Fotopytanie

Przez nurniflowenola , 13/03/2011 [11:53]
“Sprawa katastrofy smoleńskiej jest arcyboleśnie prosta” Bronisław Komorowski

Zapewne duża grupa moich stałych Czytelników (i nie tylko) zacznie za chwilkę trzeć oczy ze zdumienia i/lub złapie tzw. karpia, ale muszę stwierdzić, że w kwestii wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku… zgadzam się z rezydentem Komorowskim. Doprawdy niepojęty jest uwiąd zaufania w odniesieniu do publicznych wypowiedzi przedstawicieli władzy, autorytetów moralnych, redaktorów z zaprzyjaźnionych mediów i ich ekspertów od wszystkiego. Weźmy takiego Bartoszewskiego Władysława: nie rozumiem dlaczego tyle osób mu nie wierzy i wiesza na nim przysłowiowe psy? Trzeba być bardzo złośliwym człowiekiem, by nie dać wiary słowom tzw. profesora. Ja na ten przykład nie widzę najmniejszego powodu, żeby uznać wypowiedzi pana Bartoszewskiego za kłamstwo. Skoro starszy pan twierdzi, że w czasie II Wojny Światowej bał się bardziej Polaków z sąsiedztwa niźli pacyfistycznie nastawionych oficerów niemieckiego wojska, to na pewno miał ku temu powody. Zbliżone powody mieli tzw. szmalcownicy, którzy jak ognia bali się “leśnych bandytów”, a nie pilnujących okupacyjnego ładu żołnierzy III Rzeszy. Tak więc głęboko wierzę, iż Bartoszewski osobiście, prywatnie, jako jednostka, z jemu tylko znanych przyczyn, bał się Polaków, a nie Niemców. Na podobnej zasadzie wierzę w słowa rezydenta Komorowskiego. Też sądzę, że sprawa “katastrofy” smoleńskiej jest arcyboleśnie prosta. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Bowiem według mnie owa prostota wynika z zupełnie innych przyczyn…

10 kwietnia ub. roku, kiedy po nieprzespanej nocy z porannej drzemki wyrwał mnie telefon od mojego Ojca, który przekazał mi wiadomość o tej piekielnej tragedii, ani przez moment nie pomyślałem o niej inaczej niż jak o zamachu. Od samego początku twierdziłem więc, że sprawa ta jest arcyboleśnie prosta. Wiadomo – oszołom. Cóż, noblesse oblige… Ktoś później napisał, że wypadki lotnicze zdarzają się niezmiernie rzadko, a katastrofy, w których giną elity narodowe prawie nigdy. Oczywiście to żaden dowód, ale nie mam zamiaru nikogo przekonywać – to są moje prywatne spostrzeżenia, do których mam takie samo prawo jak Tusk do opowiadania bajek o drugiej Irlandii. O powodach, dla których uważam, że polska delegacja została zamordowana mógłbym pisać przez tydzień. Inni robią to częściej i lepiej, więc nie ma sensu w tym miejscu przedstawiać historii kłamstw, matactw i działań dezinformacyjnych zarówno strony rosyjskiej jak i polskiej oraz ich agentów wpływu. Damage is done – wielu ludziom udało się zrobić wodę z mózgu.

