Pierwsza scena z jeszcze nienakręconego filmu o Wałęsie

Przez molasy , 22/10/2013 [17:14]
W nakręconym za jakieś 20-30 lat filmie o prawdziwym Lechu Wałęsie powinna znaleźć się scena, jaka rozegrała się na londyńskim lotnisku, gdy wracał on z pokazu wyreżyserowanej przez Andrzeja Wajdę bajkowej laurki na jego temat. Może nawet powinna go ona otwierać, bo ten epizod idealnie pokazuje, jak bardzo malutki jest ten "wielki człowiek", dlaczego nie powinno mu się wierzyć, gdy opowiada o swej przeszłości, kim jest u schyłku swego aktywnego życia i jak jest traktowany w Polsce A.D. 2013, rządzonej przez obóz "Gazety Wyborczej", z Donaldem Tuskiem jako premierem. O tym, co się przydarzyło Wałęsie na lotnisku Heathrow, nikt by się pewnie nie dowiedział, gdyby on sam tej sprawy nie nagłośnił. Zaczęło się od jego wpisu na mikroblogu w serwisie Wykop, którego tropem poszła "Gazeta Wyborcza", więc jej oddajmy głos: "... w niedzielę [13 października] wieczorem Lech Wałęsa napisał na swoim mikroblogu w serwisie Wykop jedno zdanie: "Zostałem kłamliwie i prowokacyjnie wystawiony przez Ambasadę Polską w Londynie i sponiewierany przez odprawę na lotnisku". Były prezydent nie zdradził, co dokładnie wydarzyło się na lotnisku. Nie sprecyzował też zarzutów wobec polskiej ambasady. Dodał jedynie, że wydarzenia miały miejsce 13 października i nie zamierza już więcej wybierać się do stolicy Wielkiej Brytanii. "Nigdy do Londynu" - napisał. Zadzwoniliśmy więc do Lecha Wałęsy, aby wypytać o szczegóły zdarzenia. - Przed wylotem do Londynu trzy razy pytałem ambasadę, czy mam załatwione przejście VIP-owskie na lotnisku, i zapewniano mnie, że tak - opowiadał nam Lech Wałęsa. - Jeszcze na lotnisku o to dopytywałem i miałem zapewnienie. Będąc więc przekonany, że wszystko gra, nie spakowałem swojej walizki jakoś szczególnie, tylko tak wrzuciłem majtki, skarpetki, jak leci. Lądujemy w Londynie, a tam się okazuje, że nic jest nie załatwione. Akurat jeszcze jakaś złośliwa zmiana strażników stanęła, która nie lubi Polaków, i jak mnie zobaczyli, to zaczęli mnie trzepać. Wyciągali z walizki te niepoukładane majtki, skarpetki, wszystkim pokazywali. Wstyd. Nie wiem, czy ktoś mi to zrobił specjalnie, czy ambasada nie potrafiła takiej prostej rzeczy załatwić. W każdym razie przy wyjeździe wszystko już było w porządku. (http://wyborcza.pl/1,75248,14777029,Ekspert___Lec…)" Zauważmy, że z powyższej wypowiedzi Wałęsy wynika, iż został tak okropnie potraktowany przez złośliwych, antypolskich celników brytyjskich po wylądowaniu na londyńskim lotnisku samolotu, którym przyleciał z Polski, zaś przy wyjeździe był już traktowany z pełnym szacunkiem. "Gazeta Wyborcza" dalej drążyła temat i dotarła do człowieka, którego przedstawiła jako "dr Janusz Sibora, ekspert od protokołu dyplomatycznego", który tak odniósł się do tej sytuacji: "Według polskiej precedencji były prezydent jest piątą osobą w państwie i należą mu się odpowiednie względy. (...) Takie przeszukanie, z wyciąganiem bielizny, jest według mnie upokarzające dla byłego prezydenta Polski i laureata Pokojowej Nagrody Nobla. Wyobraźmy sobie, że w ten sam sposób zostałaby potraktowana przez polskie służby piąta osoba według precedencji Wielkiej Brytanii, czyli księżna Anna. Jestem pewien, że w Wielkiej Brytanii uznano by to za skandal. (...) Lech Wałęsa jest osobą powszechnie znaną, honorowaną, i przyleciał do Wielkiej Brytanii, aby odbierać honory. W takiej sytuacji w dyplomacji, nawet jeśli nie