etyką naukową", bo niestety zaczęto przeprowadzać w nich projekty badawcze, kojarzące się nieodparcie z tymi, które realizowano w III Rzeszy. W jednym z nich 69 tys. USD (jest to odpowiednik dzisiejszych kilkuset tysięcy) zarobił szkocki psychiatra Donald Ewen Cameron (rozliczał się z tych pieniędzy tak jak to robi w tej chwili Kochanowski pobierający granty unijne), który w l. 1946-7 był ekspertem trybunału sądzącego w Norymberdze nazistowskich lekarzy. Po wojnie wykładał na uniwersytecie w Montrealu, a na przełomie lat 50. i 60. współpracował z instytutem naukowym noszącym piękną nazwę Towarzystwo Badań nad Ludzką Ekologią ("Society for the Investigation of Human Ecology"), który był agendą amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej. Nie wiedział, że prowadzone przez niego badania stanowią część tajnego projektu badawczego CIA noszącego nazwę MKULTRA. W tej chwili są wysuwane przeciwko niemu zarzuty, że walnie przyczynił się do opracowania przez amerykańskie służby specjalne dwustopniowej metody tortur psychicznych. Celem projektu MKULTRA było zbadanie możliwości kontroli ludzkiego umysłu poprzez zastosowanie środków psychotropowych i narkotyków (przede wszystkim LSD, ale też np. kokainy) oraz bodźców elektrycznych i hipnozy. Wzięło w nim udział ok. 80 amerykańskich instytutów badawczych, w tym 44 uczelnie wyższe (wśród nich były najbardziej renomowane uniwersytety, które w tej chwili są ostoją teorii gender). Badano przede wszystkim ochotników, ale zgłaszające się osoby nie były informowane dokładnie o celach i metodach eksperymentów. Niektórych uczestników zmuszono do wzięcia w nich udziału - tak stało się w przypadku mężczyzn szantażowanych ujawnieniem ich wizyt w burdelach w San Francisco. Badanym osobom aplikowano bez ich wiedzy i zgody LSD oraz inne psychotropy i narkotyki. Niektórym zmieniono świadomość. Cathy O'Brien, zmuszona jako dziecko do wzięcia udziału w programie MKULTRA, napisała w l. 90. książkę "Trans Formation of America", w której opisała tragiczne skutki finansowanych przez CIA badań przeprowadzanych na niej przez amerykańskich uczonych uniwersyteckich (tak jak Kochanowski musieli się z tych grantów szczegółowo rozliczać finansowo). Twierdzi w niej, że przeprowadzone na niej w dzieciństwie eksperymenty zaprogramowały jej umysł tak, że musiała zostać seksualną niewolnicą, ofiarą międzynarodowej siatki pedofilów, narkotykowych bossów i satanistów. Jeśli jej wspomnienia są prawdziwe (nie wszyscy w to wierzą), to potwierdzałyby teorię światowej sławy psychologa D. Corydona Hammonda, opracowaną na podstawie zwierzeń jego pacjentów poddanych hipnozie, o istnieniu ogólnoświatowej konspiracji, której celem jest wprowadzenie na całym świecie kultu szatana. Zaprogramowane mózgi ofiar tej siatki są "aktywowane" przy pomocy kodów słownych i następnie ci ludzie zamieniają się w morderców, prostytutki, handlarzy narkotyków czy "dziecięcych pracowników seksualnych" ("child sex workers"), używanych w dziecięcej pornografii. Zdaje się, że Kochanowski został przez tych czcicieli diabła uaktywniony do propagowania seksualizacji polskich dzieci w realizujących projekty gender przedszkolach i szkołach i to dlatego tak zajadle atakuje hierarchię Kościoła katolickiego w Polsce, która podjęła walkę z tą szatańską ideologią. Warto tu przypomnieć to, co powiedział szwajcarski uczony Albert Hofmann, który zsyntentyzował LSD, o swoich przeżyciach, gdy po raz pierwszy świadomie zażył tej psychodelicznej substancji: "po godzinie demon opanował moją duszę". Wśród uczestników projektu MKULTRA byli też niektórzy chętnie sięgający po narkotyki przywódcy tzw. beatników i hippisów. W programie realizowanym przez Stanford University uczestniczył na przykład poeta i autor tekstów piosenek rockowych Robert Burns, nieformalny członek słynnego psychodelicznego zespołu Grateful Dead, który stał się wielkim propagatorem LSD. Będąc pod wpływem tej substancji (jej