Papież nadziei – odpowiedź na błaganie blogera piszącego jako „dzialaczsta” na Blogpressie

Przez uparty , 17/03/2013 [09:30]
Najpierw wstęp. Jak łatwo było się zorientować czytając moje wpisy bardzo krytycznie odnoszę się do postawy wielu duchownych, w Polsce i w Europie, że zarzucam im wręcz, że są ludźmi tego świata jedynie „robiącymi w wierze”. Zarzucam tym samym duchownym selektywną interpretacje Objawienia, pogoń za pozycją społeczną w laickiej hierarchii społecznej, dążenie do stworzenia „sojuszu tronu i ołtarza” , czego dowodem jest podczepienie potrzeb finansowych Kościoła w kolejnych krajach pod system podatkowy państwa. Oznacza to nieuchronnie uzależnienie Kościoła jako instytucji od administracji państwowych oraz obawiam się, że jest to otwarciem przetargu na sprzedaż doktryny wiary w zamian za ściągane pod przymusem z ludzi pieniądze. Takich zarzutów mógłby sformułować jeszcze kilka, ale to nie o to teraz chodzi, bo po raz pierwszy od od dawna widzę promyk nadziei, ale tym później. Wszystkie te nieprawidłowości nie byłyby tak groźne, gdyby była ich powszechna świadomość, gdyby może nawet nie wszyscy zdawali sobie z nich sprawę, ale ze względu na liczbę tych co je widzą, były trudne do ukrycia. Osób jawnie zdemoralizowanych, które świadomie akceptują zło nie ma wcale tak dużo. Jednak zbyt wielu ludzi patrzy na zło, a wcale go nie widzi, bo nie wie na co patrzy, bo ze strony, z której obserwują świat zła nie widać. Nie wiedzą w związku z tym co robią. Oczywiście nie mało jest takich ludzi w PO i o nich jak sądzę myśli pan/pani „dzialaczasta” . Być może, Papież Franciszek spowoduje, że część z nich zacznie widzieć. Próba definicji problemu. Otóż jedną z cech Objawienia jest to, że jest ono uniwersalnym podręcznikiem życia społecznego swego rodzaju instrukcją przemiany niezbyt przyjaznej Ziemi w swego rodzaju powszechny kurort. W tym celu zostały nam przekazane różne, zdawałoby się dziwne pojęcia takie jak powszechna data i tydzień jako jednostka miary czasu społecznego, co pozwala synchronizować nasze działania w różnych miejscach, powszechne prawo własności wynikające z konieczności zgromadzenia żywności na czas szabasu, kiedy to nic nie wolno robić. Trzeba więc mieć miejsce na jego spędzenie i miejsce, w którym każdy zgromadzi sobie jakieś jedzenie. Czyli własny dom, własny kawałek ziemi, nie jest przywilejem wynikającym ze zdolności do dokonywania świadczeń finansowych ( w tym np. podatku gruntowego lub czynszu) a jest zgodnie z doktryną wiary niezbywalnym prawem. My wiemy, że bezdomność jest dowodem na patologię systemu społecznego, ale jak byśmy ją uzasadnili moralnie bez Objawienia? Oczywiście, że każdy dom, każda rodzina może być początkiem rozwoju nawet wielkiej firmy a interes społeczny wymaga tego, by każdy mógł się w ten sposób włączyć w proces zdobywania panowania nad światem w dowolnym wybranym przez niego momencie. Inaczej dochodzi do marnotrawstwa potencjału społecznego. To najprostsze przykłady. Takich zaleceń co do systemu prawnego i kształtu instytucji społecznych jest w Objawieniu bardzo wiele i wszystkie one są niezbędne do realizacji ogólnego przyrzeczenia, mówiącego o tym , że brzemię wiary jest lekkie, że życie zgodne z Objawieniem jest najlżejszym dla ludzi porządkiem społecznym dającym największe możliwości techniczne, czyli przenoszenia gór lub takiej przemiany miłych w smaku roślin lądowych, by rosły w morzu, np. dla tego, że na lądzie nie ma dość miejsca na ich uprawę. Rozwój technologi inżynieryjnych i perspektywy rozwoju genetyki sprawiają, że te przyrzeczenia zaczynają być w zasięgi ręki. Wiara, zgodnie z Objawieniem, wiedzie do pełnej władzy nad światem najkrótszą drogą. To jest przekaz