jest to oficjalna wizyta, obowiązują zasady gościnności i kurtuazji. Tutaj ich nie zastosowano i myślę, że Polska powinna teraz zachować się analogicznie w stosunku do ważnego gościa z Wielkiej Brytanii. Na tym właśnie polega dyplomacja." (http://wyborcza.pl/1,75248,14777029,Ekspert___Lec…) Z powyższej wypowiedzi wynika, że "ekspert od protokołu dyplomatycznego" Sibora domaga się, żeby w razie przyjazdu do Polski "księżnej" (przyczynę użycia cudzysłowu wyjaśniam poniżej) Anny polscy celnicy wyciągnęli z jej walizki majtki i pokazali je wszystkim obecnym na lotnisku. "Gazeta Wyborcza" napisała też w tym samym artykule z 14 października, że wystąpiła do ambasady polskiej w Londynie o udostępnienie jej korespondencji w sprawie przyjazdu Wałęsy, ale nie uzyskała na to zgody. Zacytowała w nim wypowiedź jednego z pracowników polskiej placówki dyplomatycznej: "Załatwiliśmy na lotnisku, że pan prezydent przejdzie przez salonik VIP, ale odmówiono nam odstąpienia od kontroli, powołując się na przepisy bezpieczeństwa." Po nagłośnieniu tego incydentu przez GW nabrał on rozgłosu międzynarodowego (napisała o nim brytyjska prasa) i do tablicy został przywołany premier Donald Tusk, który powiedział 14 października na konferencji prasowej, że "poprosi o wyjaśnienia w sprawie tego, jak potraktowany został w niedzielę na londyńskim lotnisku były prezydent Lech Wałęsa." Tego samego dnia, gdy cytowany wyżej cytowany artykuł się ukazał, wiadomo już było, że Wałęsa nie powiedział "Gazecie Wyborczej" "prawdy i tylko prawdy", bo portal Onet zamieścił tekst, w którym napisano, że do incydentu doszło nie 13, a 12 października, i nie w drodze z Polski do Wielkiej Brytanii, lecz gdy "Lech Wałęsa wracał z Londynu, gdzie uczestniczył w brytyjskiej premierze filmu 'Wałęsa. Człowiek z nadziei'" (http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/lech-wal…) Skoro dziennikarz GW kontaktował się z ambasadą RP (III RP!), to powinien fakty podane przez Onet znać i organ "tych, którym nie jest wszystko jedno" powinien zaprzestać rozpowszechniania wersji Wałęsy, znanego z tego, że w swoich opowieściach bardzo często mija się z prawdą. "Gazeta Wyborcza" przyjęła ją jednak "na wiarę" i bardzo źle na tym wyszła, bo 19 października dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" Paweł Reszka poinformował na swoim blogu, że prawdziwą przyczyną kłopotów niezłomnego bohatera filmu Wajdy na londyńskim lotnisku była nie antypolska postawa brytyjskich celników, lecz próba przemycenia przez niego 6 litrów dobrego szampana: "Lech Wałęsa dostał też podarunek – cztery półtoralitrowe butelki szampana, które wrzucił do bagażu podręcznego. W asyście pracownika ambasady udał się na lotnisko. Przy wyjściu z saloniku VIP prześwietlono bagaż byłego prezydenta. Okazało się, że na ekranie widać butelki. Walizka została otwarta, zaś butelki wydobyte na światło dzienne. Zimni brytyjscy kontrolerzy użyli bezdusznego argumentu: 'VIP, nie VIP. Na pokład samolotu można wnieść płyny w 100-mililitrowych pojemnikach. Butelki szampana mocno przewyższają tę normę'." (http://pawelreszka.blog.pl/2013/10/19/lech-walesa…) Okazało się zatem, że zamiast dyplomatycznej afery, o której powinien dowiedzieć się cały świat, mamy do czynienia z próbą przemytu, którą powinno się wstydliwie przemilczeć. W Londynie nie spostponowano "wielkiego człowieka", "polskiej dumy narodowej", lecz przyłapano na gorącym uczynku zachłannego na kilka flaszek alkoholu malutkiego