Niemniej warto zauważyć, iż towarzysze grają już totalnie bezczelnie, “jadą ostro po bandzie” – jak mawia młodzież, całkowicie nie dbając o absurdalność swoich wrzutek. Mam na myśli ostatnie przedstawienie pt. “Kłótnia o pogodę”, czyli sprawę rzekomej sprzeczki ś.p. gen. Błasika ze ś.p. mjr. Protasiukiem, która niby miała mieć miejsce przed odlotem do Smoleńska. Ewidentna manipulacja: Tu-154M wystartował podobno o godz. 7:27 (piszę “podobno”, bo w całej tej sprawie jedynym pewnikiem jest fakt zamordowania 96. osób). Autorzy tej wrzutki nie raczyli nas poinformować, o której dokładnie godzinie nasi wojskowi się kłócili, ale stwierdzili ponad wszelką wątpliwość, że kłótnia dotyczyła pogody. Ciekawe dlaczego nie podano godziny, nie? Bo zarejestrowane przez kamerę przemysłową zdarzenie, przy założeniu, że rządowa maszyna wystartowała o 7:27, musiało mieć miejsce przed siódmą, najpóźniej około siódmej. A o 7:00, 10 kwietnia 2010 roku, na lotnisku Siewiernyj widzialność wynosiła… 4 km! Żeby wszystko było jasne: być może gen. Błasik krzyczał na mjr. Protasiuka, może doszło do ostrej wymiany zdań między nimi. Ale z całą pewnością nie mogła ona dotyczyć warunków pogodowych w Smoleńsku. Wniosek? “A wniosek wyciągnij se pan sam…” Drodzy towarzysze, przestańcie już łgać…

Dobra, dobra, miało być o tytułowym fotopytaniu, a ja tu rozpisuje się o rzeczach dla każdego zdroworozsądkowego i samodzielnie myślącego człowieka oczywistych. Do rzeczy – rzućcie proszę okiem na te kilka fotek:

Zdjęcie nr 1 – Boeing 737-800


25.02.2009: “Samolot Turkish Airlines, który leciał ze Stambułu do Amsterdamu, rozbił się w pobliżu lotniska Schiphol podczas próby lądowania. Rozpadł się na trzy części. W katastrofie zginęło dziewięć osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. Na pokładzie znajdowały się 134 osoby.”

Zdjęcie nr 2 – Tu-204

22.03.2010: Pod Moskwą rozbił się Tu-204 (model Tupolewa podobny do Tu-154). Przed upadkiem kilometr obok lotniska – w nocy i podczas mgły – samolot zahaczył o grubą sosnę i stracił skrzydło. Maszyna uderzyła o ziemię i przełamała się w kilku miejscach. Wszyscy… przeżyli.” Trzeba jednak dodać, że na pokladzie znajdowała się tylko załoga.

Zdjęcie nr 3 – Tu-154

04.12.2010: “Tupolew wystartował z lotniska Wnukowo o 14.07 czasu moskiewskiego (12.07 czasu polskiego). Po 29 minutach lotu, gdy maszyna była na wysokości 9100 metrów, zawiódł jeden z silników. Po chwili uległ awarii drugi, a także generatory prądu i urządzenia nawigacyjne. W momencie, gdy Tu-154M był kilkaset metrów nad ziemią, przerwał pracę trzeci silnik. (…) Piloci lądowali praktycznie na ślepo. Z powodu złych warunków pogodowych – niski pułap chmur – nie dostrzegli w porę progu pasa startów i lądowań; samolot zdołali posadzić dopiero w połowie pasa. W efekcie Tupolew wypadł z niego i wbił się w wał ziemny na krańcu lotniska. Samolot rozpadł się na trzy duże części.” 155 pasażerów, dwie osoby zginęły…

Zdjęcia nr 4 i 5 – wrak polskiego Tu-154M

10.04.2010: katastrofa rządowego Tu-154. Na jego pokładzie… Zresztą, chyba wiecie kto leciał, gdzie i w jakim celu? I wiecie co się stało, prawda? Ale wiecie, czy tylko Wam się tak zdaje? A może po prostu “wiecie” to, co “wszyscy wiedzieli” parę minut po “katastrofie”?

