Moja „zielona” wyspa...

Przez Pluszak , 26/03/2011 [10:49]
Wpis ten powstał na bazie wydarzeń z mojego życia, ale równie dobrze może to być historia każdego z Was. Na wstępie chciałbym zwrócić uwagę na wyniki ankiety otwartej przedstawionej tu Polska „zielona wyspa” - jak daleko do ubóstwa? W ankiecie zadałem pytanie „Jak oceniasz swoją sytuację materialną?” w przeciągu dwóch tygodni w ankiecie zagłosowało 150 osób, z czego tylko 16 osób swoją sytuację oceniło jako dobrą lub bardzo dobrą. Pozostali glosujący odpowiedzieli że swoją sytuację materialną oceniają jako dostateczną lub złą. Z pośród 150 głosujących 13 osób uważa że wyjedzie z Polski gdyż w Polsce nie ma perspektyw rozwoju. Ankieta jest tylko niewielkim odbiciem sytuacji wielu rodzin mieszkających w Polsce, potwierdza to o czym wie większość najuboższych Polaków. Pogarsza się stan finansów wielu Polaków a Polsce jeszcze wiele brakuje do tej obiecanej przez Premiera Donalda Tuska „zielonej wyspy”. OFE – szybka decyzja Składki przekazywane do OFE zostaną zmniejszone z 7,3 proc. do 2,3 proc. Pozostałych 5 proc. składki trafi na specjalne indywidualne subkonta w ZUS. Tak przewiduje uchwalona przez Sejm ustawa wprowadzająca zmiany w systemie emerytalnym. Znów ktoś zadecydował za mnie. Teoretycznie wolny kraj, ale pewne decyzje zapadają na najwyższych szczeblach, a my, będący najniżej w tej hierarchii nie mamy nic do powiedzenia. Znów kosztem najuboższych Polaków próbuje się załatać dziury w budżecie kraju. Najlepszą opcją byłoby gdyby każdy Polak mógł zadecydować samodzielnie gdzie i w jaki sposób oszczędza wypracowane przez siebie pieniądze na swoją emeryturę. Ale decydują Ci których wybraliśmy. „Atomowa zielona wyspa" Zastanawiający jest klucz według którego Rząd RP pewne decyzje podejmuje samodzielnie, a w innych przypadkach chce odwołać się do Polaków oraz referendum. Mam tu na myśli propozycję zorganizowania referendum w sprawie budowy elektrowni atomowej w Polsce. Elektrownia jądrowa powinna powstać w Polsce jak najszybciej. Nie można mówić tu o strachu przed „atomami" czy promieniowaniem, gdyż po pierwsze w nowoczesnych elektrowniach atomowych stosowane są nowoczesne urządzenia ( 4 generacja ), a po drugie takie elektrownie już funkcjonują już u naszych sąsiadów. Jak przykład można podać Czechy, na terenie Czech są zlokalizowane 2 elektrownie atomowe w których łącznie pracuje 6 reaktorów. Po co generować koszty referendum skoro powstanie elektrowni atomowej to kwestia czasu? Na tej „zielonej wyspie” bez problemu powinno się znaleźć takie miejsce na którym można zbudować elektrownię atomową. Tylko czy znajdzie się na taką inwestycję kasa? Proces budowy elektrowni atomowej powinien rozpocząć się jak najszybciej, ponieważ już dziś mówi się o kończących się zapasach węgla, a także straszy się Polaków kolejnymi podwyżkami i tak już drogiej energii elektrycznej. Przy obecnym tempie wydobycia węgla powinno starczyć na 20 lat. A co później? Moja „zielona wyspa” - na własnym przykładzie Moja „zielona wyspa” pozostała już tylko we wspomnieniach. Byłem kiedyś w takim miejscu które można nazwać zieloną wyspą. Było to kilka lat wstecz. Błękit nieba, ciepło, lazurowe Morze... Sielska atmosfera śródziemnomorskich krajów tętniących nocnym życiem. Niestety teraz to już wspomnienia... to był taki okres w moim życiu gdy finansowo stałem dużo lepiej jak w chwili obecnej. To był taki okres w mym życiu gdy firma w której jeszcze pracuję zatrudniała mnie na pełny etat. Dodatkowo mogłem zabierać część pracy do domu, z tego tytułu również otrzymywałem dodatkowe wynagrodzenie. Ale to się skończyło. Z każdym rokiem pracy w tej firmie widzę jak zmienia się mój standard życia, oraz zmniejszają się zarobki. Jak już pisałem teraz to praca na pół etatu bez możliwości zabierania pracy do domu. Stawka godzinowa 5.50 na godzinę. Mój pracodawca poinformował mnie w tym tygodniu że być może będzie postój na produkcji. Decyzja zapadnie w najbliższy wtorek, tj. 19 marca. Jeśli będzie postój to będzie on bezpłatny. A więc z mniej więcej 2000zł wspólnego dochodu na 3 osobową rodzinę może zrobić się niecały 1000zł. Blado wypada ta „zielona wyspa”w której żyję. No i gdzie ten dobrobyt który obiecali mi jak upadała komuna? Pracuję w kilkunastoosobowej firmie. Niestety firma ta ma ogromne zapasy magazynowe, popyt na ten