Maskirowka w Smoleńsku - Free Your Mind dla Blogpress.pl

Przez Blogpress , 05/03/2011 [09:47]

Obywatelskie śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, z którym ja się obecnie utożsamiam, jest na etapie takim, że lotnisko Siewiernyj i pobojowisko (sfilmowane przez S. Wiśniewskiego) zostało odrzucone jako miejsce katastrofy polskiej delegacji prezydenckiej.

Część zaś blogerów pozostaje w kanonie analizowania tragedii w perspektywie właśnie tego lotniska, ale ja osobiście tę perspektywę definitywnie porzuciłem po przesłuchaniu właśnie obszernych zeznań Wiśniewskiego.

Problem jednak nie polega na tym, do jakiej wersji jesteśmy przywiązani, lecz na tym, jak naprawdę było 10 kwietnia. Nie powinno więc grać tu roli żadne inne kryterium poza kryterium prawdy. Znaczy to ni mniej ni więcej tylko tyle, że NIE MA żadnej wersji "obowiązującej", czyli musimy badać sprawę tak długo, aż zacznie się zbierać dostatecznie dużo dowodów potwierdzających jakąś hipotezę a obalających inną. Oczywiście nie chodzi o całkowitą dowolność w stawianiu hipotez - jesteśmy poważnymi ludźmi i bierzemy poprawkę na historyczne i polityczne realia. Nie uwzględniamy zarazem scenariuszy kompletnie irracjonalnych, typu "uprowadzenie przez Marsjan" czy "otwarcie się ziemi pod Smoleńskiem". Ale już scenariusz... uprowadzenia delegacji prezydenckiej przez Rusków jest jak najbardziej prawdopodobny i realny.

Stawianie tu pytania, typu, "czy Ruscy byliby zdolni", "czy odważyliby się na takie kroki" - nie ma żadnego sensu. Pamiętać bowiem musimy o jednej podstawowej kwestii - osób z delegacji prezydenckiej z 10 Kwietnia nie ma. Te osoby zostały zabite. Naszym psim obowiązkiem zatem jest dotarcie do prawdy o zbrodni dokonanej na tychże osobach. Tu ponownie jakby wracamy w sferę ludzkiej wyobraźni. Tak jak niektórym ludziom nie mieściło się w głowie, że to nie mógł być wypadek (sam dostawałem takie telefony od znajomych) - tak niektórym ludziom nie mieści się w głowie, że polska delegacja mogła zostać wymordowana, czyli, że nie zginęła w lotniczej katastrofie. Część osób, jak widzę po różnych reakcjach (czasami zgoła histerycznych) nie przyjmuje takiej - całkiem możliwej podkreślam - wersji zdarzeń na zasadzie "nie, bo nie" lub "nie, bo nie mieści mi się to w głowie", "nie, bo to nieprawdopodobne", "nie, bo to niemożliwe".

Tymczasem nie można patrzeć na tragedię z 10 Kwietnia wyłącznie przez pryzmat "działań ślepych sił fizycznych na ciała ofiar",gdyż może to być zupełnie błędna perspektywa. W tej perspektywie (tak samo jak w "perspektywie wypadkowej", tzn. że 10 Kwietnia to głupi lotniczy wypadek) ustawili nas, zdajmy sobie z tego sprawę, sami Ruscy. Z reguły zaś miejsca, z których Ruscy każą patrzeć na jakieś wydarzenia (zwłaszcza te, w których oni brali udział) są jakoś spreparowane, fałszywe, a perspektywy zdeformowane, zakłamane.

Ruscy chcą byśmy myśleli o 10 Kwietnia w dwóch kategoriach: Siewiernyj, katastrofa (dla ciemniaków wersja: głupi wypadek lotniczy). Teraz więc uwaga: jeśli jednak (co głosi hipoteza dwóch miejsc) do tragedii wcale NIE doszło na Siewiernym, to przyjęcie tej perspektywy, którą nam narzucili Ruscy, uniemożliwia nam raz na zawsze dotarcie do prawdy. Będziemy więc naginać nasze spostrzeżenia i wnioski do ruskiej wersji, nie zaś traktować wykryte sprzeczności, nieścisłości, kłamstwa, fałszerstwa, niszczenie dowodów, jako przesłanki do porzucenia zdeformowanej perspektywy.

Pierwszym przełomowym dla mnie momentem było (po wielu miesiącach analiz pozostających właśnie w perspektywie: Siewiernyj, katastrofa (spowodowana rzecz jasna przez czekistów)) uświadomienie sobie, że Ruscy traktują to MIEJSCE zdarzenia jako "niepodważalne", a przecież jest mnóstwo dowodów świadczących, że właśnie z tym MIEJSCEM jest coś ewidentnie nie tak.

Nikt, kto czytał moje teksty smoleńskie, a było ich naprawdę bardzo dużo, nie może mi zarzucić, że ja od razu zająłem perspektywę negującą dogmat "Siewiernyj, katastrofa". Wprost przeciwnie, starałem się na różne sposoby zrekonstruować przebieg zamachu, przyjmując, że doszło do wysadzenia samolotu albo podczas przyziemiania, albo nad ziemią, albo za pomocą celowo spowodowanej kolizji z inną maszyną znajdującą się w powietrzu.

Najpierw więc postawiłem sobie pytanie: dlaczego Ruskom tak usilnie zależy na tym, by nasze myśli krążyły wyłącznie wokół Siewiernego, skoro jest tak wiele znaków zapytania, dotyczących rozkładu szczątków, braku ciał ofiar, braku foteli etc.?

Wiedząc o czekistowskiej manii łgania w każdej sytuacji, postawiłem więc następne pytanie: a może zależy im na tym z tego właśnie powodu, że tam żadna katastrofa polskiego tupolewa się NIE wydarzyła? Oczywiście natychmiast uruchamia się u Czytelnika tych słów mechanizm obronny: "nie, to niemożliwe", "nie, to nieprawdopodobne"... :) Proszę jednak sprawdzić, jak wiele rzeczy natychmiast daje się ze sobą logicznie powiązać, jeśli odrzuci się dogmat Siewiernego. Proponuję w ramach lektury uzupełniającej poczytać ten mój post: http://freeyourmind.salon24.pl/279085,poza-ruska-zone

A poza tym cykl "Oko żaby" (1, 2, 3) i "Dziwne szpule" (1, 2, 3). Ewentualnie notkę "Drugi Katyń". Wystarczy poczytać zeznania świadków. O tym także obszernie pisałem. Przywołam choćby jedno: pielęgniarki opowiadające, jak znalazły ok. 90 ciał. Wcześniej zakładałem, że te kobiety kłamały. Któregoś dnia jednak obudziłem się i mówię do żony: a jeśli one nie kłamały? Jeśli rzeczywiście były gdzieś, gdzie od razu dało się te wszystkie ciała znaleźć?

Jak wiemy, 10 kwietnia są relacje (nawet Szojgu to przekazuje Putinowi na OFICJALNEJ naradzie, która była śledzona przez telewizje), że wydobyto wszystkie ciała ofiar (np. RMF o tym pisał na swojej stronie 10 Kwietnia, proszę sobie sprawdzić). Jakżeż więc się stało, że w następnych dniach zaczęto "znowu" wydobywać te ciała spod wraku na Siewiernym? Owszem można ponownie uruchomić sobie "mechanizm obronny" i powiedzieć: eee, Rusek się pomylił. Tylko, czy w sprawie takiej tragedii można się w taki sposób pomylić, będąc w gronie najwyższych władz i mając dostęp do miejsca zdarzenia?

Wiedząc zatem, że na Siewiernym nie sposób było w pierwszej godzinie "po zdarzeniu" policzyć ciała i doliczyć się 90 - ba, tego nawet NIE robiono (w "raporcie komisji Burdenki 2" nie ma mowy o tym, żeby policzono niemal wszystkie ofiary w pierwszej godzinie!) - pozostaje nam przyjąć, że te obliczenia dotyczyły ofiar znajdujących się w INNYM miejscu.

Do takiej interpretacji wydarzeń skłania też kolejny ewidentny fakt - ZANIM cokolwiek sprawdzono na Siewiernym, zanim weszły tam jakieś służby medyczne, to przecież z marszu stwierdzono "wsie pogibli" i "nikt nie przeżył".

Jak to możliwe, by ustalono to PRZED przybyciem medyków? Można znowu włączyć sobie "mechanizm obronny" i wytłumaczyć sobie, że "po skali zniszczenia samolotu" widać było, że nikt nie mógł przeżyć. Ale co to w ogóle jest za "wyjaśnienie"? Przecież najpierw wysyła się ekipy ratunkowe, najpierw się przeczesuje pobojowisko, gdy ulegnie katastrofie jakiś samolot - najpierw więc uznaje się pasażerów za ZAGINIONYCH, a dopiero potem, tj. po USTALENIU PRZEZ LEKARZY, że doszło do śmierci tychże pasażerów, ogłasza się komunikat o tym, że tyle a tyle jest ofiar itd.

