Według Krzemińskiego niemal wszyscy Polacy to anty- lub filosemiccy idioci

Przez molasy , 22/09/2013 [00:22]
Z upublicznionych kilka dni temu przez "Gazetę Wyborczą" wyników pewnego sondażu wynika, że należę do zaledwie 6 procent Polaków, którzy nie są ani "antysemitami", ani "anty-antysemitami", czyli filosemitami. Ponieważ błąd statystyczny w tego typu badaniach wynosi 3 proc., to znaczy, że tak jak ja myślących moich rodaków może być zaledwie 3 proc.! Zaiste, powiadam wam - nie sądziłem, że jestem aż tak wyjątkowy! Badania przeprowadził w 2012 r. socjolog Ireneusz Krzemiński, który ułożył tak pytania sondażowe, żeby zidentyfikować tzw. antysemitów tradycyjnych, tzw. antysemitów nowoczesnych oraz tzw. anty-antysemitów. Po przeprowadzeniu badania wyszło mu, że tych pierwszych jest w Polsce 8 proc., tych drugich - 20 proc., zaś tych trzecich - 66 proc. (http://wyborcza.pl/1,75478,14636649,Polacy___anty…) Jeśli te liczby zsumujemy, to uzyskamy 94 proc. Ja do żadnej z tych kategorii nie należę, więc mieszczę się w pozostałych 6 proc. Polaków. Ponieważ uważam zarówno antysemitów, jak i filosemitów (czyli w terminologii Krzemińskiego anty-antysemitów) za idiotów, więc znajduję się w bardzo nielicznym gronie normalnych mieszkańców naszego kraju. Szkoda, że jest nas tak mało, ale dobre i tyle. Ja jestem dumny z tego, że znajduję się w tym nielicznym, ale za to ekskluzywnym gronie Polaków! Oczywiście jest nas tak mało, o ile badania Krzemińskiego są rzetelne pod względem naukowym. Żeby to ocenić, trzeba zapoznać się z metodologią ich przeprowadzenia. Z tego co napisała GW wynika, że sondaż wykonała pracownia PBS na grupie 1500-osobowej, więc reprezentatywnej. Zakładam, że próba była losowa. Przyjmuję też, że ankieterzy nie wywierali wpływu na badanych. Robię te założenia, bo gdyby tych warunków nie dotrzymano, to dyskutowanie na temat wyników tego sondażu byłoby całkowicie bezsensowne. Kluczowe dla oceny rzetelności badań Krzemińskiego jest zapoznanie się z kwestionariuszem pytań zadawanych respondentom. Niestety nie mam do niego wglądu, więc nie jestem w stanie stwierdzić, czy ich dobór i sposób sformułowania nie wpłynął na osiągnięte wyniki. Pytania można tak sformułować, żeby osiągnąć zamierzoną odpowiedź i w ten sposób udowodnić z góry przyjętą tezę. Chciałbym wierzyć, że Krzemiński reguł układania pytań w kwestionariuszu sondażowym dochował, ale mam co do tego wątpliwości. Przyjął on bowiem założenia, że: 1. wśród Polaków istnieje antysemityzm; 2. dzieli się ona tradycyjny i nowoczesny; 3. wśród Polaków istnieje anty-antysemityzm tradycyjny i nowoczesny. Wydaje się, że punkt 1 tych założeń Krzemińskiego jest bezsporny, jednakże z wielu jego wypowiedzi wnioskuję, iż jednocześnie zaprzecza on, że wśród Żydów istnieje antypolonizm (w każdym razie badań naukowych na ten temat nie przeprowadził). Jeśli ktoś neguje istnienie antypolonizmu, to zasadne wydaje się pytanie, dlaczego jest pewny, iż istnieje antysemityzm? Czyżby uważał, że Żydzi są narodem wyjątkowym i jedynie w stosunku do nich inne narody żyjące na Ziemi są wrogo nastawione? To byłby pogląd irracjonalny, całkowicie nienaukowy. Jego wyznawanie przez Krzemińskiego podważałoby jego