człowieczka. Zamiast powodu jeśli nie do wojny polsko-brytyjskiej, to przynajmniej do publicznego pokazania całemu światu majtek "księżnej" Anny, mamy powód do wstydu. Puentą do tej "afery bieliźnianej", która zamieniła się w alkoholową, jest blogowy wpis Wałęsy, w którym niespodziewanie stwierdził, że "moja reakcja po zdarzeniu na lotnisku w Londynie spowodowana była wprowadzeniem w błąd, a nie samym faktem drobiazgowej kontroli", co jest sprzeczne z jego wcześniejszymi zarzutami pod adresem brytyjskich celników, oraz oskarżył dziennikarzy o wtrącanie nosa w nie swoje sprawy, sugerując, że być może brakuje im tematów, skoro "zajmują się z pasją zawartością walizki na lotnisku w Londynie". Chociaż sam wcześniej opowiadał "Gazecie Wyborczej" o znajdujących sie w niej majtkach i skarpetach, to teraz pouczył pismaków organu "tych, którym nie jest wszystko jedno": "To moja prywatna sprawa, co przewożę. Nie mam zamiaru dyskutować i tłumaczyć z ich zawartości, bo to drugorzędna sprawa." Zatem pierwsza scena (a raczej pierwsze sceny, bo zmienia się czas i miejsce akcji) nowego filmu o Wałęsie powinna wyglądać tak: Wałęsa przechodzi kontrolę na londyńskim lotnisku, podczas której prześwietlona jest jego walizka. Po zakończeniu pokazu filmu Wajdy Wałęsa otrzymuje owacyjne oklaski i 4 wielkie butelki szampana, które chowa do bagażu podręcznego. Podczas prześwietlania jego walizki na lotnisku okazuje się, że są w niej wielkie butelki. Zostaje ona przez celników sprawdzona, co wywołuje wściekłość Wałęsy, którą wyładowuje na towarzyszącym mu pracowniku ambasady. Na lotnisku w Gdańsku (im. Lecha Wałęsy!) jeden z lecących z byłym prezydentem pasażerów ma kłopoty z celnikami, bo nie wiedział, że do Polski wolno wwieźć jedynie 2 litry alkoholu. W swoim domu wściekły Wałęsa dokonuje wpisu na blogu. Dzwoni do niego dziennikarz GW, któremu opowiada nieprawdziwą wersję wydarzeń. Dziennikarz kontaktuje się z ekspertem od protokołu dyplomatycznego, który nazywa Wałęsę 5. osobą w państwie i zaleca wyciągnąć majtki z bagażu "księżnej" Anny. Dziennikarz pyta na konferencji prasowej premiera Tuska o jego reakcję na londyński incydent i słyszy w odpowiedzi, że rząd się tym zajmie. Dziennikarz GW, który kontaktował się z Wałęsą i pytał Tuska, dowiaduje się, że powodem kontroli na lotnisku był alkohol w walizce byłego prezydenta. Dziennikarz dzwoni do Wałęsy z prośbą o wyjaśnienie i słyszy od niego: "To moja prywatna sprawa, co przewożę. Nie mam zamiaru dyskutować i tłumaczyć z ich zawartości, bo to drugorzędna sprawa." Co z tej sceny dowie się widz?: 1. Wałęsa jest kłamcą. Jeśli kłamie w tak błahej w gruncie rzeczy sprawie, to jak można mu wierzyć, gdy opowiada o swojej "bohaterskiej" przeszłości? A w szczególności, gdy mówi o swoich kontaktach ze Służbą Bezpieczeństwa! 2. Prawdopodobnie stracił już poczucie rzeczywistości i po prostu mylą już mu się w głowie wydarzenia, nawet sprzed kilku dni (tylko tak można wytłumaczyć to, że opowiadał o londyńskim incydencie tak, jakby do niego doszło po wylądowaniu samolotu z Polski, a nie w drodze powrotnej). 3. Nie portrafi logicznie myśleć. Jeśli walizka Wałęsy była prześwietlana przez celników po przylocie, to powinien on z tego wyciągnąć wniosek, że będzie też sprawdzana w drodze powrotnej. Dlatego jego oburzenie, że tak się stało, jest niczym nieuzasadnione. 