Zamach na Komorowskiego prawda czy wydmuszka mająca przykryć coś innego?

Przez tvradom.pl , 20/11/2012 [09:15]
Witajcie szanowni Bloggerzy. Dziś będę prześmiewczy i grubiański niekiedy, ale cóż takie czasy na chamstwo i głupotę nie ma rady. Trzeba się śmiać , gdyż inaczej zwariujemy. Od samego rana większość mediów trąbi o próbie zamachu na najmiłomściwiej nam panującego prezydenta Bronisława, oraz jego dwór. Niedoszłym zamachowcem jest profesor uczelni z Krakowa, który samodzielnie skonstruował najwymyślniejszą bombę, a nawet kilka i usiłował wysadzić zarówno dworzan jaki imć najmiłomściwszego pana. Wszytko to być może jednakże ja to między bajki włożę. Jest ku temu parę powodów: 1. Sejm jest doskonale chroniony. Zarówno wokół budynku jak i po nim kręci się cała masa tajniaków,udających sprzątaczki, dziennikarzy, samorządowców itp. 2 Masa Kamer Wielkiego Brata jaka obserwuje otoczenie parlamentu jest ogromna. Mysz się nie prześliźnie. 3. Przy każdym wejściu strażnicy i bramki z urządzeniami prześwietlającymi. Czy przy takiej ochronie można cokolwiek niepożądanego wnieść? Mało prawdopodobne. Poza tym Bombę konstruuje jakiś filozof lub inny gryzipiórek z Krakowa. Profesjonalną dodajmy. Co chcecie to mówcie, ale to się po prostu nie klei. Trudno tu nie porównać z inną tragedia. Ze Smoleńskiem. Tu od razu wykryto materiały wybuchowe, a w Smoleńsku mimo że ich ślady ewidentnie były, to materiałów żadnych nie wykryto, a dziennikarza, który to ujawnił,nakazano zwolnic z pracy. Jak atakują miłomściwie nam panującego to zamach, jak w smoleńsku ginie prezydent Kaczyński to nic się nie stało. I gdzie tu logika Rodacy?
Pies Baskervillów

Wzór zaczerpnięty z historii nazizmu.(opis poniżej) Mający powstać Ruch Narodowy,powoduje drganie pęcin pętaków politycznych,uwłaszczonych na PRL-u. Więc trzeba wymyślić prowokację. ....................... Pożar Reichstagu (niem. Reichstagsbrand ?/i) – pożar gmachu parlamentu Rzeszy (niem. Reichstagsgebäude) w Berlinie w nocy z 27 na 28 lutego 1933. Budynek parlamentu Rzeszy został najprawdopodobniej podpalony. W maju 1933 przed IV Izbą Karną Sądu Najwyższego Rzeszy w Lipsku o podpalenie Reichstagu oskarżono holenderskiego komunistę Marinusa van der Lubbego, ujętego na miejscu zdarzenia oraz prominentnych działaczy partii komunistycznej: Ernsta Torglera (przewodniczącego frakcji KPD w Reichstagu) oraz członków Kominternu, Bułgarów: Georgi Dymitrowa (późniejszego sekretarza generalnego Kominternu (1934–1943) i po II wojnie światowej komunistycznego premiera Bułgarii), Błagoja Popowa i Wassila Tanewa[1]. Oskarżenie próbowało przedstawić podpalenie jako sygnał dla komunistycznych wystąpień zbrojnych przeciwko państwu niemieckiemu. W procesie lipskim van der Lubbe został skazany na karę śmierci, która została wykonana 10 stycznia 1934. Inni oskarżeni zostali uniewinnieni z braku dowodów winy. Okoliczności pożaru do dziś nie zostały wyjaśnione[2]. Sposób wykorzystania incydentu pożaru budynku Reichstagu był decydującym krokiem na drodze do pełnego przejęcia władzy w Republice Weimarskiej przez NSDAP i przekształcenia republiki parlamentarnej w monopartyjne policyjne państwo totalitarne. Pod wpływem dramatyzmu wydarzeń Prezydent Rzeszy Paul von Hindenburg został nakłoniony przez Adolfa Hitlera i Franza von Papena do podpisania już 28 lutego w trybie art. 48[3] konstytucji Republiki Weimarskiej (regulującego tzw. stany nadzwyczajne), tzw. Reichstagsbrandverordnung – dekretu "O ochronie narodu i państwa" (niem. Verordnung zum Schutz von Volk und Staat)[4], który na tydzień przed przedterminowymi wyborami do Reichstagu zawieszał "czasowo" podstawowe prawa obywatelskie zawarte w konstytucji[5] Republiki Weimarskiej z 1919 (niem. Die Verfassung des Deutschen Reiches lub też Weimarer Reichsverfassung), sankcjonując prawnie prześladowanie opozycji politycznej NSDAP przez policję pruską (podporządkowaną Hermannowi Göringowi jako komisarycznemu ministrowi spraw wewnętrznych Prus) i SA, której oddziałom Göring nadał uprzednio jako tzw. policji pomocniczej (niem. Hilfspolizei) pełne uprawnienia policyjne co do stosowania środków przymusu[6]. Dekret zawieszał m.in. tajemnicę korespondencji, wolność zgromadzeń, nietykalność osobistą obywateli i ich mieszkań, dopuszczał tzw. "areszt prewencyjny" czyli internowanie bez nakazu sądowego przez policję (i policję pomocniczą) i wolność publikacji. Co najważniejsze – zawieszał również możliwość sądowej kontroli decyzji administracyjnych podjętych w jego trybie (brak możliwości odwołania się do sądu). Rozstrzygające było również powierzenie wykonania dekretu ministrowi spraw wewnętrznych, a nie ministrowi wojny Rzeszy (tzn. policyjny stan wyjątkowy, a nie stan wojenny pod władzą i kontrolą Reichswehry)[7]. Od publikacji tego dekretu, sukcesywnie przedłużanego w następnych latach po rok 1945, Niemcy stały się "państwem stanu wyjątkowego"[8].