Poezja Smoleńska

Przez micho18 , 23/07/2011 [11:25]
Dziś chciałbym zaprezentować kilka wierszy powstałych spontanicznie po tragedii Smoleńskiej 10 kwietnia 2010. Smoleńska mgła Mgła nad smoleńskim lotniskiem nadal nie opada staje się trwała jak instytucje państwowe które odznacza się w dni świąteczne i tylko pogrzeby wyzwalają nasze myśli wciąż jeszcze pozbawiane wolności i wyobraźni powoli przechodzimy wzdłuż ściany płaczu słychać łkanie małego dziecka to my wiecznie głodni szukający drogowskazów my dzieci Szopenów Norwidów Fieldorfów tych których pamięć śpi zasypana wieczną zmarzliną Syberii i niedoskonałości wolno przesuwający się wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia aż po sam kraniec naszej samotności bólu którego nie potrafimy jeszcze zrozumieć ale który zawiązał nasze myśli na stałe ogrzewam dłonie kubkiem z ciepłą herbatą wlaną z termosu jest słona tak jak wyłkana nasza samotność łzy które pozbawione naszej obecności zaczynają własne dorosłe już życie tymczasem ktoś gra na skrzypcach podnosisz oczy do góry patrzysz skąd dobiega ten dźwięk nie dostrzegasz nikogo kilka chmur dach Dziekanki szept modlitwy ktoś otwiera ramiona szeroko odgadujesz to Wisła zmęczona wędrówką omija Wyspę Sobieszewską i wpada do wiecznie głodnego morza tak kończą się nasze niepokorne sny Nadzieje Samotność Ale teraz wiesz rozumiesz dostrzegasz to Obok ciebie są tacy sami jak ty ci których ustawicznie pozbawiano sensu istnienia Jesteście razem Nareszcie razem Blisko chmur zawiązujących muzykę skrzypiec delikatność westchnień Widzisz małą rudą harcerkę Odbiera od ciebie kwiaty i światełko twojej nieobecności Ustawia je wśród innych dziesiątek setek tysięcy Jest tak wspaniała jak najczystsza pierwotna pieśń skalnych pieczar W których płonęło ognisko zakreślające krąg ciepła i bezpieczeństwa To nasz dom Dom człowieczej pamięci skromności i potęgi Nadal patrzysz na harcerkę kiedy uśmiechnięta odgarnia opadające włosy Oświetlają ją płonące znicze I najczystsze ludzkie spojrzenia Przyznaj Jesteś wzruszony Wzruszony tym że nie było ciebie tu wczoraj i jeszcze wcześniej A tylko twoja wyobraźnia otworzyła się przy tej natchnionej muzyce skrzypiec Która już na stałe zamieszkała w tobie ( Bohdan Wrocławski) Prezydent Lech Kaczyński wkracza do nieba doborowym dowodził oddziałem i wszyscy idą wyprostowani niebieską aleją jakby manewr "odchodzimy" powiódł się i nie było wybuchu który miał zmienić ciało Polski w proch a ich rozszarpać na kawałki by nie było ani śladu ani nadziei tak chciano ich ośmieszyć i każdą kroplę krwi zamienić w kroplę farby drukarskiej niosącej kłamstwo za kłamstwem tak chciano ich ośmieszyć z każdej nitki ich mundurów snuć odwieczną szatę zdrady narzucać ją na usłużne plecy lecz statek ich powietrzny rzucony na złom na deszcz na rdzę w Feniksa się zamienił by w górę serca unosić niepokorne a Oni wkraczają teraz do nieba: dwaj Prezydenci generał Błasik Anna Solidarność Janusz Kurtyka kapitan Protasiuk admirał Karweta i pozostali zrównani w szarży bohaterstwem śmierci wniebowzięci w blaski ideałów bo tylko wiara w nie czyni cuda gotowi przyklęknąć i pochylić głowy przed potęgą ofiary najwyższej odznaczonej dziurą w nagiej oblepionej katyńską ziemią czaszce witają ich w milczeniu odziały powstańców podchorążowie Wysockiego zwycięska kawaleria polegli w potyczkach i dobici bagnetami kto służył ojczyźnie odnajdzie ją w niebie nie widzą już smoleńskiej mgły ani plugawego spektaklu umywania rąk odznaczania zdrajców i stawiania pomników najeźdźcom uginania karków i powszechnej hańby milczenia wkraczają teraz do nieba i śpiewają im aniołowie tak piękni i młodzi jak stewardesy które wytrwały przy nich do końca wkraczają do nieba i wita ich Chrystus przejmuje stery i ofiarowuje im Polskę (Aleksander Rybczyński) Stratosferyczni oni wracają choć bardzo zmienieni bez rąk i nóg i bez twarzy na okrutnej smoleńskiej ziemi leżą strąceni Ikarzy stratosferyczni po niebieskiej toni do ojców lecieli Ikarzy spaleni śmiertelną bronią już nic złego im się nie zdarzy ze swych ciał potrzaskanych wysiadają kto ma rękę lub nogę szczęśliwy jak to trupy pożegnalnie nas witają i próbują mówić jak to żywi rozerwani jeszcze o coś proszą machają odrąbanymi rękami choć jak bagaż wstydliwy się noszą idąc z oderwanymi głowami po kolei znakiem tajemnym ręką przyłożoną do serca przenikają w nas wiedzą podziemną znają twarz strasznego mordercy choć na baczność leżą na trawie jeszcze ustami ruszają choć niemi wierni aż do końca sprawie nie zginęła tylko my giniemy spojrzyj w górę rozpatrz się po niebie płyną we krwi uprane obłoki stratosferyczne wszystkie obok siebie wiecznie żywe w korabiu wysokim (Jacek Trznadel)
Joanna

Joanna

14 years 2 months temu

Znałam jedynie "Stratosferycznych" Jacka Trznadla, natomiast wierszy pozostałych dwóch autorów nie. Myślę, że warto takie "perełki" odnotowywać, bo pokazują prawdę o czasach, w których żyjenmy...