zwolennicy protestują przeciwko nazywaniu jej "narkotykiem") pisał słowa do utworów wykonywanych przez tę kapelę, której liderem był jego kumpel Jerry Garcia. Innym słynnym uczestnikiem projektu MKULTRA był pisarz Ken Kesey (autor zekranizowanej powieści "Lot nad kukułczym gniazdem"), najbardziej znana postać grupy "Merry Pranksters", która w 1964 r. odbyła słynną podróż zdezelowanym autobusem po USA. Jej uczestnicy, znajdujący się ciągle pod wpływem narkotyków i środków psychotropowych, uprawiali wolną miłość i częstowali wszystkich chętnych LSD (było legalne w USA do 1966 r.) Ta wyprawa była w zamierzeniu Keseya wymierzona w amerykańskie społeczeństwo, które uważał za "banalne" i "konformistyczne". Miała ona wielkie znaczenie jako katalizator przemian społeczno-kulturowych w USA i innych krajach zachodnich w l. 60. "Tęczowa" ideologia gender, której wyznawcami są Kochanowski, Bratkowska, Bator i inni dziennikarze GW oraz już tysiące niestety pracowników naukowych (a raczej pseudonaukowych) uczelni wyższych i instytutów naukowych (też już często pseudonaukowych), jest właśnie wytworem tego pokolenia '68. Ludzie ci gwałtownie protestują przeciwko stosowaniu w odniesieniu do gender terminu "ideologia". Kochanowski: "Gender, ściślej gender studies, to nie jest ideologia, ale akademickie, naukowe badania nad płcią. To nurt badań społecznych uznany na całym świecie. Zajmujemy się społecznym i kulturowym uwarunkowaniem płci." Niestety to, co on mówi, nie polega na prawdzie, czyli jest kłamstwem. Celem gender jest nie tylko prowadzenie "badań nad płcią", ale także zmienianie społeczeństwa poprzez forsowanie tzw. rozwiązań równościowych (różnej maści antydemokratyczne parytety i uprzywilejowanie niektórych grup społecznych ze względu na rasę, płeć i orientację seksualną) oraz wychowanie "nowego człowieka" przez genderowe przedszkola, szkoły podstawowe i średnie oraz uniwersytety. Czy ubieranie kilkuletnich chłopców w sukienki i rajstopki oraz zmuszanie dziewczynek do bawienia się samochodami jest "badaniem naukowym nad płcią"? A zmuszanie chłopców do sikania w pozycji siedzącej tak jak robią to dziewczynki (to jeszcze w polskich, wzorowanych na szwedzkich "równościowych" przedszkolach nie jest praktykowane, ale zostanie z pewnością wprowadzone, bo tak jest w najbardziej zaawansowanych genderowo krajach skandynawskich, przede wszystkim w Szwecji i Norwegii)? Jeśli tak, to niestety genderyści są jak naziści, bo ten eksperyment pseudonaukowy odbywa się na żywych ludziach (jeszcze w pełni nieukształtowanych, tak samo zresztą jak dzieci w łonie matki, ale na pewno LUDZIACH), którzy tak jak więźniowie kacetów nie mogą odmówić wzięcia w nim udziału. A jakiż jest cel tych "badań"? Czy wtedy, gdy "badane" w genderowych przedszkolach dzieci dorosną, to zostaną ponownie "zbadane" o ile więcej jest wśród nich gejów, lesbijek, transeksualistów i biseksualistów niż w grupie ich "niebadanych" rówieśników, którzy byli pozbawieni "dobrodziejstwa" płynącego z uczęszczania do tzw. równościowych przedszkoli? Czy zostanie "zbadane", o ile więcej pieniędzy wydają oni na zakup rajstop, prezerwatyw, środków antykoncepcyjnych, wibratorów, żelu doodbytniczego? Czy zostanie udowodnione, że dzieci "badane" w genderowych przedszkolach są szczęśliwsze od "niebadanych" ich rówieśników, bo wcześniej przechodzą inicjację seksualną i jako młodociani oraz już dorośli odbywają np. 10 razy więcej stosunków płciowych i to zarówno z osobnikami tej samej płci, jak i przeciwnej oraz z dziećmi i ze zwierzętami? Jak będą sfinansowane te powtórne badania? Czy znowu będą to granty z Unii Europejskiej, z których "naukowiec" Kochanowski tak się skrupulatnie rozlicza? A może tym razem kasę wyłożą koncerny farmaceutyczne i chemiczne, które dzięki eksperymentowaniu przez genderystów na dzieciach najwięcej zarobią? Genderowych eksperymentów na niewinnych dzieciach "badaniami naukowymi" w żaden sposób nazwać się nie da. To