Każdy z nas widział migawki z akcji po katastrofach lotniczych i uwijających się medyków pośród szczątków - na Siewiernym tego nie było! S. Wiśniewski, który zeznawał przed komisją sejmową, wziął się za karkołomne tłumaczenie opieszałości ruskich służb i braku akcji ratunkowej (brak tejże akcji jest nawet wbrew przepisom obowiązującym, gdy do takich zdarzeń dochodzi) w ten sposób, że musiały być one uprzedzone, że doszło do tak potwornej katastrofy, iż "nie ma kogo ratować". Tylko że to zgoła absurdalne tłumaczenie. To, czy jest kogo ratować, czy nie, ustalają lekarze, a nie np. specsłużby czy jakiś dyplomata, co stoi na brzegu pobojowiska. To medycy są od szukania rannych i ratowania życia, tudzież od ustalania zgonów - nikt inny.

10 Kwietnia jednak było odwrotnie - ktoś "JUŻ" wiedział, że "nie ma kogo ratować", a w związku z tym... nie ratowano. Taki scenariusz wydarzeń jest do wyjaśnienia przy zajęciu perspektywy związanej z hipotezą dwóch miejsc. Nie było akcji ratunkowej na Siewiernym, bo wiedziano (po przeprowadzonym zamachu terrorystycznym w innym miejscu), że faktycznie wszyscy zostali zabici. Ruskie władze więc ogłosiły "wsie pogibli", wskazując na skalę zniszczeń wraku na Siewiernym, ale miały na myśli delegację zamordowaną w innym miejscu.

Siewiernyj z jego księżycowym krajobrazem, po którym wędrował polski montażysta (ani przez chwilę nie sądzący, że ma do czynienia ze szczątkami polskiego tupolewa z delegacją prezydencką, podkreślam), to było "alibi" zamachowców. Zadziałało to alibi na zasadzie: "widzicie, ludzie?, po takiej katastrofie nikt nie miał prawa przeżyć przecież, tam nie było kogo i co zbierać". Problemem jednak był brak ciał ofiar i brak foteli czy innych rzeczy, które zwykle leżą na miejscu po katastrofie. Takie świadectwo "nietypowości" miejsca dał nie tylko Wiśniewski, ale i Bahr. Tych ciał nie było nie tylko na filmie montażysty, lecz też na zdjęciach ze Smoleńska.

Ciała "odnalazły się" dopiero po dłuższym czasie w dość zagadkowej wg mnie i nieskładnej relacji M. Wierzchowskiego (http://freeyourmind.salon24.pl/278778,syrena-ruska) oraz na filmie przekazanym przez ruskie służby portalowi "e-ostrołęka". I dla części osób z blogosfery te relacje miały "falsyfikować" hipotezę dwóch miejsc, no bo skoro "są ciała", to do makabrycznej inscenizacji dojść nie mogło.

Zaczęto więc znowu przyjmować ruską perspektywę zgodnie z sugestią: "ciał zrazu nie było widać, gdyż leżały gdzie indziej". Jakkolwiek niedorzecznie to nie brzmiało, dla niektórych osób stanowiło to jakieś "wyjście" z labiryntu, zwłaszcza że Wierzchowski miał kilka martwych osób zidentyfikować. Twierdzenie, że ciała te mogły zostać przetransportowane na Siewiernyj (po zamachu terrorystycznym) odrzucano na zasadzie "to niemożliwe", "to nieprawdopodobne".

Ale czy nie mogły być przetransportowane? Czy widziano tam wszystkie ciała ofiar? Czy dokonano ich natychmiastowej identyfikacji? Przecież nie. Co więcej - zdarzały się przecież potem takie sytuacje, jak ta opisywana przez M. Wassermann, że rodzinie przekazano informację o stuprocentowej identyfikacji zwłok, potem zaś była informacja, że zwłok wcale nie zidentyfikowano (http://freeyourmind.salon24.pl/272972,identyfikac…)! Część rodzin w ogóle nie miała możliwości zobaczyć ciał, część ciał w ogóle nie nadawała się do identyfikacji. Jak więc możliwe, że pierwszego dnia doliczono się od razu wszystkich ofiar? Ano tak, że widziano je w innym miejscu, nie na Siewiernym, niestety.

Kolejnym przełomowym momentem była analiza przekazów medialnych z 10 Kwietnia z pierwszych godzin. Proszę zwrócić uwagę na to, jak wiele jest sprzeczności, jak jest mowa o "prezydenckim jaku-40", o awaryjnym lądowaniu, o awarii, o zapasowych lotniskach, na odlecenie na które "namawiano polską załogę, lecz odmawiała" itd. Z tych relacji wyłania się obraz chaotyczny do momentu, gdy nie przyjmiemy, że Ruscy jednego dnia mieli "dwa zdarzenia" - jedno to maskirowka na Siewiernym - drugie zaś to zamach terrorystyczny dokonany w innym miejscu. O jednym informowali, ale o drugim jakoś też się przebijały wiadomości, być może z powodu braku koordynacji spowodowanej jakimiś nieprzewidzianymi w planie zamachu wydarzeniami.

Inny przełomowy moment to lektura "polskich uwag do raportu", z której wynika, że nie przekazano Polsce ŻADNYCH, podkreślam, ŻADNYCH dokumentów, dowodów, materiałów, ekspertyz, zdjęć etc. istotnych dla sprawy. Ani prokuratura, ani komisja Millera nie mają NIC.

Oczywiście ludzie z tych instytucji nie wyglądają na szczególnie zmartwionych takim stanem rzeczy, mimo że lada chwila upłynie ROK od smoleńskiej tragedii - prawda jednak jest taka, że powinno być ogłoszone zupełnie nowe śledztwo i to poprowadzone przez inne, jakieś zdolne do analizy sytuacji i materiałów dowodowych, instytucje.

Z lektury "polskich uwag" można dojść do jeszcze jednego wniosku: Polacy nie uczestniczyli w najważniejszych badaniach dot. "miejsca zdarzenia". Można też sądzić, że braki w materiałach, dowodach, ekspertyzach, fotografiach, filmach etc. wynikają stąd, że Ruscy tych rzeczy zwyczajnie NIE zrobili. A nie zrobili dlatego, by nie zdemaskować swej maskirowki. Ważnym momentem było na pewno obejrzenie zdumiewającej prezentacji "komisji Millera" i odkrycie, że ludzie ci idą dokładnie tym samym tropem, jaki wyznaczył Kreml.

Ważne na pewno było przestudiowanie stenogramów rozmów ruskich szympansów na wieży. Ważne było odkrycie montażowych cięć w materiale związanym z zapisami CVR (te cięcia dyskwalifikują zapisy CVR całkowicie; nie należy się na tych zapisach opierać, sądzę, gdyż Ruscy mogli dowolnie przemontować rozmowy załogi i usunąć np. ustalenia dot. zapasowego lotniska).

Najważniejsze jednak okazały się zeznania Wiśniewskiego. On jakby rozwiał moje ostatnie wątpliwości i przestałem traktować hipotezę dwóch miejsc wyłącznie w kategoriach "myślowego eksperymentu".

SW jest najważniejszym świadkiem. Nie ma ważniejszego. Ruskich świadków w ogóle nie należy brać pod uwagę.

Świadkowie, którzy dostali się po SW też już przybyli "za późno". Trudno zresztą powiedzieć, czy SW zdążył przyjść "na czas", ale i tak udało mu się zarejestrować to, co najważniejsze. Wiśniewski był w "ruskiej zonie" (jak pozwoliłem sobie nazwać Siewiernyj w linkowanym już wyżej poście), dotykał części wraku, nawet wąchał je (i nie czuł zapachu paliwa!), obszedł kawał pobojowiska i sfilmował to, co udało mu się przez te kilka minut zobaczyć.

Wiele poświęciłem miejsca analizie jego zeznań, odsyłam więc zainteresowanych do lektury zwłaszcza tych postów (chronologicznie je tu zamieszczam):

http://freeyourmind.salon24.pl/283000,moonwalker 

http://freeyourmind.salon24.pl/283188,pierwszy-polak-na-ksiezycu 

http://freeyourmind.salon24.pl/283610,dark-side-of-the-moon

Oczywiście, należy BARDZO precyzyjnie oddzielać to, co mówi Wiśniewski o tym, co widział, słyszał, dotykał itd. - od tego, co Wiśniewskiemu powiedziano, wyjaśniono już "po zdarzeniu". Znaleźli się bowiem życzliwcy w wojskowych mundurach (fachowcy), którzy wyklarowali Wiśniewskiemu, że to, co widział, to jak najbardziej była katastrofa tupolewa z polską delegacją, i już. To bardzo ważne, by tych dwóch obszarów nie mylić, gdyż samemu świadkowi się te kwestie często mylą.

