Pałac Stalina (1)

Przez Godziemba , 25/03/2013 [11:13]
Pałac Kultury i Nauki miał być sowieckim „darem” dla Warszawy. Oficjalnie w lipcu 1951 roku, podczas wizyty Mołotowa w Warszawie, Moskwa wystąpiła z propozycją budowy gmachu wysokościowego w stolicy. Inwestycja miała zostać zrealizowana w formie daru, z sowieckich materiałów przez sowieckich inżynierów i robotników. Na początku września 1951 roku powołano Pełnomocnika Rządu ds. Budowy Pałacu Kultury i Nauki, którym został Józef Sigalin, a 20 września Bierut wysłał do Stalina depeszę z podziękowaniami za wspaniały dar, przedstawiając jednocześnie propozycję lokalizacji gmachu w centrum miasta. Podczas wizyty sowieckich architektów ustalono m.in. wysokość przyszłego budynku. W tym celu wystartował „kukuruźnik” z uwieszonym u ogona balonem, który miał wyznaczyć wierzchołek pałacu. Pułap samolotu ustalano za pomocą łączności radiowej. Sowieccy architekci opowiadali się za wysokością ok. 100-120 m, natomiast Polacy uparli się przy wysokości 150-160 m. Ostatecznie ustalono, iż część wysokościowa gmachu wraz z wieżą wieńczącą osiągnie 160 m (plus 70 metrowa iglica), natomiast wieże boczne będą miały po 60 m wysokości. W dniu 5 kwietnia 1952 roku została podpisana umowa sowiecko-polska „w sprawie budowy gmachu wysokościowego – Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie”. Ze strony polskiej dokument sygnował premier Cyrankiewicz, a imieniu „fundatorów” ambasador Arkadij Sobolew. Na mocy tej umowy pałac miał zostać wybudowany w całości na koszt strony sowieckiej, a projekt miało opracować sowieckie Ministerstwo Przemysłu Ciężkiego. W trakcie dyskusji nad projektem gmachu, wicepremier Jędrychowski wyraził nadzieję, iż pałac „będzie trwałym symbolem niewzruszonej przyjaźni polsko-radzieckiej, a zarazem będzie on najbardziej monumentalnym dziełem, sztuki i dziełem nowoczesnej techniki w naszej odrodzonej stolicy”. W odpowiedzi na nieśmiałe próby krytyki, iż projekt gmachu za bardzo przypomina amerykańskie budynki wysokościowe, inż. Strykus podkreślił, iż „imperialiści dążą obecnie nie do budowania w górę (..) lecz chcą możliwie najgłębiej ukryć się pod ziemią, bojąc się nie tylko bomby atomowej, ale również gniewu i zemsty swojego własnego narodu. (…) My zaś z uzasadnioną nadzieją spoglądamy na to, co się rodzi, co się rozwija, co prowadzi naprzód ku socjalizmowi, nie zaś na to, co gnije i gnijąc pragnie zburzyć i powstrzymać rozwój ludzkości”. Równocześnie zamykając usta krytykom wskazał, iż „gmach ten będzie nie tylko niewzruszoną gwiazdą przewodnią na naszej drodze przeobrażenia starej Warszawy, książęcej Warszawy, królewskiej, magnackiej, mieszczańskiej, kapitalistycznej Warszawy w Warszawę socjalistyczną. Budowa tego gmachu będzie wielką szkołą dialektyczną budownictwa socjalistycznego, będzie potężnym bodźcem dla naszej architektury, dla naszej sztuki, dla naszego budownictwa miast i techniki budowlanej”. W tej sytuacji w końcu kwietnia 1952 roku Prezydium Rządu zatwierdziło projekt budowy, wyrażając sowieckim autorom uznanie za „niezwykle trafne ujęcie projektu”. Oficjalne rozpoczęcie budowy nastąpiło 22 lipca 1952 roku, kiedy to przedstawiciele władz z premierem Cyrankiewiczem wylali pierwsze łopaty betonu pod fundamenty. Wcześnie jednak odgruzowano teren i wykonano wykopy pod fundamenty, a także na podstawie tzw. dekretu Bieruta z października 1945 roku o komunalizacji gruntów warszawskich wysiedlono mieszkańców z okolicznych domów. Wszelkie prace ze strony sowieckiej koordynował specjalny pełnomocnik rządu sowieckiego, wiceminister przemysłu ciężkiego G. A. Karawajew, ze strony polskiej wspomniany Józef Sigalin. W połowie października 1952 roku podpisano protokół dodatkowy, który precyzował jakie koszty poniesie rząd polski, który miał oczyścić