4. Wałęsa mógł się spytać towarzyszącego mu pracownika ambasady, czy wolno mu wywieźć z Wielkiej Brytanii drogą lotniczą aż 6 litrów wina musującego w wielkich, 1,5-litrowych butelkach, ale tego nie zrobił, bo tak jest w sobie zadufany, że wierzy w swą genialność i wszechwiedzę, więc o nic pytać się nie musi. 5. Wwożąc do Polski aż 6 l szampana, Wałęsa naruszyłby prawo celne. Ale on się przepisami nie przejmuje. One są dla maluczkich, a nie dla tak "wielkiego człowieka" jak on (taką samą postawę zaprezentowałby w scenie, pokazującej, jak nakazuje zniszczyć akta agenta "Bolka"). Wałęsa jest przekonany o swej nietykalności, niezależnie od tego, co złego zrobił, chociaż przepisów prawa muszą przestrzegać wszyscy, nawet "Pierwszy Obywatel" (przypomnę, że jednego z nich publicznie nazwał "durniem", co też powinno być w filmie pokazane), a co dopiero "Piąty"! 6. Wałęsa ma w Polsce rządzonej przez Tuska status "świętej krowy". Wybaczane są mu wszelkie wyskoki, nawet utrudniające pracę polskiej dyplomacji i stawiającej Polskę w niekorzystnym świetle. Ma też wielką osłonę medialną, która jednak czasami okazuje się nieszczelna i trochę prawdy o nim wychodzi na jaw. 7. Wałęsa, jeden z najbogatszych Polaków, zachowuje się jak żebrak, dla którego 4 wielkie butelki podarowanego mu dobrego szampana to niemal fortuna i dlatego nie chce już ich ani na chwilę wypuścić z rąk (tylko tak można tłumaczyć, że Wałęsa wrzucił szampany do walizki, zamiast poprosić pracownika ambasady o wysłanie ich na jego adres domowy). A przecież jego stać na kupno tylu takich szampanów, ile by chciał! To zachowanie jest tym bardziej zaskakujące, że nie jest on alkoholikiem (ponoć jego organizm nie toleruje alkoholu i z tego powodu w ogóle go nie pije). Zapewne myślał już o tym, jakie wrażenie zrobi na gościach podczas kolejnych hucznych obchodów swoich urodzin, gdy na stole znajdą się te 4 efektownie prezentujace się butelki (taka scena, z udziałem np. agenta SB, który go zwerbował powinna też być w filmie pokazana)! To dziwaczne zachowanie podziwianego na salonach człowieka to przejaw jego wciąż chłopskiej mentalności, objawiającej się np. zbieraniem jakichś żelastw, garnków, słoików i butelek, z tą myślą, że się kiedyś do czegoś przydadzą. 8. Bufon Wałęsa nie rozumie, że w tej sprawie jest od początku do końca sam sobie winny. Tymczasem on obwinia ambasadę i dziennikarzy! 9. Charakterystyczne dla umysłowości Wałęsy jest to, że pretensje pod adresem pracowników londyńskiej ambasady zgłasza publicznie, we wpisie na blogu, a nie w sposób poufny, w jakimś liście wystosowanym do MSZ, nawet nie przez niego samego napisanym, lecz przez pracowników jego instytutu. Były prezydent nie dba przy tym o to, że swoim postępowaniem przysparza kłopotów polskiej dyplomacji i rządowi, na którego czele stoi człowiek, któremu dobrze życzy. Kieruje się egoizmem i prywatą, które przeważają nad kalkulacjami politycznymi. 10. Wałęsa wystawia na pośmiewisko wszystkich, którzy bardzo przejęli się jego opowieściami o "represjach", jakich rzekomo doświadczył na lotnisku Heathrow. W tym gronie są przede wszystkim dziennikarze "Gazety Wyborczej"' i "ekspert od protokołu dyplomatycznego" Sibor, ale także premier Tusk. 11. Samolub Wałęsa traktuje dziennikarza instrumentalnie i gdy się na nim zawiódł, to bezlitosnie kazał mu się od siebie odczepić (taki stosunek do otoczenia powinny pokazać też inne sceny, np. z udziałem jego żony, Anny Walentynowicz czy Krzysztofa Wyszkowskiego). Brutalne traktowanie ludzi, których się nie boi, to charakterystyczna cecha wajdowskiego "człowieka z nadziei".. 