Eksport polskiej broni (2)

Przez Godziemba , 24/05/2012 [07:30]
Druga połowa lat 30. była okresem znacznego ożywienia w handlu bronią. Dojście Hitlera do władzy, ekspansja japońska na Dalekim Wschodzie, wojna domowa w Hiszpanii spowodowały wielki wzrost popytu na nowoczesny sprzęt wojskowy. Napięta sytuacja międzynarodowa pozwoliła sprzedać prawie w całości posiadane stoki , a także wiele nowej produkcji. Z tego też powodu wyniki finansowe SEPEWE (Eksportu Przemysłu Wojennego) przekroczyły najśmielsze oczekiwania jej władz. Gros obrotu syndykat osiągnął sprzedając sprzęt wojskowy obu stronom walczącym w hiszpańskiej wojnie domowej, przy czym rok 1937 był szczytowy – sprzedano broń za 135 mln złotych, co stanowiło połowę wartości materiału wyeksportowanego w latach 1927-1938. Poza dostawami hiszpańskimi, podpisano w latach 1935-1939 szereg umów z Rumunią, Turcją, Bułgarią, Wielką Brytanią i Holandią. Polskie płatowce, licencyjne działa przeciwlotnicze i przeciwpancerne, broń strzelecka cieszyły się dużym uznaniem importerów. Rozwiązania techniczne opracowane przez polskich konstruktorów były w kilku przypadkach bezkonkurencyjne, o czym najlepiej świadczą nabywane licencje przez firmy francuskie, włoskie, belgijskie i brytyjskie. Uzyskane zyski pozwolił spółce stworzyć fundusz eksportowy, przeznaczony m.in. na opłacanie kosztów zawierania transakcji oraz reklamy wyrobów polskiego przemysłu wojskowego za granicą. Powiększony został także kapitał zakładowy spółki, a z początkiem 1937 roku firma została przekształcona w spółkę akcyjną o kapitale 2 205 000 zł. Zasoby SEPEWE wzrosły znanie i na początku 1939 roku wynosiły ponad 10 mln zł. Instytucje państwowe bezkonfliktowo współpracowały z SEPEWE, a attache wojskowi zostali zobowiązani do działań informacyjno-reklamowych na rzecz wspierania eksportu polskiej broni, co było szczególnie ważne w trakcie dostaw broni do Hiszpanii, które wymagały dużej finezji prawno-dyplomatyczno-handlowej. Jesienią 1935 roku rząd hiszpański wyraził chęć zakupu w Polsce dużych ilości sprzętu wojskowego – w tym 36 myśliwców P24, licencji na samolot RWD-13. Wybuch wojny domowej latem 1936 roku zawiesił te negocjacje, gdyż z chwilą przystąpienia do Międzynarodowego Komitetu Nieinterwencji w Hiszpanii, rząd RP wystosował 27 sierpnia 1936 roku notę do ambasadora Francji w Warszawie, oznajmiając o wprowadzeniu embarga na dostawy wojskowe dla obu stron konfliktu. Polski rząd zastrzegł jednak, że będzie się uważać za związany postanowieniem o nieinterwencji w takiej mierze, w jakiej będzie to szanowane przez innych członków Komitetu. Oficjalnie trwały nie kończące się jałowe rozważania na temat nadzoru nad przestrzeganiem nieinterwencji. W rzeczywistości zaś państwa uczestniczące w Komitecie tolerowały, lub wręcz inspirowały i organizowały na masową skalę kontrabandę broni i materiału wojennego dla obu walczących stron. Polski Sztab Główny oraz MSZ uważały, iż wobec fasadowości poczynań uczestników Komitetu, całkowicie rozmijających się z