Od pierwszych dni Powstania, gdy nie udało się zrealizować zasadniczych celów strategicznych, a opór niemiecki tężał, dowództwo AK zabiegało o współdziałanie Armii Czerwonej w walce o stolicę: w depeszy wysłanej 2 sierpnia do premiera i Naczelnego Wodza generał Bór-Komorowski pisał: „Wobec rozpoczęcia walki o opanowanie Warszawy prosimy o spowodowanie pomocy sowieckiej przez natychmiastowe uderzenie z zewnątrz.” Premier Mikołajczyk był w Moskwie już 3 sierpnia i rozmawiał ze Stalinem. Jednak sowiecki dyktator i przedstawiciele marionetkowego rządu lubelskiego przedstawili listę fałszywych informacji, przekręconych faktów i zupełnych kłamstw. Oskarżyli AK o sprzyjanie Niemcom i mordowanie komunistów, zakwestionowali jej znaczenie wojskowe i skalę poparcia społecznego dla prawowitego rządu polskiego. Wanda Wasilewska cynicznie twierdziła nawet, że w Warszawie doszło jedynie do napadu na niemiecki samochód osobowy. Wprawdzie 9 sierpnia, w ostatni dzień wizyty Mikołajczyka, Stalin był bardziej pojednawczy – obiecywał pomoc, choć podkreślał trudności – to jednak stojąca nad Wisłą armia sowiecka nadal nie robiła nic. Usprawiedliwieniem owej bezczynności była korzystna dla Niemców bitwa pancerna w okolicach Wołomina. Ten lokalny sukces niemiecki nie zmieniał jednak faktu, że Armia Czerwona posiadała olbrzymią przewagę nad Wehrmachtem: w broni pancernej i piechocie aż siedmiokrotną, w artylerii czterokrotną, a ok. 2500 sowieckich samolotów zapewniało absolutne panowanie w powietrzu. Podejrzenia części Polaków powoli zamieniały się w pewność: sowiecki dyktator zamierzał dokończyć dzieła rozpoczętego w 1939 r. wespół z Hitlerem i ostatecznie zlikwidować inteligencję i najbardziej patriotyczną warstwę polskiego społeczeństwa. Nie chciał jednak powtórzyć katyńskiego błędu: po prostu postanowił zatrzymać działania wojenne, dając w ten sposób Hitlerowi wolną rękę w zdławieniu Powstania, wymordowaniu ludności polskiej stolicy i zniszczeniu znienawidzonego miasta. Z warszawskiego nieba nagle zniknęły samoloty z czerwonymi gwiazdami na skrzydłach, które w lipcu skutecznie niszczyły wielekroć słabsze sił niemieckiej Luftwaffe i zrzucały na miasto tony ulotek nawołujących warszawiaków do walki i wsparcia sowieckiego natarcia. Umilkła sowiecka artyleria, zamarły działania militarne.
Stalin dobrze znał swojego niedawnego sprzymierzeńca: na wieść o wybuchu Powstania Hitler wpadł w furię. Rozkazał „zrównać Warszawę z ziemią”, „każdego mieszkańca Warszawy zabić”. Zadanie to otrzymały specjalne jednostki: brygada Dirlewangera złożona morderców, sadystów i najgorszych kryminalistów wyciągniętych z więzień i obozów, oddziały sowieckich renegatów z tzw. brygady Kamińskiego oraz przybyłe z Poznańskiego zgrupowanie SS-Gruppenführera i generała policji Heinza Reinefartha. Nigdy jeszcze w czasie tej najokrutniejszej z wojen nie było takiego okrucieństwa, straszliwego bestialstwa i niszczycielskiego szału, jakiego zaznali mieszkańcy Warszawy ze strony tych już nie oddziałów wojskowych, lecz bandyckich hord.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 931 widoków
@