naukowe kompetencje. Mogłoby go skłonić do podjęcia próby (świadomej lub podświadomej) udowodnienia z góry założonej tezy. Jeśli chodzi o punkt 2, to proszę zapoznać się z wypowiedzią Krzemińskiego dla GW: "Samo pojęcie antysemityzmu jest bardzo wieloznaczne. Z Heleną Datner stworzyliśmy typologię postaw antysemityzmu: tradycyjny i nowoczesny. Wrogość do Żydów różnicowaliśmy ze względu na uzasadnienia tej wrogości. Antysemityzm tradycyjny uzasadnia się dwutysiącletnią niemal tradycją chrześcijańską, oskarżaniem Żydów o zamordowanie Pana Jezusa. Dopiero Sobór Watykański II stwierdził, że nie można oskarżać narodu żydowskiego o tę śmierć. Antysemityzm nowoczesny określa przekonanie, że Żydzi rządzą kapitałem, mają żyłkę do zysku, zawsze dążą do rządzenia, ale zawsze niejawnie, i trzymają się ze sobą." (http://wyborcza.pl/1,75478,14636613,Prof__Krzemin…) Zwracam uwagę na to, że sam autor badań mówi, iż antysemityzm można różnie zdefiniować. W zależności od przyjętej definicji, badacz sformułuje inne pytania zadawane respondentom. Wskutek tego jednemu naukowcowi wyjdzie, że antysemitów wśród Polaków jest np. 10 proc., zaś innemu - że np. 50 proc. Jeśli wierzyć badaniom Krzemińskiego, to antysemitów w Polsce nie może być więcej niż 34 proc. (tzw. anty-antysemitów jest bowiem 66 proc.). Ale przecież jest to całkowicie sprzeczne z wynikami innych badań! Na przykład z sondażu przeprowadzonego na zamówienie amerykańskiej Ligi Przeciw Zniesławieniom (ADL) wynika, że wśród Polaków jest 48 proc. antysemitów! (http://www.wprost.pl/ar/312034/Liga-Przeciw-Znies…) Jakże to może być, że z badań "naukowych" wynika, że 14 proc. Polaków jest jednocześnie "antysemitami" i "anty-antysemitami"? Mamy tu do czynienia z czymś, co się nazywa dysonansem poznawczym. Różnica 20 proc. co do liczby rzekomych Polaków-antysemitów w sondażach przeprowadzonych w tym samym czasie, czyni je niewiarygodnymi. Nie sposób brać ich na poważnie. Mamy tu niewątpliwie do czynienia albo z błędami metodologicznymi, albo ze świadomą manipulacją. No bo ile w końcu tych antysemitów wśród Polaków jest - prawie połowa, 1/4 czy może w ogóle ich nie ma? Skoro wśród Żydów nie ma polonofobów, to wśród Polaków też może nie być antysemitów! Nawet bez porównywania wyników badań Krzemińskiego z wynikami innych sondaży łatwo udowodnić, że są one całkowicie niewiarygodne. Według niego, w 2002 r. było wśród Polaków prawie 39 proc. antysemitów (27 proc. nowoczesnych i 11,6 tradycyjnych). Ponieważ badania ubiegłoroczne pokazały, że 66 proc. Polaków jest już anty-antysemitami, to znaczy, że w ciągu 10 lat co najmniej 5 proc. z nich diametralnie zmieniło opinię - z antysemitów stali się anty-antysemitami czyli filosemitami. Jest niemożliwe, żeby w tak krótkim czasie, tak wielka liczba ludzi (ok. 2 mln) tak drastycznie zmieniła poglądy. Z lektury "Gazety Wyborczej" wnioskować można, że w tym czasie trwał raczej proces odwrotny i jawni filosemici zamieniali się w antysemitów (np. sekta z Czerskiej twierdzi, że się tak stało w przypadku prof. Krzysztofa Jasiewicza). Zresztą sam Krzemiński też twierdzi, że np. w grupie Polaków, którzy 10 lat temu mieli 18-24 lata (czyli w 2012 r. mieli 28-34 lata) odsetek antysemitów