Jak napisał Piotr Zychowicz: "Gross trafia pod strzechy". Może więc warto by pokazać inną wersję "Sąsiadów", tym razem bliższą prawdy?
Dyskusja na temat najnowszego filmu W. Pasikowskiego trwa, wywołując kontrowersje zarówno w świecie filmu, jak i tym codziennym. W końcu nie każdego dnia ma się do czynienia z obrazem, który mimo specyficznej konwencji artystycznej próbuje się promować jako dzieło nieomal historyczne – nie tyle dotykające trudnych wydarzeń z przeszłości, co narzucające ich określone znaczenie i wymowę; wręcz sugerując niemal „historyczny przełom” w debacie publicznej, wyrywając je jednocześnie z szerszego kontekstu. Rzadko też zdarza się, żeby tego typu dzieło było hojnie współfinansowane przez kapitał rosyjski (zapewne równie szczerze zainteresowany debatą), a jeszcze rzadziej – żeby tuż po premierze stołeczny wydział edukacji przygotowywał kompletny program zajęć na jego temat, oczywiście po wcześniej obowiązkowej wizycie w kinie. O jego promocji zagranicznej już nie wspominam.
„Pokłosie” stawiane jest w roli przyczynku do dyskusji na temat relacji polsko-żydowskich w okresie II Wojny Światowej, gdzie jednak drugą stronę, nazwijmy ją krytyczną, od razu spycha się do defensywy, narzucając bezwarunkowe przyjęcie argumentów czy tez, które ów film obrazuje, jako faktów nie podlegających dyskusji. Mówi się o „przyjęciu bolesnej prawdy” i „prawdziwego obrazu wydarzeń” (czasem dodając „z obiektywnego, współczesnego punktu widzenia”) jako warunku koniecznego, kwitując wszelkie próby oporu przed takim stawianiem sprawy jako dowód „narodowego szowinizmu” czy antysemityzmu. W takich warunkach podjęcie dyskusji staje się bardzo trudne. Tym bardziej, gdy stawianie problemu w taki sposób uznawane jest za całkowicie dopuszczalne i oczywiste, uznając je za normalną w świecie praktykę, czego nie pozwala zrozumieć „polska zaściankowość”.
Można założyć, że istotnie – jest możliwe prowadzenie dyskusji na taki poziomie, wpisując ją zarazem w ogólnoeuropejski czy światowy trend. Na tej podstawie sam wyrażam gotowość do podjęcia tego typu dyskusji, jednak pod pewnym warunkiem. Mianowicie, że inne nacje faktycznie postąpią w przynajmniej podobny sposób. Nie wymagam tu konwencji horroru, dreszczowca czy przerysowywania obrazu. Wystarczą fakty, nawet nie bardzo eksponowane.
Ponieważ „Pokłosie” wprost nawiązuje do twórczości J.T. Grossa, w tym do książki, „Sąsiedzi”, może warto byłoby porozmawiać o faktycznych stosunkach między Polakami i Niemcami, sąsiadami z Górnego Śląska. Proponuję prosty, chwytliwy scenariusz – historię uczucia dwojga ludzi, z dwóch różnych rodzin, narodowości, ale mieszkających w tym samym miejscu. W świecie, który rankiem 1 września 1939 roku zostaje brutalnie zniszczony. Można tu napisać piękną, chwytającą za serce historię, nawet w hollywoodzkim stylu. Czy epicko? – to pytanie pozostawiam ewentualnemu twórcy. Mam tylko jeden warunek – umieszczenia pod koniec filmu krótkiej rekonstrukcji wydarzeń, jakie miały miejsce w Katowicach dnia 4.IX.1939 roku. Pokazania wziętych do niewoli polskich obrońców Katowic, prowadzonych publicznie ulicą 3 Maja – opluwanych, lżonych i bitych przez katowickich Niemców. Pokazania paru sekwencji, gdzie Niemcy z Freikorpsu siłą wyciągają „wrogi polski element”, swoich własnych sąsiadów, z ich domów. I co później z nimi robią – wyzywają, biją, poniewierają i oddają w ręce swoich rodaków. Nie wszystkich – część z nich mordują w bramach, na podwórkach, w piwnicach. Jak pomagają i współuczestniczą w pierwszych egzekucjach, choćby na Placu Wolności, gdzie wspólnie z żołnierzami Wermachtu rozstrzeliwują ich, pozostawiając trupy na ulicy – części z nich długo nie pozwalają rodzinom zabrać. Jak dokonują brutalnych i makabrycznych mordów w piwnicach, gdzie zamordowanym wprost wypruwa się wnętrzności. A przede wszystkim, jak wspomniani jeńcy prowadzeni ulicą 3 Maja trafiają na podwórze kamienicy przy rogu rynku i ulicy Zamkowej, gdzie przy udziale Freikorzystów ponad 80 osób zostaje rozstrzelanych z karabinów maszynowych. Czy w budynku naprzeciw willi Korfantego, gdzie rozstrzeliwywano m.in. wziętych do niewoli harcerzy. Wrzucanie zwłok, w tym okaleczanych i bezczeszczonych, na wozy a następnie do masowych grobów w Lesie Panewnickim. Zasypywanie ich wapnem i skazywaniem na zapomnienie.
Tylko tyle – część z tych wątków można pokazać skrótowo, tak że całość powinna zmieścić się w czasie poniżej 8-10 minut. Cóż to jest jak na wielki film? Nie sugeruję też żadnego przejaskrawiania ani włączania wydarzeń niepotwierdzonych (wyciąganie ludzi z maszerującego tłumu i tuczenie ich na śmierć kijami, oddawanie moczu na zwłoki harcerzy). Wystarczą te sceny. Natomiast, dodatkowo oczekuję przy tym, że film otrzyma olbrzymią dotację z pieniędzy federalnych, otrzyma publiczną aprobatę niemieckiego MSZ, wydział edukacji Berlina opracuje program dodatkowej lekcji historii mającej odbyć się po obligatoryjnej wizycie w kinie dzieci i młodzieży ze wszystkich szkół ponadpodstawowych w tym mieście, oraz określenia tego obrazu mianem „przełomowego dla stosunków polsko-niemieckich” przez niemieckie elity kulturalne, a po części także polityczne. Stwierdzając przy tym, iż posiadanie odmiennego zdania na ten temat należy traktować jak „narodowy szowinizm” i antypolonizm. Nic wielkiego – ot, oczekuję jedynie standardów europejskich. Wówczas, uważam, nasza rodzima dyskusja właśnie taki wymiar uzyska.
@
Pacyfikacja polskich goim metodą "pedagogiki wstydu / winy"