Trudne początki

Przez Godziemba , 19/12/2011 [07:21]
Dla żołnierzy, polityków i innych emigrantów po 1945 roku pojawił się dylemat: wracać czy pozostać na wychodźstwie. Za pozostaniem na emigracji przemawiała nie tylko obawa o życie w okupowanej przez Sowietów Polsce, ale również protest wobec ustaleń jałtańskich. Emigracja traktowana była przez inteligencję jako jedyny dostępny wyraz sprzeciwu wobec powojennej rzeczywistości. Również utrzymanie ciągłości państwowości polskiej miało symbol polityczny i kulturowy. Opowiedzenie się za kulturą i cywilizacją zachodnią było przeciwwagą dla barbarzyństwa bolszewickiego. Najdobitniej ten problem wyraził Tymon Terlecki w manifeście „Do emigracji polskiej 1945 roku”, pisząc: „Heroizm emigracji polskiej 1945 roku jest prosty: wytrwać w kulturze europejskiej na przekór jej samej. Wytrwać – za siebie i za naród, któremu z dnia na dzień cofnięto dobrze, kosztownie nabyte, niewątpliwe prawo przynależności do wspólnoty. Wytrwać – bo kultur nie zmienia się jak partii politycznych, jak żurnalowych fasonów, jak bielizny. Przynależność do kultury jest czymś prawie charyzmatycznym, to znaczy: czymś co ma charakter pomazania lub piętna”. Władze brytyjskie z niechęcią traktowały pozostających na Wyspach Brytyjskich. Emigrantom utrudniano zdobycie miejsca zamieszkania, uchodźcy mieli problemy ze znalezieniem pracy. Najpoważniejsze oskarżenia padały pod adresem UNRRA, której administracja działała wolno i zamiast pomagać Polakom, stawiała przed nimi szereg trudności. Próby zamykania gazet lub zmieniania nazw kawiarni z rzekomo niestosownych politycznie spowodowały liczne zarzuty o sprzyjanie organizacji Sowietom. Poza UNRRĄ emigranci mogli liczyć na inne stowarzyszenia, które zobowiązały się nieść pomoc uchodźcom. Najważniejszą nich był Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia, który powstał w celu przeprowadzenia demobilizacji polskich żołnierzy. Służba w Korpusie była atrakcyjna, ponieważ służącym w nim żołnierzom przysługiwał żołd, a ich rodziny miały zapewnioną pomoc finansową. Niestety służba mogła trwać tylko dwa lata. Po jej zakończeniu należy dokonać wyboru: podjąć pracę w Wielkiej Brytanii, rozpocząć służbę w wojsku angielskim lub wyemigrować do innego kraju. PKPR traktowany przez Brytyjczyków jako instytucja tymczasowa, przez Polaków uważany był jako instytucja, która mogła w sprzyjającym momencie doprowadzić do odrodzenia polskiej armii. Władze brytyjskie zobowiązały się kształcenia zawodowego polskich żołnierzy, zapewniania im możliwości kontynuowania nauki, także w szkołach wyższych, oraz zdobycia kwalifikacji zawodowych. Trudna sytuacja ekonomiczna Wielkiej Brytanii sprawiła, iż po dwóch latach rozpoczęto stopniową likwidację Korpusu, przenosząc służących w nim żołnierzy do cywila. Osoby, które mimo otrzymania oferty pracy nie chciały opuścić Korpusu, były z niego usuwane na mocy decyzji administracyjnej. Z pomocą dla poszukujących pracy wystąpiło Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii, które starało się znajdować posady odpowiadające kwalifikacjom zawodowym polskich żołnierzy. Poza PKPR utworzono także Interim Tresury Committee (ITC), która miała na celu zlikwidować polskie ministerstwa i wspomóc finansowo Polaków, którzy zechcą powrócić do kraju. Otoczona niechęcią Polaków UNRRA przekazała w 1948 roku swe uprawnienia opieki nad emigrantami innej