Objawienia. Jest jednak pewien warunek by móc skorzystać z objawionej nam instrukcji życia – jest nim patrzenie na świat i na nas samych „ z góry”, nie ze swojego punktu widzenia a tworzenie w swej wyobraźni obrazu świata na tyle ogólnego, byśmy na siebie samych mogli spojrzeć niejako w kontekście naszego otoczenia. Jeżeli będziemy patrzeć na świat „od góry”, czyli od największego możliwego dla nas uogólnienia, to wtedy świat jest prosty a postawy ludzi wyraziste. Półtony znikają a człowiek nabiera pewności w swych poglądach. Ten sposób myślenia jest przesłaniem wynikającym z Objawienia. My mamy się zawsze zastanawiać, co naszym zdaniem o tym co widzimy, czy co czujemy sądziłby Bóg, bo … uważamy go za swojego Pana. Trudno o ogólniejszą perspektywę. Oczywiście każdy zdaje sobie z tego sprawę, że i tak nie będzie w stanie ani na chwilę być taki jak On, ale na tyle ile jest to możliwe staramy się do niego przybliżyć, niejako wyjść z siebie i popatrzeć na siebie samego i swoich bliskich od zewnątrz. Libertyni, zafascynowani PR, też starają się patrzeć na siebie i swoje działania od zewnątrz, ale nie „od góry” a oczami drugiego człowieka, czyli jakby „z boku”, czyli nie dość, że fragmentarycznie, to jeszcze sami chcą decydować, który fragment rzeczywistości pokazują. Dążą do tego by życie społeczne koncentrowało się właśnie tych fragmentach rzeczywistości, które oni chcą pokazać. W rezultacie powstaje obraz nierealny i do niego dopasowują swoje działania, chcą swoimi działaniami niejako uwiarygodnić swój obraz. Ponieważ każdy sądzi według siebie, to gdy słyszą o głodnych dzieciach w Polsce, to nie wierzą, że jest to opis stanu faktycznego a sądzą, że jest to ekspozycja jakiegoś fragmentu rzeczywistości , że jest to wyraz jakieś interesu osobistego ludzi o tym mówiących. Ostatnio mówi się o skandalu dotyczącym fałszowania prognozy pogody we Francji. Ja zaś wiem, że przez cały PRL prognozy pogody były cenzurowane, że do tej pory prognozy pogody np. w Rosji są objęte tajemnicą państwową a wersja publikowana jest przekazem propagandowym a nie wyjawieniem wiedzy meteorologów. Wiem również, że w Anglii od II wojny światowej dane meteorologiczne były objęte tajemnicą wojskową i nie słyszałem kiedy to zniesiono. Mówię o tym, bo to jest klasyczny przykład tworzenia fikcyjnej rzeczywistości, fikcyjnych punktów odniesienia do oceny własnej sytuacji. Osoba, która wierzy w fałszywa prognozę pogody zachowuje się niedorzecznie i głupio, tak jak nie przymierzając nasz rząd w sprawach społecznych i gospodarczych i który cieszy się dalej dużym poparciem ludzi, ludzi którzy widzą świat tak jak on? Tak więc jeśli widzimy samobójcze działania naszych elit to najpierw powinniśmy się zastanowić, czy oni wiedzą co robią, bo być może ich działania są racjonalne ale według ich wiedzy o świecie. Nadzieja Otóż może wydawać się to dziwne, że problem głupich elit zacząłem omawiać od problemów Kościoła, ale to Kościół powinien być tym punktem odniesienia, który wskazuje sposób myślenia jest lepszy od innych, a w związku z tym, które wnioski są słuszniejsze. Jeśli Kościół tego nie robi powstaje zamęt aksjologiczny i społeczeństwo przekształca się w rój bardzo drapieżnych owadów, owadów zjadających się nawzajem. Sądząc z pierwszych publicznych wypowiedzi nowego Papieża zaczyna on swój pontyfikat o od przypomnienia, że są dwa punkty odniesienia do oceny sprawa społecznych i kondycji człowieka. Jeden skierowany ku Bogu a wszystkie inne są skierowane ku szatanowi. To proste stwierdzenie może być początkiem porządkowania spraw społecznych, może być odtworzeniem prawidłowych punktów odniesienia, o ile oczywiście libertyni nie ubiją tego Papieża za przyzwoleniem jego współpracowników.