On stara się za wszelką cenę uzgodnić sprzeczności swojej wersji z wersją oficjalną (czyli kremlowską). To jednak, co opowiada, ma kapitalne znaczenie dla zrozumienia ruskiej inscenizacji.

Czego w skrócie dowiadujemy się z zeznań Wiśniewskiego?:

1. zaszło jakieś zdarzenie z małym samolotem, który spadł na Siewiernyj

2. nie był to polski tupolew z delegacją prezydencką

3. nie ma śladów po katastrofie typowych dla zdarzenia z dużym samolotem

4. (wbrew temu co opowiada Wiśniewski) słychać ptaki nad pobojowiskiem (wymiotłaby je eksplozja i huk)

5. nie ma oparów paliwa, nie ma wielkiego pożaru, nie ma śladów wielkiego zniszczenia okolicy

6. wrak to kilka kawałków samolotu

7. strażacy się nie spieszą, dogaszają jakieś małe ogniska

8. części samolotu (a ma to być, pamiętajmy, parę minut po zdarzeniu!) są zupełnie zimne

9. nie ma ciał, foteli, rzeczy itd.

10.nie ma leja, nie ma kolein po ryciu ziemi przez rozwalający się samolot

11. Wiśniewski mimo że jest na miejscu, chodzi, dotyka, widzi, filmuje - ani przez chwilę nie ma świadomości, że widzi szczątki tupolewa, który miał przylecieć z prezydencką delegacją

12. Wiśniewski dowiaduje się o katastrofie tupolewa dopiero z treści sms-a z Polski, którego dostaje, gdy jest przetrzymywany w aucie przez ruskie specsłużby.

Pozwolę sobie przy tej okazji zaprezentować "ruską logikę" wyjaśniającą tę powyższą sytuację: "Dlaczego nie ma śladów po uderzeniu i ryciu szczątków polskiego tupolewa? Dlatego, że lądował on na plecach, a nie na brzuchu. Skąd wiadomo, że polski tupolew lądował na plecach, a nie na brzuchu? Stąd, że nie ma śladów po uderzeniu i ryciu szczątków polskiego tupolewa. A dlaczego nie ma śladów po uderzeniu i ryciu szczątków polskiego tupolewa? :)" (http://freeyourmind.salon24.pl/283188,pierwszy-po…)

To coś podobnego jak z tym "wsie pogibli": Skąd wiadomo, że nie było kogo ratować? Bo "wsie pogibli". A skąd wiadomo, że "wsie pogibli"? Bo nie było kogo ratować.

Świadectwa z miejsca katatastrofy


Moim zdaniem Wierzchowskiemu się wiele rzeczy myli, ale to osobna kwestia. Znam każdą klatkę z filmu Koli. Wgryzałem się w niego dziesiątki razy. Pamiętam, gdy pierwszy raz go posłuchałem, to miałem poczucie niesamowitej grozy w przeciwieństwie do filmu Wiśniewskiego, który od początku wydawał mi się jakiś dziwaczny. Z czasem jednak zaczęła odzywać się ta prosta świadomość: przecież "1.24" to ruski materiał. Czy samym Ruskom zależałoby na pokazaniu czegoś, co godziłoby w ich interesy? Czy Ruscy, którzy są w stanie zabijać dziennikarzy za to, że głoszą prawdę, pozwoliliby nagle na zdemaskowanie online tego, co się działo 10 Kwietnia?

Byłem ostrożny, czekając na relacje polskich instytucji zajmujących się analizą tego rodzaju materiałów. Wiele analiz "ścieżki dźwiękowej" filmiku Koli szła tak daleko, że ze ścieżki dźwiękowej trwającej ok. półtorej minuty robił się podkład niemalże pełnometrażowego filmu. Osobiście uważam się za osobę o bardzo dobrym słuchu i mimo wielokrotnych odsłuchów na świetnych słuchawkach, nie znalazłem tam tego, co znajdowali inni, poza oczywiście łatwo wychwytywalnym "dawaj siuda paskuda", strzałami, śmiechem czy wypowiedziami Koli. Ten śmiech jest chyba tu szczególnie ważny, gdyż zupełnie nie pasuje do miejsca, jeśliby tam doszło do tragedii. Czekiści się śmieją, bo wiedzą, że za chwilę zostaną w to miejsce przyprowadzeni Polacy, którzy wpadną w histerię na wieść o katastrofie tupolewa z delegacją prezydencką. Film Koli powiedziałbym dziś z przekonaniem to dokumentacja maskirowki, dokumentacją inscenizacji.

Relacje świadków się b. różnią, nie tylko co do czasu, ale i co do ciał. Brak ciał miał potwierdzić nie tylko Wiśniewski, ale i Bahr. Relacji o ciałach jakoś brakowało w pierwszych dniach kwietnia. Ale tu nie chodzi o ciała, tak naprawdę, lecz o CZAS.

Pozwolę sobie przypomnieć, że właściwie do dziś dnia nie wiadomo, kiedy dokładnie doszło do tragedii. Na początku mówiono o 8.56 i powtarzano oficjalnie tę godzinę, choć nie miała ona nic wspólnego z rzeczywistością. Potem mówiono o 8.38, o 8.40, o 8.41 w końcu. Akty zgonu wystawiano na godz. ca. 8.50.

Ja śmiem podejrzewać, że żadna z tych godzin nie jest prawdziwa. Możemy przyjąć, że koło godz. 8.20 pasażerowie jeszcze żyli, o czym świadczą telefony Prezydenta i p. Tomaszewskiej (czy były one z jednego samolotu czy z dwóch, to osobna sprawa) - nie wydaje mi się bowiem możliwe, żeby, jak zakładają niektórzy, głos Prezydenta był "odtworzony z taśmy", gdyż JK mógł w trakcie rozmowy zadać jakieś pytanie, które demaskowałoby mistyfikację.

Czy jednak możemy wykluczyć, że Prezydent nie był już wtedy przetrzymywany przez terrorystów i np. zmuszony do wykonania rozmowy z bratem i udawania, że nic niepokojącego się nie dzieje? Gdyby np. na jego oczach trzymano pod pistoletem jakieś osoby z delegacji i grożono ich zamordowaniem, jeśli takiej rozmowy nie wykona, to czy nie wykonałby jej?

Powtarzam więc, że możemy założyć, iż jeszcze wtedy członkowie delegacji żyli - gdzie jednak dokładnie się znajdowali (czy faktycznie jeszcze lecieli, czy już zostali skierowani na inne lotnisko, gdzie miano dokonać zamachu), tego nie wiemy. O zagadce czasu pisałem w tym poście: http://freeyourmind.salon24.pl/281532,efekt-motyla

Największą trudność sprawia właśnie ustalenie dokładnego, prezycyjnego czasu poszczególnych zdarzeń. Co się działo rano na Okęciu po wylocie jaka-40? Czy delegację rozdzielono czy nie? Kiedy wyleciał tupolew? Jaka była jego trasa? Co się działo po przekroczeniu przez niego punktu ASKIL?

Tych pytań jest mnóstwo i można je tylko mnożyć, jeśli się wie, że zapisy CVR są sfałszowane i zmontowane (http://freeyourmind.salon24.pl/281024,dziwne-szpu…). To odkrycie powinno spowodować natychmiastowe unieważnienie wartości kopii CVR, ale jak wiemy, "strona polska", czyli instytucje takie jak prokuratura czy komisja Millera, nie ma zamiaru robić Ruskom jakichkolwiek problemów, więc nawet sfałszowane materiały dowodowe traktuje jako bezproblemowe.

Jestem pewien, że kiedyś osoby dopuszczające się takich właśnie skandalicznych zaniedbań w śledztwie w tak ważnej sprawie, staną przed polskim wymiarem sprawiedliwości.

Przez jakiś czas takim punktem odniesienia była rozmowa między załogą jaka-40 a załogą tupolewa, ale przecież wiedząc, że Ruscy mieli w swoich rękach nawet skrzynkę CVR z jaka-40, to mogli zmienić "czasowe" położenie tej rozmowy, by je dopasować do swego scenariusza.

Dlaczego taki jest problem z czasem? Dlatego, że w Rosji panuje bałagan? Nie, chyba dlatego, że na Siewiernym nie doszło do katastrofy, lecz do makabrycznej mistyfikacji, która ma osłaniać terrorystyczny zamach dokonany 10 Kwietnia na polską delegację. Cóż bowiem mogłoby stać na przeszkodzie, gdyby faktycznie doszło do zwykłego lotniczego wpadku, by ustalić dokładną jego godzinę? Można by się pomylić o jakieś ułamki sekund czy sekundy, czy nawet minutę lub dwie - ale przecież nie o kilkanaście minut, prawda? Są przecież obrazowania radarów, są parametry w urządzeniach pokładowych itd.