Uruchomcie wyobraźnię. Rozumiecie już do czego zmierzam? Zakładam, że tak, bo zrobiłem mały eksperyment i pokazałem powyższe zdjęcia znajomym Anglikom. Takim, którzy generalnie mają głęboko w de to, co się wydarzyło w Smoleńsku. Oglądali je bez emocjonalnego stosunku, bez żadnych dodatkowych informacji – tylko zdjęcia i krótkie opisy, które znajdują się pod nimi. I oni pojęli w lot o co mi chodzi. To pozwala mi sądzić, że Wy też bez problemu wychwycicie cel tego zestawienia: wykazanie nieprawdopodobnej skali zniszczeń Tu-154M 101. “No way”, “impossible”, “joke” – to tylko niektóre z wypowiedzi. Patrzyli na mnie z rozdziawionymi gębami, powtarzając w kółko jedno słowo: “żartujesz”. Też uważam, że to niemożliwe i że ktoś sobie z nas nieźle żartuje. Zaraz… wróć: jak to niemożliwe, skoro właśnie patrzymy na te fotografie? Przecież to się stało – ta kupka złomu była kiedyś samolotem. Otóż niemożliwe jest coś innego: fakt całkowitej dezintegracji konstrukcji Tu-154M, przy założeniu, że samolot spadł z wysokości pierwszego piętra! Co naprawdę wydarzyło się 10 kwietnia ub. na Siewiernym? Zna ktoś odpowiedź na moje fotopytanie? Bo w to, że była to pospolita katastrofa lotnicza wierzą już tylko totalnie zmanipulowani i zwykli zdrajcy, dla których, jak dla premiera Tuska, “polskość to nienormalność”! Swoją drogą jest to fascynujące – totalna porażka umysłu. Zdawałoby się inteligentni ludzie, a gdy patrzą na powyższe fotki rozpoczynają swoją wypowiedź od słów: “Przecież wszyscy wiedzą, że to był nieszczęśliwy wypadek…” Nawiasem mówiąc, zwrot “przecież wszyscy wiedzą” jest najczęściej stosowanym przez GW “argumentem” w jakiekolwiek dyskusji. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego mało rozgarnięci Angole (bez urazy!) nie mają wątpliwości, że coś tu śmierdzi, a tylu Polaków łyka medialną papkę o pijanym generale, który zmusił niewyszkolonych, nie znających języka rosyjskiego pilotów do samobójczej śmierci? Wszystko przez to, że w “katastrofie” zginął prezydent Lech Kaczyński, ten kurdupel, kartofel, alkoholik, przez którego musieliśmy się wsydzić przed całą Europą. W ten sposób, przez kwestionowanie oficjalnej wersji, można zostać określonym per “pisior”, a to przeca nie jest “cool” , “trendy” i “jazzy”. Porażka umysłu… Osobiście mam frajdę, kiedy rozmówcom zamykam jadaczkę stwierdzeniem, że nigdy na PiS ani Kaczyńskiego nie głosowałem, a kwestia wyjaśnienia wydarzeń z 10.04.2010 roku jest apolityczna. Myśleć! Kto więc wyjaśni dlaczego samolotom o podobnej lub takiej samej konstrukcji, w podobnych okolicznościach przytrafia się co najwyżej przełamanie w kilku miejscach kadłuba, podczas gdy z Tu-154 została przemielona miazga?

Tak, wiem, każda katastrofa jest inna, nie można tak porównywać, itede. A poza tym przecież wszyscy “wiedzą” jak to było, tysiąc razy nam to powtórzono:  brzoza – urwane skrzydło – beczka – bum – masakra. Chciałbym zauważyć, że teoria o beczce jest tylko… teorią. Nie ma żadnych dowodów, poza widzimisię “śledczych”, które by wyjaśniały w jaki sposób do tego doszło. Ta teoria jest jednak potrzebna osobom, które twierdzą, że smoleński kataklizm był li tylko zwykłym wypadkiem lotniczym, bo tylko w ten sposób można próbować wytłumaczyć totalną masakrę. Niestety wszystko to opiera się na znanej od lat “ruskiej filozofii”, która w tym konkretnym przypadku brzmi tak:  “Dlaczego Tu-154M uległ całkowitemu zniszczeniu? Bo lądował na plecach. A dlaczego lądował na plecach, bo uległ całkowitemu zniszczeniu”. Proszę jeszcze raz spojrzeć na zdjęcie nr 2: Tu-204. Samolot ten stracił skrzydło po uderzeniu w… trzydziestometrową sosnę! Nie w brzózkę, którą mógłbym złamać jednym kichnięciem, lecz w wielkie, grube drzewo. I nie zrobił żadnej beczki. I nie rozpadł się na milion kawałków. I nikt nie zginął. Dla przypomnienia: po 10 kwietnia 2010 roku doszło do 7 katastrof z udziałem Tu-154. Ogólna liczba ofiar śmiertelnych tych wypadków wynosi zaledwie 10%…