się zwiększył: "Liczyłem to dwa razy! Odsetek postaw antysemickich wśród tych, którzy mieli od 18 do 24 lat w 1992 r., wzrósł w 2002 r. Podobnie jest z młodymi z 2002 r. - w 2012 r. przybyło wśród nich antysemitów, czyli oni nabywają niejako antysemityzmu z wiekiem." Konkretne dane przytacza Agnieszka Kublik w GW: "W grupie najmłodszych (18-24 lata) poziom antysemityzmu wynosił w 2002 r. 16,2 proc. Dziesięć lat później wśród osób o dziesięć lat starszych było już 27,4 proc. antysemitów". Jak pogodzić te dane, dowodzące wzrostu liczby antysemitów wśród Polaków w starszych grupach wiekowych z jednoczesnym spadkiem liczby antysemitów wśród ogółu Polaków (z prawie 39 proc. w 2002 r. do 28 proc. w 2012) i ogromnym wzrostem liczby filosemitów (z 51 do 66 proc.)? Przecież to co twierdzi Krzemiński, referujac wyniki swoich badań, jest wewnętrznie sprzeczne. Skąd wzięło się tylu nowych filosemitów wśród Polaków, skoro trwa całkowicie odwrotny proces nabywania przez nich antysemityzmu? Chciałem napisać, że to się wszystko kupy nie trzyma, ale się powstrzymałem, bo doszedłem do wniosku, że lepiej napisać, że to co wygaduje Krzemiński śmierdzi jak kupa. Ale to jeszcze nie wszystko. Podana przez Krzemińskiego liczba 28 proc. Polaków-antysemitów jest znacznie zawyżona, bo dwukrotnie są w niej liczone osoby, które uznał on zarówno za "antysemitów tradycyjnych", jak i "nowoczesnych". W wywiadzie dla GW na pytanie, czy "te dwa rodzaje antysemityzmu się wykluczają" odpowiedział: "Zapewne nie do końca. Wyliczałem to kiedyś z danych z 2002 r., ok. 10 proc. badanych "wpadało" do przegródki "antysemici" obu rodzajów". Zadziwiające, że Krzemiński używa w odpowiedzi słowa "zapewne", czyli nie jest pewny, tego co mówi. Ponadto przyznaje się do tego, że w odniesieniu do wyników badań z ubiegłego roku tej kwestii nie analizował. A jest ona bardzo ważna. Czego nie zrobił Krzemiński zrobić zatem muszę ja. Ze stwierdzenia, że ok. 10 proc. badanych jest jednocześnie "antysemitami tradycyjnymi" i "nowoczesnymi" wynika, że praktycznie wszystkie osoby zakwalifikowane przez niego do tej pierwszej grupy należą jednocześnie do grupy drugiej (było ich w 2002 r. ponad 11 proc. wśród ogółu badanych)! Zatem liczby "antysemitów tradycyjnych" nie wolno dodawać do liczby "antysemitów nowoczesnych"! Oni są już w niej uwzględnieni! Czyli liczba Polaków-antysemitów jest taka sama jak "antysemitów nowoczesnych": 27 proc. w 2002 r. oraz 20 proc. w 2012. To zmniejszenie liczby Polaków-antysemitów powoduje, że wszystkie analizy poczynione przez Krzemińskiego i upublicznione przez niego w GW są GóWno warte. Dwukrotnie zawyżona jest bowiem przez niego grupa "antysemitów-tradycyjnych" o poglądach, które określił jako "narodowo-katolickie". To są zapewne w większości słuchacze Radia Maryja oraz wyborcy PiS, więc rzeczywista liczba antysemitów w tych grupach spadnie mniej więcej o połowę w porównaniu z obliczeniami wykonanymi przez niego. Będzie się kształtować wtedy na poziomie ok. 20 proc., więc zrówna się ze średnią wśród ogółu Polaków. Okaże się wtedy, że najwyższy odsetek antysemitów jest wśród wyborców SLD, zaś wsród elektoratu PiS będzie on niewiele wyższy niż wśród zwolenników PO. No