teren budowy z gruzów, przeprowadzić rozbiórkę istniejących domów, doprowadzić do miejsca budowy instalację elektryczną, sieć cieplną i wodociągową oraz zbudować dla sowieckich robotników osiedle mieszkaniowe na Jelonkach. W celu ułatwienia transportu i rozładunku materiałów budowlanych strona polska zobowiązała się także zbudować linię kolejową do Bazy Produkcyjno-Składowej na tychże Jelonkach oraz zapewnić udział czterotysięcznej grupy robotników. Prace związane z budową osiedla „Przyjaźń” na Jelonkach oraz pobliskiej bazy zostały ostatecznie zakończone na początku 1953 roku. Wcześniej mieszkańcy Jelonek zostali wysiedleni z zajmowanych domów, otrzymując grunty zamienne w okolicach Warszawy lub na Ziemiach Odzyskanych. Polscy robotnicy pracowali także przy budowie samego pałacu. Na ten czas zostali zakwaterowani na koszt rządu polskiego w ośrodku hoteli robotniczych przy ul. Elekcyjnej. Wspólna praca robotników polskich i sowieckich miała „wiecznie cementować” przyjaźń między oboma narodami, jednak – pomimo zaleceń, by zatrudniać robotników „o wysokich kwalifikacjach zawodowych, politycznie pewnych i o czystym moralnym obliczu”, dyrektorzy polskich przedsiębiorstw wykorzystali okazję aby pozbyć się najgorszych pracowników. Ponadto konieczność oddania "radzieckim towarzyszom” polskich pracowników doprowadzała do niewywiązywania się z realizacji planów rocznych przez polskie przedsiębiorstwa. Główną przyczyną niechęci polskich robotników do pracy przy tej budowie była kwestia wynagrodzenia. Wbrew zapisom w umowie o budowie pałacu, przewidującej wynagrodzenia „według norm i stawek obowiązujących w Warszawie”, sowieckie kierownictwo budowy przeprowadziło „weryfikację cen”, ustalając wynagrodzenia polskich robotników na poziomie o 30% niższych. Sowieccy inżynierowie częstokroć kwestionowali wysokość rachunków za wykonane prace lub dostarczone materiały, przedstawianych przez polskie przedsiębiorstwa, co powodowało znaczne straty finansowe. I tak np. w 1952 roku na ogólną kwotę 30 mln złotych, Rosjanie zakwestionowali rachunki na 8 mln złotych. Programowa uległość polskiego pełnomocnika w zakresie rozliczeń finansowych sprawiała, iż rząd polski brał na swe barki wszelkie nieprzewidziane koszty. Przy okazji budowy pałacu pojawiały się plotki o licznych wypadkach śmiertelnych wśród robotników. Informacje o wypadkach godziły w propagandowy wizerunek doskonałej organizacji budowy, tworzony przez prasę, radio i film. Ta atmosfera tajemniczości jeszcze bardziej podsycała spekulacje warszawskiej ulicy. Wedle oficjalnych danych w trakcie budowy pałacu różnym wypadkom przy pracy uległo 70 osób, spośród których 7 zginęło. Ponadto kilka innych osób zginęło poza placem budowy, np. w czasie transportu materiałów. Teren budowy ochraniany był skrupulatnie przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, które wprowadziło specjalne przepustki, na podstawie których wpuszczano pracowników na plac budowy. Ubowcy prowadzili także śledztwa związane z licznymi kradzieżami materiałów oraz awariami, które traktowano jako sabotaż. Cdn.
Pies Baskervillów

Ubowcy prowadzili także śledztwa związane z licznymi kradzieżami materiałów oraz awariami, które traktowano jako sabotaż. ====================== He,he,eh,a dzisiaj nie umieją dachu nad stadionem zamknąć,i kasują wielkie premie za ten wyczyn. Nie chcę tu robić porównań,bo mnie nie zrozumieją i wezmą za komucha,ale żal dupę sciska za obecnych "towarzyszy"specjalnej troski,i ich "spółek:))
Pies Baskervillów

Ciekawe,kto przekopywałby okolice pałacu,na głębokość metra? Czego jeszcze się nie dowiemy,z paszcz,tych cudotwórców PRL-bis? No ale spotkaliby,zdecydowany odpór Sikorskiego,który ogłosił,że ten pałacyk,nie ma prawa być wyższy jak jego dworek, gdzieś tam,i powinien być zburzony:))