z nauką nie ma nic wspólnego. Żyjący z unijnych grantów genderyści są zatem kłamcami i oszustami, którzy próbują ukryć przez normalnymi ludźmi swe rzeczywiste zamiary, czyli to, że ich edukacyjne eksperymenty mają na celu wychowanie lepszego, "równościowo myślącego" "nowego człowieka" i stworzenia "równościowego społeczeństwa". Kochanowski mówi zresztą o tym otwartym tekstem w wywiadzie dla "Przeglądu": "polski system edukacyjny jest narzędziem neoliberalnej, nacjonalistycznej, seksistowskiej i homofobicznej ideologizacji. Nie z powodu złej woli czy złej pracy nauczycielek i nauczycieli – bardzo chciałbym to podkreślić. System edukacji jest tak skonstruowany, aby jak najbardziej ograniczyć zdolność krytycznego myślenia ludzi, którzy przez niego przejdą. A to sprawia, że wszystkie neoliberalne dogmaty o społeczeństwie i gospodarce są przyjmowane jako element oczywistej wiedzy o świecie. Jeśli zatem zastanawiamy się, czemu nasze społeczeństwo wciąż akceptuje partie neoliberalne, trzeba spojrzeć przede wszystkim na system edukacyjny. Ponieważ to tam jest ten moment, w którym przegrywamy." (http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/zycie-…) Trzeba tu pamiętać, że zwrot "krytyczne myślenie", nie ma tu potocznego, "zdroworozsądkowego" znaczenia (Kochanowski "zdroworozsądkowe" myślenie potępia), lecz jest wzięte z lewackiej nowomowy i oznacza to samo co "myślenie dekonstrukcyjne", polegające na odrzucaniu i niszczeniu istniejących w danym społeczeństwie wzorów i kodów kulturowych, co jest niezbędne do obalenia "starego porządku" i dokonania rewolucji społecznej. Z tego co mówi Kochanowski wynika, że dąży do tego, kierując się egoizmem, bo jako homoseksualista uważa się za pokrzywdzonego przez istniejący system społeczny: "jestem obywatelem drugiej kategorii i ... w naszym kraju panuje system segregacji seksualnej, działający dokładnie tak samo jak system segregacji rasowej czy ekonomicznej. (...) O wolności, równości i sprawiedliwości będziemy mówić dopiero wtedy, kiedy ten system ekonomicznej, płciowej czy seksualnej segregacji zostanie zniesiony. (...) Potrzebujemy polityki koalicyjnej, buntu wszystkich obywateli drugiej kategorii, aby zmieść system żerujący na ich nieszczęściu." Wskazanie przez rzekomo poddanego segregacji seksualnej pracownika UW systemu edukacyjnego jako głównego celu ataku genderystów wyjaśnia, czemu mają służyć eksperymenty genderowe na przedszkolakach i uczniach. Chodzi o zdeprawowanie dzieci, na dodatek cudzych, bo przecież homoseksualiści tacy jak Kochanowski oraz feministki takie jak Bratkowska potomstwa nie mają i mieć nigdy nie będą. Jedyny sposób, w jaki tego mogą tego dokonać, to poprzez wykorzystanie państwowych przedszkoli i szkół. Rodzice powinni zatem bronić swoich dzieci przy użyciu wszystkich dostępnych środków przed zakusami genderystów, którzy próbując przejąć kontrolę nad ich wychowaniem, postępują tak samo jak naziści i bolszewicy! Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale niestety nasuwa się podejrzenie, że genderyzm gotuje dzieciom taki los, jakiego doświadczyła dziecięca ofiara projektu MKULTRA Cathy o'Brien. Łatwo sobie wyobrazić, że genderystowskie programy nauczania w przedszkolach i szkołach służyć będą zaprogramowaniu mózgów uczniów i późniejszemu ich aktywowaniu w sposób, jaki opisał Hammond. Bardzo trudno w to uwierzyć, ale przecież wykluczyć tego nie można. Zaprzeczając, że gender jest ideologią, Kochanowski oraz jego koledzy i koleżanki wpadają z deszczu pod rynnę. Ten tekst, podobnie zapewne tak jak wiele innych, by nie powstał, gdyby przestali pleść bzdury, że prowadzą jedynie jakieś "badania naukowe". To kłamstwo jest tak wielkie, że nawet małe dzieci w nie nie uwierzą. Oczywiście te, które nie zostały poddane genderowemu praniu mózgów i nie ulegając genderystowskiej, szkodliwej modzie, promowanej przez Unię Europejską, myślą krytycznie, czyli zdroworozsądkowo!
Pies Baskervillów

