Kto prosił ruskie? Ojciec Adama Michnika!

Przez molasy , 11/11/2013 [01:07]
Obóz "Gazety Wyborczej" nie ustaje w wysiłkach narzucenia Polakom obowiązku świętowania 4 czerwca jako tzw. Święta Wolności. Towarzysze z PZPR, SB i WSI oraz wyselekcjonowani przez nich przedstawiciele tzw. konstruktywnej opozycji (w znacznej części byli członkowie PZPR oraz agenci SB i WSI), którzy zbratali się przy Okrągłym Stole, chcą uczynić ten dzień równym 11 listopada, symbolizującym odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 r. Starania o to zaczęły się na większą skalę w 2009 r., w 20. rocznicę wolnych w 1/3 wyborów w 1989 r., gdy powstała Inicjatywa RAZEM 89, do której przystąpiło ponad 180 powiązanych z rządzącym układem okrągłostołowym fundacji, instytucji i organizacji pozarządowych z całej Polski. W tym roku wielkie świętowanie 4 czerwca miało zwieńczyć objętą patronatem przez prezydenta Bronisława Komorowskiego akcję Trójki i "Gazety Wyborczej" "Orzeł może", ale jak wiadomo zakończyła się ona propagandową klęską, a bezprawne użycie wojskowych helikopterów do zrzucania ulotek ośmieszających godło Rzeczypospolitej Polskiej skłoniło prokuraturę do wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Klapa tego przedsięwzięcia miała z pewnością duży wpływ na to, że prorządowe media nie nagłośniły uchwały Sejmu z 24 maja tego roku o następującej treści: "Sejm, przekonany o szczególnym znaczeniu tej daty dla Polski – suwerennego i demokratycznego państwa wolnych i świadomych swoich praw obywateli, ogłasza dzień 4 czerwca Dniem Wolności i Praw Obywatelskich". Co więcej, z tego, co napisał w ostatnim numerze "Gazety Wyborczej" Jarosław Kurski, można wysnuć wniosek, że on w ogóle o tej uchwale nie wie!: "Ubolewa się niekiedy, że III RP nie ma swego święta, że pokojowa transformacja nie pozostawiła jednej zwycięskiej daty. Ale ona jest. To 4 czerwca, rocznica wyborów. W przyszłym roku będzie 25 lat odzyskanej wolności. Warto to święto wreszcie ustanowić, tak jak ustanowiono 11 listopada." (http://wyborcza.pl/1,75968,14922215,Ruskie_a_niep…) Konia z rzędem temu, kto mi wyjaśni, po co jeszcze raz ustanawiać święto już ustanowione?! Przecież w ten sposób nie zmusi się Polaków do jego obchodzenia! Z tego co pisze Kurski, który próbuje zrównać 4 czerwca z 11 listopada, wynika, że nie rozumie, iż większość Polaków rocznicy wolnych najwyżej w 1/3 wyborów nigdy świętować nie zechce. Z upływem czasu ocena przemian polityczno-ustrojowo-gospodarczych rozpoczętych w Polsce w 1989 r. będzie coraz surowsza. Zostanie napisanych coraz więcej takich książek jak wydana niedawno Witolda Kieżuna "Patologia transformacji". III RP czeka los skazanego na zagładę starożytnego Babilonu i odnosi się do niej słynny napis, którego treść przytacza autor biblijnej Księgi Daniela: mane, tekel, fares (wszystko będzie policzone oraz zważone i zostanie ona podzielona czyli zlikwidowana). Wszystko zostanie dokładnie opisane: i niekompetencja oraz nieudolność ludzi rządzących Polską w tym przełomowym okresie, i mechanizmy funkcjonowania przestępczych układów esbecko-mafijnych przy uwłaszczaniu się przez okrągłostołowców na państwowym majątku, i przyczyny tego, że w mediach, w szczególności elektronicznych, słyszalny był wyłącznie głos tych, którzy na przemianach skorzystali, natomiast ludzie wykluczeni, wyrzuceni przez III RP na społeczny margines, byli w nich traktowani z pogardą i wyszydzani, i metody manipulacji ludźmi stosowanymi w mediach mainstreamowych, z "Gazetą Wyborczą" na czele, w celu robienia Polakom wody z mózgu, co było konieczne, żeby okrągłostołowy establishment wciąż utrzymywał się przy władzy. Zostanie z pewnością po wsze czasy zapamiętane, że do czołowych manipulatorów i propagandystów należał Kurski, który jest obecnie w "Gazecie Wyborczej" formalnym zastępcą Michnika na stanowisku redaktora naczelnego, ale w rzeczywistości pełni obowiązki redaktora naczelnego. Przy każdej okazji stara się wciskać swoim czytelnikom ciemnotę, jak