A tymczasem co się dzieje na Siewiernym? Podawana jest zrazu godzina 10.56 (czyli 8.56), a poza tym twierdzi się, że polski samolot znikł z radarów o godz. 10.50. No to chyba jeśli przedstawiciel ruskich władz podaje takie dane oficjalnie na konferencji z carem Putinem, to chyba wie, co mówi, nie? Byli na miejscu, sprawdzili, odczytali, zapisali, przed kamerami podają, nie? I jest godzina 8.56 naszego czasu jako godz. katastrofy, zaś Wiśniewski przekazuje ok. godzinę później (jeśli wierzyć jego zeznaniom) swoją bezcenną kasetę z filmem z jego wędrówki po ruskiej zonie, zaś polska telewizja (ruska zresztą też, a od nich przecież inne stacje wzięły ten materiał) nie pokazują parametrów "zegara kamery", które informują o godz. 8.49.02 na pierwszym już kadrze. Nikomu więc w "wozie transmisyjnym" nie przyjdzie do łba wtedy, tj. 10 Kwietnia przed południem, że coś jest nie tak?

Pisałem o tym niedawno w poście: http://freeyourmind.salon24.pl/283610,dark-side-of-the-moon To jest także niesamowita, kapitalna sprawa. Ludzie w wozie transmisyjnym dostają na patelni materiał świadczący, że Ruscy kłamią, co do godziny katastrofy, ale nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, by puścić TAKIEGO NEWSA w świat. No bo to chyba historia nie z tej ziemi, że oficjalna godz. katastrofy to 8.56, a film z "miejsca katastrofy" zaczęto kręcić kilka minut wcześniej, prawda? Chyba że w Rosji czas biegnie wstecz.

Zwracam na to uwagę, ponieważ "ruchoma godzina" katastrofy jest dodatkowym tropem świadczącym o ruskiej inscenizacji. Jestem pewien, że "alarm" na lotnisku (Wierzchowski nic kompletnie nie słyszał, żadnego huku ani uderzenia, sądził nawet, że samolot wylądował, tylko Ruscy się zagapili) wszczęto wtedy, gdy na Siewiernym już gotowa była inscenizacja.

Zapewne więc zawierała ona już wtedy także jakieś ciała. Czy to jednak były wszystkie ciała ofiar? I czy wszystkie ciała należały do osób z polskiej delegacji? Czy dokładnie to sprawdzono? Czy byli na miejscu 10 Kwietnia jacyś polscy lekarze w ogóle? Czy też całkowicie zdano się na ruską pomoc?

Ja jestem bardzo ostrożny w kwestii relacji takich świadków jak Wierzchowski, a zwłaszcza przybyły dużo później Sasin, gdyż mogli oni już widzieć odpowiednio zaaranżowane miejsce zdarzenia. Poza tym byli w dość dużym szoku, by na zimno ocenić sytuację. No i chyba nikt z nich nie mógł wted podejrzewać, że mają do czynienia z maskirowką.

Proszę poczytać zmieniające się z wywiadu na wywiad zeznania Wiśniewskiego. Świadkom mogą pewne rzeczy nie tylko bowiem zacierać się w pamięci, ale i mylić z tym, co widzieli/usłyszeli potem w mediach lub od innych osób - i zapamiętali, a następnie traktują to jako własne wspomnienia z miejsca zdarzenia.

Polscy dyplomaci w Smoleńsku


To b. skomplikowana kwestia. Podejrzewam, że to wierzchołek góry lodowej. Turowski, Cyganowski... Myślę, że jak się dokona jeszcze paru kwerend pośród rozmaitych "ludzi cienia", to wyjdzie niezła ekipa statystów, którzy występują 10 Kwietnia w ruskim filmie. Trzeba robić kwerendę taką jak C. Gmyz z "Rz" i przeczesać wszystkie dostępne materiały na temat tego typu ludzi. No i publikować.

Kiedyś na pewno będzie prawdziwe śledztwo ws. zbrodni smoleńskiej i udziału strony polskiej w tejże zbrodni. Być może to śledztwo będzie zarazem końcem epoki totalitarnej w naszym kraju. Pod warunkiem, że zapadną surowe wyroki.

Piloci 


To byli najlepsi wojskowi piloci. Ś.p. mjr A. Protasiuk był zaś najlepszy na tupolewie - jeśli w jaku-40 poradzono sobie z meaconingiem, to tym bardziej (co nawet Ruscy w wieży docenili, krzycząc "maładiec") poradziłby sobie z nim Protasiuk ze swoimi kolegami.

Dlaczego Ruscy tak wiele wysiłku włożyli w lżenie polskich pilotów? Dlatego, że ci ostatni okazali się sprytniejsi niż Ruscy przewidywali. Mamy tu, jak sądzę, dwa możliwe warianty zdarzeń -

1) polska załoga wymyka się z pułapki zastawionej na Siewiernym i dokonuje jakiegoś awaryjnego lądowania, by ratować pasażerów oraz

2) polska delegacja zostaje skierowana na zapasowe lotnisko, gdyż wiadome jest, że piloci nie dadzą się wciągnąć w pułapkę na Siewiernym. Innymi słowy nie wydaje mi się, by nasi piloci wojskowi, latający w ekstremalnych warunkach, doświadczeni, z mistrzowską klasą, dali się łatwo Ruskom podejść. Nie wierzę w to, że daliby się po prostu naprowadzić na smoleńskie krzaki. Niemożliwe, by ryzykowali życie swoje i pasażerów, schodząc na wysokość zagrażającą bezpieczeństwu delegacji. Takie brednie to mogą głosić Ruscy i promoskiewskie pismaki w Polsce.

Ale oczywiście dokładnego scenariusza nie znam, bo wszystko jest w fazie rekonstrukcji z tych "odłamków" historii, które udaje nam się w blogosferze odtworzyć. Podejrzewam, że coś nadzwyczajnego ci dzielni młodzi polscy oficerowie musieli wtedy zrobić, że Ruscy potem tak się pastwili nad nimi (i w swoim gównianym "raporcie", i wcześniej nad ciałami zamordowanych) - nie wiem jednak na razie, czego takiego dokonali owi dzielni piloci. Kiedyś im postawimy pomniki w wolnej Polsce, a o bohaterstwie Protasiuka będą się uczyć dzieci w szkołach.

Prawdę już poznajemy, ale myślę, że problem nie polega wyłącznie na tym, by całkiem rozwiać "smoleńską mgłę", lecz by poznać też prawdę o nas samych. Ta jest bowiem dość wstrząsająca. Symbolem jest Krakowskie Przedmieście - z jednej strony modlący się za zabitych ludzie - z drugiej szyderczy, iście szatański karnawał tych, dla których "nic się nie stało", a nawet ofiary są same sobie winne.

Polska po 21 latach neokomunizmu to z jednej strony kraj odradzającej się wiary katolickiej, ale z drugiej, kraj przerażającego regresu cywilizacyjnego i moralnego. Ten regres nie dzieje się przypadkiem, jest skutkiem nierozliczenia komunizmu i budowania "nowego ładu" właśnie wespół z czerwonymi zbrodniarzami.