12. Wałęsa nagłaśnia sprawę londyńskiego incydentu, który sam sprowokował, bo jest przekonany, że nikt nie ośmieli się jego wersji podważyć - ani MSZ i pracownicy ambasady III RP w Londynie, ani polscy dziennikarze. O ile jego rachuby okazują się słuszne w odniesieniu do resortu Radka S., to niemile zaskakują go żurnaliści, którzy demaskują jego kłamstwa. A przecież człowiek tak żądny sławy jak on, który piął się do niej kosztem osób ze swego otoczenia, nie powinien się dziwić temu, że inni też nie będą mieć skrupułów, jeśli trafi im się okazja zyskania rozgłosu poprzez nagłośnienie jego gaf i czynów przestępczych. 13. Zarzuty Wałęsy pod adresem dziennikarzy są kuriozalne. Mają oni jak najbardziej prawo pisać o nielegalnej zawartości jego walizki. Straciła ona status prywatnej nie tylko dlatego, że Wałęsa opowiedział z własnej, nieprzymuszonej woli o tym, co w niej przewoził, ale także dlatego, że korzystając z dyplomatycznego statusu, chciał dokonać przemytu. Pewnie ze sceny, która rozegrała się w Londynie można wyciągnąć jeszcze inne wnioski (jej wymowa zależeć będzie od tego, jakie inne sceny znajdą się w filmie). W tym tekście zwrócę jeszcze uwagę na kilka aspektów, których zapewne widz sobie nie uświadomi. Dziennikarze GW zaufali temu, co Wałęsa mówi, chociaż szybko powinni się zorientować, że on coś ściemnia, bo umieścił incydent w drodze z Polski do Wielkiej Brytanii. Od pracowników ambasady polskiej w Londynie musieli się dowiedzieć, że doszło do niego podczas jego powrotu, a nie po przylocie. Tą wiedzą o mijaniu się przez Wałęsę z prawdą z czytelnikami się jednak nie podzielili, lecz kolportowali jego wersję. "Ekspert od protokołu dyplomatycznego" Sibora powinien wiedzieć, iż najważniejszą cechą dobrej dyplomacji jest dyskrecja i bardzo źle świadczy o byłym prezydencie, że zamiast dyskretnie wyjaśnić przyczynę tego, co przydarzyło mu się w Londynie poprzez zapytanie o to MSZ, nagłośnił sprawę na swoim blogu. A już zupełnym kuriozum jest wysunięty przez niego postulat represji dyplomatycznych wobec Wielkiej Brytanii. Przecież znał sprawę jedynie z jednej relacji i to człowieka, który już wielokrotnie w swoim życiu publicznie kłamał i opowiadał sprzeczne ze sobą historie. Poza tym, nie wiem, na jakiej podstawie twierdzi on, że Wałęsa jest 5. osobą w państwie! Takiej hierarchii nie ma w powszechnie dostępnych podręcznikach dyplomacji oraz na oficjalnych stronach Sejmu i rządu. Jeśli byłoby prawdą, że byli prezydenci mają aż tak wysoką rangę, to znaczy, że również Wojciechowi Jaruzelskiemu ona przysługuje, co zresztą tłumaczyłoby jego bezkarność w procesach, w których jest oskarżonym. Pogląd Sibory, wykładowcy Uniwersytetu Gdańskiego, że Wałęsa jest 5. osobistością w Polsce wynika nie ze stanu faktycznego, lecz z tego, iż obaj są gdańszczanami i pewnie się znają osobiście. I dlatego tak "po znajomości" ten "ekspert" umieścił byłego prezydenta tak wysoko w hierarchii precedencji. Sibora skompromitował się też całkowicie przywołując w swej wypowiedzi "księżnę" Annę. Człowiek z naukowym tytułem doktora powinien wiedzieć, że córka królowej Elżbiety II to "księżniczka", a nie "księżna". To drugie słowo oznacza: "żona księcia". Nie powinno być pociechą dla Sibory oraz dziennikarzy "Gazety Wyborczej", którzy jego błędu nie wychwycili i nie poprawili, to, że o tym, iż to nie są synonimy, nie wie większość polskiej medialnej "elyty", o czym się przekonałem przy okazji czerwcowej wizyty w