świetlanym państwem jest III RP. W cytowanym wyżej tekście próbuje na przykład lansować tezę, że rządzący w PRL do 1989 r. komuniści, którzy w III RP przedzierzgnęli się w "demokratów" i stanowią znaczącą część jej elity politycznej oraz gospodarczej, nie chcieli, żeby po II wojnie światowej Polska znajdowała się w sowieckiej strefie wpływów. Żeby to wdrukować w podświadomość swoich czytelników przytacza następującą anegdotę: "Niedawno w restauracji na krakowskim Rynku zamówiłem ruskie pierogi. Gdy młoda kelnerka nadeszła z parującą potrawą, chciałem się wydać zabawny, a wydałem się żałosny. Opowiedziałem bowiem stary peerelowski dowcip: "Kto prosił ruskie?". Odpowiedź: "Nikt nie prosił, same przyszły". Nagle na twarzy dziewczyny konfuzja i nieśmiałe pytanie: - Ale jak to? Przecież pan zamawiał." W dalszym fragmencie swego tekstu Kurski wyciąga z tego wydarzenia następujący wbiosek: "Dla mnie niepodległość najpełniej wyraziła się tym, że dziewczyna urodzona po 1989 r. nie rozumie dowcipu "kto prosił ruskie". Oto rodzi się druga generacja Polaków, dla których wolność jest jak powietrze - bez barwy i zapachu. Po prostu jest." To, co napisał Kurski, może posłużyć za typowy przykład propagandy historyczno-politycznej stosowanej przez "Gazetę Wyborczą": 1. Nie jest prawdą, że "Ruskich" nikt do Polski nie prosił pod koniec II wojny światowej i po jej zakończeniu. Tak jak targowiczanie po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja, zapraszali ich znajdujący się na terenie Związku Sowieckego twórcy Związku Patriotów Polskich i Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego oraz znajdujący na okupowanym przez Niemców terytorium naszego kraju członkowie Polskiej Partii Robotniczej i jej zbrojnego ramienia - Armii Ludowej, a także członkowie wielu mniejszych organizacji politycznych i militarnych, infiltrowanych i kontrolowanych przez komunistyczne wtyczki. Polskojęzyczni komuniści chcieli "Ruskich" w Polsce, bo bez nich nie zdobyliby, a następnie nie utrzymaliby władzy. Ponadto głosili, że tylko stacjonowanie wojsk sowieckich na terytorium Polski gwarantuje nienaruszalność granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. 2. W PRL dowcip o "niechcianych ruskich" mogli sobie opowiadać tylko ci Polacy, którzy tego, co napisałem powyżej, nie wiedzieli. Jak rozumiem był w tym gronie Kurski. Bardzo to źle świadczy zarówno o nim, jak i o towrzystwie, w którym w jego obecności takie żarty sobie opowiadano, bo nikt z jego kolegów i koleżanek nie wiedział, że rozpowszechniane są w ten sposób kłamstwa. 3. Kurski opowiadał ten dowcip w l. 80, gdy komunistyczna propaganda kreowała gen. Wojciecha Jaruzelskiego i jego współpracowników na wielkich polskich patriotów, którzy wprowadzając stan wojenny uratowali Polskę przed przelewem polskiej krwi. Wprawdzie oficjalnie głoszono wtedy, że doszłoby do niego wskutek wojny domowej, ale wszyscy Polacy rozumieli, że byłby on spowodowany wojskową interwencją "Ruskich". Przypomnę, że w tej chwili Jaruzelski podaje już za jedyną przyczynę wprowadzenia stanu wojennego zagrożenie wkroczeniem do Polski Armii Czerwonej. Oczywiście nie sposób ustalić, kto i kiedy peerelowski dowcip o "niechcianych ruskich" wymyślił i rozpowszechniał, ale ponieważ odpowiedź na pytanie "cui bono?" (komu miał przynieść pożytek?) brzmi, że rządzącym komunistom, to nie można wykluczyć, że mamy tu do czynienia ze swoistym przykładem "propagandy szeptanej", szerzonej przez esbeckich agentów udających polskich patriotów, której celem było wykreowanie takich moskiewskich sługusów i sprzedawczyków jak Jaruzelski i Kiszczak na "ludzi honoru", a nawet polskich bohaterów narodowych. Na udowodnienie powyższej hipotezy nie mam w tej chwili żadnych dowodów, ale jest to typowy przypadek rozumowania w procesie poszlakowym, w którym odpowiedź na pytanie "cui bono?" jest bardzo ważna. Nie ma zresztą już w tej chwili znaczenia, czy jest ona prawdziwa, czy nie. Dla Polski AD 2013 jest istotne to, że "Gazeta Wyborcza" dąży