Maskirowka w Smoleńsku - Free Your Mind dla Blogpress.pl

Przez Blogpress , 05/03/2011 [09:47]

Obywatelskie śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, z którym ja się obecnie utożsamiam, jest na etapie takim, że lotnisko Siewiernyj i pobojowisko (sfilmowane przez S. Wiśniewskiego) zostało odrzucone jako miejsce katastrofy polskiej delegacji prezydenckiej.

Część zaś blogerów pozostaje w kanonie analizowania tragedii w perspektywie właśnie tego lotniska, ale ja osobiście tę perspektywę definitywnie porzuciłem po przesłuchaniu właśnie obszernych zeznań Wiśniewskiego.

Problem jednak nie polega na tym, do jakiej wersji jesteśmy przywiązani, lecz na tym, jak naprawdę było 10 kwietnia. Nie powinno więc grać tu roli żadne inne kryterium poza kryterium prawdy. Znaczy to ni mniej ni więcej tylko tyle, że NIE MA żadnej wersji "obowiązującej", czyli musimy badać sprawę tak długo, aż zacznie się zbierać dostatecznie dużo dowodów potwierdzających jakąś hipotezę a obalających inną. Oczywiście nie chodzi o całkowitą dowolność w stawianiu hipotez - jesteśmy poważnymi ludźmi i bierzemy poprawkę na historyczne i polityczne realia. Nie uwzględniamy zarazem scenariuszy kompletnie irracjonalnych, typu "uprowadzenie przez Marsjan" czy "otwarcie się ziemi pod Smoleńskiem". Ale już scenariusz... uprowadzenia delegacji prezydenckiej przez Rusków jest jak najbardziej prawdopodobny i realny.

Stawianie tu pytania, typu, "czy Ruscy byliby zdolni", "czy odważyliby się na takie kroki" - nie ma żadnego sensu. Pamiętać bowiem musimy o jednej podstawowej kwestii - osób z delegacji prezydenckiej z 10 Kwietnia nie ma. Te osoby zostały zabite. Naszym psim obowiązkiem zatem jest dotarcie do prawdy o zbrodni dokonanej na tychże osobach. Tu ponownie jakby wracamy w sferę ludzkiej wyobraźni. Tak jak niektórym ludziom nie mieściło się w głowie, że to nie mógł być wypadek (sam dostawałem takie telefony od znajomych) - tak niektórym ludziom nie mieści się w głowie, że polska delegacja mogła zostać wymordowana, czyli, że nie zginęła w lotniczej katastrofie. Część osób, jak widzę po różnych reakcjach (czasami zgoła histerycznych) nie przyjmuje takiej - całkiem możliwej podkreślam - wersji zdarzeń na zasadzie "nie, bo nie" lub "nie, bo nie mieści mi się to w głowie", "nie, bo to nieprawdopodobne", "nie, bo to niemożliwe".

Tymczasem nie można patrzeć na tragedię z 10 Kwietnia wyłącznie przez pryzmat "działań ślepych sił fizycznych na ciała ofiar",gdyż może to być zupełnie błędna perspektywa. W tej perspektywie (tak samo jak w "perspektywie wypadkowej", tzn. że 10 Kwietnia to głupi lotniczy wypadek) ustawili nas, zdajmy sobie z tego sprawę, sami Ruscy. Z reguły zaś miejsca, z których Ruscy każą patrzeć na jakieś wydarzenia (zwłaszcza te, w których oni brali udział) są jakoś spreparowane, fałszywe, a perspektywy zdeformowane, zakłamane.

Ruscy chcą byśmy myśleli o 10 Kwietnia w dwóch kategoriach: Siewiernyj, katastrofa (dla ciemniaków wersja: głupi wypadek lotniczy). Teraz więc uwaga: jeśli jednak (co głosi hipoteza dwóch miejsc) do tragedii wcale NIE doszło na Siewiernym, to przyjęcie tej perspektywy, którą nam narzucili Ruscy, uniemożliwia nam raz na zawsze dotarcie do prawdy. Będziemy więc naginać nasze spostrzeżenia i wnioski do ruskiej wersji, nie zaś traktować wykryte sprzeczności, nieścisłości, kłamstwa, fałszerstwa, niszczenie dowodów, jako przesłanki do porzucenia zdeformowanej perspektywy.