towar drastycznie się zmniejszył. Da się zauważyć to że Polakom zmniejszyła się stopa życiowa a więc robią mniejsze zakupy. Często słyszę pośród różnych ludzi z którymi mam kontakt że ograniczają swoje wydatki. Zakupy mniejsze a wydatków więcej. Drożeje nie tylko cukier, inne artykuły żywnościowe także. A jeść coś trzeba bez względu na to czy się ma prace czy nie. Posłużę się przykładem jednego litra oleju. Zaledwie tydzień temu cena tego oleju wynosiła 5.60zł. Wczoraj, tj w piątek ten sam olej kosztuje już 6.99. Mając kilka złotych na godzinę pracuje się w zasadzie na samo jedzenie czy dojazd do pracy. A gdzie cała reszta wydatków? Na to też trzeba jakoś zarobić... Czas na zmiany Jeszcze nie tak dawno wydawało mi się że mam fajną pracę. Że przepracuję w tej pracy być może do emerytury. Choć nie ma premii ( dostałem tylko raz ), urlopów, ani L-4 ( to pracodawca nie honoruje! ) to przynajmniej wpadała przyzwoita kasa, a wiec można sobie pozwolić żyć na mniej więcej średnim poziomie. Upłynęło kilka miesięcy i okazuje się że trzeba poszukać nowej, bardziej dochodowej pracy. Zaktualizowałem sobie CV, rozesłałem już do kilku różnych firm. Zacząłem poszukiwania innej, ciekawej i opłacalnej pracy. Choć CV wysłane do kilku firm odpowiedzi jak na razie żadnej nie ma. W którą stronę potoczy się życie na tej „zielonej wyspie” ? Czy znajdzie się dla mnie normalna praca za godziwe wynagrodzenie, na tyle dobra że będzie można choć raz pojechać na jakieś wakacje? A może nie będzie pracy i kasy, a w takim przypadku najbliższa przyszłość to perspektywa spotkania się z komornikiem czy bezdomnymi... A ilu Polaków jest w podobnej do mojej sytuacji? Ciche przyzwolenie na wyzysk Teoretycznie na tej „zielonej wyspie” obowiązuje Prawo. Napisane czarno na białym prawa i obowiązki. Praktycznie często ma się to nijak do rzeczywistości. Przychodząc na rozmowę kwalifikacyjną do pracodawcy x pracodawca x na wstępie może powiedzieć ( i mówi ): znajdziemy dla pana / pani pracę na pełny etat, ale w umowie napiszemy pól etatu. A więc masz do wyboru – albo pracujesz albo szukasz pracy gdzieś indziej. Z jednej strony praca potrzebna „na już”, zwłaszcza jak ktoś jest w jakiejś podbramkowej sytuacji, a z drugiej masz świadomość że praca na pół etatu odbije się kiedyś na Twojej emeryturze ( o ile będzie istniała jakaś instytucja wypłacająca emerytury ). Takie sytuacje jak ta opisana powyżej zdarzają się niestety. Panuje „ciche przyzwolenie” Polaków, którzy otrzymując pracę są zadowoleni że w ogóle pracę dostali. Jeśli przyjmiesz taką pracę Ty będziesz się cieszył że masz za co żyć, a pracodawca będzie się cieszył że znalazł „łosia” który będzie pracował za bezcen. Ucierpi na tym Twoja emerytura ( o ile jej dożyjesz ). Ucierpi na tym polska gospodarka, gdyż oficjalne pół etatu to mniejsze wpływy do budżetu państwa. Na pewno są jakieś wyjątki, uczciwi pracodawcy którzy szanują pracownika oraz jego prawa. Ale jakie są proporcje pomiędzy tymi dwiema skrajnościami: poszanowaniem pracownika a jego lekceważeniem? Obserwując najbliższe otoczenie odnoszę wrażenie że wielu Polaków pozwala na jawny wyzysk swojej osoby. Jak długo żyję i pracuję nie spotkałem się w żadnej z firm z taką sytuacją w której jakikolwiek kontroler zapytałby mnie o to jak mi się pracuje w firmie. Ewentualne kontrole jeśli już są, to są zapowiadane z wyprzedzeniem, a więc pracodawca ma czas aby uporządkować swoje sprawy firmowe. Być może teraz oburzą się uczciwi pracodawcy... ale o co się wściekać? Jeśli jest się uczciwym pracodawcą to nie ma się czego obawiać. Niezapowiedziana kontrola może przyjść w każdej chwili, może sprawdzić dokumentację firmy. Ale taka kontrola przychodzi niezmiernie rzadko, albo nie przychodzi wcale. „Obiecanki-cacanki" Miał być dobrobyt i „druga Irlandia". Miała być piękna „zielona wyspa"... A są tylko "obiecanki-cacanki"... Zamiast tych wszystkich obietnic można by zadać pytanie: A co w tym kraju zwanym Polską działa dobrze? Pracy szukam Aktualnie szukam pracy. Ciekawej, dającej satysfakcję, możliwość rozwoju a także godziwe zarobki. Mam nadzieję że na tej „zielonej wyspie” znajdzie się nie tylko miejsce dla elektrowni atomowej która jest niezbędna, ale również znajdzie się uczciwy pracodawca, który za uczciwą pracę godnie zapłaci. I tego życzę i wam, tym poszukującym pracy i sobie.
Ewikron