Ale zapomnijmy na chwilę o moim mentalnym “oszołomstwie” i załóżmy, że tragedia Tu-154 jest winą pilotów. Załóżmy również, że samolot zrobił tę nieszczęsną beczkę i zderzył się z ziemią plecami. Czy nawet przy takich założeniach możliwa jest taka skala zniszczeń? Choć co ja tam wiem – “wsiowa baba jestem” – może jest to możliwe? W końcu nie takie rzeczy śniły się filozofom… W takim razie chciałbym, by ktoś wreszcie wytłumaczył mi jak przysłowiowy Herman kozie, jak przysłowiowej krowie na miedzy, spokojnie, rzeczowo i racjonalnie: co dokładnie stało się z rządowym Tupolewem, co spowodowało jego całkowite zniszczenie i dlaczego inne samoloty w zbliżonych sytuacjach pozostają niemalże w jednym kawałku. Zaznaczam, że nie zadowala mnie jedniozdaniowa odpowiedź z raportu MAK, mówiąca o tym, że “samolot uległ całkowitemu zniszczeniu”. To chyba widać, nie? Niech mi ktoś hypko tfu… szybko wytłumaczy jakim cudem z polskiego samolotu została garstka złomu. Wtedy grzecznie posypię głowę popiołem, odszczekam wszystkie “spiskowe teorie” i przeproszę każdego, kogo obraziłem imputowaniem braku oleju w głowie i/lub zarzucaniem zdrady. Tylko jakoś dziwnie spokojny jestem, że to nigdy nie nastąpi. Nie oczekuję jednak odpowiedzi od rezydenta Komorwskiego, dwóch Klichów, wszystkich Millerów i pozostałych Tusków. To oczywiste: ze zdrajcami się nie dyskutuje – zdrajców się wiesza! Poza tym moje fotopytanie jest retoryczne – wystarczy jedno spojrzenie na te zdjęcia. Dlatego pytanie nie brzmi: czy to był zamach. Pytanie brzmi: w jaki sposób go przeprowadzono. Chcicłabym dowiedzieć się w jaki sposób zamordowano prezydenta mojego kraju. Może wtedy, gdy prawda wyjdzie na jaw, będę w stanie chociaż zacząć myśleć o wybaczeniu osobom odpowiedzialnym za jego przeprowadzenie i wszystkim tym, którzy przez cały ten czas kłamali, starając się, by prawdę przykryła gęsta mgła…

 

zdzisie

Mój tok myslenia był dokładnie ten sam : 1) bezdyskusyjnie zamach, 2) skala zniszczen ( bez wybuchu ) niemozliwa. Dodam tylko , ze od razu przyszla mi na myśl zasada : ten jest winny , kto z tego zdarzenia osiagnąl korzyści ( co potwierdza cały przebieg sledztwa ).
Czarek Czerwiński

