Między czystą głupotą a brzemieniem białego czlowieka

Przez Leopold Tynenhauz , 19/06/2011 [22:27]
Mój debiut literacki w serwisie blogpress.pl przeszedł bez większego echa, ale być może kiedyś historia zweryfikuje tę ciszę. Niemniej jestem winien moim Czytelnikom pewnego wyjaśnienia. Wszakże zadebiutowałem tutaj ad hoc, bez krztyny autoprezentacji. Kilka miesięcy temu czasopismo studentów Szkoły Głównej Handlowej "Magiel" odmówiło mi bez słowa wyjaśnienia publikacji felietonu, który dotyczył bieżących w owym czasie wydarzeń obyczajowych. Następnie w formie listu zdecydowałem się przesłać ten felieton do "Gazety Wyborczej", która de facto jest zarazem podmiotem i przedmiotem owego teksu, ale okazałem się za gruby na to, by zmieścić się w korytarzu pluralizmu światopoglądowego wielkiego gmachu przy ul. Czerskiej. Pisanie jest dla mnie formą quasi-terapii, dzięki której zwalczam Weltschmerz. Nie mam parcia na publikowanie. Jeśli jednak mogę komuś swoją pisaniną sprawić przyjemność, to sam korzystam na tym podwójnie. Kiedy dwukrotnie powiedziano mi: "No Pasaran!", to w mojej głowie zrodziła się następująca myśl: a może tak blogpress.pl? Dotychczas nikt tutaj nie ingerował w treść moich wpisów, co w dzisiejszych czasach normą już nie jest. Myślę, że dystans tych kilku miesięcy nie wpłynął zasadniczo na konkluzje i postulaty, które autor zawarł w swym krótkim eseju. Właśnie dlatego, Drogi Czytelniku tego tekstu, przedstawiam Ci felietonik, który przelał czarę goryczy i zmusił mnie do występowania pod pseudonimem w quasi-podziemnym serwisie blogerskim: *** Między czystą głupotą a brzemieniem białego człowieka W ciekawych czasach przyszło nam żyć… Dwa skandale obyczajowo-seksualne wstrząsnęły świadomością lemingów. Szczególnie ciekawym wydaje się fakt, że wbrew stereotypom cios zadany dobremu smakowi został wymierzony przez osoby, które dotychczas nie były uznawane za kontrowersyjne. W kategorii skandal roku nic nie będzie w stanie przebić głośnego komiksu „Chopin New Romantic”. Na temat ten wylano już morze atramentu, nie dotykając jednak meritum sprawy. Abstrahuję od faktu, że komiks został wydany przez MSZ, gdyż jest to kwestia wtórna. Istotą jest zawartość dzieła, o którym mogę powiedzieć, że gdybym miał kiedyś wskazać egzemplifikację czystej głupoty, to odwołałbym się właśnie do rzeczonego komiksu. Nie zgodzę się z Bartoszem T. Wielińskim, że brak akceptacji dla komiksu jest objawem kołtuństwa, bo czymże, u diabła, jest „jebany cweloholokaust”? Pochylmy się przez moment nad tym związkiem wyrazowym, który pod płaszczykiem ironii odsłania bezmiar lekkomyślności autora komiksu. Nie chodzi tutaj tylko o wulgarny język, ale na miły Bóg, jak można tworzyć neologizm, będący połączeniem tragedii Szoah z pojęciem, które w slangu więziennym używane jest do określenia osoby, która zmuszana jest do uprawiania seksu analnego, a w wulgarnej mowie ulicy bywa stosowane wobec homoseksualistów? „Jebany cweloholokaust” – dla oceny takiego płodu leksykalnego nie ma żadnej miary! Dziwi mnie to, że polskie środowiska opiniotwórcze nie skupiły się dotychczas na niewątpliwie antysemickim podtekście określenia „jebany cweloholokaust”. Osobiście nigdy nie spotkałem się z czymś równie podłym. Rzadko zdarza mi się popadać w oburzenie i daleki jestem od faryzejskiego oburzenia, ale są pewne granice wytrzymałości estetycznej i moralnej. Czuję się zdruzgotany faktem, że tani awangardyzm okraszony zwykłą ordynarnością, przy którym prace Lucio Fontany wydają się być wysublimowanymi dziełami, uchował się jeszcze w rzemieślniczych poszukiwaniach partaczy, którzy nazywają sami siebie nadwiślańskimi artystami. Zastanawiam się, czy autor komiksu chociaż raz był w Auschwitz-Birkenau? I właśnie dlatego z głębokości wołam do Ciebie "Gazeto Wyborczo": zdecyduj się na coś! Albo walka z antysemityzmem albo krucjata przeciwko kołtuństwu! Nie stój w rozkroku! Drugim wydarzeniem, które zelektryzowało opinię publiczną była spóźniona o 16 lat reakcja na książkę Marcina Kydryńskiego „Chwila Przed Zmierzchem”. Cenię gust muzyczny i artystyczną wrażliwość męża Anny Marii Jopek, jednakże odkurzone w ostatnim okresie fakty oraz bulwarowa burza dotycząca podróży Kydryńskiego