biurokratycznej organizacji - International Refugee Organisation (IRO), która także źle zapisała się we wspomnieniach Polaków. „Uchodźca chcąc się osiedlić – napisano w „Kulturze” – musi udowodnić, że IRO ma obowiązek opieki nad nim oraz przedstawić „dostateczne powody” dla których pozostaje zagranicą”. Wychodźstwo mogło przed wszystkim, pozostając poza zasięgiem sowieckiej przemocy, reprezentować identyfikowany z racją stanu interes narodowy i dopominać się praw Polski na arenie międzynarodowej. Aby te cele mogły zostać zrealizowane, wychodźstwo musiało zachować czynny charakter. Pobyt poza krajem zobowiązywał do czynu i bezkompromisowego stosunku do komunistów. Ryszard Wraga dowodził, iż każdy, kto jest przeciwny oporowi bądź mu się przeciwstawia, jest „zdrajcą sprawy narodowej”, rozgrzeszając się z poddawania się „kapitulacji” wyłącznie przebywających w kraju. W oczekiwaniu na rozwój sytuacji i, jak sądzono, nieuchronną wojnę z Sowietami, polscy uchodźcy starali się zorganizować życie na obczyźnie. Rozpoczęto także działalność mającą wspomóc materialnie i politycznie rodaków w kraju. Zachowanie emigrantów było swoistą walką o utrzymanie własnej tożsamości w zupełnie odmiennych warunkach bytowych. Deklasacja zawodowa i materialna, dotknęła przed wszystkim inteligencję emigracyjną nie była dla niej tak istotną jak porzucenie pewnych zasad i zachowań. Inteligencja zaczęła wieść „podwójny żywot”, z jednej strony pracując na stanowiskach robotniczych lub rzemieślniczych, a z drugiej będąc b. wysokim oficerem, bohaterem wojennym lub wysokim urzędnikiem polskiej administracji. Jedną z możliwości zachowania dawnego statusu inteligenta był udział w różnego rodzaju stowarzyszeniach i zgromadzeniach tworzonych masowo przez emigrantów. Dawało to nie tylko poczucie zachowania własnej indywidualności, ale również działalności pro publico bono. Miało także duże znaczenie psychologiczne – działało jako swoista namiastka rzeczywistości przedwojennej, do której inteligencka część emigracji była bardzo przywiązana. Stowarzyszenia te miały różny charakter. Osobne tworzyli weterani wojenni – np. Stowarzyszenie Polskich Kombatantów, Koło Byłych Żołnierzy AK, Stowarzyszenie Lotników, Stowarzyszenie Marynarki Wojennej, Związek Polskich Spadochroniarzy, Brygadowe Koło Młodych „pogoń”, Koło Kobiet Żołnierzy PSZ itp.. Inne emigranci z różnych terenów Polski – Koło Lwowian, Związek Ziem Wschodnich, Związek Polskim Ziem Zachodnich. Związki i stowarzyszenia łączyły się często pod patronatem większych organizacji – wymienić należy przed wszystkim powstałe w 1946 roku Zjednoczenie Polskiego Uchodźstwa Wojennego skupiające 11 organizacji. Powstanie różnego rodzaju kół i stowarzyszeń w pierwszych latach emigracji dowodził wielkiego zapotrzebowania zdecydowanej większości emigrantów na tego rodzaju działalność. Zaangażowanie emigrantów było widoczne przed wszystkim podczas obchodów wszelkiego rodzaju świąt lub rocznic narodowych. Za najważniejsze uznawano Święto Niepodległości 11 listopada, rocznicę Bitwy pod Monte Cassino, święto 3 Maja. W kołach uchodźców z ziem wschodnich bardzo uroczyście obchodzono dni walk o Lwów w 1918 roku. Na emigracji kwitło także życie kulturalne – uchodźcy spotykali się w różnych kołach lub ogniskach kulturalnych, jak np. londyńskie „Ognisko Polskie” powstałe już w 1940 roku. Urządzane w nim występy, odczyty, a nawet