Tak więc spietrany Donald Franciszek Kulfons Tusk odbył ci w piątek konwentykl partyjny, na którym jak to on, łżąc ile wlezie, usiłował tchnąć w establiszment (P)aczki (O)bwiesiów jakąś nadzieję na nadchodzącą nieubłaganie przyszłość. Będąc w "znakomitym" nastroju po powrocie z Kanady, gdzie został wygwizdany przez polonusów, naopowiadał dubów smalonych na okoliczność różnych osób i sytuacji. I pomyśleć, że coś takiego biorą niektórzy ludzie w Polsce za dobrą monetę.
Tak więc fantastyczny gość nazwany w swoim czasie Stefanem Konstantym Myszkiewicz-Niesiołowskim, pozostał na łonie, mimo wstępnej niby próby dokopania mu moralnego z Kanady przez Tuska. Okazało się jednak, że wzorem słynnych listów zatroskanych obywateli do towarzyszy usytuowanych u władzy w Polsce przez prestidigitatorów z Sowietów w trakcie PRL - prapremierowi zdarzyło się coś podobnego. Oto otrzymał on pismo pełne miłości wielkiej, od jakże światłej osobistości płci żeńskiej, biorącej w obronę rzeczonego Stefana, jako bohatera narodowego. Jakże Kulfons mógł odmówić tak rzeczowej argumentacji. Stefan z Łodzi ocalał niczym książę Konstanty Pawłowicz z Petersburga, zmykający onegdajszego czasu w poskokach z Belwederu, na okoliczność powstania Listopadowego (może i "Jezus" Maria Karol Bronisław też zemknie w ten sposób - daj ci Boże).
Winną win wszelakich przeszłych, całego mnóstwa teraźniejszych i niewątpliwie przyszłych stała się dziennikarka Ewa Stankiewicz, której pozostający pod wpływem nienagannego savoir vivre'u Stefan Konstanty był oprzejmy powiedzieć won* i ręcznie wykierować, jakżeby inaczej, ręczną przecież kamerę, w kierunku trotuaru.
Dalej było zagłaskiwanie Prawa i Sprawiedliwości i jej szefa Jarosława Aleksandra, gdyż Donald Franciszek czerpiący całymi garściami z dorobku tysiącleci przedstawionego w Ewangelii, emanował miłością do wszystkiego co żyje. Zaskoczeniem było jedynie to, że jako niebywałej klasy historyk i specjalista od dokonań nie tylko Wielkiego Marszałka, nie uwzględnił faktu, że to Aleksander jako starszy brat i Imperatotor Wszechrosji był przełożonym Wielkiego Księcia Konstantego, nie zaś odwrotnie. Tymczasem to Konstanty otrzymał jakże cenne ostatecznie buzi nie zaś Aleksander.
Sprawę w kuluarach wyjaśniła niebywale fantastyczna bojowniczka o poddawanie w stan upadłości wszystkiego co wpadnie pod rękę Hanna Beata Gronkiewicz-Waltz. Oświadczyła ona mianowicie, że owo buzi zostało przekazane właściwie, gdyż Konstanty dorobił się profesury zaś Aleksander dostąpił jedynie doktoratu.
Na takich ci to intelektualnych smaczkach upływał czas na Plenum KC towarzyszom z (P)aczki (O)bwiesiów. Okazało się dowodnie jeszcze raz, że zaplanowana przez agenturę znajdującą sie w "Biurze Politycznym" tej parti strategia uczynienia z "miłości"** głównego oręża walki z prawdą, dobrem, patriotyzmem, interesem polski i jej historią, przynosi dalej określone owoce. Nie na darmo wysyłano onegdaj, przy wsparciu (G)eszeftu (W)ykidajły, do Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego na studia i różnego rodzaju kursy indywidua z towarzystwa. Dzięki temu teraz to Salon posiadł w niemalże doskonały sposób sztukę operowania miłością, co czyni wrogów postępu, a nawet z małymi wyjątkami Kościół Katolicki bezradnymi.
----------
* 'Won', a więc po angielsku 'wygrał'. W ten sposób znakomity profesor z Łodzi był uprzejmy podsumować lapidarnie zwycięstwo "postu nad karnawałem" pod polskim parlamentem. Post dotyczy ludzi pracy, karnawał pozostał domeną rządzących.
** Głównym błędem Komunistycznej Partii Polski, powtórzonym następnie przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą było uczynienie z ustawicznej walki, metody do zaprowadzenia w Polsce światłości. Dopiero skupienie całego dorobku XIX i XX-wiecznego ruchu postępu w (P)aczce (O)bwiesiów pod kierownictwem Donalda Franciszka Kulfons Tuska, który w miejsce kanonu walki wprowadził kanon miłości - doprowadziło do przełomu i sprawiło, że siły patriotyczne pozostają w stałym odwrocie i "wyginą jak dinozaury". Dopomoże im w tym armia specjalistow od wywierania wszystkich rodzajów możliwych nacisków na ludzi, aż do propozycji nie do odrzucenia. Ostatnio jeden taki z żandarmerii wojskowej złożył "towarzyską" wizytę teściowej profesora Wiesława Biniendy, podczas jego nieobecności w mieszkaniu. Jak niesie wieść teściowa profesora przeżyła "konstruktywny" szok. Dowiedziała się przynajmniej, że jeszcze żyje. A w ogóle klawo jest.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 881 widoków
tumry
fotomontage
tumry
fotomontage
Tumry
fotomontage