i wtedy "Gazeta Wyborcza" będzie musiała zmienić tytuł wywiadu z Krzemińskim, bo ten nadany mu obecnie ("Prof. Krzemiński: antysemityzm narodowo-katolicki") nie będzie prawidłowo opisywał wyników jego "badań". W zasadzie w tym miejscu powinienem zakończyć pisanie tego komentarza do upublicznionych na łamach GW tzw. wyników badań Krzemińskiego na temat antysemityzmu Polaków. Nie mam żadnych podstaw do tego, żeby wierzyć w ich rzetelność. Mam powody przypuszczać, że albo pytania zostały źle sformułowane, wskutek czego na podstawie odpowiedzi na nie nie da się opisać zjawiska antysemityzmu oraz filosemityzmu w Polsce, albo kwestionariusz sondażowy był dobrze opracowany, ale Krzemiński nie potrafi uzyskanych danych prawidłowo zinterpretować, albo i pytania sondażowe były błędnie sformułowane, i Krzemiński nie potrafi interpretować uzyskanych wyników. Będę jednak kontynuować pisanie tej notki, bo podane przez Krzemińskiego bzdury zostały powtórzone we wszystkich mediach, więc trzeba je zdementować. Całkowicie nieudolnie próbuje on zidentyfikować różne rodzaje antysemityzmu, wyróżniając jakiś "tradycyjny" i "nowoczesny". Proszę przeczytać ten fragment wywiadu, w którym mówi o pierwszym z nich: "Ten tradycyjny to dosyć specyficzny typ antysemityzmu. Wyznają go przede wszystkim starsi ludzie, gorzej wykształceni, mieszkańcy wsi i małych miasteczek. Ale niekoniecznie najstarsi, w 2002 r. siedemdziesięcioparolatkowie byli nieco mniej antysemicko nastawieni niż np. 60-latkowie z podobnego środowiska. Dlaczego te postawy nadal ma 8 proc., niewiele mniej niż 20 i 10 lat temu? - Też się nad tym zastanawiałem, bo przecież skoro 20 lat temu to byli starsi ludzie, to dziś z przyczyn naturalnych powinno ich ubywać." Dalej Krzemiński próbuje niby tłumaczyć przyczyny utrzymywania się "antysemityzmu tradycyjnego" na tym samym poziomie, ale jest to jeden wielki bełkot, który nic nie wyjaśnia i nie nadaje się do żadnej rzeczowej polemiki (proszę zajrzeć do wywiadu - jeszcze raz podaję link: http://wyborcza.pl/1,75478,14636613,Prof__Krzemin…). O ile jeszcze podana przez Krzemińskiego definicja "antysemityzmu tradycyjnego" jakoś się jeszcze trzyma kupy (chociaż mocno śmierdzi), to definicja "antysemityzmu nowoczesnego" jest całkowicie bezsensowna. Stwierdzenie, że "Żydzi rządzą kapitałem, mają żyłkę do zysku, zawsze dążą do rządzenia, ale zawsze niejawnie, i trzymają się ze sobą" jest bardziej filo- niż antysemickie. Proszę zestawić słowa, że Żydzi "mają żyłkę do zysku" z licznymi tekstami w GW opisującymi, jak Polacy świetnie radzą sobie w kapitalizmie (czyli "mają żyłkę do kapitalizmu"), jak świetnie radzą sobie w kryzysie, m.in. dlatego, że potrafią z zyskiem eksportować produkowane towary ("mają żyłkę do osiągania zysków w eksporcie"). Nie jest np. uważana za przejaw antybrazylijskości wypowiedź, że "Brazylijczycy rządzą w siatkówce". Są w niej najlepsi więc rządzą. Podobnie nie jest przejawem wrogości do Saudyjczyków wypowiedź, że "rządzą w produkcji ropy naftowej". Trudno mi się dopatrzyć negatywnych konotacji w opinii, że jakiś naród "trzyma się razem", skoro wielokrotnie słyszałem Krzemińskiego oraz dziennikarzy GW obwiniających Jarosława Kaczyńskiego, że "dzieli Polaków", czyli "powoduje, że nie trzymają się ze sobą". Rozumiem zatem, że chcieliby, żeby Polacy "trzymali się razem". Skoro "trzymanie się razem" przez Polaków jest pozytywne, to dlaczego ma być negatywne, gdy robią to Żydzi? Nie jest też niczym zdrożnym według Krzemińskiego i "Gazety Wyborczej" "dążenie do rządzenia", jeśli ci dążący są tacy fajni jak Donald Tusk. Żydzi są przecież także fajni. Dziennikarze prasy mainstreamowej, z pewnością anty-antysemici, wielokrotnie zachęcali Tuska i jego partię, żeby "dążyła do rządzenia" ("Tusku musisz"). W sformułowanej przez Krzemińskiego definicji antysemityzmu "nowoczesnego" jedynie pogląd, że Żydzi "zawsze niejawnie dążą do władzy" stawia ich w złym świetle. Jednakże mogą w to wierzyć tylko kompletni idioci, bo przecież łatwo wskazać przypadki ich jawnego dążenia do władzy. Trudno mi uwierzyć, że z badań Krzemińskiego wyszło, że brednię, iż Żydzi "zawsze niejawnie dążą do władzy" uważa za prawdziwą aż 20 proc. Polaków! Oczywiście w powyższym fragmencie swojej notki trochę sobie z definicji antysemityzmu wymyślonej przez Krzemińskiego podworowałem. Ale odnieść się do niej można jedynie w ten sposób, bo jest nienaukowa. Przypisywane w niej Żydom cechy mogą być w intencji mówiącego zarówno pozytywne, jak i negatywne. Wszystko zależy od kontekstu ich użycia. Na przykład Krzemiński uważa z pewnością za pozytywne dążenie do władzy przez Tuska, zaś za negatywne - przez Kaczyńskiego (mówi, że "kieruje nim żądza władzy"). Zatem stwierdzenia zawarte w tej pokracznej definicji mogą wypowiadać zarówno anty-, jak i filosemici. Przypuszczam, że to jest przyczyna tego, że jeśli porównać wyniki różnych sondaży dotyczących antysemityzmu, to wynika z nich, że kilkanaście procent Polaków jest jednocześnie anty- i filosemitami. Zadziwiające jest to, że taki lewak jak Krzemiński ukuł nazwę "antysemityzm nowoczesny". Przymiotnik "nowoczesny" jest bowiem przez lewactwo używany w znaczeniu "postępowy", "niezacofany" (np. Janusz Palikot nazwał swój program wyborczy "Nowoczesne państwo"). Tymczasem Krzemiński użył go w celu opisu bardzo negatywnego zjawiska. Nie zdawał sobie z tego sprawy, czy uważa antysemityzm za przejaw "postępu"? Może wraz z Palikotem będzie chciał go wprowadzić jako religię państwową w "nowoczesnym państwie polskim"? Potworkiem językowym jest nie tylko termin "antysemityzm nowoczesny", lecz także "anty-antysemityzm", oznaczający wg Krzemińskiego "przeciwników antysemityzmu, odrzucających wszelkie oskarżenia wobec Żydów". Nie ma żadnego uzasadnienia językowego do powtarzania przedrostka "anty" przed jakimś słowem. Nie istnieją takie rzeczowniki jak anty-antyamerykanizm, anty-antyniemieckość, anty-antypolonizm, czy anty-antykomunizm, więc nie ma też rzeczownika anty-antysemityzm. Już pisownia tego słowa wskazuje, że mamy do czynienia z potworkiem językowym, bo pierwszy przedrostek "anty" jest użyty z łącznikiem, zaś drugi nie. Oznacza to, że w tym słowie jest na pewno błąd ortograficzny (reguły ortografii jasno mówią, która forma jest dopuszczalna - w tym przypadku jedynie bez łącznika, co oznacza, że słowo stworzone przez Krzemińskiego powinno się pisać "antyantysemityzm"). W pisowni