Bernard

Ciekawy początek tekstu. I całkowicie błędne moim zdaniem wnioski z rozpatrywania prawdziwych przesłanek. Bo na pytania (za sprawą Rosjan i decyzji rządu Donalda Tuska) odpowiedzi nie ma. Jeszcze nie ma. Jednak nie wszystkie teorie, czy hipotezy są równoprawne. Podam przykład - np. teoria, czy hipoteza, że w Katyniu zbrodni dokonali Niemcy a nie Sowieci może i jest równoprawna ale tylko w sowieckiej, a dziś rosyjskiej prasie sterowanej przez Kreml. Mówienie, że tę teorię można rozważać jako równoprawną jest zwykłym kłamstwem i rosyjską dezinformacją. Dla nas w Polsce to oczywiste. Tak też nie wszystkie hipotezy czy teorie odnoszące się do Smoleńska są równoprawne. Ta o „maskirowce” (samolot wylądował gdzie indziej, a śp. prezydent pod pistoletem rozmawia z bratem) jest moim zdaniem tylko nieco bardziej prawdopodobna niż "uprowadzenie przez Marsjan" czy "otwarcie się ziemi pod Smoleńskiem". FYM: „Mnie po dziś dzień nie mieści się w głowie, że można było wywozić ludzi bydlęcymi wagonami na Sybir albo że można było zabijać jeńców wojennych strzałami w tył głowy.” Całkowicie fałszywe porównanie do Smoleńska. Niektórym do dziś we Francji nie mieszczą się co prawda w głowie sowieckie gułagi, jednak wiedza o tym co działo się z ZSRS przed 39 rokiem powoduje, że Katyń wcale nie „nie mieści się w głowie”. Wręcz przeciwnie. To wynika bezpośrednio z historii ZSRS od 1918 roku, poprzez rewolucje, czystki, rozmaite zbrodnie – również wojenne czego doświadczyliśmy w latach 1919-1920, miliony zagłodzonych itd. (jeśli tylko nie jest się francuskim czy niemieckim lewakiem, albo synem pewnej feministki). Wożenie bydlęcymi wagonami, czy strzelanie tył głowy doskonale mieści się w sowieckim modelu postępowania, ze szczególnym uwzględnieniem prostoty środków. Natomiast teoria o uprowadzonym samolocie tylko po to, by zabić pasażerów i podrzucić ich ciała z powrotem sprowadza sprawę jak ocenił to Jarosław Kaczyński ad absurdum. Do tego jeszcze śp. Prezydent pod lufą (kogo? terrorysty? BORowca?, KGBowca? który niczym w amerykańskich filmach sensacyjnych przeniknął z luku bagażowego?) rozmawiający z bratem... (jeszcze chwila a koś postawi tezę, że niektórzy żyją, przecież zostali uprowadzeni)... Jest zresztą ta teoria nie tylko absurdalna ale, na co zwrócili już uwagę niektórzy przedmówcy, niebezpiecznie szkodliwa – przecież, jeżeli wszystko jest upozorowane i w Smoleńsku nie było żadnej katastrofy, to czym do kroćset zajmuje się sejmowy zespół Antoniego Macierewicza? Prosty wniosek z tej teorii można wysnuć następujący – albo Macierewicz błądzi, albo świadomie nie mówi prawdy, skoro prawdą jest „maskirowka”. Skutek taki sam – podważenie wiarygodności prac zespołu AM. I na to ja zgodzić się nie mogę, bo w tej chwili jest to nieomal jedyna nadzieja na wyjaśnienie, lub chociaż zbliżenie się do prawdy. Fałszywe dylematy Fałszywe dylematy - czyli jeżeli Rosjanie kłamią to prawdziwa musi być „maskirowka”. Jeżeli negujesz „maskirowkę”, to stajesz po stronie Rosjan. Nie, nie zgadzam się z takim szufladkowaniem. Nie wierzę Rosji, widzę dezinformację i kłamstwa. Są setki pytań które można postawić. Stawiał je już 13 kwietnia prof. Krasnodębski w programie Jana Pospieszalskiego: „polscy przywódcy nie znajdują odpowiednich słów. Boją się nie tylko słowa „zamach”, ale też zdementowania takiej tezy[...] Może kontroler był pijany? Może zabrano jakieś urządzenia, które powinny być? Może lotnisko powinno być zamknięte? Może samolot powinien być skierowany na sąsiednie lotnisko cywilne? A może powinno się powiedzieć polskiej stronie, że jest to zbyt niebezpieczne i prezydent powinien pojechać pociągiem?”. Najróżniejsze wątpliwości, od tego co działo się w „wieży” począwszy poprzez lipne protokoły sekcyjne, po sowieckie książki publikowane w Polsce i użytecznych „ekspertów” i „dziennikarzy”. Ale alternatywą nie jest „maskirowka”, tak jak alternatywą nie są Marsjanie czy rozstąpienie się ziemi pod Smoleńskiem. Ja staję po stronie Kaczyńskiego, dla którego ta teoria to sprowadzanie „ad absurdum” i trzymam kciuki za zespół Macierewicza, którego intencje najlepiej widać w dążeniu do umiędzynarodowienia śledztwa (a czego tak się boją Rosjanie i polskie władze) – w dodatku dążenie do pełnego dostępu międzynarodowych ekspertów jasno zaprzecza wszelkim oskarżeniom zespołu o jakieś spiskowe intencje. To jest moim zdaniem polska racja stanu, a nie „maskirowka”. „Maskirowka”, tak ja ją rozumiem, to nie jest jedna z wielu równorzędnych teorii. Szkoda tej energii jej poświęconej. To para puszczona w gwizdek. A można ją wykorzystać do podnoszenia różnych wątpliwości i stawiania dalszych pytań i szukania odpowiedzi. pozdrawiam
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

14 years 7 months temu

Po pierwsze: Nie ja stawiałem tezy czy tezę. Po drugie - jeśli uważasz że działalność FYM można porównywać z tym co robił Jaruzelski to pozwól że się nie zgodzę. Argumentacja chyba jest zbędna? I co za tym idzie po 3: Ponieważ nie ja stawiałem tezy, natomiast stawia je prawicowy nietuzinkowy blogger, który publikuje w poważnych prawicowych czasopismach (Gazeta Polska, Nowe Państwo) to jeśli uda Ci się odszukać bloggera pokroju FYM (i publikującego we wskazanych czasopismach), przeprowadzić z nim wywiad w którym będzie on starał się udowadniać Twoja tezę o Jaruzelskim to chętnie przeczytam. Powiem więcej, postaram się z nim polemizować oczywiście zachowując przy tym smak i poziom kultury wypowiedzi należny gościowi którego zaprosiłaś. Dodatkowo będę cieszył się, że Twój wywiad pobudził ludzi do dyskusji i wielu ciekawych i interesujących spostrzeżeń. Zwróć proszę uwagę, że wielokrotnie publikowaliśmy wywiady z min. Macierewiczem, nawet sam w dwóch z nich miałem okazję i przyjemność uczestniczyć. Za chwilę opublikujemy wideo z Monachium (płyty są w drodze). Powiem więcej - jeśli tylko zajdzie ku temu okazja będą następne z nim wywiady (czego jestem pewny). Jednakże nie widzę niczego zdrożnego w przeprowadzeniu wywiadu z FYM i dania mu swobody prezentacji poglądów dla jednych absurdalnych dla innych mniej. Jakkolwiek oceniać działalność FYM nie mam najmniejszych wątpliwości że stoi on po tej samej stronie, w przeciwieństwie do wspomnianego przez Ciebie Jaruzelskiego. Chyba dość istotnym jest zrozumienie że dyskusja i polemika z poglądami innych to coś ciekawego i interesującego i nie ma przecież konieczności akceptacji tych poglądów. Natomiast ukrywanie że one nie istnieją zbliża ideologicznie do mediów typu GW i TVN a tego chyba nikt z nas nie che prawda?
MGlinski

@ Bernard i Nurni "Gdy odrzucisz to, co niemożliwe, wszystko pozostałe, choćby najbardziej nieprawdopodobne, musi być prawdą." Arthur Conan Doyle
Domyślny avatar

Strasznie się trudno z Toba rozmawia. Albo nie rozumiesz, w co z kolei mnie trudno uwierzyć albo udajesz. Pytanie, po co? Ja nie porównuję nikogo do Jaruzela. Tylko odpowiadam na Twój tok myślenia. I nie napisałam NIGDZIE, że ktoś jest agentem, tylko, że takie wytwory "gimnastyki umysłowej" służy Rosji. Różnicę mam nadzieję widzisz?
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

14 years 7 months temu

jak to mówi Bernard: machnąłem na to ręką. Pozdrawiam a dyskusję proponuję dokończyć w realu bo rzeczywiście trudno się porozumieć.
Margotte

Mówił m.in. o tym, że "nie ma kadłuba, są resztki pogiętych blach", "nie ma kokpitu, nie tylko dlatego, że go Rosjanie zabrali, tak, oni go zabrali, trzeciego dnia. Wiemy gdzie, w którym miejscu tego placu tragedii ten kokpit był umiejscowiony, ponieważ były koła, te przednie koła, które są pod kokpitem.(...) Reszta samolotu była pognieciona, zniszczona, a najtrwalsza, najbardziej odporna część samolotu czyli śródpłacie zostało rozniesione w drobiazgi, zostało rozerwane. Część samolotu, która nigdy, w żadnej katastrofie nie została rozczłonkowana, nie została zniszczona, tu została rozerwana na dwie części".(..) "Nie chcę przesądzać, jaka była przyczyna takiego, a nie innego mechanizmu tej katastrofy" - mówił Macierewicz - "ja tylko mogę powiedzieć, że nie jest prawdą to, że on uderzywszy w ziemię się rozpadł, on musiał się rozpaść nad ziemią".
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