deklarowaną zasadą nieinterwencją, Warszawa nie powinna pozostawać obojętna, ale zachowując pozory neutralności winna upłynnić posiadane zasoby materiału wojskowego. Przez dwa i pół roku trwania wojny Polska dostarczała broń obu stronom przez pośredników (gen. Franco przez firmy niemieckie i włoskie, a rządowi republikańskiemu via firmy francuskie i belgijskie). Sprzedaży podlegała przede wszystkim broń ze stoków, oraz w mniejszej ilości uzbrojenie nowe. Sprzęt wysyłano oficjalnie do zagranicznych składów, albo do portów rozmaitych państw (m.in. Meksyk, Urugwaj), udzielających fikcyjnych adresów owym dostawom. Od połowy 1937 roku polskie władze wojskowe, chcąc uniknąć kompromitacji, dostarczały sprzęt oficjalnie na zamówienie firm brokerskich, które potem same ekspediowały transporty do hiszpańskich portów. Niemniej do końca wojny niektóre dostawy szły formalnie do Chin, Grecji czy Peru. Wszelkie związane z tymi transakcjami formalności, dotyczące zakamuflowania rzeczywistego odbiorcy brał na siebie pośrednik. Dla zachowania tajemnicy transporty kolejowe szły tylko do Gdyni, w możliwie dużych partiach, z zachowaniem daleko idącej ostrożności przy załadunku na statki. Sprzęt wysyłany do Hiszpanii pozbawiony był cech świadczących o polskim pochodzeniu. SEPEWE sprzedawało broń obu stronom. Nie odgrywały żadnej roli sympatie polityczne, bliższe naturalnie gen. Franco, ale przede wszystkim względy handlowe – natychmiastowa płatność gotówką w dolarach lub w złocie. W latach 1936-1939 Polska wyeksportowała do Hiszpanii sprzęt wojskowy o wartości około 190 mln zł. Następna na liście importerów Rumunia zakupiła broń za niespełna 20 mln zl. Kwoty uzyskane z tych operacji były znacz cym zastrzykiem walutowy, przyczyniły się także do poprawy równowagi walutowej skarbu. Po wymianie na złote zasiliły w większości Fundusz Obrony Narodowej. Polski MSZ nie reagował na protesty rządu madryckiego domagającego się zniesienia embarga i jawnego udzielenia pomocy, a także na sprzeciwy rządu powstańczego, wymawiającego władzom RP wspieranie komunistów. Jednak w obliczu uzyskania coraz większej przewagi przez gen. Franco, latem 1938 roku minister Beck wystosował pismo do szefa Sztabu Głównego, postulujące ograniczenie dostaw dla rządu republikańskiego, uznając, iż mogły on utrudnić ułożenie powojennych stosunków z gen. Franco. Gen. Stachiewicz polecił przyspieszyć realizację już podpisanych kontraktów, a także szybką finalizację szczególnie korzystnych negocjowanych transakcji dla Madrytu. Sprawozdanie zarządu SEPEWE za 1938 rok faktycznie wskazuje, iż w drugiej połowie tego roku wywóz sprzętu wojskowego w tym kierunku został stopniowo wstrzymany. W bogatej ofercie polskiego przemysłu wojennego było kilka „przebojów”. Zaliczały się do nich przede wszystkim konstrukcje lotnicze – wymienić należy samoloty rodziny „P” (od P.6 do P.24), rewelacyjne samoloty bombowe P.37 Łoś. Wiele państw kupiło licencje świetnych zapalników do granatów ręcznych konstrukcji firmy GRANAT, peryskopu odwracalnego