do osiągnięcia takich samych celów propagandowych jak propaganda komunistyczna za rządów Jaruzelskiego. Kurski przypomniał peerelowski dowcip, żeby wdrukować w umysły swoich czytelników, że w rządzonej od 1944 r. przez komunistów Polsce nikt "Ruskich" nie chciał, więc nie chcieli ich również Bierut, Berman, Minc, Radkiewicz, Gomułka, Moczar, Jaruzelski, Kiszczak, Kwaśniewski, Miller, Cimoszewicz, Borowski i inni członkowie PZPR oraz funkcjonariusze wojska, milicji i aparatu bezpieczeństwa, propagandy i cenzury, którzy w tej chwili brylują na salonach III RP. 4. Przypomniany przez Kurskiego peerelowski dowcip o "niechcianych ruskich" służy wybieleniu nie tylko komunistycznych biesiadników przy Okrągłym Stole, ale także niektórych "konstruktywnych opozycjonistów", którzy "chcieli Ruskich" w Polsce w okresie, gdy należeli do PZPR, a może nawet również później, po 4 czerwca 1989 r. Przypomnę, że rząd Tadeusza Mazowieckiego nie stawiał postulatu wyjścia Polski z Układu Warszawskiego oraz nie żądał opuszczenia terytorium Polski przez oddziały Armii Czerwonej. Trudno w tej chwili rozstrzygnąć, na ile wynikało to z przekonania, że tylko Związek Sowiecki może nam zagwarantować nienaruszalność granicy z Niemcami na Odrze i Nysie Łużyckiej (tak sądziło wielu opozycjonistów i politycznych imigrantów przed 1989 r., a wyrazicielem ich poglądów było Radio Wolna Europa kierowane przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego), a na ile było to spowodowane względami taktycznymi (nie mówiono o tym głośno, żeby nie drażnić wschodniego sąsiada). Jest jednak faktem niepodważalnym, że nie istnieje żaden dokument sygnowany przez członków rządu Mazowieckiego, że "Ruskich" w Polsce nie chcieli. Zatem nie można sfalsyfikować (udowodnić, że jest nieprawdziwe) twierdzenia, że ich chcieli! 5. Zupełnie bezpodstawnie Kurski uznał, że obsługująca go kelnerka nie zrozumiała opowiedzianego przez niego dowcipu. A może była to studentka historii na Uniwersytecie Jagiellońskim, która z wykładów prof. Andrzeja Nowaka wiedziała to, co wyżej napisałem? I z pełną premedytacją, dowcipnie, mu odpowiedziała: "Przecież pan zamawiał?" No bo redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" negującego niepodważalny fakt, że polskojęzyczni komuniści chcieli w Polsce "Ruskich", bo tylko i wyłącznie im zawdzięczali zdobycie i utrzymanie władzy w Polsce po II wojnie światowej, łatwo pomylić z redaktorem naczelnym komunistycznej "Trybuny Ludu"! 6. A może dziewczyna tak powiedziała, bo pomyliła Kurskiego z Michnikiem? W okresie istnienia rządu Mazowieckiego ani jako poseł, ani jako redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" nie żądał on wyjścia oddziałów Armii Czerwonej z Polski. Zatem należy domniemywać, że chciał "Ruskich". Ponieważ może się on bronić, że jednak nie chciał, lecz głośno o tym nie mówił, to lepiej by było, gdyby kelnerka na zadane przez Michnika "dowcipne" pytanie "Kto prosił ruskie?" odpowiedziała: "Pana ojciec zamawiał!" Prawdziwość tego stwierdzenia jest niepodważalna. No bo nie ulega wątpliwości, że Ozjasz Szechter zapraszał do Polski sąsiadów ze wschodu, co orzekł w 1934 r. sąd w Łucku, skazując go na więzienie m.in. za działania w celu "oderwania od państwa polskiego południowo-wschodnich województw" (pisałem więcej na ten temat w notce "Michnik pisze nieświadomie o współpracy jego ojca z faszystami" - http://blogpress.pl/node/16757). Prosił też "Ruskie", żeby weszli do Polski w czasie II wojny światowej jako członek Związku Patriotów Polskich. Chciał ich także na polskim terytorium długo po wojnie, gdy wiernie im służył, pracując w peerelowskiej propagandzie. Zatem szef GW nie zrozumiał najprawdopodobniej o co młodej kelnerce chodziło i wyciągnął z tej sytuacji całkowicie błędne wnioski. Wskutek tego cały jego tekst staje się bezsensowny, a jego autor jest naprawdę tak jak się sam nazwał "żałosny". Nie ulega wątpliwości, że Kurski był w bardzo słabej formie intelektualnej gdy go pisał (może to skutek