Pies Baskervillów

Za Ciechanowiczem.. Mądrzy mają ze sobą wiele wspólnego - mądrość; głupcy także wiele - głupotę; ale jednych i drugich nie łączy nic prócz wzajemnej pogardy i nienawiści. Zawsze wszelako mądrość ma wyższość nad głupstwem, choć to ostatnie jest i rozleglejsze i powszechniejsze i bardziej żywotne. A to dlatego, iż jest nader pociągające dla człowieka pospolitego, o którym Jose Ortega y Gasset w „Buncie mas” pisał: „Człowiek masowy nigdy nie odwołuje się do czynników zewnętrznych, o ile nie zostanie do tego gwałtownie zmuszony przez okoliczności. Jako że obecne okoliczności do tego go nie zmuszaja, odwieczny człowiek masowy, zgodnie ze swoim temperamentem, nie odwołuje się do nikogo, czujac się w pełni panem swego życia. Natomiast człowiek wybrany czy wybitny odczuwa wewnętrzną potrzebę odwoływania się do norm zewnętrznych, od niego samego doskonalszych, którym dobrowolnie może służyć. Przypomnijmy, że człowiek wybitny tym się różni od człowieka pospolitego, że ten pierwszy ma duże wymagania wobec siebie samego, natomiast ten drugi, zachwycony własną osobą, niczego od siebie nie wymaga, będąc zupełnie zadowolonym z tego, czym jest.”
Domyślny avatar

nigdy nie był moim idolem, choć w niektóre cechy współczesnej cywilizacji dobrze zobaczył. O ile z "wertykalną inwazją barbarzyńców" w Europie trudno się nie zgodzić o tyle ten fragment nie jest prawdziwy. Otóż człowiek masowy jest tym co słyszy, tym co widzi. W psychologii nazywa się transpozycją. Czyli jeśli ktoś ogląda serial w TV, w którym bezrobotny mieszka w ładnym, czystym mieszkaniu, ma na sobie ładne czyste ubranie i zadbane ciało, to on uważa, że nawet jeśli obecnie on jest inny, to z czasem on będzie taki jak w TV, bo "bezrobotni tacy są". Tak działa propaganda i właśnie wobec ludzi masowych jest skuteczna. Co do zachwytu własną osobą, to jeszcze inna sprawa, bo zachwyt zachwytem, ale realne ocena własnych możliwości, zwłaszcza technicznych to drugie. Z jednej strony trudno siebie nie lubić a z drugiej trudno rzucać się z motyką na słońce w jakiejkolwiek sprawie. Kompromisem jest postawa lekceważenia "słońca" i pozór tego, że nic się od siebie nie wymaga. Większość ludzi i to zdecydowana "czegoś" od siebie wymaga, a że to jest za mało w stosunku do potrzeb - to inna sprawa. Trzeba pamiętać, że podstawowym skutkiem ideologii lewicowej, czy libertyńskiej jest właśnie ograniczenie ludziom możliwości realizacji wymagań wobec siebie samego. Czyli żadnych ograniczeń w zaspokajaniu swoich żądz, żadnych samoograniczeń w zaspokajaniu swoich namiętności i uznanie, że państwo ma zaspokajać ich potrzeby materialne. Takie ukształtowanie osobowości służy temu, by ludzie taka postawę uznali za normalną, by nie krytykowali jej u innych, zwłaszcza u tych, którzy "mają więcej". Macherzy od socjotechniki świetnie wiedzą, że samodyscyplina jest umiejętnością, że samodyscyplina nie tyle polega na tym, że się ogranicza swoje potrzeby, bo to też ale z czasem, lecz przede wszystkim polega na uporządkowaniu swoich potrzeb , na określeniu ich właściwej rangi i zapamiętaniu kolejności ich realizacji. Jest to umiejętność trochę podobna do tabliczki mnożenia ale bardziej skomplikowana. Jeśli się jej nie trenuje, to ona zanika. Ponieważ każdy sądzi drugiego według siebie, to ten mechanizm daje gwarancje akceptacji społecznej dla wyzysku, dla rozwarstwienia społecznego i tych negatywnych zjawisk, które widzimy wokół siebie. Poza tym nie wierzę, by jakikolwiek "mądry" pogardzał głupim. Głupota jest groźna a zagrożeniem się nie pogardza, zagrożenie się szanuje, bo zawsze trzeba uwzględniać jego istnienie.