Czyli Miczurin wiecznie zywy? ======= Miczurin był twórcą i propagatorem poglądów, na gruncie genetyki całkowicie błędnych, przypisujących człowiekowi zdolność do niemal dowolnego przeobrażania przyrody. Przypisuje się mu autorstwo sentencji: „Мы не можем ждать милостей от природы. Взять их у нее – наша задача” – „Nie możemy czekać na łaskawość przyrody. Naszym celem jest wziąć ją sobie od niej samemu” http://pl.wikipedia.org/wiki/…
Domyślny avatar

molasy

11 years 9 months temu

W swoim tekście skoncentrowałem się na analogii między genderyzmem a nazizmem, ale jeszcze większe podobieństwo istnieje oczywiście między genderyzmem a marksizmem (jest to de facto postmarksizm albo neomarksizm). Gender studies zajęło w szkołach wyższych miejsce marksizmu-leninizmu. Skandaliczne wydarzenia na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdy naukowcy-genderyści najpierw zaprotestowali przeciwko wykładowi ich uczelnianego kolegi z Wydziału Teologii ks. prof. Bortkiewicza, a nastepnie nie potępili próby jego zakłócenia przez genderystowskie bojówki, dowodzi, że dążą oni do tego samego, co marksiści-leniniści - usunięcia teologii z uniwersytetów jako "nienaukowej" oraz zadekretowaniu, że jedynie marksizm-genderyzm jest "naukowy". Pański komentarz bardzo trafnie wskazuje na podobieństwo metod i twierdzeń "naukowych" genderystów z miczurinowskimi. Gender-studies są taką samą pseudonauką jak marksistowsko-leninowski miczurynizm. Tak jak napisałem w notce, ideologia gender jest nowym wcieleniem bolszewizmu.
Pies Baskervillów

Ja mysle,ze jest to taki zalosny Big-Brother,pedofilskiego lobby,ktore mocno atakuje,jak wsciekly pies. Celem jest chrzescijanstwo. Niestety,srodowisko naukowe jest dretwe,nie reaguje na kretynizmy,a oglada sie na"tzw granty",i to jest ich jedyne osiagniecie. Smutne,ale prawdziwe. Ale prosze zwrocic uwage,ze sam Putin,zauwazyl debilizm i zagrozenie dla Rosji,tych "naukawcow" i zakazal propagowania homoseksualizmu,pod grozba surowych kar.
Domyślny avatar

molasy

11 years 9 months temu

Według mnie Putin to zrobił dlatego, że on się z marksizmu-leninizmu już dawno wyleczył. On doskonale wie, do jakich opłakanych skutków prowadzą takie jak genderyzm eksperymenty z dziedziny inżynierii społecznej. Nie wypada mi jako Polakowi bronić Putina, ale przecież dla Rosjan on zrobił i robi bardzo dużo dobrego. Jedyne co można mu zarzucić, to autorytarny styl sprawowania władzy, ale on odpowiada rosyjskiej mentalności. Putin wygrywa wybory bez ich fałszowania. Putin słusznie zamknął w łagrze skandalistki z Pussy Riot, bo zbeszcześciły swym występem cerkiew prawosławną (mogły przecież śpiewać swoje piosenki, ponoć antyputinowskie, pod murami Kremla). Sądzę, że ostatnio on nawet zrobił coś dobrego dla Polski, bo zamknął na parę miesięcy w więzieniu ekoterrorystów Greenpeace, którzy wskutek tego nie pojawili się w Polsce podczas obrad warszawskiego Szczytu Klimatycznego, żeby protestować przeciwko spalaniu węgla w elektrowni w Bełchatowie oraz poszukiwaniom gazu łupkowego. Jeśli chodzi o środowisko naukowe, to niestety upodobniamy się do Zachodu, gdzie uniwersytety są "czerwone" i antychrześcijańskie, bo opanowane przez marksistów, neomarksistów i postmarksistów. Żeby robić karierę naukową, trzeba się do nich przyłączyć. I w ten sposób genderystowska pseudonauka rozszerza w błyskawicznym tempie swoje panowanie. A w jej ekspansji w Polsce pomaga UE, która rozdziela granty na badania - rzekomo naukowe, a w rzezcywistości - pseudonaukowe.
Pies Baskervillów