Te obrazki o niczym nie świadczą. Każda katastrofa jest inna. A tutaj akurat, różnica między zaprezentowanymi powyżej katastrofami, a smoleńską, jest ZASADNICZA. Samoloty wyżej rozbiły się PODCZAS LĄDOWANIA, będąc już nawet w niektórych przypadkach w ostatniej fazie wyhamowywania na pasie. Nasza 101-ka ODCHODZIŁA NA DRUGI KRĄG - silniki były rozkręcone na maksa, a samolot wznosił się. No chyba, że przyjmiemy wersję MAK-owską, że "piloci lądowali za wszelką cenę". Dlatego, choć wpis działa na wyobraźnię, to trzeba jednak uważać, jakie początkowe założenia się przyjmuje.
Domyślny avatar

pogląd na temat rozmiaru zniszczeń. Pamiętajmy, że nasz Tu-154 "uderzał" w grząstki, bagnisty teren. Po drodze ścinał drzewa na bardzo małej wysokości, co musiało znacznie wyhamować jego prędkość, więc nawet przyziemianie "na plecech" (moim zdaniem) nie tłumaczy rozmiaru zniszczeń. Co do "rozkręconych na maksa" silników. Warto zobaczyć zdjęcia tychże silników, chwilę pomyśleć i zadać sobie pytanie: Jak to możliwe, aby silnik z turbiną ("rozkręconą" do około 20 tysiecy obr./min.) po uderzeniu w ziemię zachował się w takim stanie? http://4.bp.blogspot.com/_f2j… Wiadomo, że blogerzy nie udowodnią zamachu, bo nie jest to ich zadaniem. Wskazują natomiast niewiarygodność przyjętych oficjalnych wyjaśnień! Dlatego uważam, że takie wpisy są potrzebne i już dzisiaj wskazują tysiące nieścisłości. Jak się to wszystko czyta, to można dojść do wniosku, że śledztwo to jedna wielka farsa. To nie jest wyjaśnianie, to jest zamiatanie sprawy pod dywan! Pozdrawiam.
Czarek Czerwiński

Odnośnie silnika to wytłumaczenie jest jedno - zanim uderzył w ziemię musiał już nie pracować. Rozłożenie szczątków pokazuje, że silniki oderwały się pierwsze, więc zanim zetknęły się z ziemią, nie miały dopływu paliwa.
Polaczek

Wiadomo, że w momencie lądowania w zbiornikach było 11 ton paliwa czyli ok. 13750 litrów. Biorąc pod uwagę powierzchnię na którą to się wylało, powinno to być mocno widoczne. Tam wszyscy palili papierosy, łącznie ze strażakami. Gdyby to wybuchło w locie, samochód w którym siedział Wierzchowski podskoczyłby bez dwóch zdań. Same dziwadła.
Domyślny avatar

Gdzieś czytałem, że paliwo nie wybuchło ze względu na mgłę. Nie wiem czy to prawda i nie umiem zweryfikować tej informacji... Pozdrawiam
Czarek Czerwiński

Trudno sobie wyobrazić takie zniszczenia, nawet po półbeczce. Tym bardziej, gdy pierwsza z ziemią zetknęła się część ogonowa. I o dziwo - najmniej zniszczona.
Joanna

Joanna

14 years 7 months temu

Hipoteza dotycząca zamachu wcale nie jest absurdalna! Kiedy oglądam to zdjęcie z lotu ptaka, od razu przypominają mi się wyjaśnienia Wasilija Wasilienki, byłego pilota wojskowego (wywiad z nim zamieścił "Nasz Dziennik" w nrze 5. z 8-9 stycznia 2011 r.), który uczestniczył w próbach zestrzeliwania samolotów bronią termobaryczną. O ile mnie pamięć nie myli, Wasilienko mówił, że samolot trafiony taką bronią dosłownie był rozrywany na tysiące drobnych części. Ze względu na dużą siłę rozrzutu części zestrzelonego taką bronią samolotu znajdowano na dość dużej powierzchni.
Domyślny avatar