tego potworka językowego pogubiła się nawet "Gazeta Wyborcza", która ma dobrą korektę. W tekście Kublik "Polacy antysemici. Ilu ich jest?" stosowana jest pisownia "anty-antysemityzm", zaś w wywiadzie Kublik z Krzemińskim - "antyantysemityzm". Chociaż właśnie ta druga forma jest poprawna, to będę stosował tę pierwszą, bo uwypukla ona bezsens tego słowa. Całkowitym kuriozum jest rozróżnianie przez Krzemińskiego "anty-antysemityzmu tradycyjnego" (ponoć wyznaje go 21 proc. Polaków) i "anty-antysemityzmu nowoczesnego" (45 proc.). Ponieważ sumuje on te liczby, żeby uzyskać łączną liczbę "anty-antysemitów" to znaczy, że uważa, iż "anty-antysemici tradycyjni" nie są jednocześnie "anty-antysemitami nowoczesnymi" (gdyby istniała jakaś grupa Polaków należących jednocześnie do obu tych grup, to w wyniku zsumowania byliby oni liczeni dwukrotnie). A przecież jest to całkowicie sprzeczne ze stosowaną przez niego definicją "anty-antysemitów" jako "przeciwników antysemityzmu, odrzucających wszelkie oskarżenia wobec Żydów". Wynika z niej, że każdy "anty-antysemita" musi odrzucać zarówno "antysemityzm tradycyjny", jak i "nowoczesny"! Zatem liczby "anty-antysemitów tradycyjnych" nie wolno dodawać do liczby "anty-antysemitów nowoczesnych", lecz zidentyfikować grupę wspólną, która będzie odrzucała jednocześnie obie formy antysemityzmu! Tylko oni "odrzucają wszelkie oskarżenia wobec Żydów", więc spełniają warunki konieczne do nazwania ich "anty-antysemitami"! Aż dziw bierze, że człowiek mający tytuł profesora nie potrafi przeprowadzić takiego nieskomplikowanego przecież rozumowania i wygaduje oraz wypisuje kompletne głupoty! Z powyższego wywodu wynika, że Krzemiński nie potrafi zupełnie zinterpretować wyników sondażu. Traktowanie "anty-antysemitów tradycyjnych" i "anty-antysemitów nowoczesnych" jako grup rozłącznych prowadzi do wniosku, że nie ma wcale wśród Polaków "anty-antysemitów", bo żaden Polak nie odrzuca "wszelkich oskarżeń wobec Żydów", żaden nie sprzeciwia się jednocześnie ich oskarżeniom, że zamordowali Jezusa i że "rządzą kapitałem, mają żyłkę do zysku,..." etc. Bez wglądu w szczegółowe wyniki badań nie jestem w stanie ustalić, gdzie Krzemiński popełnił błąd w ich interpretacji i ilu naprawdę filosemitów jest wśród Polaków. Nie ulega jednak wątpliwości, że "anty-antysemitów", czyli "przeciwników antysemityzmu, odrzucających wszelkie oskarżenia wobec Żydów" nie może być wśród Polaków aż 66 proc. (może ich być najwyżej 21 proc., o ile wszyscy "anty-antysemici tradycyjni" są jednocześnie "anty-antysemitami nowoczesnymi"). Przyznam, że ta konstatacja przynosi mi wielką ulgę, bo wynika z niej, że Polacy nie są aż tak głupi, jak próbuje dowieść Krzemiński. Ktoś, kto "odrzuca wszelkie oskarżenia wobec Żydów" jest kompletnym idiotą, gdyż uważa ich za bezgrzesznych aniołków. Tymczasem chrześcijaństwo głosi, że wszyscy ludzie są grzesznikami (stąd wymóg spowiedzi w katolicyzmie, który dotyczy wszystkich wiernych i duchownych, papieża nie wyłączając). Nie jest nas zatem, normalnych Polaków, zaledwie 6 proc., lecz na szczęście ponad połowa! Chciałbym tu przypomnieć, że słynna żydowska socjolog Hannah Arendt stawiała anty- i filosemitów na jednej płaszczyźnie. Według