Pierwszym przełomowym dla mnie momentem było (po wielu miesiącach analiz pozostających właśnie w perspektywie: Siewiernyj, katastrofa (spowodowana rzecz jasna przez czekistów)) uświadomienie sobie, że Ruscy traktują to MIEJSCE zdarzenia jako "niepodważalne", a przecież jest mnóstwo dowodów świadczących, że właśnie z tym MIEJSCEM jest coś ewidentnie nie tak.

Nikt, kto czytał moje teksty smoleńskie, a było ich naprawdę bardzo dużo, nie może mi zarzucić, że ja od razu zająłem perspektywę negującą dogmat "Siewiernyj, katastrofa". Wprost przeciwnie, starałem się na różne sposoby zrekonstruować przebieg zamachu, przyjmując, że doszło do wysadzenia samolotu albo podczas przyziemiania, albo nad ziemią, albo za pomocą celowo spowodowanej kolizji z inną maszyną znajdującą się w powietrzu.

Najpierw więc postawiłem sobie pytanie: dlaczego Ruskom tak usilnie zależy na tym, by nasze myśli krążyły wyłącznie wokół Siewiernego, skoro jest tak wiele znaków zapytania, dotyczących rozkładu szczątków, braku ciał ofiar, braku foteli etc.?

Wiedząc o czekistowskiej manii łgania w każdej sytuacji, postawiłem więc następne pytanie: a może zależy im na tym z tego właśnie powodu, że tam żadna katastrofa polskiego tupolewa się NIE wydarzyła? Oczywiście natychmiast uruchamia się u Czytelnika tych słów mechanizm obronny: "nie, to niemożliwe", "nie, to nieprawdopodobne"... :) Proszę jednak sprawdzić, jak wiele rzeczy natychmiast daje się ze sobą logicznie powiązać, jeśli odrzuci się dogmat Siewiernego. Proponuję w ramach lektury uzupełniającej poczytać ten mój post: http://freeyourmind.salon24.pl/279085,poza-ruska-zone

A poza tym cykl "Oko żaby" (1, 2, 3) i "Dziwne szpule" (1, 2, 3). Ewentualnie notkę "Drugi Katyń". Wystarczy poczytać zeznania świadków. O tym także obszernie pisałem. Przywołam choćby jedno: pielęgniarki opowiadające, jak znalazły ok. 90 ciał. Wcześniej zakładałem, że te kobiety kłamały. Któregoś dnia jednak obudziłem się i mówię do żony: a jeśli one nie kłamały? Jeśli rzeczywiście były gdzieś, gdzie od razu dało się te wszystkie ciała znaleźć?

Jak wiemy, 10 kwietnia są relacje (nawet Szojgu to przekazuje Putinowi na OFICJALNEJ naradzie, która była śledzona przez telewizje), że wydobyto wszystkie ciała ofiar (np. RMF o tym pisał na swojej stronie 10 Kwietnia, proszę sobie sprawdzić). Jakżeż więc się stało, że w następnych dniach zaczęto "znowu" wydobywać te ciała spod wraku na Siewiernym? Owszem można ponownie uruchomić sobie "mechanizm obronny" i powiedzieć: eee, Rusek się pomylił. Tylko, czy w sprawie takiej tragedii można się w taki sposób pomylić, będąc w gronie najwyższych władz i mając dostęp do miejsca zdarzenia?

Wiedząc zatem, że na Siewiernym nie sposób było w pierwszej godzinie "po zdarzeniu" policzyć ciała i doliczyć się 90 - ba, tego nawet NIE robiono (w "raporcie komisji Burdenki 2" nie ma mowy o tym, żeby policzono niemal wszystkie ofiary w pierwszej godzinie!) - pozostaje nam przyjąć, że te obliczenia dotyczyły ofiar znajdujących się w INNYM miejscu.

Do takiej interpretacji wydarzeń skłania też kolejny ewidentny fakt - ZANIM cokolwiek sprawdzono na Siewiernym, zanim weszły tam jakieś służby medyczne, to przecież z marszu stwierdzono "wsie pogibli" i "nikt nie przeżył".