patentu kpt. Rudolfa Gundlacha czy znakomitych wyrzutników bombowych wzoru kpt. Władysława Świąteckiego. Dobrze sprzedawały się działa przeciwpancerne i przeciwlotnicze na licencji Boforsa. Należy podkreślić, iż polskie władze wojskowe odmawiały zgody na eksport niektórych rodzajów broni, np. granatnika piechoty wz. 36, pistoletu maszynowego wz. 39 Mors, czy rusznicy przeciwpancernej wz. 35 „Ur”. Motywowano to słusznie koniecznością utrzymania w tajemnicy szczególnie nowoczesnych typów uzbrojenia. W 1939 roku polski eksport uzbrojenia miał ustaloną wysoką pozycję na rynkach bałkańskich, bardzo powoli jednak akcentował swoją obecność w krajach bałtyckich, docierał na Bliski Wschód, okazjonalnie lokował zamówienia w Europie Zachodniej. Wydaje się, że postawione w 1926 roku przed SEPEWE zadania zostały w większości wykonane. Kontrowersyjną sprawą była wysyłka sprzętu wojskowego (szczególnie nowoczesnych samolotów) w 1939 roku. Historycy i publicyści oskarżający polskie władze o zdradę, zapominają, iż Wojsko Polskie we wrześniu 1939 roku nie wykorzystało w całości posiadany sprzęt bojowy. I tak w składnicy uzbrojenia Stawy k. Dęblina znajdowały się zapasy materiały wojennego pozwalające uzbroić w pełni minimum pięć dywizji piechoty – uzbrojenie to wpadło w całości w ręce Niemców. Latem 1939 roku trwała jednak wysyłka zamówionych przez Bułgarię samolotów P.43b. Jednak spośród 9 znajdujących się 1 września 1939 roku w Warszawie nie wysłanych „Bułgarów”, mechanikom PZL udało się zmontować 5 i przekazać 41 Eskadrze Rozpoznawczej Armii „Modlin”. Reszta została zniszczona w wyniku niemieckiego nalotu. Z kolei eksport w 1939 roku armat przeciwpancernych wz. 36 był błędem, gdyż broni przeciwpancernej w WP było zdecydowanie za mało. Władze wojskowe zadowoliły się realizacją bez opóźnień planu wyposażenia sił zbrojnych w te działa – jednak sytuacja wymuszała podjęcie nadzwyczajnych decyzji ( z planowanych docelowo 3000 tych armat, we wrześniu 1939 roku WP posiadało nieco ponad 1000). MSWojsk nie znalazło - w obliczu zagrożenia wojennego – odpowiednich środków na zwiększenie zakupu produkowanej w kraju broni. Działalność eksportowa spółki SEPEWE przyczyniła się do utrzymania w stanie gotowości mobilizacyjnej polskich zakładów zbrojeniowych, czasem ledwo wegetujących wskutek niskich zamówień MSWojsk. Dzięki eksportowi uzbrojenia nastąpiło zwiększenie zatrudnienia w przemyśle obronnym, obniżono koszty jednostkowe wytwarzania sprzętu wojskowego oraz pozyskano znaczą ilość środków walutowych. Wybrana literatura: Materiały do zagadnienia przemysłu wojennego w Polsce w latach 1919-1939 W. Stachiewicz – Przygotowania wojenne w Polsce 1935-1939 S. Ajzner – Polska a wojna domowa w Hiszpanii 1936-1939 P. Moa – Mity w2ojny domowej. Hiszpania 1936-1939 Polskie Siły Zbrojne w II wojnie światowej T. Grabowski – Inwestycje zbrojeniowe w gospodarce Polski międzywojennej T. Pawłowski – Armia Marszałka Śmigłego B. Stachiewicz – Generał Wacław Stachiewicz. Wspomnienie
Domyślny avatar