połączenia pierogów ruskich z nadmierną ilością rosyjskiej wódki?). Świadczy o tym choćby taki jego fragment: "Nie wiem, co o niepodległości sądzą ci, którzy na pielgrzymkach Radia Maryja i smoleńskich wiecach śpiewają "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie". (Warto się w końcu zdecydować, czy walczymy o niepodległość, czy ją świętujemy)." Uwaga w nawiasie jest bezsensowna, bo przecież "na pielgrzymkach Radia Maryja i smoleńskich wiecach" nie świętuje się niepodległości, lecz o nią walczy. Co więcej, powinien się on tych słów wstydzić do końca życia, bo mógłby ich użyć także jakiś peerelowski propagandysta, pisząc: "Nie wiem, co o niepodległości sądzą ci, którzy na pochodach i wiecach organizowanych 11 listopada przez siły antysocjalistyczne śpiewają "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie". (Warto się w końcu zdecydować, czy walczymy o niepodległość, czy ją świętujemy)." Ponieważ Kurski się zupełnie pogubił, to dam mu dobrą radę, żeby zaprzestał robienia na siłę z 4 czerwca święta narodowego, noszącego dumną nazwę Święta Wolności. Bo może doprowadzić do tego, że będą się w tym dniu odbywać masowe wiece i pochody, podczas których śpiewane będą słowa "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie". Będzie to jak najbardziej uprawnione i uzasadnione, bo wybory w 1989 r. były wolne jedynie w 1/3. Zatem należy domniewywać, że również ich owoc, czyli III RP, jest wolna zaledwie w takim niewielkim ułamku i z tego powodu wołanie o przywrócenie pełnej wolności jest konieczne (potwierdza tę tezę o ułamkowej wolności w Polsce Tuska zaciekłe zwalczanie przez rządzący obóz idei referendum obywatelskiego). A "Święto Wolności" zostanie przechrzczone na "Święto 1/3 Wolności". Ja w każdym razie już obiecuję, że będę o tym stale przypominać i namawiać do śpiewania 4 czerwca "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie". Wolną na 100, a nie na 33 procent! Warto tu zresztą zauważyć, że wybory w 1989 r. nie były tak naprawdę wolne nawet w 1/3, bo spośród kilkuset kandydatów ubiegających się o mandaty poselskie z puli nieprzypadającej PZPR i jej satelitom, jedynie nominaci Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie mieli możliwość prowadzenia kampanii wyborczej w mediach, czy to w państwowej telewizji i państwowym radiu, czy też w okrągłostołowej "Gazecie Wyborczej". Zatem ci, którzy układowi z komunistami się sprzeciwiali, nie mieli de facto żadnych szans na wybór. Wiadomo, że bez spełnienia warunku równego dostępu kandydatów do mediów żadne wybory nie mogą być uznane za wolne. Tak więc z pewnością czczenie 4 czerwca jako "Święta Wolności" jest kpiną ze słowa "Wolność"! "Żałosny" Kurski popełnił wielki błąd, sięgając po peerelowski dowcip o rzekomo niechcianych przez nikogo w PRL "Ruskich", żeby zrównać 11 listopada 1918 r. z 4 czerwca 1989 r. Nie ma w tych dwóch datach żadnej analogii historycznej. W 1918 r. władzę w Polsce objęli patrioci, którzy z okupantami przez całe życie walczyli, a pierwszym ich posunięciem było rozbrojenie okupacyjnych wojsk i ich usunięcie z terytorium naszego kraju. W 1989 r. władzę sprawowali zdrajcy, którzy okupantów do Polski zaprosili i nie podjęli żadnych działań, żeby ich z naszego terytorium usunąć (Jaruzelski był prezydentem, a Kiszczak i Siwicki ministrami), a także ich byli towarzysze partyjni z PZPR (Geremek, Kuroń, Balcerowicz), członkowie tzw. stronnictw sojuszniczych (Mazowiecki z PAX-u, marszałek Sejmu Kozakiewicz z ZSL, ministrowie z tej partii i z SD) oraz byli agenci komunistycznych służb specjalnych (Wałęsa, Chrzanowski). To dlatego 4 czerwca nie jest i nigdy nie będzie polskim świętem narodowym! PS Gwoli formalności chciałbym przypomnieć, że pierogi ruskie, to staropolska potrawa, która z Rosją nie ma nic wspólnego. Nazwę swą zawdzięcza temu, że pochodziła ze wschodnich kresów Rzypospolitej, czyli z ziem ruskich. Tych samych, które chciał oderwać od Polski ojciec Michnika, co mu się niestety udało.
Domyślny avatar