Jak to możliwe, by ustalono to PRZED przybyciem medyków? Można znowu włączyć sobie "mechanizm obronny" i wytłumaczyć sobie, że "po skali zniszczenia samolotu" widać było, że nikt nie mógł przeżyć. Ale co to w ogóle jest za "wyjaśnienie"? Przecież najpierw wysyła się ekipy ratunkowe, najpierw się przeczesuje pobojowisko, gdy ulegnie katastrofie jakiś samolot - najpierw więc uznaje się pasażerów za ZAGINIONYCH, a dopiero potem, tj. po USTALENIU PRZEZ LEKARZY, że doszło do śmierci tychże pasażerów, ogłasza się komunikat o tym, że tyle a tyle jest ofiar itd.

Każdy z nas widział migawki z akcji po katastrofach lotniczych i uwijających się medyków pośród szczątków - na Siewiernym tego nie było! S. Wiśniewski, który zeznawał przed komisją sejmową, wziął się za karkołomne tłumaczenie opieszałości ruskich służb i braku akcji ratunkowej (brak tejże akcji jest nawet wbrew przepisom obowiązującym, gdy do takich zdarzeń dochodzi) w ten sposób, że musiały być one uprzedzone, że doszło do tak potwornej katastrofy, iż "nie ma kogo ratować". Tylko że to zgoła absurdalne tłumaczenie. To, czy jest kogo ratować, czy nie, ustalają lekarze, a nie np. specsłużby czy jakiś dyplomata, co stoi na brzegu pobojowiska. To medycy są od szukania rannych i ratowania życia, tudzież od ustalania zgonów - nikt inny.

10 Kwietnia jednak było odwrotnie - ktoś "JUŻ" wiedział, że "nie ma kogo ratować", a w związku z tym... nie ratowano. Taki scenariusz wydarzeń jest do wyjaśnienia przy zajęciu perspektywy związanej z hipotezą dwóch miejsc. Nie było akcji ratunkowej na Siewiernym, bo wiedziano (po przeprowadzonym zamachu terrorystycznym w innym miejscu), że faktycznie wszyscy zostali zabici. Ruskie władze więc ogłosiły "wsie pogibli", wskazując na skalę zniszczeń wraku na Siewiernym, ale miały na myśli delegację zamordowaną w innym miejscu.

Siewiernyj z jego księżycowym krajobrazem, po którym wędrował polski montażysta (ani przez chwilę nie sądzący, że ma do czynienia ze szczątkami polskiego tupolewa z delegacją prezydencką, podkreślam), to było "alibi" zamachowców. Zadziałało to alibi na zasadzie: "widzicie, ludzie?, po takiej katastrofie nikt nie miał prawa przeżyć przecież, tam nie było kogo i co zbierać". Problemem jednak był brak ciał ofiar i brak foteli czy innych rzeczy, które zwykle leżą na miejscu po katastrofie. Takie świadectwo "nietypowości" miejsca dał nie tylko Wiśniewski, ale i Bahr. Tych ciał nie było nie tylko na filmie montażysty, lecz też na zdjęciach ze Smoleńska.

Ciała "odnalazły się" dopiero po dłuższym czasie w dość zagadkowej wg mnie i nieskładnej relacji M. Wierzchowskiego (http://freeyourmind.salon24.pl/278778,syrena-ruska) oraz na filmie przekazanym przez ruskie służby portalowi "e-ostrołęka". I dla części osób z blogosfery te relacje miały "falsyfikować" hipotezę dwóch miejsc, no bo skoro "są ciała", to do makabrycznej inscenizacji dojść nie mogło.

Zaczęto więc znowu przyjmować ruską perspektywę zgodnie z sugestią: "ciał zrazu nie było widać, gdyż leżały gdzie indziej". Jakkolwiek niedorzecznie to nie brzmiało, dla niektórych osób stanowiło to jakieś "wyjście" z labiryntu, zwłaszcza że Wierzchowski miał kilka martwych osób zidentyfikować. Twierdzenie, że ciała te mogły zostać przetransportowane na Siewiernyj (po zamachu terrorystycznym) odrzucano na zasadzie "to niemożliwe", "to nieprawdopodobne".