14 years 7 months temu

oraz przejrzałem wszystkie cytowane przez Niego materiały. Przeczytałem tez 3 spośród polecanych przez Niego książek o sowieckich specsłużbach. FYM ma wiele racji w tym co pisze. Wydaje mi się, że koncepcja maskirowki jest niezwykle prawdopodobna, i tłumaczy bardzo wiele. Od dzisiaj biorę ją pod uwagę jako najbardziej prawdopodobną. P.S.FYM odpowie na niektóre z powyższych komentarzy. Napisał do mnie bardzo smutnego i osobistego maila. Nie będę go przytaczał, ale patrząc na to co tutaj się od dłuższego czasu dzieje, Jego wnioski całkowicie pokrywają się z moimi. Pisałem o tym pod powyższym wpisem. Zatem będzie znowu okazja żeby insynuować że FYM to ruski agent, no w najlepszym przypadku znowu jemu (no i mnie również) nawtykać, że wyniki jego pracy to absurd bo.....to absurd! I to FYM powinien udowodnić że to NIE absurd. A ja jestem "be" bo zamieściłem wywiad z ruskim agentem który myśli niezgodnie z jedyną słuszną linią partii, już nie robotniczej i nie zjednoczonej, ale zawsze...
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

"FYM odpowie na niektóre z powyższych komentarzy. Napisał do mnie bardzo smutnego i osobistego maila" Niech odpowie. Nie rozumiem czemu nie robi tego od razu - może na blogpresie logowanie wymaga ponadstandardowych wysiłków. To całkiem możliwe, sam korzystałem kilka razy z opcji przypomnij hasło. Owszem, stoję na stanowisku że FYM powiela absurd. Nie ma nic zdrożnego w snuciu wszelkich teorii, ale te teorie od niedawna stawiają urzedników kancelarii prezydenta i pilotów Jaka w dość dwuznacznym świetle. Jedni i drudzy oglądali pobojowisko. A tak - piloci Jaka nie tylko rozmawiali z "porwanymi" ale i byli tam gdzie Wierzchowski i pozostali urzędnicy kancelarii. Owszem, najszybciej był Wierzchowski, ale potem dochodzili i inni. W tym samym czasie latał sobie bezszumowy helikopter, Rosjanie podejmowali jakieś absurdalne ryzyko odkrycia rzeczonej maskirowki, ale nic to. Idee fixe jako walor? Jestem tylko gościem tego portalu, ale oczywiście zapraszam do odpowiedzi. Ruskie inspiracje przypisywałem wyłacznie akolitom FYMa.
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

14 years 7 months temu

1) nie wiem - może nie lubi? 2) i masz do tego prawo, ja zajmuję za to zupełnie odwrotne stanowisko. Chyba mogę? Pozdrawiam
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

Byłeś? Widziałem wasze (dwa) transparenty...
Blogpress

Od redkacji: FYM - bardzo dziękujemy za odpowiedzi. Tym bardziej, że jak sam zauważyłeś - w niektórych komentarzach nie brakowało "niezdrowych emocji". :) Mamy jednak nadzieję, że Twoje wyważone odpowiedzi pozwolą te emocje przygasić, bo w końcu wszyscy walczymy o to samo - o prawdę o tragedii w Smoleńsku. 

 

 

1) Nurni, sob., 05/03/2011 - 15:38

 "Wersja z innym miejscem zakłada, iż Ruscy z góry przewidzieli scenariusz, iż polski pilot uniknie pułapki smoleńskiej i trzeba będzie przejść do wersji nr 2. Chyba, że od początku Siewiernyj był maskirowką i obowiązywała tylko wersja nr 2."

Czego chcieli Rosjanie nie jest specjalną tajemnicą. "Sprowadzić ich na 100 metrów" - polecenie logiki.

Na dobrą sprawę to wówczas samolot mogliby nawet zestrzelić, skoro wiadomo było im od początku że wszelkie dowody pozostaną w ich rękach.

Ale nie, to byłoby zbyt proste, prawdaż?

Operacja musiała wg teoretyków maskirowki być maksymalnie skomplikowana. Po co samolot sprowadzać na 100 metrów, fałszywie naprowadzać? By rozbił się gdzieś przy szosie, skoro juz przygotowane fałszywe pobojowisko?

Absurd goni absurd.

 

FYM: Ja rozumiem, że można jednym zdaniem uciąć dyskusję, jednak chętnie bym poznał dokładniejszy scenariusz z zestrzeleniem tu-154m.

 

 

2) Cezary Czerwiński, sob., 05/03/2011 - 17:01

 Hipoteza, jeśli można ją w ogóle tak nazwać, jest absurdalna na tak wielu poziomach, i tak wewnętrznie sprzeczna, że trudno z nią polemizować, bo nawet nie wiadomo od czego zacząć. Tylko jeden przykład - raz mówi się, że ciał nie było, a parę akapitów dalej, że szybko się ich doliczono. Trzeba się na coś zdecydować.

Pomijając wszelkie techniczne (nie)możliwości przeprowadzenia operacji maskirowki, koronnym argumentem jej przeczącym są właśnie, jak zauważył Nurni, relacje świadków. POLSKICH świadków. Ale przecież nie tylko o nich chodzi. Katastrofa smoleńska wydarzyła się nie na syberyjski odludziu, tylko na pobrzeżach wielkiego miasta. Czyżby więc wszyscy jego mieszkańcy uczestniczyli w przedstawieniu? Nie.

Nieograniczona umysłem wyobraźnia prowadzi na zupełne manowce.

 

FYM: Oczywiście, tak możesz myśleć i ja nawet się cieszę, że masz prostą odpowiedź na skomplikowane pytania. Parafrazując Twoje podsumowanie, rzekłbym: umysł bez wyobraźni stoi w miejscu.

Czy Ruscy nie są zdolni do "absurdalnych" rozwiązań? Czy sprawa Katynia i rozkopania przez Rusków grobów, a następnie zebrania "świadków" zbrodni dokonanej przez Niemców i dokonania badań potwierdzających "niemiecką

zbrodnię" jest absurdalna? Pewnie jest, ale okazała się skutecznie propagandowo rozegrana na długie dziesięciolecia. Nawet dziś można się spotkać w Rosji z opracowaniami dowodzącymi, że zbrodni dokonali Niemcy. Może to i absurd, ale Ruskom to nie przeszkadza.

W filmie "Lekcje rosyjskiego" pokazane jest kilka ruskich maskirowek. Bombardowanie miasta, którego sprawcami mają być Gruzini (a potem ruska armia idzie na pomoc zbombardowanym) itd. Nie musisz, rzecz jasna, tego oglądać,

jeśli wiesz, że Ruscy maskirowek nie robią, z przyczyn "technicznych niemożliwości", ale innych zachęcam do obejrzenia tego filmu, by też zobaczyć, jak Ruscy potrafią tworzyć materiał "telewizyjny" z miejsc zbrodni. Film, żeby było śmieszniej, zrobili porządni Rosjanie, jeden z nich to przyjaciel zamordowanego przez FSB A. Litwinienki.

 

 

3) Nurni, sob., 05/03/2011 - 18:52

Również z całym szacunkiem ale i stu Fymów nie ma do Antoniego najmniejszego startu.

Napotkałem m.i.n na zdziwienie FYMa co do sposobu w jaki przesłuchuje on świadków w czasie prac zespołu. WG FYMa Antoni nie powinien pytać świadków co zapamietali tylko od razu zadawać pytania. I tu własnie jak na dłoni cała szkoła dochodzenia do prawdy. Pytaniami mozna ukierunkować świadka, "niech najpierw pan powie wszystko co pan zapamiętał" - to zwyczajowy wstęp Antoniego. Dopiero potem przechodzi do pytań.

Czyli nic nie przesądza, nie jego wyobrażenia mają determinować prace zespołu.

Znam tę wypowiedź AM. Wszystko się zgadza. Nie ma typowych śladów dla przyziemienia. Wygląda to tak jakby samolot rozpadł się w powietrzu i własnie już szczątki opadły na ziemie. W Monachium AM mówi o tysiącach zdjęc wykonanych jeszcze 10.04. Ich analiza, np charakterystyczne wygięcia blachy, moze wszystko powiedzieć. Antoni tamże mówi i o ciałach które wszak są w Polsce.

Samolot rozpada się w powietrzu wyłacznie wskutek wybuchu czy eksplozji.

 

FYM: Jeśli wyrywkowo traktujesz moje wypowiedzi, to nic dziwnego, że wychodzi z nich taka konkluzja. Doceniałem i doceniam pracę AM, co wielokrotnie pisałem. W przypadku przesłuchania jakiegokolwiek świadka zadaje mu się pytania i AM też to robi - nikogo nie przesłuchuje się na zasadzie: proszę opowiedzieć co pan widział. Co więcej, sam S. Wiśniewski od razu zaproponował konwencję z pytaniami i odpowiedziami; wolał więc być dopytywanym niż snuć opowieść. Pytania pytaniom nierówne - można pytać, by szukać prawdy, można też, by udowodnić kłamstwo (tak przesłuchiwali ubecy i esbecy). Jeśli jednak pyta się mądrze, to świadek - nawet nie do końca wiarygodny - potrafi przekazać cenne informacje w danym śledztwie. Mnie wyłącznie o to chodziło - o uzupełnienie pewnych pytań.

