Powitanie i Kongres Nowej Prawicy

Przez wiktorinoc , 19/04/2011 [12:14]
Gdy wchodzi się w nowe towarzystwo, warto się najpierw przedstawić, żeby ludzie wiedzieli kto zacz i skąd się wziąłem, ale jednocześnie nie można mówić zbyt wiele o sobie, żeby nie wyjść na bufona i palanta. Następnie warto posłuchać nieco ludzi, by uniknąć wyskakiwania jak Filip z konopii i, podobnie jak to zdarzyło się w pewnych autentycznych okolicznościach, rozpocząć od rzucenia tekstu do majora, że "o wojsku to trzeba trochę wiedzieć, żeby się wypowiadać", albo do górala spod samiuśkich Tater, że "żeby naprawdę mówić gwarą góralską to trzeba jednak trochę w górach pomieszkać". Kupa śmiechu była i do dzisiaj anegdotę towarzystwo przekazuje kolejnym dołączającym do kielicha gościom.

Każda reguła ma jednak wyjątki i są okoliczności, gdy za przedstawienie musi wystarczyć krótkie nazwisko, bo i brudzia wypić się nie da i czasu szkoda na legendy i obwąchiwanie. Poza tym najlepszą formą autoprezentacji w przypadku blogów są właśnie teksty, zatem im szybciej zacznę opisywać rzeczywistość, tym szybciej komentatorzy będą mogli podjąć szufladkowanie autora pod odpowiednią etykietą.

Zatem po tym przydługim powitalnym wstępie przechodzę od razu do rzeczy. Widziałem marsz Kongresu Nowej Prawicy z perspektywy namiotu Solidarni 2010. Muszę przyznać, że ta porażająca obojętność była kroplą przelewającą czarę goryczy, która sprawiła, że postanowiłem po latach milczenia, wzorem Hiu Granta zerwać sobie plaster z ust i upublicznić to co i tak dla psychicznego zdrowia sobie w te klawisze stukałem. Mobilny namiot pod Pałacem Prezydenckim, materialny wyrzut sumienia wszystkich rządzących, których połączyły matactwa przy smoleńskiej katastrofie, skutecznie testuje granice demokracji i wolności słowa w naszym pięknym priwislanskim kraju. Obnaża też w całej krasie powody, dla których mamy dzisiaj to co mamy: zupełną obojętność społeczeństwa na nadużycia władzy. W każdym normalnym demokratycznym kraju, w momencie brutalnej napaści na dziennikarza przez służby mundurowe, w okolicznościach w których nie były do tego uprawnione, skończyłoby się co najmniej dymisją naczelnika jednostki. U nas nie ma tematu nie tylko dla mediów, które wolą pokazywać dziadka krzyczącego o "bulu" spowodowanym obecnością krzyża, ale także dla znakomitej większości społeczeństwa, które twierdzi, że widocznie się temu dziennikarzowi należało. Przemykowi czy Pyjasowi też pewnie się należało, pomijając już fakt, że pijani spadli ze schodów, a plotki o pobiciu ich przez milicję są grubo przesadzone.

Jednak pocieszamy się, że społeczeństwo karmione medialną papką jest niedoinformowane i stąd tylko wynika jego obojętność. Otóż wczoraj można się było po raz kolejny przekonać, że ta obojętność wcale nie wynika z niedoinformowania. Pochód Kongresu Nowej Prawicy, składający się z ludzi wydawałoby się odpornych na medialna papkę i potrafiących samodzielnie wyszukiwać informację, przechodząc pod Pałacem Prezydenckim nie zauważył w ogóle namiotu Solidarnych 2010.

Pomijając różnice programowe, światopoglądowe, odmienną ocenę metod, wystarczyłby drobny gest solidarności. Otoczony kordonem prewencyjnej policji namiot, fosa pustej jezdni i rzeka kongresowych ludzi na chodniku pod pałacem. Żadnego zatrzymania, żadnego zwrócenia uwagi na tak werbalnie piętnowane przez korwinistów barbarzyńskie nadużycie władzy. A wystarczyłoby przecież chociaż krótkie zwrócenie uwagi: "pozdrawiamy", "stop agresji władzy", "wolność słowa", bo przecież nie oczekiwałem żadnej jakiejś większej demonstracji poparcia czy zjednoczenia wobec wspólnego celu. Nowa Polska Prawica najwyraźniej powinna zacząć od okulisty, skoro poza Korwinem-Mikke nie jest w stanie dostrzec nic więcej.

Po przemarszu zakończonym na placu Zamkowym młodzi korwiniści wracając zatrzymali się na chwile pod namiotem. Z uśmieszkami politowania tłumaczyli, że takie protesty jak namiot Solidarnych 2010 nie maja sensu, bo żeby cokolwiek się zmieniło to najpierw musi zmienić się prezydent w Ameryce. Jaki sens, poza marnotrawieniem pieniędzy na wynajem Sali Kongresowej, ma w tym kontekście organizowanie Kongresu Nowej Prawicy - dalibóg - nie wiem.
Bernard

w czasie przemarszu. Najpierw wyglądało to groźnie - masy policji, armatki itd. - wydawało się, że szykuja sie na garstkę osób przebywająca wokół namiotu. ale tak czy inaczej była to zupełnie zbędna manifestacja siły. korwiniści też przecież nie byli agresywni. Co do samego przemarszu, to też myślałem, że zatrzymają się na chwilę przed Pałacem Prezydenckim... Witamy na Blogpressie pozdrawiam
Leopold Tynenhauz