do Afryki na przełomie 1993 i 1994 r. nie pozwalają pozostać mi obojętnym wobec poglądów zawartych w owym dziele. W sprawie tej sam Autor, wydał na swojej stronie internetowej następujące oświadczenie: Kiedy książka wyszła, recenzowano ją, opisywano, czytano w radiowej Trójce, nikt nie obruszył się na te fragmenty, które dziś - całkowicie odarte z kontekstu - budzą takie zainteresowanie. Faktycznie jest to ironia, której nie powstydziłby się sam Humbert-Humbert. Teza o „wyrywaniu słów z kontekstu” stała się w ostatnim okresie modną linią obrony przeciwko oskarżeniom kierowanym przez ludzi nadmiernie dociekliwych. Rzecz jasna umiejętne cytowanie jest sztuką, lecz nie można zakazywać jakiegokolwiek przytaczania pasaży z dłuższych tekstów pod pretekstem wyrywania słów z kontekstu, gdyż wówczas jakakolwiek analiza słowa pisanego byłaby sprowadzana ad absurdum. Podążając dalej tokiem rozumowania Kydryńskiego, ucieszyłbym się, że w końcu jego talent literacki został zauważony. Niektórzy twórcy doczekali się tego już w zaświatach. A że teraz, wprawdzie połowicznie, Kydryński odżegnuje się od młodzieńczych poglądów? Cóż… John Nash również odczuwał lekkie zażenowanie, kiedy otrzymywał Nagrodę Nobla za odkrycie z czasów młodości. Kydryńskiego oskarżono m. in. o rasizm i pedofilię. Jeśli chodzi o pierwszą kwestię w istocie jest to odbicie postkolonialnych poglądów p. Cecila Rhodesa, który twierdził, że biały człowiek winien być Prometeuszem cywilizacji dla ludów stojących niżej pod względem rozwoju ekonomiczno-społecznego. Dzisiaj pogląd ten oczywiście uznawany jest za rasistowski, lecz grubo ponad 100 lat temu nie wzbudzał żadnej sensacji i był powszechnie akceptowany na salonach Londynu. O wiele ciekawsza z psychoanalitycznego punktu widzenia jest domniemana pedofilia Kydryńskiego. Bez wątpienia w świetle prawa stosunek seksualny z 12-letnią dziewczynką, o którym fantazjuje Pan Redaktor, kwalifikuje się pod to pojęcie. Jednakże Kydryński jako przedstawiciel inteligencji nowej ery odnajduje z łatwością linię obrony, którą pełnymi garściami czerpie z Nabokova, odwołując się, wprawdzie nie wprost, do pojęcia „nimfetki”, czyli świadomej swej seksualności, prowokującej 12-13-latki, która może wzbudzić pożądanie seksualne u dojrzałego mężczyzny. Notabene sam Kydryński nazywa obiekty swoich marzeń „czarodziejkami”. Z pewnością kontekst kulturalny oraz powszechnie akceptowane normy moralne każą nam ocenić fantazje erotyczne Kydryńskiego surowo. Jeśli nie znano litości, i słusznie!, dla oprawców Anety Krawczyk, jak można szukać z moralnego punktu widzenia zrozumienia dla osoby, która de facto marzy o wykorzystaniu seksualnym, za wynagrodzeniem (sic!), 12-letniego dziecka? Pogrążając się jeszcze bardziej w swoich quasi-wyjaśnieniach Kydryński bagatelizuje rangę zdarzeń twierdząc, że poglądy zawarte w swojej książce są odzwierciedleniem jego stanu ducha sprzed 16 lat. O, to jest argument godny światowca! Dziwnym trafem część polskich środowisk opiniotwórczych, vide Bartosz Węglarczyk, do dzisiaj nie wybaczyła Romanowi Polańskiemu czynu z o wiele bardziej zamierzchłej przeszłości… Czasów doczekaliśmy zaiste ciekawych. Część polskich elit musi spojrzeć w lustro i odpowiedzieć we własnym sumieniu na pytanie, czy stawiając się w protekcjonalnej pozie względem ludzi, którzy nie skosztowali słów u Nabokova, można stosować podwójne standardy moralne i inną kwalifikację czynu? Na szczęście „Gazeta Wyborcza” po raz kolejny zdała egzamin i nie pozostawiła mnie bez stosownych sądów moralnych. Słowa uznania należą się Magdalenie Żakowskiej, która podjęła się trudnego zadania zmierzenia się z wyimaginowanymi chuciami Marcina Kydryńskiego, który bez wątpienia cieszy się ogromną popularnością wśród słuchaczy radiowej Trójki. Czuję jednak pewien intelektualny niedosyt, że nazywany przez złośliwców „jednorękim”, p. Grzegorz Sroczyński, nie podjął się jak dotąd analizy zuchwałej książki Kydryńskiego. Wszak miłośnik erotycznej literatury a’la Bratny i Wildstein mógłby podzielić się z opinią publiczną swoimi, jakże wiarygodnymi, spostrzeżeniami i doznaniami. *** Jeśli ktoś to doczytał do końca, to zapraszam do podzielenia się swoimi odczuciami.
Bernard