Powiem szczerze, że przez długie miesiące nie interesowałem się szczegółami "śledztwa", "wrzutkami" i całą resztą związaną z 10.04.2010. Chroniłem swoje zdrowie psychiczne, stroniąc od tzw. bieżączki. Jednak od samego początku twierdziłem (i twierdzę nadal), że naszą delegację zamordowano. Jak to zrobiono? Tego jeszcze nie wiadomo. Być może całej prawdy nie poznamu nigdy... Niemniej od jakiegoś czasu wgryzam się w różne materiały. Ostatnio "przerabiam" różne katastrofy. I choć moje zdanie nie jest wymawiane z pozycji jakiegoś "łatorytetu", to śmiem twierdzić, jako laik (moje prywatne zdanie), że skala zniszczeń Tu-154, przy wszystkich informacjach jakie do tej pory mamy nt. jego lotu, jest po prostu nieprawdopodobna, niemożliwa. Ktoś lub coś musiało "pomóc" naszemu samolotowi rozpaść się w drobny, nomen omen, mak. Pozdrawiam
Margotte

"My stosowaliśmy rozpylenie w powietrzu i zapalenie chmury paliwa płynnego lub stałego, jeden ładunek może eksplodować i rozpylić chmurę materiału wybuchowego, a drugi zainicjować jego eksplozję, krótko mówiąc: zapalić. Metod jest setki, a efekt jest jeden - chodzi o to, aby uzyskać ekstremalnie małe ciśnienie i ekstremalnie wysoką temperaturę. Na przykład, gdy oddamy strzał do samochodu, dosłownie złoży się on - blachy i szyby zapadną się do środka, i stanie w płomieniach. Nieraz trafiane zwykłym termobarycznym trzmielem wozy pancerne odwracały się gąsienicami do góry. Taka jest siła tego pocisku. Rosjanie dowiedli jej w Czeczenii". "Tę technologię można wykorzystywać do zwalczania celów latających, przede wszystkim na niskiej wysokości. To jest kwestia tylko tego, jak naprowadzić rakietę, czy komendami radiowymi, jak my, czy bez naprowadzania - tylko na kierunek, czy na radar, czy na ciepło. Jeśli na radar, to należy spodziewać się uszkodzeń w przedniej i środkowej części samolotu, przy założeniu, że pocisk wybuchł, powiedzmy, 15 m nad celem, i przy tym założeniu dokonać zwykłych, wizualnych oględzin wraku. W tym wypadku niestety kompletnie bezużyteczna byłaby analiza ciał, ponieważ trudno będzie odróżnić obrażenia pochodzące od ogromnych przeciążeń, a od takich się najczęściej ginie w katastrofach, od obrażeń powstałych w wyniku działań broni wolumetrycznej. Były u nas przeprowadzone analizy na psach, tzw. kukłach, jak to roboczo nazywali w wydziale, który przeprowadzał te próby. Pies poddany działaniu broni wolumetrycznej jest z pozoru nieuszkodzony, wygląda, jakby spał, ale gdy się go dotknie, czuć, że zamiast narządów wewnętrznych ma papkę. Można by się spodziewać, że taki pies będzie miał obrażenia takie, jak po pobycie w komorze niskiego ciśnienia bliskiego próżni. A jednak obrażenia były inne, takie jak przy przeciążeniach, rzędu ponad 100 g czy nawet 500 g". "Może Pan opisać miejsce zdarzenia? - Wszędzie mnóstwo małych, zielonych porozrywanych części, bo ten samolot był właśnie zielony, po to, by na tle ziemi nie widziały go amerykańskie satelity. Szczątków było wiele". P.S. Trochę się dziwiłam, że autor książki "Smoleński upadek" nie omówił hipotezy użycia takiej bomby.
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

Absurdalne były działania ruskiego gieroja który wybijał szyby we wraku TU-154. Sam był za głupi na to by tak bezmyslnie i przy kamerach niczyć wrak. Ktoś mu widac poradził...
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