bale cieszyły się wielkim powodzeniem wśród polskich Londyńczyków. Ważną rolę odgrywały także „Ognisko” Domu Kombatanckiego oraz Klub Orła Białego. Dużym prestiżem cieszył się Teatr Dramatyczny II Korpusu przemianowany potem na Teatr Polski Związku Artystów Scen Polskich, na scenie które wystawiano nie tylko sztuki dramatyczne ale także przedstawienia kabaretowe. Sporym zainteresowaniem cieszyły się wybory Miss Polonia zorganizowane w 1955 roku. Urozmaicone życie kulturalne stanowiło ważny czynnik łączności z przedwojennym życiem polskiej inteligencji. Bardzo ważną kwestią była sprawa finansowania polskiego życia politycznego i kulturalnego. Pod zwierzchnictwem premiera Tadeusza Tomaszewskiego powołano w 1949 roku Skarb Narodowy, którego zadaniem było „zapewnienie władzom Rzeczypospolitej niezbędnych środków materialnych do prowadzenia niezależnej akcji, zmierzającej do odzyskania niepodległego Państwa Polskiego”. Jego kontrolą i kierowaniem zajmowała się Główna Komisja Skarbu Narodowego zdominowana przez zwolenników Prezydenta. Oprócz finansowania życia politycznego Skarb Narodowy miał wspomagać rozwój kultury i naukowy na obczyźnie. Głównym jego źródłem dochodów były dobrowolne podatki płacone przez emigrantów ze wszystkich skupisk polskich na świecie. Mimo rozbicia polityczne emigracji na zwolenników prezydenta Augusta Zalewskiego (tzw. „Zamek”) oraz jego przeciwników (Rada Polityczna) , większość emigrantów wsparła tę inicjatywę. Nawet Juliusz Mieroszewski w liście do Giedrojcia tłumaczył, iż „będąc w jak najostrzejszej opozycji do rządu londyńskiego i tych wszystkich jałowych kłótni” uważał jednak, iż „jest parę podstawowych obowiązków, od których się uchylać nie można, m.in. płacenie podatków”, a „myśl, by spróbować oprzeć politykę emigracyjną na własnych funduszach, a nie czekać na pomoc obcych wywiadów, wydaje się zdrowa”. Opinia publicysty „Kultury” pokazuje jak polska emigracja silnie starała się zachować niezależność poprzez maksymalne niedopuszczenie wpływów obcych państw, słusznie obawiając się, iż wraz ze wsparciem nadejdą warunki dyktujące zasady prowadzenia polityki przez polską emigrację. Wybrana literatura: R. Habielski – Życie społecznej i kulturalne emigracji A. Friszke – Życie polityczne emigracji Jerzy Giedroyc – Juliusz Mieroszewski, Listy 1949-1956 Jerzy Giedroyc – Andrzej Bobkowski, Listy 1946-1961
Tubylczy

wracać - zostawać. Wiedział dobrze, że jeżeli zostanie na emigracji, jego dzieci, a wnuki już na pewno, nie będą mówiły po polsku. Najlepszym dowodem, że ten Polak patriota miał rację, są wyniki ostatnich wyborów w Wielkiej Brytanii. Przyjmijmy, że powojenna emigracja polska na Wyspach liczyła 250 tyś osób. Gdyby ci ludzie faktycznie wytrwali w polskości, żyłoby dizś na Wyspach co najmniej 250 tyś świadomych Polaków. Teraz, na podstawie wyników ostatnich wyborów zobaczymy, jaki naprawdę procent z tych osób, ich dzieci i wnuków, zachował w sercach polskość. Oto wyniki: PO – 12799 głosów (53,7%) PIS – 5193 głosów (21,8%) RP – 4086 głosów (17,1%) Zakładając nawet, że wszystkie głosy oddane na PiS, były głosami "starej" emigracji, otrzymujemy wynik 2%. Czyli po 60 ciu latach od wojny, maksymalnie 2% emigrantów ocaliło w sercach polskość. Takie są fakty. Emigracja zawsze prowadzi do wynarodowienia. I nie ma co opowiadć bajek o patriotyźmie. Po prostu, ludzie ci wybrali wygodne życie za granicą.
