Minął już jakiś czas od ogłoszenia i podpisania Orędzia. Towarzyszące mu polemiki, opinie i publicystyka stopniowo jednak zanikają, przynajmniej w dominujących mediach, zwłaszcza cyfrowych. Starając się śledzić temat w miarę możliwości na bieżąco, starałem spojrzeć na ten temat z paru różnych stron, czemu częściowo dałem wyraz w (debiutanckim) wpisie na blogu portalu Rebelya.pl. Było to tuż przed ogłoszeniem treści orędzia, jednak zasadnicze kwestie, które tam poruszyłem podtrzymuję – w kwestii religijnej mógłbym je nawet rozszerzyć.
Mimo początkowego zachwytu środowisk liberalno-lewicowych i ich mediów, wynikającego z niezrozumienia wymiaru metafizycznego tego przesłania (czego najbardziej jaskrawym przykładem może być tekst Adama Michnika w „Gazecie Wyborczej”), obecnie wydaje się tam dominować postawa raczej wyczekująca, być może służąca wystudzeniu emocji i odczekania wystarczająco długo, by , może korzystając z dodatkowego pretekstu, przejść do nowej fazy działania – najpewniej ofensywy. Z kolei w środowiskach prawicowo-konserwatywnych dała się zauważyć pewna dychotomia – akceptacja i docenienie w warstwie religijnej oraz wątpliwości, a czasem wręcz niechęć w wymiarze politycznym.
Z chrześcijańskiego punktu widzenia, z pewnością mamy tu do czynienia z wydarzeniem niezwykle ważnym i budzącym nadzieję – oto dwa największe Kościoła, „płuca” chrześcijaństwa postanawiają w imię walki ze wspólnym przeciwnikiem wznieść się ponad kilkusetletnie podziały i dać świadectwo wartościom najwyższym. Tym bardziej, iż dokument ten dobitnie określa i definiuje tego przeciwnika, co początkowo wydawała się przeoczyć strona lewicowo-liberalna. A mowa tu o tzw. nowych, świeckich „wartościach”, które od lat poddawane są swoistej apoteozie przez ideologów „nowoczesności” i „europejskości”, a które Jan Paweł II określił jako elementy „cywilizacji śmierci”. Tutaj nie ma już odcieni szarości – kontrast został „podkręcony” i pozostało tylko czarne i białe. Dla każdego chrześcijanina, a na pewno katolika i prawosławnego, przesłanie to nie pozostawia wątpliwości w kwestii rozważań o moralności i etyce – staje się niejako orężem, wymierzonym przeciw konkretnym antywartościom. Stąd nie dziwi postawa mediów i środowisk, które chętnie widziały by tu postawienie sprawy w sposób „otwarty na dialog”, co można jednocześnie uznać za utopijne i naiwne, przede wszystkim mając na myśli tzw. „katolicyzm otwarty” (choć właściwsze byłoby tu określenie „liberalny”, z uwagi na inne, diametralnie różne i zarazem pozytywne znaczenie tego pojęcia) z drugiej zaś, cyniczne i instrumentalne, chcące wykorzystać Kościół do partykularnych celów. Zapewne po stronie, powiedzmy oględnie - „katolicyzmu liberalnego”, musi nastąpić określenie swojej postawy i decyzja dotycząca granic kompromisu w sprawach wiary, oraz form jej głoszenia. Na ten temat bardzo ciekawie pisał m.in. Łukasz Adamski, a także Tomasz Terlikowski.
Inną kwestią, od której mimo deklaracji, także ze strony Kościoła, nie sposób jednak uciec, jest aspekt polityczny. Tutaj można dokonać podziału na dwie strony – zawartą w treści orędzia i jej bezpośrednim kontekście (wewnętrzną) a także niejako narzuconą przez kontekst bieżący, polityczny (zewnętrzną). Na temat tych drugich poruszono i żywo dyskutowano wiele wątków – od nadania wizycie patriarchy Cyryla I nieadekwatnej rangi przez nasze władze państwowe (symboliczne „zbyt czerwone dywany” – doskonale ujęte i opisane przez Piotra Skwiecińskiego) przy jednoczesnym, narzucanym niejako siłą patronacie (oprawa osobowa, głównie polityków partii rządzącej, oraz szczególnie słowa premiera, wskazujące jasno na „patronat polityczny” prezydenta). Tutaj obie strefy zadecydowały o odbiorze wizyty w wymiarze politycznym zarówno na szczeblu ogólnopolskim, jak i międzynarodowym. Moim zdaniem, był to krótko mówiąc poważny błąd, jednak celowość tych działań każe dopatrywać się tutaj próby zbicia krótkoterminowego kapitału politycznego i zapewnienia (zawłaszczenia?) sobie wydarzenia do celów walki politycznej. Jednocześnie, taką postawę przypisuje się opozycji, a szerzej ogółowi polskich środowisk prawicowych, głównie o narodowo-konserwatywnym charakterze.