Ale czy nie mogły być przetransportowane? Czy widziano tam wszystkie ciała ofiar? Czy dokonano ich natychmiastowej identyfikacji? Przecież nie. Co więcej - zdarzały się przecież potem takie sytuacje, jak ta opisywana przez M. Wassermann, że rodzinie przekazano informację o stuprocentowej identyfikacji zwłok, potem zaś była informacja, że zwłok wcale nie zidentyfikowano (http://freeyourmind.salon24.pl/272972,identyfikac…)! Część rodzin w ogóle nie miała możliwości zobaczyć ciał, część ciał w ogóle nie nadawała się do identyfikacji. Jak więc możliwe, że pierwszego dnia doliczono się od razu wszystkich ofiar? Ano tak, że widziano je w innym miejscu, nie na Siewiernym, niestety.

Kolejnym przełomowym momentem była analiza przekazów medialnych z 10 Kwietnia z pierwszych godzin. Proszę zwrócić uwagę na to, jak wiele jest sprzeczności, jak jest mowa o "prezydenckim jaku-40", o awaryjnym lądowaniu, o awarii, o zapasowych lotniskach, na odlecenie na które "namawiano polską załogę, lecz odmawiała" itd. Z tych relacji wyłania się obraz chaotyczny do momentu, gdy nie przyjmiemy, że Ruscy jednego dnia mieli "dwa zdarzenia" - jedno to maskirowka na Siewiernym - drugie zaś to zamach terrorystyczny dokonany w innym miejscu. O jednym informowali, ale o drugim jakoś też się przebijały wiadomości, być może z powodu braku koordynacji spowodowanej jakimiś nieprzewidzianymi w planie zamachu wydarzeniami.

Inny przełomowy moment to lektura "polskich uwag do raportu", z której wynika, że nie przekazano Polsce ŻADNYCH, podkreślam, ŻADNYCH dokumentów, dowodów, materiałów, ekspertyz, zdjęć etc. istotnych dla sprawy. Ani prokuratura, ani komisja Millera nie mają NIC.

Oczywiście ludzie z tych instytucji nie wyglądają na szczególnie zmartwionych takim stanem rzeczy, mimo że lada chwila upłynie ROK od smoleńskiej tragedii - prawda jednak jest taka, że powinno być ogłoszone zupełnie nowe śledztwo i to poprowadzone przez inne, jakieś zdolne do analizy sytuacji i materiałów dowodowych, instytucje.

Z lektury "polskich uwag" można dojść do jeszcze jednego wniosku: Polacy nie uczestniczyli w najważniejszych badaniach dot. "miejsca zdarzenia". Można też sądzić, że braki w materiałach, dowodach, ekspertyzach, fotografiach, filmach etc. wynikają stąd, że Ruscy tych rzeczy zwyczajnie NIE zrobili. A nie zrobili dlatego, by nie zdemaskować swej maskirowki. Ważnym momentem było na pewno obejrzenie zdumiewającej prezentacji "komisji Millera" i odkrycie, że ludzie ci idą dokładnie tym samym tropem, jaki wyznaczył Kreml.

Ważne na pewno było przestudiowanie stenogramów rozmów ruskich szympansów na wieży. Ważne było odkrycie montażowych cięć w materiale związanym z zapisami CVR (te cięcia dyskwalifikują zapisy CVR całkowicie; nie należy się na tych zapisach opierać, sądzę, gdyż Ruscy mogli dowolnie przemontować rozmowy załogi i usunąć np. ustalenia dot. zapasowego lotniska).

Najważniejsze jednak okazały się zeznania Wiśniewskiego. On jakby rozwiał moje ostatnie wątpliwości i przestałem traktować hipotezę dwóch miejsc wyłącznie w kategoriach "myślowego eksperymentu".

SW jest najważniejszym świadkiem. Nie ma ważniejszego. Ruskich świadków w ogóle nie należy brać pod uwagę.

Świadkowie, którzy dostali się po SW też już przybyli "za późno". Trudno zresztą powiedzieć, czy SW zdążył przyjść "na czas", ale i tak udało mu się zarejestrować to, co najważniejsze. Wiśniewski był w "ruskiej zonie" (jak pozwoliłem sobie nazwać Siewiernyj w linkowanym już wyżej poście), dotykał części wraku, nawet wąchał je (i nie czuł zapachu paliwa!), obszedł kawał pobojowiska i sfilmował to, co udało mu się przez te kilka minut zobaczyć.