Rozumiem Twoją sytuację, sama znajduję się w podobnej. A życie staje się coraz droższe. Życzę Ci szybkiego znalezienia nowej pracy i polepszenia warunków bytu. Pozdrawiam
Polaczek

To się wpisuje w tematykę publicznej debaty. Cała prawda jest arcybolesna. Postaram się to opisać przedstawiając proste zależności z naszego życia. Mam na Twoje zmartwienia jedyną radę, czas powrócić do pierwotnych wartości i je zacząć sprzedawać. Wersja demonstracyjna dotychczasowego systemu przestaje działać, należy teraz wykupić licencję na realny system, a ten ma dwa oblicza albo wojna albo prawda. Będzie dobrze.
Domyślny avatar

na zielonej wyspie to wydaje mi się, że Pan przesadza. Pomijając fakt czy mi się ta atomówka widzi, czy nie uważam, że przy obecnym rządzie urządzanie referendum na ten temat jest bez sensu. Jeżeli rząd chce referendum, powinien najpierw podać do wiadomości publicznej w opiniotwórczych mediach istotne wiadomości dotyczące bilansu energetycznego, wsparte ocenami naukowców z różnych ośrodków naukowych. Społeczeństwo powinno mieć rzetelną wiedzę za i przeciw na ten temat, a później dopiero wyrobić sobie swoje własne zdanie. Gwarantuję, że tego rząd Tuska nie zrobi. A marzenia Pana, że energia z atomówki będzie tańsza, można między bajki włożyć chociażby z tego tytułu, że na Ziemi zapasy uranu kończą się i to paliwo będzie diabelnie drogie. Ostatecznie ci, którzy mają w garści uran lub zdobywają go poprzez opanowywanie krajów mających te złoża, wiedzą o co idzie walka. O ich kieszeń, a ta zwykle jest bez dna.O francuskich reaktorach już nie wspomnę. Wystarczy, że mówili o nich Finowie.
Domyślny avatar