W tym miejscu, odnosząc się do sfery „profanum”, chciałbym przedstawić spojrzenie z trochę innej strony, a mianowicie w kategoriach interesu narodowego, dobra wspólnego. W odniesieniu do Cerkwi mam wrażenie, iż dzięki orędziu jednocześnie uzyskuje wiele zarówno na płaszczyźnie religijnej, o czym była już mowa, a także świeckiej. Biorąc pod uwagę silny związek rosyjskiej hierarchii duchownej z władzami świeckimi, mimo charakteru tej ostatniej, można stwierdzić, iż działania Cerkwi Moskiewskiej, a szczególnie Cyryla I, z punktu widzenia interesu rosyjskiego są jednoznacznie pozytywne. Poza niewątpliwym wyborem dobra w kwestiach wiary, podobnie postępuje z punktu widzenia samej Cerkwi, a także Rosji, choć to drugie, a szczególnie ostatnie, słusznie wzbudza uczucia ambiwalentne, co dotyczy chociażby kwestii historycznych (stosunek do unitów czy polityki ZSRS, przede wszystkim we wrześniu 1939 roku). Relacje z czekistami Putnia, ze względów oczywistych, chyba nie wymagają tu szerszego omówienia.
Z kolei z polskiego punktu widzenia, dokument pozostawia furtkę, a może wręcz ukazuje drzwi prowadzące do drogi, jaką powinni podążać świeccy w kwestiach historycznych. To nie jest zadanie Kościoła – jego płaszczyzna działania jest inna, ma na celu przeciwstawianie się złu i zbawienie człowieka. Natomiast sygnał dany historykom i wszystkim, którzy dążą do naświetlenia przeszłości i zbliżenia się do prawdy, można odczytać jako zielone światło do działania. Tutaj wiele zależy od samych ludzi i ich pracy w tym kierunku. Należy ich w tym aktywnie wspierać, a jeśli zawodzi w tym względzie państwo, pomocą powinien służyć naród – także poprzez wywieranie wpływu na swoich przedstawicieli sprawujących rządy.
Jest jeszcze jeden aspekt, którego nie sposób pominąć – wiele spraw i działań zostało ukierunkowanych na walkę z „cywilizacją śmierci”, zaś kwestie polityczne, a nawet narodowe, pozostają na dalszym planie. Poniekąd jest to słuszne – w końcu chodzi tu o rezygnację z pewnych celów doraźnych dla osiągnięcia większego dobra, i to dosłownie. Natomiast z punktu widzenia Polaka, znajdującego się niejako pośrodku całego wiru wydarzeń, nasuwa mi się pewna obserwacja – przy koszty, jakie miałaby ponieść Polska dla dobra Europy, nie wydają się zbyt wielkie? Nie można przecież założyć, że Rosja w najbliższym czasie diametralnie zmieni kurs swojej polityki historycznej, co zapewne będzie miało wpływ również na stanowisko Cerkwi Moskiewskiej. Pewna zmiana nastawienia Watykanu względem Rosji za pontyfikatu Benedykta XVI jest wyraźnie widoczna, szczególnie na tle działalności Jana Pawła II. Szczególnie dotyczy to „odpolonizowania” Kościoła Katolickiego w Rosji, co może świadczyć o konkretnym uwarunkowaniu działań – prowadzenia dialogu pod warunkiem zaprzestania aktywnego udziału polskich duchownych w pracy ekumenicznej, a szczególnie duszpasterskiej, i nadania Kościołowi polskiemu roli pośrednika o ustalonej, umiarkowanej i stonowanej aktywności. Z pewnością jest to dobre z chrześcijańskiego punktu widzenia. Natomiast pozostaje pytanie o skalę ewentualnych ustępstw na rzecz Rosji, w tym o sprawy dotyczące Katynia oraz katastrofy smoleńskiej. Tutaj wątpliwości są uzasadnione, szczególnie kiedy patrzymy na obecną sytuację na linii Kreml - Warszawa.
Zdaję sobie sprawę, że jest to stawianie sprawy w nieco „mesjanistycznym” odcieniu – Polska poświęca się dla dobra Chrześcijaństwa. Osobiście daleko mi do postaw romantyczno-mesjanistycznych. Tutaj przemawia raczej pragmatyzm. Rozum mówi – w polityce jako takiej są tylko wspólne interesy, robią ją silni z silnymi… I w tym miejscu myślę: „No właśnie…” A „słabsi”, a reszta? Czy „reszta jest milczeniem”?
Głęboko wierzę w owoce orędzia i w działanie Boga. Natomiast w wymiarze ludzkim, a dokładniej – dobra wspólnego, dobra Polski – ufam, że aktywne i rozsądne działanie może uchronić Polskę przed uprzedmiotowieniem w kolejnym, ważnym momencie dziejowym. Od nas zależy, czy jako Polacy wyjdziemy z tej próby zwycięsko, czy też ponownie pozwolimy postawić się w roli „frajera narodów”, jak to ujął Rafał Ziemkiewicz. Bogu pozwólmy działać, a o siebie zadbajmy sami.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 728 widoków
OWOCE orędzia?
Zapalenie płuc