 

 

4) malyy5, sob., 05/03/2011 - 22:23

Dużo w tym logiki o czym mówi FYM. Nie znajduję nic "bezsensu" w przemyśleniach, bowiem wszystko trzeba brać pod uwagę i spojrzeć nowym spojrzeniem.Tak jak pisał Nietoperz nie mamy dowodów to fundament. Dowody które mamy zwłaszcza pewne zdjęcia cóż są warte analizy na wiarygodność również. Mamy jeszcze zeznania świadków które się różnią . Moim zdaniem,bardzo duże prawdopodobieństwo że:

1.Zamach

2.Eksplozja

3.Sztuczna mgła (manipulacja pogodowa)

4.Celowe złe naprowadzanie

5.Celowa niewłaściwa praca radiolatarni i innych urządzeń lotniska.

6.udział urządzeń zakłócających pracę przyrządów Tupolewa.

To nad czym się zastanawiam:

1.udział Polaków w zamachu w tym Tuska ,Komorowskiego jak i BOR

2.rodzaj ładunku i ich ilość oraz miejsce umiejscowienia i mechanizm detonacji.

Jako mało prawdopodobne uważam i zdecydowanie odrzucam na dzień dzisiejszy:

1.półbeczkę i upadek na ogon i "plecy"

2.naciski na załogę

3.lądowanie

Pozdrawiam

 

FYM: Dzięki. Jaki jest udział ludzi Tuska-Komorowskiego - trudno oszacować. Sądzę, że duży,

pozdr

 

 

5) Cezary Czerwiński, sob., 05/03/2011 - 23:12

I nie zamierzam udowadniać, że absurd to absurd. Obowiązek udowodnienia danej teorii spoczywa na tym, który ją głosi.

Zakładanie, że wszystko jest możliwe, "bo nie mamy dowodów", działa na wyobraźnię, ale jest kłamstwem, bo wiele dowodów mamy. Wrak nie zniknął, ciała też nie. Są zdjęcia, filmy, nagrania rozmów pilotów i zapisy ze rejestratorów przyrządów. Jeśli komuś nie podobają się kopie, to przypominam, że jedna czarna skrzynka była rozszyfrowywana w Polsce, inna w USA. Są relacje świadków. Niektóre części samolotu są w Polsce (miała je przecież Gazeta Polska, ale oddała prokuraturze). Mówienie, że NIC nie mamy jest więc manipulacją.

Widzę jednak, że raczej wcale nie chodzi o to, żeby swoje tezy udowodnić, tylko dać popalić tym, którzy próbują RZETELNIE wyjaśnić tę katastrofę. A takich ludzi jest bardzo dużo i bynajmniej nie inspirował ich jeden bloger. Śledztwo obywatelskie toczy się niezależnie na wielu portalach, forach i blogach. Polega ono na tym, aby wyciągać logiczne wnioski na podstawie takich przesłanek, jakimi dysponujemy. Można też szukać słabych punktów w rosyjskim stanowisku, pokazując, że ich wersja to oszczercza manipulacja. Ale oni postarali się chociaż, żeby uprawdopodobnić swoje tezy, przez co polemizować z nimi jest o wiele trudniej. Zamknąć się w niszy wytworów własnej wyobraźni jest wygodniej.

Jest duże pole do popisu bez odwoływania się do czegoś, co NIE jest możliwe. Bo maskirowka nie jest możliwa, jest bujdą na resorach. No chyba, że przyjmiemy założenie, że Rosjanie zbajerowali obcą cywilizację. Ale i tak musieliby być nienormalni, żeby dodatkowo maskować katastrofę czy też przeprowadzony w białych rękawiczkach zamach (na jedno wychodzi z tego punktu widzenia).

Co gorsza, zwolennicy maskirowki podważają już nie tylko wiarygodność polskich świadków, o dowodach rzeczowych znajdujących się w polskiej dyspozycji nie wspominając, ale też Macierewicza, który (razem ze swoim obozem politycznym) jest realnym gwarantem polskiej racji stanu w badaniach przyczyn tej katastrofy. Jeśli podważa się to wszystko, to naprawdę, jak mawiał pewien pan, nie będzie już niczego. Z wyjątkiem maskirowki rzecz jasna jako wytworu wyobraźni.

 

FYM: Jakie są dowody rzeczowe? Czytałeś "polskie uwagi" do "raportu MAK"? Absurdalny komentarz. Masz też doprawdy blade i bardzo ciasne pojęcie o teoretycznym myśleniu. Bez odbioru.

 

 

6) Anita_Cz, ndz., 06/03/2011 - 08:49

Ale na czym niby polega ta dyskusja? Czy nie jest dyskredytowaniem, mowienie o kimś, kto był na miejscu katastrofy "twierdzi, że byl", "wiele rzeczy mu się myli". Przeczysz sam sobie i wybierasz to, co Ci pasuje, odrzucając to, co zaprzecza temu. Szacunek warto mieć nie tylko do ulubionych blogerów, ale także do ludzi, którzy to widzieli. W sumie to i tak jesteście mili. Niektórzy, obywatele śledczy, potrafią opieprzyć, że notatek nie robił.

Aż chce się powiedzieć: Przepraszam następnym razem juz będę robil.

 

FYM: Przy takim podejściu to trzeba by jak mówił SW "siąść i płakać". Albo chcemy coś od świadków się dowiedzieć, albo pochylamy się wyłącznie nad ich emocjami. Śledztwo to nie psychoterapia, a zbrodnia, jakiej w Rosji dokonano jest zbyt poważna, by nagle względy emocjonalne miały być najważniejsze. Wydaje mi się - przy możliwie najbardziej spolegliwym podejściu do niektórych urzędników kancelarii Prezydenta - iż mogli wykazać się większą koncentracją na tym, co się działo wokół nich aniżeli na własnych emocjach. Tym bardziej po czasie, jaki minął, powinni więcej wysiłku włożyć w pomoc w wyjaśnieniu sprawy.

 

 

8) Nurni, ndz., 06/03/2011 - 21:12

Nawet najbardziej nieprawdopodobne hipotezy mają racje bytu w warunkach zakreślonych przez czerwonego i jego polskich pomagierów.

A warunki są takie że jesteśmy odcieci od dowodów którego przy okazji kazdej katastrofy są po prostu kluczowe.

Matactwa Rosjan widoczne są gołym okiem.

Nie ma ani nic złego, ani tym bardziej dziwnego że w warunkach w których wiedzę reglamentuje się, dostajemy jakies dziwaczne kopie z naszej własności a kacapom do dzis jakos nie udało sie stworzyć (stworzyć bo wątpie by to robili) protokołów sekcji zwłok wszystkich ofiar - nie ma nic dziwnego że uruchamiamy wszelkie scenariusze.

I to nie FYM plus jego wesoła kampania tak naprawde odpowiadają za to ale złodzieje polskiej własności. Mistrzowie kłamstwa, Rosjanie.

Nie byłoby tak wiele często cudacznych teorii gdyby Polacy mieli pełny dostęp do dowodów które najżwyczajniej nam ukradziono.

Ale...

Póki te teorie, powtórzę za Macierewiczem: wg mnie nieprawdopodobne, polegały na tym by doszukać się prawdy w dżungli luster ustawionej przez Kacapów - dopóty brawa. Chocby kiedys okazało się to niepraqwdą, to dalej brawa, za trud, za nieprzepspane noce.

Za to wszystko czego źródłem była głęboka i jaknajbardziej logiczna niewiara w ruską wersje wydarzeń.

Podnoszę że żródłem nieprawdopodobnych teorii jest ruskie matactwo i położenie niedzwiedziej łapy na dowodach.

Tyle że widzę że kiedy pojawiły sie dowody z zeznań świadków takich jak Wierzchowski, dowody które bezszumowym helikopterem wysyłają w kosmos opowieści o tymże helikopterze, wesoła gromadka poczeła taką samą nieufnością obdarzać ..... polskiego świadka. Prawdziwe kuriozum to teoria że Lech rozmawiał z Jarosławem pod pistoletem, no wiecie, samolot już porwali, gdzieś tam wylądowali i wówczas zadzwonił Jarosław tedy przystawiono Lechowi pistolet by mówił że wszystko ok.

Taki odjazd, odjazd by zneutralizować twierdzenia Jarosława że rozmowa przebiegała normalnie.