dagert

14 years 6 months temu

Pluszaku, "życie to nie jest bajka", szczególnie ta o tuskowej "zielonej wyspie". Z autopsji znam wszystkie trapiące Cię problemy. Dokladnie 10 lat temu zwolniłem się z dużej, międzynarodowej korporacji. Skończyły się dobre zarobki (obecnie,razem z żoną, zarabiamy mniej) a zaczęła się walka o przetrwanie. Zaliczyłem prawie 2 lata pracy na 1/4 etatu (w rzeczywistości pracowałem 8-10 godzin dziennie), bez urlopów i L4 ale nie buntowałem się. Byłem zadowolony z faktu, że mogłem być wreszcie z dzieckiem w domu. Kiedy żona znalazła pracę, mogłem nieco "powybrzydzać" i wywalczyłem... 1/2 etatu:) O dziwo, kiedy (3 miesiące później) oznajmiłem, że za dwa tygodnie odchodzę, pryncypał znalazł mi cały etat. Za późno. Zatrudniłem się w "państwowej" firmie, mniej kasy niż u poprzednika, ale wszystko "na papier" nic "pod stołem". Tu, w końcu, poczułem się jak człowiek. Nic jednak, co dobre, nie trwa wiecznie. Po 3 latach względnego spokoju, firma zmuszona była zmniejszyć płace, ale przetrwała. Jeszcze dało się przeżyć. Prawdziwym ciosem był upadek firmy zarudniającej mają żonę. Moje pobory wystarczały tylko na przeżycie. Do pracy jeździłem rowerkiem. Nawet to zdrowo, ale tylko do jesieni;) Zimą już mniej zdrowo... Brak jakiejkolwiek szansy na znalezienie pracy "zdołowała" całkowicie moją "połówkę". Atmosfera w domu była koszmarna. Moje poczucie odpowiedzialności za los najbliższych wcale mi nie pomagało. Pojawiły się pytania czy warto było unosić się honorem i porzucać korporację...? Przecież część kolegów jakoś przetrwała... itd. Nikomu takich chwil nie życzę. Wybawieniem okazała się rozmowa telefoniczna z kolegą, który od roku czasu pracował w "Englandzie". Musiałem się komuś wygadać i "padło" na niego. Za dwa dni zadzwonił i znokautował mnie, "właśnie zwolnił się etat i pomyślałem o tobie ale musisz jutro dać mi odpowiedź". I to był mój najostrzejszy życiowy wiraż. Jechałem po bandzie, aż iskry leciały... Na drugi dzień, w piątek, dałem mu odpowiedź a w środę już leciałem do Angolandii (za pożyczone pieniądze). Prawie bez znajomości języka ale za to z mocnym oskarżeniem od żony o porzucenie jej i dziecka. Nie żartuję, tak było! Gdy po 2 miesiącach przyleciałem na weekend nieco się uspokoiła. Lecąc tam planowałem (jeśli sobie poradzę) pobyt na 2 lata. wytrzymałem 1,5 roku. Warunki miałem wręcz cieplarniane, praca niełatwa ale doceniana. Po 6 mies. pierwsza podwyżka a po roku awans na supervisora. Pomimo, że do Polski latałem co 2-3 miesiące a na codzień był kontakt przez skype'a, emigracyjna nostalgia dopadała mnie coraz częściej... Jedynym wyjściem był powrót na stałe. Udało mi się powrócić do poprzedniej firmy, niestety, już prywatnej. Wprawdzie na starcie otrzymałem też awans (sic!) ale borykane sie z aktualną rzeczywistością firmy przysparza mi tylko siwych włosów. Obecnie główy ciężar utrzymania rodziny spoczywa na mojej małżonce, poniaważ ja ciągle nie mogę doczekać się poborów za styczeń, a opóźnienia te trwają od maja ub. roku. Jako ciekawostkę podam, że firma, dla której świadczy usługi (umowa o dzieło) moja żona, jest w fazie pozbywania się pracowników pełnoetatowych. Syndrom "zielonej wyspy"? I znowu pojawiają się takie niepokojące myśli... Przecież podczas ostatniej wizyty, moj kolega odpowiedział na pytanie o kryzys w Angolandii: "jaki kryzys, pracy wcale nie mniej, wolę ten angielski kryzys niż tuskową wyspę"... Przecież córka to już prawie drosła panna... Żonka też już nie będzie dramatyzować jakby co... No i ichnie narzecze trochę znasz... Jeden rok, najwyżej... Kolejny raz mam wrażenie, że ścieżka mojego życia skręca... Pluszak! Musimy myśleć pozytywnie. Nie wiem jak to jest u Ciebie, ale w moim życiu wiele razy szczęśliwe przypadki stawiały mnie na nogi. Czytająć Twoje zapisy na blogpressie, twierdzę, że jesteś wyjątkowo bystrym i rozumnym facetem. Jedyną wadą jaką widzę, to Twoja przyzwoitość i pariotyzm. Ale z tym da się żyć ;) Jestem przekonany, że znajdziesz wyjście i poradzisz sobie. Proszę Cię tylko, abyś się nie poddawał zniechęceniu. Nigdy nie wiemy co dobrego może nam przynieść następny dzień. Czasami może to być wyciągnięta pomocna dłoń od przypadkowo spotkanej osoby. Przepraszam za przydługawy wpis, ale chciałbym abyś wiedział, że wielu z użytkowników i gości tutaj, ma podobne problemy. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Twoją Rodzinkę
Domyślny avatar