Co do kulturotwórczej roli białego człowieka, to coś było na rzeczy. Tyle, że jednocześnie taż sama cywilizacja zhańbiła się niewolnictwem, a oprócz rozwoju niektórych krajów kolonialnych (co jest niewątpliwe - wystarczy porównać kolonialny Sudan i Sudan dzisiejszy) jednak prowadzono politykę drenowania lokalnego rynku. Jeśli jednak XIX kolonializm nie może być tak jednoznaczna, to "cywilizacja białego człowieka" en bloc straciła moralne prawo narzucania swej kultury innym w wieku XX, doprowadzając do dwóch wojen światowych i niewyobrażalnych zbrodni i cierpień. A wracając o innych wątków - salon swoich broni, szkoda mi tylko AMJ którą niezwykle cenię za śpiew (choć nic o niej nie wiem jako o osobie). Jeśli chodzi o pana Kydryńskiego, to mieszkał on kiedyś, jako młody chłopak w masywnej żółtej kamienicy pięknie położonej na skraju Śródmieścia i Powiśla. W tej samej kamienicy mieszkali Olbrychscy, bywał Ciechowski, a i ja w pobliżu również, acz w warunkach studenckich. Moją koleżankę, sąsiadkę z akademikowego korytarza podrywał kiedyś w autobusie pewien młody, przypadkowy, nieznajomy, przystojny młodzieniec. Nieskutecznie :) Okazał się nim być młody pan Kydryński. Może i nic zdrożnego w tym nie było, ale ilu ludzi zaczepia w autobusach nieznajome ładne dziewczyny?
Leopold Tynenhauz

Aż dziw bierze, że ten samiec Alpha nie zdołał w tym autobusie zawrócić w głowie Pańskiej koleżance.
malyy5