celnis

13 years 5 months temu

W treści zakradła sie mała literówka - oczywiście chodzi o PZL43 - wersję eksportową karaska a nie jak Pan napisał P34b (sama litera P z tego co pamiętam była zarezerwowana dla samolotów Puławskiego i po jego tragicznej śmierci jego następcy Wsiewołoda Jakimiuka czyli np P24 - bardzo ciekawej postaci - jednego z dyrektorów programu Concorde, twórcy kanadyjskiego przemysłu lotniczego: jak sie ogląda amerykańskie lub kanadyjskie filmy i występuje w nich jakiś wodnosamolot to jest to najczęściej Beaver - konstrukcja Jakimiuka np.: "Sweet Home Alabama" czy "Sześć dni, siedem nocy" z Hanem Solo, nawiasem mówiąc przed wojną mieliśmy wielu zdolnych inżynierów, którzy po wojnie wróciliby odbudowywać Polskę, ale z wiadomych względów nie mogli tego zrobić i budowali potęgę innych krajów np przemysł stalowniczy w Kanadzie). Pisząc o sprzedaży broni Rumunii przytoczę ciekawostkę - Rumuni byli zainteresowani zakupem całkowicie nieudanego bombowca LWS4-Żubr. Niestety w czasie prób wydarzyła sie katastrowa w której zginęli dwaj rumuńscy oficerowie i temat upadł (w miejscu katastrofy jest podobno obelisk upamiętniający tą tragedię). Pisząc o Karasiach warto też wspomnieć o jego następcy PZL46Sum i jego wrześniowej eskapadzie Bukareszt-Warszawa-Kowno (z mjr. Galinatem na pokładzie) - to mógłby byc kolejny hit eksportowy polskiego przemysłu zbrojeniowego. Na koniec jeszcze uwaga co do Łosi - samolot rzeczywiście nowoczesny, ale miał jednak kilka niedoróbek, dwie najważniejsze: silniki bez sprężarek (czyli gorsze własności lotne na dużych wysokościach) oraz brak samuszczelniających sie zbiorników paliwa. O ile brak sprężarek mogę zrozumieć (przed wojną były problemy z silnikami , tutaj kolejna dygresja tym razem o silnikach - postać inż. Nowkuńskiego genialnego konstruktora silników lotniczych i jego tragicznej śmierci w Tatrach - ot tak trafił go odłamek skalny oczywiście w głowę w miejscu gdzie nigdy nie zeszła lawina skalna, to między innymi dzięki jego silnikowi Bajan wygrał zawody Chalange 34, a zaczynał od słynnego "Czarnego Piotrusia" - dzisiaj to by był pewnie jakiś Black .... coś-tam bo "lepiej brzmi", mówiąc o silnikach lotniczych warto wspomnieć inna nietuzinkową postać: prof. Jana Oderfelda, kto jeszcze kilkanaście lat temu studiował na MEiL ten spotkał się ta wielką postacią, pamiętam jak tylko profesor szedł na wydział to panie sekretarki z dziekanatu wybiegały i chroniły profesora aby jakiś podmuch wiatru nie zdmuchnął pana profesora z pow. ziemi - gościu już wtedy miał ponad 80lat a jaka czystość i jasność umysłu, niesamowite) o tyle brak samouszczelniających się zbiorników paliwa już nie (wiadomo czym to grozi w czasie walki powietrznej). To tyle przepraszam za chaos, ale jak człowiek zaczyna pisać to zawsze ma jakieś wątki poboczne i wychodzi z tego, to co wychodzi - maksimum treści i brak składni, tak przynajmniej mi się wydaje. Pozdrowienia.
Domyślny avatar

fotomontage (niezweryfikowany)

13 years 5 months temu

na rosyjskiej stronie,opisują polskie samoloty: http://www.airwar.ru/enc/bww2… Myśle że warto,wtrącić tu zdjęcie Łosia P-37,ładna maszyna:)
Czarek Czerwiński

Kogo nie zamordowali Niemcy, zniszczyli albo zmarnotrawili komuniści. No bo przedwojenna polska myśl techniczna jeśłi nie zapierała tchu w piersiach, to stała co najmniej na zbliżonym poziomie, co innych liczących się krajów europejskich. A co jest teraz, lepiej nie mówić, bo chyba kadrę inżynierską pracującą w kraju mamy słabszą niż za komuny. Oczywiście nie w sensie, że brakuje nam zdolnych ludzi, tylko miejsc, gdzie poza uczelniami mogliby pracować nad nowymi konstrukcjami przemysłowymi w szerokim rozumieniu tego słowa.