molasy

11 years 11 months temu

Mam już w głowie notkę na ten temat, którą postaram się wkrótce przelać na papier (przepraszam - na komputer :))!
Pies Baskervillów

Niech dziękują Bogu,że w Polsce są jeszcze patrioci,co wiedzą co to patriotyzm...
tumry

tumry

11 years 11 months temu

Naszą suwerenność właśnie widać, po rekcji rządu w związku z ostatnim incydentem pod ambasadą Ruso-Sowietów. Podobnie było z ichnimi kibicami, którzy się do nas zjechali na Mistrzostwa Europy, żeby nam dać ogólne "buzi", a policja urządziła polowanie na naszych kibiców. Postępowanie rządu Oskara, prawie niczym się nie różni od zachowania komunistów, po wygraniu przez naszą drużynę z Sowietami w Chorzowie 2:1. Wtedy też chcieli słać notę przepraszającą do rządu i partii ZSRS. Ciekawe, że do dzisiaj nie pisze się, iż był to mecz w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata i wielu myśli, że było to spotkanie towarzyskie.
Domyślny avatar

molasy

11 years 11 months temu

Potwierdzeniem tego co Pan wczoraj napisał jest zachowanie się rządzącego obozu po dzisiejszym ataku na polską ambasadę w Moskwie. Skoro "przepraszacz w imieniu narodu polskiego" Komorowski prosił o wybaczenie za incydent warszawski, to Putin powinien przeprosić za moskiewski. Ale oczywiście nic takiego nie nastąpi i w ten sposób Komorowski i Tusk zostaną po raz kolejny upokorzeni, do czego są już zresztą przyzwyczajeni. Ze strony rosyjskiej nie będzie ŻADNYCH przeprosin. Dzisiaj w programie Morozowskiego w TVN24 występowała jakaś rosyjska dziennikarka, która po prostu nie mogła uwierzyć, że ktoś w Polsce ośmiela się porównywać te dwa wydarzenia (w rozmowie z nią robił to poseł Ujazdowski z PiS) i pytać, czy prezydent Rosji przeprosi za atak na polską ambasadę. A tymczasem pismaki z GW (Wroński i inni) wyolbrzymiają to co się wydarzyło w Warszawie do kolosalnych rozmiarów i prześcigają się w zapewnianiu, że oni Rosjan kochają. Dobrze wytresowane psy czują się szczęśliwe, gdy mają okazję do pokazania wierności swym panom!