malyy5

14 years 3 months temu

Ot poruszyłeś temat przyznam szczerze, mało mi znany jeśli chodzi o Kydryńskiego, za co wielkie dzięki.Moje spostrzeżenie do terminu "jebany cweloholokaust" .Słowo"jebany" podobnie jak i inne słowo stanowiące tzw skrót myślowy np"kurwa", jest wulgaryzmem,ale można by rzec do przeżycia pod warunkiem użycia w mowie potocznej pod wpływem niekontrolowanej emocji,lecz nie pisanej z pewnością.Samo zaś sformułowanie słowa:"cweloholokaust"jest połączeniem jak napisałeś, gwary więziennej z największą tragedią narodu żydowskiego.Z jednej strony więzienie, z drugiej zaś strony obóz koncentracyjny.Jak się ma jedno do drugiego?pożal się Boże określenie to jest samo w sobie niegodziwością sięgającą zenitu.Słowo "Cwel" oczywiście oznacza biernego homoseksualistę,ale w wiezieniu ma nieco inne znaczenie poza homoseksualnym.W więzieniu rozróżniamy cztery zasadnicze grupy"kultury"społecznościowe: 1.Ludzie-grypsujący z zasadami,2.Frajerzy-nie grypsujący z różnych powodów,ale również z określonymi zasadami,3.Feści-krzywdziciele wykorzystujący zasady 2 poprzednich grup by ich niszczyć"opcja siły"-jak w więzieniach w USA,4.Cwele-ich siedliska nazywane Haremami,to miejsce do którego trafiają tzw "śmieci odpadki" nie zasługujące na jakiekolwiek prawa ludzkie i szacunek,zwalczają ich wszystkie trzy grupy ,upokarzają i jednym właśnie z najwyższych upokorzeń jest-kiedyś gwałcenie, a obecnie zmuszanie do odbywania stosunków seksualnych z przedmiotami.Także określenie"cwel" w tym wypadku nie oznacza osoby która lubi być biernym homoseksualistą,a osobę uznaną za kompletnie pozbawioną zasad przez co wykluczoną całkowicie ze społeczności więziennej -najgorszy typ z możliwych-zero zasad itp.Także określenie,zespolenie dwóch słów "cwelo-holokaust"jak dla mnie to najbardziej plugawe,ohydne,a zarazem niezrozumiałe stwierdzenie,które zasługuje na najwyższe potępienie z możliwych,już nawet nie wspomnę gdzie użyte... Jeśli chodzi o Kydryńskiego i jego próbę lansu prastarych upodobań dalekiego wschodu w odniesieniu do współczesnej cywilizacji europejskiej , brzmi porażająco,oczywiście w różnych kontekstach może mieć różne znaczenie,ale pomijając konteksty,ja odbieram to jako swego rodzaju próbę szukania furtki dla usprawiedliwiania rzeczy niegodziwych,wręcz zabójczych,bo czyż gwałt, spółkowanie z nieletnią nie jest morderstwem psycho-fizycznym człowieka na całe życie?,człowiek dorosły ma swój rozum,a dziecko jedynie naiwność i ufność w uczciwe intencje dorosłych. Podobnie kiedyś szukano usprawiedliwień dla homoseksualistów- no i jak widać znaleziono.
Leopold Tynenhauz

Bardzo dziękuję za cenne spostrzeżenia i wzbogacenie mojej wiedzy leksykalno-slangowej. Przede wszystkim uderzają mnie te podwójne standardy. Przykładowo niejaki Stanisław Michalkiewicz czy Waldemar Łysiak zostali swego czasu okrzyknięci antysemitami. Abstrahuję tutaj od kuriozalności tych oszczerstw, ale zdumiewa mnie to, że Salon mając do czynienia z czymś skrajnie plugawym, głupim i de facto naprawdę antysemickim, wolał wyzywać od kołtunów tych, którzy chociażby ze względów estetycznych nie podzielali zachwytów nad "Chopin New Romantic". Tak więc estetyka może być pomocna w życiu, ale nie dla nich. W przypadku Kydryńskiego zdumiało mnie to, że poza tekstem Żakowskiej, której jak już to zasygnalizowałem, należą się słowa uznania, Salon milczał jak grób. Ale nawet i to milczenie można jakoś usprawiedliwić tym, że wynurzenia Kydryńskiego sprzed kilkunastu lat nie mają żadnej miary. Bardziej zszokowała mnie linia obrony Kydryńskiego, którą można streścić następująco: "Przepraszam, ale właściwie nie mam za co, a tak w ogóle, to wyrwaliście słowa z kontekstu." To są właśnie te wysokie standardy moralne Salonu. Winszuję.
malyy5

malyy5

14 years 3 months temu

Obecny salon przypomina ten rodem z Orwella.Mi zawsze polityk kojarzył się z kimś godnym naśladowania tzn z : dobrymi manierami,dyplomacją,elokwencją,dbałością o swój wizerunek itd ale przede wszystkim z kimś ,kto ma misję tworzenia,wnoszenia czegoś dobrego dla Polski i Polaków, nie chodzi tutaj o kasę, a o prestiż,cóż naiwność dziecięca wzięła górę. Okazuje się,że nasza obecna polityka przypomina jarmark,a wygrywa ten za którym stoją media-tak naprawdę to chyba nie czwarta ,a pierwsza władza.Szkoda gadać,obecny salon nie liczy się z nikim ,co gorsza już nawet nie sprawia pozorów...