Godziemba

Nie można zapominać o ostatniej fali emigracji, to oni zagłosowali na PO. Faktem jest, iż potomkowie "starych" emigrantów nie czują się związani z Polską. Nie można utożsamiać starej emigracji z nową, tamci nie mieli dokąd wracać, chyba że do ubeckich więzień, nowi wyjechali aby żyć normalnie. W obu przypadkach winne było państwo polskie - PRL i jego obecna mutacja. Pozdrawiam
Domyślny avatar

Przemawia przeze mnie osobiste doswiadczenie, przymusowego emigranta - imigranta do USA. Nie ma juz spoleczenstwa polskiego jakie ja reprezentowalabym. Po 30-tu latach doszlam do przerazajacego wniosku, ze nie ma sie co ludzic bo jest tylko Polska Bis i nie ma sensu mowienie, ze moze byc inaczej. Dzisiejsi Polacy to wlasnie polactwo tylko, a emigranci to ich przedstawiciele wyksztalceni, o ironio, za darmo w PRL-u, pozbawieni tozsamosci, jakiejkolwiek, nie tylko narodowej, rzadko ludzie uczciwi i niezmiernie rzadko ich poziom kulturalny i intelektualny reprezentuje wiecej niz organizownie uroczystosci typu folklorystycznego. Dyskutowalabym rowniez teze, ze wtedy, po 13 grudnia, z Polski wyjechal "kwiat polskosci i kwiat intelektualny i patriotyczny". Wielu tych ludzi poznalam w roznych okolicznosciach juz poza granicami kraju. Wtedy Jaruzelski z kompania dokonal "genialnego" posuniecia wczesniej usuwajac rygory paszportowe a pozniej emitujac paszporty jednokrotnego przekroczenia granicy. Wyjechal, tak, "kwiat", ale bezuzytecznosci i tozsamosci, "kwiat" konsumpcyjnosci, "kwiat" bez obowiazkow wobec Ojczyzny jaka by ona nie byla. "Ja, wyksztalcony zarabiam za malo, za malo dostaje, nie mam samochodu....etc". ale juz na przyklad drogi, jako element infrastruktury a wiec jakosci gospodarki nie pojawial sie w marzeniach tych ludzi. Nalezy mi sie....to bylo podstawowe i pozostaje do dzis, haslo spoleczenstwa polskiego Bis. A wracajac do 13 grudnia 1981 roku, to za malo, moim zdaniem, mowi sie o tych, ktorzy wtedy zostali w domach, miejscach pracy i na ulicach, tych wszystkich pozbawionych elementarnych instrukcji co i jak nalezy robic, gdzie szukac, jak zyc. "Bohaterowie", tacy jak i ja, zamknieci na dolkach i w aresztach, potem w "internatach" znowu "dostawali" tylko, ktos za nich dzialal i myslal, nie musieli byc samodzielni, mogli krzyczec i walic w drzwi cel slyszac Urbana, mogli relatywnie bezpiecznie dalej grac swoje role, nikt do nich nie strzelal przeciez. Nie musieli nic robic, chyba, ze zgromadzeni w jednym miejscu, Jaworznie na przyklad, mogli snuc plany na przyszlosc Polski definiowana w aspekcie "Jak sie w niej ustawic"? Moze, tak jak dzis, "jednak lepiej z PO" a wiec Urbanem, Jaruzelskim i Kiszczakiem i dalej, ich popluczynami pokroju Grasia, Nowaka, etc.
Godziemba

Na tym polega róznica między II RP, która przygotowała Polaków na czas okupacji, oraz tzw. opozycję demokratyczną, która zajęta sobą, nie chciała zajmować się Polakami. Ci zaś pozostawieni samopas przemieleni zostali w polactwo. Każdy naród pozbawiony prawdziwych elit musi upaść. Czechom po 1620 roku odbudowa tożsamości narodowej zajęła ponad 200 lat. Pozdrawiam