Wystarczy sledzić to co mówi Antoni Macierewicz. Doskonałą robotę wykonuje Nasz Dziennik i Gazeta Polska. Śledztwa blogerów są z kolei i doskonałe i zadziwiająco idiotyczne. Coraz więcej wskazuje na to że samolot rozpadł się nad ziemią, przed uderzeniem. Po prostu że nie tyle uderzył, co spadły jego szczątki. Nie mam wątpliwości że nad zdjęciami o których mówił Macierewicz pracują i amerykańscy specjaliści od zamachów terrorystycznych. Podoba mi sie sposób Macierewicza by metodycznie docierać do prawdy. Ustalić jak najwięcej i dopiero z tych ustaleń wyciagać wnioski. Daleko przed konferencja Millera (bo juz na jesieni) ludzie współpracujący z Antonim mówili o wprowadzaniu załogi w błąd (na kursie i na ścieżce).
Domyślny avatar

Akurat wypowiedzi A. Macierewicza czy teksty z GP i ND śledziłem, śledzę na bieżąco... To jedne z nielicznych rzetelnych źródeł. Też nie mam wątpliwości, że zespół Macierewicza i on sam mają dużo więcej informacji niż nam się oficjalnie podaje. I tu mam zagwozdkę: dlaczego wszystkiego nam nie mówią? Rozumiem, że chcą ustalić jak najwięcej i dopiero z tych ustaleń wyciągnąć wnioski - tak jak piszesz. Tylko, że pewne tezy, na potwierdzenie których dowody zapewne mają, powinny być niezwłocznie przedstawione opinii publicznej. Choćby kwestia dezintegracji konstrukcji Tu-154M. A ja mam przeczucie, że poza zasięgiem naszego wzroku prowadzona jest jakaś gra. Nie lubię tego. Ale może jestem przewrażliwiony i/lub niecierpliwy? Pozdrawiam
Bernard

Macierewicz i nie tylko on zresztą próbują to umiędzynarodowić. Świadczy to o czystości intencji, bo eksperci z międzynarodowych instytucji nie podpiszą się pod czymś czego nie będą pewni. Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby rząd poszedł tą samą drogą... A nie idzie...
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

Wbrew pozorom niczyje wypowiedzi nie są tak sledzone jak Macierewicza. Cała armia cyngli czeka na to by chocby tylko wyraził sie nieprecyzjnie. Macierewicz nie jest blogerem - zatem wybacz: od stawiania tez jest ktoś inny :)
Domyślny avatar

Jasne, że nie jest blogerem i jasne, że od stawiania tez jest ktoś inny. Ale zauważ, że jednak czasami wyraża się nieprecyzyjnie. Pisałeś wyżej, że można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że Tu-154 rozleciał się na kawałki nad ziemią. To właśnie mówił Macierewicz w Monachium. Ale w innym miejscu, wybacz ale nie pamiętam źródła (może Ty je podasz), powiedział, że samolot jednak dotknął ziemi. Bodajże przednia jego część. Jest jeszcze inna sprawa: nie mam powodów, by mu nie wierzyć - sam w tekście napisałem o 7 katastrofach Tu-154 po 10.04.2010 roku, ale znam osobę, która twierdzi, że tych katastrof było mniej. To też jest nieprecyzyjne. Pozdrawiam
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

Macierewicz już umiędzynarodowił to śledztwo. Wiemy że z zespołem współpracuje Harvey Kushner, amerykański ekspert ds. terroryzmu. To czas ekspertów.
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

Ale jak juz mówi "na pewno" to nie mówi żeby mówic. A na pewno kokpit i cześć przednia aż do skrzydeł uderzyła czy spadła od spodu, czyli od podłogi. Nie bokiem, nie górą, ale od podłogi. Na stronie głownej blogpress.pl w prawym górnym rogu jest to twierdzenie Macierewicza. Troche trudno dyskutować mi z osobą ktorą znasz a która twierdzi...