Zgoda co do Putina. Ale ten typ mnie bulwersuje... Mam pytanie,czy ktoś w Polsce wie, kto to jest molasy,tumry,Pies Baskervillów,i inni z tego portalu? Poza agentami,odwiedzającymi ten portal,nikt! Nikt nie wie,ale dzięki propagandzie TVN-u,wszyscy wiedzą kto to jest niejaki Hartmann, przewodniczący Krajowej Rady Politycznej Twojego Ruchu . Propagandysta Palikota,wyniesiony przez „merdia” na experta w sprawie życia w Polsce. http://www.tvn24.pl/polski-ko… Tenże sukinsyn,powiedział publicznie: Przed odczytaniem listu prof. Jan Hartman powiedział, że ze statystyk wynika, iż jeden na 20 tys. Polaków jest pedofilem. Wyobraża Pan sobie,że on wie czego Polacy nie wiedzą? I taka kanalia,obraża mnie,Pana,i nasze rodziny,wyzywając nas od pedofili,jednocześnie samemu to propagując. Dlatego,trzeba te kanalie piętnować,zwłaszcza że tzw „Twój Ruch”,to agenturalny twór bolszewicki. Na dowód wklejam poddańcze skamlanie Palikota do Rosji,poza plecami władz. Jest to bolszewicka V kolumna w Polsce dzisiejszej.
Domyślny avatar

molasy

11 years 9 months temu

Oczywiście pełna zgoda co do Palikota i jego otoczenia typu Hartman. Ich partia jest według mnie eksponentem politycznym tej części rządzącego establishmentu, który wywodzi się i jest kontrolowany przez peerelowskie, zależne od KGB, służby specjalne (ta "grupa sprawująca władzę" wysłała Rywina na rokowania z Michnikiem, który reprezentuje "drugą nogę" mafii okrągłostołowej). Powiązany z tym środowiskiem jest Komorowski, który głosował przeciwko rozwiązaniu WSI i regularnie spotyka się z nazywanym wielokrotnie publicznie przez niego "przyjacielem" Palikotem (wnioskuję to stąd, że w jednym z wywiadów dla TVN24 udzielonych niedługo po wystąpieniu Kaczyńskiego na kijowskim Majdanie, Palikot mówił, że "prezydent namawiał go, żeby pojechał na Ukrainę"). TVN jest medialnym reprezentantem tej części obozu politycznego rządzącego Trzecią RP (wszyscy interesujący się historią i polityką wiedzą o agenturalnych powiązaniach założycieli tej stacji). Jeśli chodzi o te "statystyki", na które powołuje się Hartman, to oczywiście one nie istnieją. To są szacunki brane przez genderystów z sufitu, podobnie jak twierdzenia, że w każdym społeczeństwie jest 10 proc. homoseksualistów, 80 czy jeszcze więcej procent z nich jest z tego powodu dyskryminowanych, zgłaszanych jest jeden czy parę procent gwałtów, czy że w Polsce jest wykonywanych 250 tys. aborcji rocznie. To kompletne brednie, potwierdzające, że powtarzający je "profesorowie" i "doktorzy" są pseudonaukowcami, współczesnymi odpowiednikami tzw. docentów marcowych.
Domyślny avatar

molasy

11 years 9 months temu

Jeszcze tytułem uzupełnienia poprzedniego komentarza. Otóż komuś może wydać się trudne do zrozumienia, że palikotyści, którzy są kontrolowani przez kagiebistę Putina, propagują w Polsce ideologię, którą on w Rosji zwalcza. Oczywiście tu żadnej sprzeczności nie ma. Jest to kontynuacja realizowanego przez sowieckie służby specjalne planu zniszczenia państw zachodnich od środka, m.in. przy pomocy tzw. pożytecznych idiotów. To realizacja taktyki Lenina, który powiedział, że "kapitaliści wyprodukują sznurek, na którym ich powiesimy". "Produkcja" gender na zachodnich uniwersytetach Putina pewnie cieszy! Im większy będzie rozkład moralny w Polsce, tym łatwiej Rosja ją sobie podporządkuje. Im większe problemy z imigrantami, spadkiem liczby urodzeń itp. będą miały kraje UE, tym silniejsza relatywnie w stosunku do nich będzie "Wielikaja Rossija"!
Pies Baskervillów

Dokładnie,też tak to rozumię.Im gorzej dla nas, tym lepiej dla nich. Niby to proste,ale zdecydowana większość u nas(niestety)tego nie rozumie,i jest,jak jest.