Rozmowy pod namiotem Solidarnych 2010 - prof. Ryszard Legutko

Przez Blogpress , 18/05/2011 [22:38]
Pierwszy wykład z cyklu "Rozmowy pod namiotem", zorganizowany przez Stowarzyszenie Solidarni 2010 już za nami. Przy namiocie Solidarnych zebrała się ponad stuosobowa grupa słuchaczy, a miniwykład wygłosił prof. Ryszard Legutko. Spotkanie prowadzili na zmianę: Samuel Pereira i Ewa Stankiewicz. W trakcie spotkania do zebranych dołączył ks. Stanisław Małkowski. Prof. Legutko mówił o sytuacji w Polsce po katastrofie smoleńskiej, o postawach społecznych i o tym, co może nas czekać w przyszłości, przy czym pytany o prognozy starał się nie popadać w pesymizm, a wręcz przeciwnie - odwoływał się do nadziei.
W dniach 19, 20 i 25 maja odbędą się kolejne miniwykłady, których uczestnikami będą prof. Zdzisław Krasnodębski, Antoni Macierewicz i prof. Ryszard Terlecki) Relacja: Margotte, wideo Bernard.
Margotte

Nie wiem, ile dokładnie, bo byłam w środku i nie chciałam się przeciskać, żeby spojrzeć z zewnątrz.
Bernard

nie licząc przechodniów zzatrzymujących się na chwilę. Po prostu wpewnej chwili policzyłem :) pozdrawiam
Margotte

"To co Państwo robicie, wszystkie te akcje, wynikają stąd, że polskie państwo działa słabo bądź w ogóle nie działa. W takich sytuacjach oczywiście inicjatywa przechodzi w ręce obywateli. Ja słyszałem od lat dwudziestu przynajmniej, jaką ważną rzeczą jest społeczeństwo obywatelskie czyli samoorganizacja społeczna, no to Państwo jesteście dobrym, szlachetnym przykładem takiej samoorganizacji społecznej. To mnie bardzo cieszy, choć z drugiej strony mnie oczywiście niezmiernie smuci, że państwo polskie nie działa, że musicie je zastępować. To co się stało po Smoleńsku, po katastrofie to jest nie tylko wielka tragedia, strata wybitnych przedstawicieli tego narodu, ale to jest także ujawnienie kryzysu struktur państwowych, instytucji i kompromitacja duże części elity politycznej naszej klasy politycznej, przede wszystkich tych, którzy dzisiaj rządzą. Jakkolwiek cieszą się oni ochroną wpływowych mediów i cieszą się bezkarnością to przecież ten fakt, to wszystko co się stało w Smoleńsku i później, będzie po wielu latach opisywane w podręcznikach do historii jako ilustracja ogromnego kryzysu państwa polskiego, z którego mam nadzieję, ono wyjdzie. Wszyscy mamy nadzieję, że to się stanie. Jedną z takich rzeczy zupełnie niezwykłych i bulwersujących jest to, że nikt, ale to nikt, nie poniósł odpowiedzialności politycznej. Nikt nie został zdymisjonowany, nikt nie został odsunięty. (..) A więc to co Państwo robicie, ten protest to jest przywracanie elementarnych standardów odpowiedzialności politycznej. Jest to niedopuszczalne, jest to niewybaczalne, żeby w kraju, który uważa się za praworządny, żaden z wysokich funkcjonariuszy państwowych nie został zdymisjonowany, odsunięty i politycznie ukarany za to co się działo. Do takiej właśnie kary politycznej należy dążyć, należy jej się głośno domagać. (…) Bardzo szybko, jeszcze przed pogrzebem zaczęła się kontrakcja (..) Dzielenie polskiego społeczeństwa zaczęło się zaraz na samym początku III RP. Zaraz na samym początku społeczeństwo polskie zostało podzielone przez tych, którzy mieli władzę. Zostaliśmy podzieleni na światłych i ciemnych, na tych, którzy są europejscy, i na tych, którzy są nacjonalistyczni. I ta druga część, ta ciemna, ta część nacjonalistyczna, ta część zaściankowa (..) ona miała nie istnieć, ona miała być zastraszona, odsunięta, zmarginalizowana, wyciszona. Nas miało nie być. Ilekroć ta druga część polskiego narodu miała jakikolwiek wpływ polityczny dochodziło do niesłychanych aktów histerii. Tak było w przypadku rządów Jana Olszewskiego, tak było w przypadku rządów Prawa i Sprawiedliwości w 2005 roku. Dlatego (..)m że owa światła część polskiego społeczeństwa czy ci, którzy się tak nazwali, którzy uznali się za jego reprezentantów, oni dążyli do monopolu, całkowitego monopolu. Nas miało nie być, miało nie być dziennikarzy, którzy pisali inaczej, miało nie być pisarzy, miało nie być organizacji. W ogóle nie mieliśmy być widzialni i słyszalni. Niemal im się to udało. Dlaczego były tak wściekłe ataki na pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego i nie tylko na niego, na pana prezesa Janusza Kurtykę, na rzecznika Janusza Kochanowskiego? Właśnie dlatego, że oni zagrażali temu monopolowi. I nagle, wydawało by się paradoksalnie, rok temu myśmy zaistnieli, na skalę niebywałą w Polsce. I oni wpadli w popłoch, oni zaczęli się bać. Zaczęła się kontrakcja. I oni się boją do tej pory. Oni się coraz bardziej boją. Wiadomo już, że my się nie damy zmarginalizować, my się nie wyciszymy. (..) Zaszła wreszcie zmiana w Polsce. Monopol został złamany. I to jest widoczne. To jest już inne społeczeństwo niż było. I mam nadzieję, że to będzie miało swój ciąg dalszy. To znaczy, że wzmocnimy nasza obecność, nasze przedstawicielstwo polityczne, bo tak naprawdę to my tutaj i ci, którzy z nami sympatyzują, my jesteśmy za normalnie, praworządnie funkcjonującym państwem. Które jest państwem praworządnym, zróżnicowanym, pluralistycznym, Natomiast ta druga strona dąży do monopolu, do pełni władzy. Oni chcą nas pozbawić jakiegokolwiek wpływu. Ale ja to traktuję optymistycznie, to już jest inna Polska".