niej obie te grupy łączy chory, perwersyjny stosunek do Żydów. W pełni się z nią zgadzam. Anty- i filosemici to fanatycy, wzajemnie sobie potrzebni jako wrogowie. Filosemityzm przyczynia się do wzrostu antysemityzmu, na co mogą zresztą wskazywać "badania" Krzemińskiego, jeśli założymy, że jest w nich jakieś ziarno prawdy. Jedyna korzyść z wykonywanych na jego zamówienie sondaży polega na tym, że są one przeprowadzane co 10 lat według takiego samego kwestionariusza pytań. Dzięki temu pokazują dynamikę zmian tendencji społecznych. Z sondażu z 2002 r. wynika, że "antysemitów nowoczesnych" było o 10 proc. więcej niż w 1992 r. (wzrost z 17 do 27 proc.), przy utrzymaniu się tej samej liczby "antysemitów tradycyjnych". Trudno tego wielkiego, prawie 60-procentowego wzrostu nie wiązać z filosemicką i antypolską kampanią zapoczątkowaną ok. 1994 r. przez "Gazetę Wyborczą" (za jej początek uważam tekst Michała Cichego o rzekomym mordowaniu Żydów przez powstańców warszawskich), której kulminacją była sprawa mordu w Jedwabnem. Apogeum antypolskich wystąpień filosemitów miało miejsce właśnie ok. 2002 r., gdy ukazał się filosemicki i antypolski raport IPN. Od tego czasu natężenie medialnej kampanii filosemickiej spadało, dzięki czemu liczba "antysemitów nowoczesnych" (przypominam, że chodzi o definicję podaną przez Krzemińskiego) zmniejszyła się do 20 proc. w roku ubiegłym. Wznowienie wiosną tego roku filosemickiej ofensywy przez Elżbietę Janicką oraz innych żydowskich i filosemickich naukowców z PAN doprowadziło z pewnością do ponownego wzrostu liczby "antysemitów nowoczesnych" (myślę, że o kilka procent). Wartość naukowa "badań" Krzemińskiego jest bardzo niewielka. Prawdopodobnie pytania zadawane respondentom w sondażu były źle sformułowane i uzyskane odpowiedzi nie pozwalają na prawidłowe opisanie zjawisk anty- i filosemityzmu w Polsce. Nie jest możliwe, żeby wśród Polaków było aż 94 proc. głupców wyznających poglądy anty- lub filosemickie. Takich idiotów może być najwyżej 30-35 proc. Podawane przez Krzemińskiego interpretacje wyników jego "badań" obnażają jego nieuctwo, brak zdolności logicznego myślenia i umiejętności analizy zjawisk socjologicznych w Polsce. Brednie jakie wygłasza świadczą o tym, że nie jest rzetelnym naukowcem, ale politycznym propagandystą, który próbuje propagandowe tezy ubrać w naukowy kostium, żeby zaatakować PiS, odradzającą się endecję oraz Kościół katolicki.
tumry

się okazuje durniów i łobuzów ci u nas dostatek. Pewien profesor logiki twierdził nawet, że wśród profesorów odsetek idiotów jest większy, niż w tzw. standardowej populacji. Na przykład, z małymi wyjątkami, prawie wszyscy owi mędrcy dowodzili, że marksizm i wynikająca z niego ekonomia socjalizmu, to koncepcje naukowe i prawdziwe. Dzisiaj żyją jeszcze niektórzy z nich, lecz tym razem twierdzą coś przeciwnego. W najlepszym razie uważają, że to ludzie do socjalizmu nie dorośli. Na pytanie - skoro ludzie nie dorośli, to po co wyskakiwano z tym ustrojem, wpadają w irytację i raczej nie udzielają odpowiedzi. Zdarza się jednak, że zwalają wszystko na polityków. Zdaje się, że ten karierowicz Krzemiński, to typ człowieka i naukowca upadłego. Takiemu się nie podaje ręki.