Dziś chciałbym zaprezentować kilka wierszy powstałych spontanicznie po tragedii Smoleńskiej 10 kwietnia 2010.
Smoleńska mgła
Mgła nad smoleńskim lotniskiem nadal nie opada
staje się trwała jak instytucje państwowe
które odznacza się w dni świąteczne i tylko pogrzeby
wyzwalają nasze myśli wciąż jeszcze pozbawiane wolności i wyobraźni
powoli przechodzimy wzdłuż ściany płaczu
słychać łkanie małego dziecka
to my wiecznie głodni szukający drogowskazów
my dzieci Szopenów Norwidów Fieldorfów
tych których pamięć śpi zasypana wieczną zmarzliną Syberii
i niedoskonałości
wolno przesuwający się wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia
aż po sam kraniec naszej samotności bólu
którego nie potrafimy jeszcze zrozumieć
ale który zawiązał nasze myśli na stałe
ogrzewam dłonie kubkiem z ciepłą herbatą wlaną z termosu
jest słona tak jak wyłkana nasza samotność
łzy które pozbawione naszej obecności
zaczynają własne dorosłe już życie
tymczasem ktoś gra na skrzypcach podnosisz oczy do góry
patrzysz skąd dobiega ten dźwięk
nie dostrzegasz nikogo kilka chmur dach Dziekanki szept modlitwy
ktoś otwiera ramiona szeroko
odgadujesz to Wisła zmęczona wędrówką
omija Wyspę Sobieszewską i wpada do wiecznie głodnego morza
tak kończą się nasze niepokorne sny
Nadzieje
Samotność
Ale teraz wiesz rozumiesz dostrzegasz to
Obok ciebie są tacy sami jak ty
ci których ustawicznie pozbawiano sensu istnienia
Jesteście razem
Nareszcie razem
Blisko chmur zawiązujących muzykę skrzypiec delikatność westchnień
Widzisz małą rudą harcerkę
Odbiera od ciebie kwiaty i światełko twojej nieobecności
Ustawia je wśród innych dziesiątek setek tysięcy
Jest tak wspaniała jak najczystsza pierwotna pieśń skalnych pieczar
W których płonęło ognisko
zakreślające krąg ciepła i bezpieczeństwa
To nasz dom
Dom człowieczej pamięci skromności i potęgi
Nadal patrzysz na harcerkę
kiedy uśmiechnięta odgarnia opadające włosy
Oświetlają ją płonące znicze
I najczystsze ludzkie spojrzenia
Przyznaj
Jesteś wzruszony
Wzruszony tym że nie było ciebie tu wczoraj i jeszcze wcześniej
A tylko twoja wyobraźnia otworzyła się przy tej natchnionej muzyce skrzypiec
Która już na stałe zamieszkała w tobie
( Bohdan Wrocławski)
Prezydent Lech Kaczyński wkracza do nieba
doborowym dowodził oddziałem i wszyscy idą wyprostowani
niebieską aleją jakby manewr "odchodzimy" powiódł się
i nie było wybuchu który miał zmienić ciało Polski w proch
a ich rozszarpać na kawałki by nie było ani śladu ani nadziei
tak chciano ich ośmieszyć i każdą kroplę krwi zamienić
w kroplę farby drukarskiej niosącej kłamstwo za kłamstwem
tak chciano ich ośmieszyć z każdej nitki ich mundurów
snuć odwieczną szatę zdrady narzucać ją na usłużne plecy
lecz statek ich powietrzny rzucony na złom na deszcz na rdzę
w Feniksa się zamienił by w górę serca unosić niepokorne
a Oni wkraczają teraz do nieba: dwaj Prezydenci generał
Błasik Anna Solidarność Janusz Kurtyka kapitan Protasiuk
admirał Karweta i pozostali zrównani w szarży bohaterstwem śmierci
wniebowzięci w blaski ideałów bo tylko wiara w nie czyni cuda
gotowi przyklęknąć i pochylić głowy przed potęgą ofiary najwyższej
odznaczonej dziurą w nagiej oblepionej katyńską ziemią czaszce
witają ich w milczeniu odziały powstańców
podchorążowie Wysockiego zwycięska kawaleria
polegli w potyczkach i dobici bagnetami
kto służył ojczyźnie odnajdzie ją w niebie
nie widzą już smoleńskiej mgły
ani plugawego spektaklu umywania rąk
odznaczania zdrajców i stawiania pomników najeźdźcom
uginania karków i powszechnej hańby milczenia
wkraczają teraz do nieba i śpiewają im aniołowie
tak piękni i młodzi jak stewardesy które
wytrwały przy nich do końca
wkraczają do nieba
i wita ich Chrystus
przejmuje stery i
ofiarowuje im
Polskę
(Aleksander Rybczyński)
Stratosferyczni
oni wracają choć bardzo zmienieni
bez rąk i nóg i bez twarzy
na okrutnej smoleńskiej ziemi
leżą strąceni Ikarzy
stratosferyczni po niebieskiej toni
do ojców lecieli Ikarzy
spaleni śmiertelną bronią
już nic złego im się nie zdarzy
ze swych ciał potrzaskanych wysiadają
kto ma rękę lub nogę szczęśliwy
jak to trupy pożegnalnie nas witają
i próbują mówić jak to żywi
rozerwani jeszcze o coś proszą
machają odrąbanymi rękami
choć jak bagaż wstydliwy się noszą
idąc z oderwanymi głowami
po kolei znakiem tajemnym
ręką przyłożoną do serca
przenikają w nas wiedzą podziemną
znają twarz strasznego mordercy
choć na baczność leżą na trawie
jeszcze ustami ruszają choć niemi
wierni aż do końca sprawie
nie zginęła tylko my giniemy
spojrzyj w górę rozpatrz się po niebie
płyną we krwi uprane obłoki
stratosferyczne wszystkie obok siebie
wiecznie żywe w korabiu wysokim
(Jacek Trznadel)
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 807 widoków
Dzięki za wiersze!