Cichy

14 years 6 months temu

Ciekawy temat i jak realne problemy.Tak sie składa,że swego czasu aktywnie działałem na portalu autorstwa Pana Pluszaka,pozwolę sobie wymienic www.pluszaczek.com .Każdy wpis pod tematem pouczający.Dodam od siebie,iż w moim krótkim życiu(rocznik 82 się kłania)wiele razy zmieniałem pracę,a okres transformacjii czyli okradania majątku narodowego sprzyjał jedynie wyzyskowi pracownika i dorabianiu się nomenklatury PRL-u. Aktualnie nie jest wcale lepiej,dzisiejsi 20-latkowie i 30-latkowie jak radykalnie nie zawalczą o zmianę systemu to przyjdzie tak jak powiedział Emil Wąsacz(były minister finansów należy do tzw."szlachty jerozolimskiej"cytuje:"...Polacy albo będą pracowac u obcych,albo grzebac w śmietniku..." Od kilku lat pracuje u owych obcych.Wiem,że nie należy dramatyzowac,Panu Pluszakowi moge poradzic,że każda kryzysowa sytuacja,moment w którym znajdujemy się pod ścianą powoduje wskoczenie/wybicie się na wyżyny.Co trzeba zrobic po upadku...??POWSTAĆ! Czasami trzeba upaśc,żeby dostrzec nowe możliwości,których się nie dostrzegało. Patriotyzm i przyzwoitośc jak dla mnie to atuty.Moja pozycja w kazdej pracy była silna(te same wartości wyznaje) i nieskromnie napiszę,że dla każdego pracodawcy było "ciosem",że odchodzę. Dziś należy byc na rynku pracy elastycznym,jednak uważam,że jeśli Polacy się nie obudzą to uderzy to w każdego.Obojetnie czy jest się intelektualistą czy fizycznym czy jednym i drugim.Wszystkim nam przyjdzie zapłacic za ignorancję i konformizm. Pluszak wiem,ze sobie poradzi,Jego wkład w przebudzaniu Polaków jest znaczący.Każda redakcja niepoprawna politycznie drzwi powinna otworzyc szeroko.Sam portal jest ogromną wartościa i wiedza w niej zawarta(a może by przelac ją na inne nośniki informacji-nie za darmo,darmochy nikt nie szanuje).Chętnie bym poczytał o zmaganiach autora,który nie ugiął sie presji otoczenia i opisywał rzeczy tak jak one wyglądały,a nie jak je chciano widziec. Pozdrawiam J22.
Domyślny avatar

Smutny wpis, ale byc moze jest ta sytuacja znakiem abys zaczal myslec juz samodzielnie? Mysle tu o pracy, o ile sie nie myle to znasz angielski, umiesz pisac reportaze, nawet wiersze, mysle ze mozesz sprobowac w tej dziedzinie tzn. stac cie na napisanie przynajmniej jednej ksiazki, oglosic na internecie do sprzedazy etc. A druk mozna przeciez zorganizowac na bazie POD - print on demand, czyli druk na zapotrzebowanie; taka wersja jest tansza wstepnie i zmniejsza ryzyko finansowe (choc kazdy egzemplarz ksiazki kosztuje nieco wiecej jako ze drukuje sie male ilosci). Ale to tylko jedna sugestia, moze sam masz inne, moze forumowicze maja inne pomysly. Zycze powodzenia, przypomnialo mi sie tutaj takie powiedzenie: "zeby zmienic zycie trzeba zrobic ten pierwszy krok, nie musisz widziec calej drogi do przodu, ufaj ze jest, zrob ten pierwszy krok". W moim zyciu wielokrotnie wszystko wywracalo sie do gory nogami, zycie stawialo mnie pod sciana, wydawac by sie moglo ze tym razem juz na dobre; szukalem drogi niestrudzenie, wierzylem ze jest tylko ze musze sie bardziej wysilic w poszukiwaniach. Zawsze znalazlem, a w wiekszosci przypadkow ladowalem w sytuacji znacznie lepszej anizeli wczesniejsza. Ale to taka dygresja. Zycze powodzenia!