Świadectwo Wierzchowskiego potwierdzają urzednicy kancelarii którzy dojechali z Katynia w ciagu godziny. Krag podejrzanych, a są to już ludzie najbardziej wiarygodni niebezpiecznie poszerza się. Jakis dowcipniś z wesołej gromadki ogłosił że Wierzchowski jest niewairygodny gdyż albowiem (uwaga!!!) jego świadectwo jest sprzeczne z tym co w jakimś wywiadzie powiedział ............ ambasador Bahr. Pytania?

Ze zdumieniem patrzyłem jak wesoła gromadka składająca sie z nicków kompletnie mi nieznanych, a bolkuje sie po sieci już 10 lat (cześc Pro100 !), zagrzewa FYMa. Jacyś ludzie którzy nawet jak na salon24 są tam debiutantami.

Zatem o ile jeszcze kilka miesiecy temu pisałem na Rebelii że, ach cóż za przypadek: "że teorie Fyma są nieprawdopodobne" ale zasadniczo to je jego wina bo działa w warunkach niezawinionych, o tyle dziś gdy deprecjonowane są dowody z zeznań polskich świadków (wyjaśniam, Wisniewski to akurat postać najdelikatniej mówiąc skomplikowana i nie jego mam tu na myśli) o tyle coraz bardziej skłaniam się ku opinii Karlina (inny weteren sieci) że komuś zależy na produkcji mitów które zawalą sie pod cieżarem swego absurdu.

Droga którą wybrał Antonii Macierewicz jest logiczna.

Powtórze: nawet stu FYMów, nie ma najmniejszego startu.

Reasumując, teorie spiskowe tak (bardzo polecam ostatnią notkę Wencla) ale niebezpiecznie zbliżamy się do tego co jest prawdziwą a nie wydumaną maskirowką. Do tego elementu dezinformacji (ruskie są tu mistrzami świata) kiedy miast żmudnej ( tak jest zawsze gdy giną dowody) pracy powstają teorię które służą mistrzom kłamstwa.

Fałszywe tropy.

Przez dwa lata sledczy w/s Papały badali wątek podrzucony, wątek nieporozumień małżeńskich w rodzinie zamordowanego. Tak to się robi.

 

FYM: To już widzę, że dyskusja jakby bez konieczności komentowania z mojej strony. Liczą się wyłącznie argumenty ad personam. Szkoda, że kiedyś inaczej patrzyłeś na moje analizy. No ale nieważne.

 

 

9) Bernard, pon., 07/03/2011 - 02:17

Ciekawy początek tekstu. I całkowicie błędne moim zdaniem wnioski z rozpatrywania prawdziwych przesłanek. Bo na pytania (za sprawą Rosjan i decyzji rządu Donalda Tuska) odpowiedzi nie ma. Jeszcze nie ma.

Jednak nie wszystkie teorie, czy hipotezy są równoprawne. Podam przykład - np. teoria, czy hipoteza, że w Katyniu zbrodni dokonali Niemcy a nie Sowieci może i jest równoprawna ale tylko w sowieckiej, a dziś rosyjskiej prasie sterowanej przez Kreml. Mówienie, że tę teorię można rozważać jako równoprawną jest zwykłym kłamstwem i rosyjską dezinformacją. Dla nas w Polsce to oczywiste.

Tak też nie wszystkie hipotezy czy teorie odnoszące się do Smoleńska są równoprawne. Ta o „maskirowce” (samolot wylądował gdzie indziej, a śp. prezydent pod pistoletem rozmawia z bratem) jest moim zdaniem tylko nieco bardziej prawdopodobna niż "uprowadzenie przez Marsjan" czy "otwarcie się ziemi pod Smoleńskiem".

 

FYM: „Mnie po dziś dzień nie mieści się w głowie, że można było wywozić ludzi bydlęcymi wagonami na Sybir albo że można było zabijać jeńców wojennych strzałami w tył głowy.” Całkowicie fałszywe porównanie do Smoleńska. Niektórym do dziś we Francji nie mieszczą się co prawda w głowie sowieckie gułagi, jednak wiedza o tym co działo się z ZSRS przed 39 rokiem powoduje, że Katyń wcale nie „nie mieści się w głowie”. Wręcz przeciwnie. To wynika bezpośrednio z historii ZSRS od 1918 roku, poprzez rewolucje, czystki, rozmaite zbrodnie – również wojenne czego doświadczyliśmy w latach 1919-1920, miliony zagłodzonych itd. (jeśli tylko nie jest się francuskim czy niemieckim lewakiem, albo synem pewnej feministki). Wożenie bydlęcymi wagonami, czy strzelanie tył głowy doskonale mieści się w sowieckim modelu postępowania, ze szczególnym uwzględnieniem prostoty środków.

 

Natomiast teoria o uprowadzonym samolocie tylko po to, by zabić pasażerów i podrzucić ich ciała z powrotem sprowadza sprawę jak ocenił to Jarosław Kaczyński ad absurdum. Do tego jeszcze śp. Prezydent pod lufą (kogo? terrorysty? BORowca?, KGBowca? który niczym w amerykańskich filmach sensacyjnych przeniknął z luku bagażowego?) rozmawiający z bratem... (jeszcze chwila a koś postawi tezę, że niektórzy żyją, przecież zostali uprowadzeni)...

 

Jest zresztą ta teoria nie tylko absurdalna ale, na co zwrócili już uwagę niektórzy przedmówcy, niebezpiecznie szkodliwa – przecież, jeżeli wszystko jest upozorowane i w Smoleńsku nie było żadnej katastrofy, to czym do kroćset zajmuje się sejmowy zespół Antoniego Macierewicza? Prosty wniosek z tej teorii można wysnuć następujący – albo Macierewicz błądzi, albo świadomie nie mówi prawdy, skoro prawdą jest „maskirowka”. Skutek taki sam – podważenie wiarygodności prac zespołu AM. I na to ja zgodzić się nie mogę, bo w tej chwili jest to nieomal jedyna nadzieja na wyjaśnienie, lub chociaż zbliżenie się do prawdy.

 

Fałszywe dylematy

Fałszywe dylematy - czyli jeżeli Rosjanie kłamią to prawdziwa musi być „maskirowka”. Jeżeli negujesz „maskirowkę”, to stajesz po stronie Rosjan. Nie, nie zgadzam się z takim szufladkowaniem. Nie wierzę Rosji, widzę dezinformację i kłamstwa. Są setki pytań które można postawić. Stawiał je już 13 kwietnia prof. Krasnodębski w programie Jana Pospieszalskiego: „polscy przywódcy nie znajdują odpowiednich słów. Boją się nie tylko słowa „zamach”, ale też zdementowania takiej tezy[...] Może kontroler był pijany? Może zabrano jakieś urządzenia, które powinny być? Może lotnisko powinno być zamknięte? Może samolot powinien być skierowany na sąsiednie lotnisko cywilne? A może powinno się powiedzieć polskiej stronie, że jest to zbyt niebezpieczne i prezydent powinien pojechać pociągiem?”.

Najróżniejsze wątpliwości, od tego co działo się w „wieży” począwszy poprzez lipne protokoły sekcyjne, po sowieckie książki publikowane w Polsce i użytecznych „ekspertów” i „dziennikarzy”. Ale alternatywą nie jest „maskirowka”, tak jak alternatywą nie są Marsjanie czy rozstąpienie się ziemi pod Smoleńskiem.

Ja staję po stronie Kaczyńskiego, dla którego ta teoria to sprowadzanie „ad absurdum” i trzymam kciuki za zespół Macierewicza, którego intencje najlepiej widać w dążeniu do umiędzynarodowienia śledztwa (a czego tak się boją Rosjanie i polskie władze) – w dodatku dążenie do pełnego dostępu międzynarodowych ekspertów jasno zaprzecza wszelkim oskarżeniom zespołu o jakieś spiskowe intencje. To jest moim zdaniem polska racja stanu, a nie „maskirowka”.

„Maskirowka”, tak ja ją rozumiem, to nie jest jedna z wielu równorzędnych teorii. Szkoda tej energii jej poświęconej. To para puszczona w gwizdek. A można ją wykorzystać do podnoszenia różnych wątpliwości i stawiania dalszych pytań i szukania odpowiedzi.

pozdrawiam

 

FYM: No i takie podsumowanie rozumiem. Odrzuca się czyjąś pracę analityczną na zasadzie "nie, bo nie" i już. OK. Hipotezy nie są równoprawne, bo nie. OK.

Mam nadzieję, że jak zespół Macierewicza też dojdzie do wniosku, że doszło do maskirowki, nie stanie się "niebezpiecznie szkodliwy". I żeby było jasne, ja stoję też po stronie J. Kaczyńskiego i L.

Kaczyńskiego, i to od paru lat mojej pisaniny on-line.  

 

 

Dzięki za komentarze. Bywajcie zdrowi i mniej negatywnych emocji Wam życzę :)