Primo, nawet sam Tomasz Sakiewicz, który daleki jest od sympatii wobec klasycznej prawicy spod znaku Kisielewskiego, Korwin-Mikkego czy Michalkiewicza, przyznał w jednym z felietonów z cyklu "Wróg l*du", że geopolityczna sytuacja Polski prawdopodobnie może się zmienić tylko wówczas, gdy nastąpi zmiana w Białym Domu. Secundo, jeśli chodzi o samą zasadność Kongresu Nowej Prawicy, to przypuszczam, że był on potrzebny do zdefiniowania tego, czym właściwie jest prawica. Przez ostatnie lata w Polsce poprzez prawicowość rozumiano przywiązanie do ziemi przodków, do tradycji i rdzennej kultury. To wszystko miało być okraszone dodatkowo dość swobodnie deklarowanym antykomunizmem. W rezultacie doszło do dość poważnego nieporozumienia semantycznego, w którym etatyzm w połączeniu z antykomunizmem również jest klasyfikowany jako prawica. Bardzo interesująco kwestię tę rozważał na kongresie Rafał A. Ziemkiewicz, dla którego prawica spod znaku UPR-WiP jest "prawicą prawicy" alias "właściwą prawicą". Tertio, nie do końca mogę się zgodzić z tym, że Nowa Prawica spod znaku Korwin-Mikkego czy Michalkiewicza jest całkowicie obojętna wobec kwestii katastrofy smoleńskiej. Sprawę tę poruszał w trakcie kongresu p. Romuald Szeremietiew, nie wchodząc jednak w dociekania przyczyn katastrofy, lecz ograniczając się tylko do ogólnych refleksji nt. kondycji państwa polskiego w kontekście Smoleńska. Quatro, jeśli zaś chodzi o samego Korwin-Mikkego, to on sam niedawno podniósł rating prawdopodobieństwa zamachu w Smoleńsku z 1 promila do 1 procenta (a zatem jest to wzrost 10-krotny), wskazując na wątki, które dotychczas nie były poruszane w blogosferze. Michalkiewicz od samego początku nie jest obojętny w sprawie katastrofy. Quinto, nie rozumiem zarzutu o marnotrawieniu pieniędzy na wynajem Sali Kongresowej, gdyż nie były to pieniądze, pfu! publiczne, lecz prywatne! UPR-WiP nie pobiera wszak dotacji budżetowych. Z kolei sam zainteresowany i główny sponsor imprezy pt. "Kongres Nowej Prawicy", p. Janusz Ryszard Korwin-Mikke, nie zgłaszał jak dotąd uwag, że pieniądze na wynajem sali zostały zmarnotrawione. To się dopiero okaże w listopadzie, kiedy poznamy wynik wyborów parlamentarnych. Sexto, sam szedłem w tym marszu Nowej Prawicy, ale przechodziłem prawą stroną, bliżej Pałacu Namiestnikowskiego. Być może właśnie dlatego, w ogóle nie zwróciłem uwagi na namiot Solidarnych 2010 r. Mogę mówić tylko za siebie, ale nie byłbym daleki od błędu, gdybym założył, że dotyczyło to zdecydowanej większości uczestników pochodu, że brak okrzyków pozdrawiających konkretnie Solidarnych 2010 nie wynikał z obojętności wobec katastrofy smoleńskiej. Słychać wszak było hasła antyrządowe oraz chociażby takie, jak: "Wolność, własność, sprawiedliwość!", które w pewnym stopniu mogłyby się wydać zbieżne przynajmniej z niektórymi oczekiwaniami Solidarnych 2010.
wiktorinoc

Nie neguję zasadności kongresu ani kwestii wydawania pieniędzy na jego organizację. Odwróciłem jedynie w ostatnim akapicie argument korwinowców, który uznałem za... nietrafiony. Jego absurdalność wykazałem stosując go do kongresu nowej prawicy. Przykro mi że ta paralela okazała się nieczytelna. ;-)
Leopold Tynenhauz

Obawiam się, że poza znaczeniem symbolicznym, namiot Solidarnych 2010 nie mógł wywrzeć realnego wpływu np. na przebieg śledztwa smoleńskiego. Być może jednak w obecnej konfiguracji politycznej ten symboliczny aspekt to maksimum, na które strona kontestująca przebieg śledztwa ws. Smoleńska może sobie pozwolić. Polskie racje można wyartykułować w dwójnasób: przy pomocy siły lub przy pomocy prawa międzynarodowego. Nie da się ukryć, że strona polska nie ma żadnych argumentów siłowych, którymi mogłaby naciskać na Rosję. Być może uruchomienie amerykańskich kanałów dyplomatycznych mogłoby mieć jakiś wpływ na Rosję, choć i to jest wątpliwe. Przyjmując zaś jako podstawę prawną do wyjaśniania katastrofy smoleńskiej załącznik 13 konwencji chicagowskiej, Polska dobrowolnie pozbawiła się argumentów natury prawnej. Abstrahuję w tym miejscu od tego, czy polskie "elyty" rządowe rzeczywiście chciały wyjaśnienia okoliczności katastrofy smoleńskiej. Być może ten 1%, o którym pisał JKM stanowi klucz do tej sprawy. Leopold Tynenhauz - z całym szacunkiem dla Waszmości, ale z przyczyn obiektywnych pozostanę przy pseudonimie