Polsce księżnej Ameerah Bint Aidan Bin Nayef Al-Taweel, żony władcy Arabii Saudyjskiej, którą na przykład w TVN24 nazywał "księżniczką" Andrzej Morozowski, a także jego goście, m.in. Magdalena Środa oraz Waldemar Kuczyński. Jeśli chodzi o "Gazetę Wyborczą", to skompromitowała się ona nazywając saudyjską księżną "księżniczką" w tytule jednej ze swych relacji z jej wizyty (zob. http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/5,95080,140944…) Poza tym, diabli wiedzą, na jakiej podstawie "ekspert" Sibora ustalił, że księżniczka Anna (a właściwie Księżniczka Królewska - po ang. Princess Royal) jest 5. osobistością w Wielkiej Brytanii, skoro na oficjalnej stronie rządu brytyjskiego zajmuje ona 10 miejsce w hierarchii rodziny królewskiej (nie licząc królowej, czyli w rzeczywistości jest ona na 11. miejscu). (zob. http://www.royal.gov.uk/ThecurrentRoyalFamily/The…) Jest też zasadnicza różnica między pozycją w ustroju Polski byłych prezydentów, którzy bez specjalnych pełnomocnictw nie reprezentują naszego państwa na świecie, a pozycją brytyjskiej Księżniczki Królewskiej, która taką reprezentantką Zjednoczonego Królestwa jest. Zatem nawet gdyby Wałęsa byłby rzeczywiście w Londynie znieważony poprzez publiczne okazanie innym pasażerom jego majtek, to nie byłoby to równoznaczne z obrazą majestatu państwa polskiego. Natomiast publiczne okazanie majtek księżniczki Anny taką obrazą Zjednoczonego Królestwa już by było. Ciekawe, od kogo Reszka się dowiedział o tym, co się naprawdę w Londynie wydarzyło. Kto wie, czy nie był to tzw. przeciek kontrolowany, puszczony z MSZ na polecenie Radka S., a może nawet samego Donka T., którzy chcieli trochę gdańskiemu Pinokio utrzeć nosa, bardzo już długiego (urósł mu do niebotycznych rozmiarów z powodu nagminnego kłamania na temat swojej agenturalnej przeszłości i Jarosława Kaczyńskiego). "Tygodnik Powszechny" należy do czołowych gazet prorządowych, więc to podejrzenie jest jak najbardziej uzasadnione. Jeśli to prawda, to znaczy, że Wałęsa, stary wyjadacz polityczny, dał się zrobić w konia swoim młodszym naśladowcom, którzy starają mu się w kłamaniu dorównać. Na zakończenie pozwolę sobie sparafrazować słowa polskiego wieszcza: O, gdybym kiedy dożył tej pociechy, Żeby film o prawdziwym Wałęsie trafił pod kinowe strzechy!
tumry

tumry

11 years 12 months temu

Niech się Bolko=Wałęsa Lech nie wałęsa głupio słowami po manowcach, bo równie dobrze mógł zostać potraktowany przez służby lotniskowe jako terrorysta. Ponadto wpadka nastąpiła przed warszawskim spotkaniem noblistów, które w planach miało przesłaniać II Konferencję Smoleńską. Jakoś tak się od jakiegoś czasu dziwnie składa, że jak agentura planuje wraży wyczyn, zaraz jest niepodziewanie czymś negliżowana. Sama w sobie jest to ciekawostka. Widać akcje Ksuta-Premiera-Okruta we wszechświecie spadają. Zegarmistrzu Światła tak trzymaj.
Domyślny avatar

To obostrzenie polegające na zakazie wnoszenia na pokład samolotu płynów w wielkich butelkach ma właśnie charakter antyterrorystyczny, więc de facto Wałęsa był podejrzewany przez Brytyjczyków o terroryzm. Wałęsa był też niewątpliwie przemytnikiem alkoholu, jeśli chodzi o polskie przepisy celne, bo jak napisałem w tekście podróżnym wolno wwieźć do Polski tylko 2 litry alkoholu takiego jak szampan (jego moc to 9-12 proc.). On targał ze sobą aż 6 l. Z butelkami to pewnie z 8 kg ciężaru! Że też chciało mu się to dźwigać, skoro ten szampan mogli mu przesłać pracownicy ambasady!