Wiele poświęciłem miejsca analizie jego zeznań, odsyłam więc zainteresowanych do lektury zwłaszcza tych postów (chronologicznie je tu zamieszczam):

http://freeyourmind.salon24.pl/283000,moonwalker 

http://freeyourmind.salon24.pl/283188,pierwszy-polak-na-ksiezycu 

http://freeyourmind.salon24.pl/283610,dark-side-of-the-moon

Oczywiście, należy BARDZO precyzyjnie oddzielać to, co mówi Wiśniewski o tym, co widział, słyszał, dotykał itd. - od tego, co Wiśniewskiemu powiedziano, wyjaśniono już "po zdarzeniu". Znaleźli się bowiem życzliwcy w wojskowych mundurach (fachowcy), którzy wyklarowali Wiśniewskiemu, że to, co widział, to jak najbardziej była katastrofa tupolewa z polską delegacją, i już. To bardzo ważne, by tych dwóch obszarów nie mylić, gdyż samemu świadkowi się te kwestie często mylą.

On stara się za wszelką cenę uzgodnić sprzeczności swojej wersji z wersją oficjalną (czyli kremlowską). To jednak, co opowiada, ma kapitalne znaczenie dla zrozumienia ruskiej inscenizacji.

Czego w skrócie dowiadujemy się z zeznań Wiśniewskiego?:

1. zaszło jakieś zdarzenie z małym samolotem, który spadł na Siewiernyj

2. nie był to polski tupolew z delegacją prezydencką

3. nie ma śladów po katastrofie typowych dla zdarzenia z dużym samolotem

4. (wbrew temu co opowiada Wiśniewski) słychać ptaki nad pobojowiskiem (wymiotłaby je eksplozja i huk)

5. nie ma oparów paliwa, nie ma wielkiego pożaru, nie ma śladów wielkiego zniszczenia okolicy

6. wrak to kilka kawałków samolotu

7. strażacy się nie spieszą, dogaszają jakieś małe ogniska

8. części samolotu (a ma to być, pamiętajmy, parę minut po zdarzeniu!) są zupełnie zimne

9. nie ma ciał, foteli, rzeczy itd.

10.nie ma leja, nie ma kolein po ryciu ziemi przez rozwalający się samolot

11. Wiśniewski mimo że jest na miejscu, chodzi, dotyka, widzi, filmuje - ani przez chwilę nie ma świadomości, że widzi szczątki tupolewa, który miał przylecieć z prezydencką delegacją

12. Wiśniewski dowiaduje się o katastrofie tupolewa dopiero z treści sms-a z Polski, którego dostaje, gdy jest przetrzymywany w aucie przez ruskie specsłużby.

Pozwolę sobie przy tej okazji zaprezentować "ruską logikę" wyjaśniającą tę powyższą sytuację: "Dlaczego nie ma śladów po uderzeniu i ryciu szczątków polskiego tupolewa? Dlatego, że lądował on na plecach, a nie na brzuchu. Skąd wiadomo, że polski tupolew lądował na plecach, a nie na brzuchu? Stąd, że nie ma śladów po uderzeniu i ryciu szczątków polskiego tupolewa. A dlaczego nie ma śladów po uderzeniu i ryciu szczątków polskiego tupolewa? :)" (http://freeyourmind.salon24.pl/283188,pierwszy-po…)

To coś podobnego jak z tym "wsie pogibli": Skąd wiadomo, że nie było kogo ratować? Bo "wsie pogibli". A skąd wiadomo, że "wsie pogibli"? Bo nie było kogo ratować.

Świadectwa z miejsca katatastrofy


Moim zdaniem Wierzchowskiemu się wiele rzeczy myli, ale to osobna kwestia. Znam każdą klatkę z filmu Koli. Wgryzałem się w niego dziesiątki razy. Pamiętam, gdy pierwszy raz go posłuchałem, to miałem poczucie niesamowitej grozy w przeciwieństwie do filmu Wiśniewskiego, który od początku wydawał mi się jakiś dziwaczny. Z czasem jednak zaczęła odzywać się ta prosta świadomość: przecież "1.24" to ruski materiał. Czy samym Ruskom zależałoby na pokazaniu czegoś, co godziłoby w ich interesy? Czy Ruscy, którzy są w stanie zabijać dziennikarzy za to, że głoszą prawdę, pozwoliliby nagle na zdemaskowanie online tego, co się działo 10 Kwietnia?

Byłem ostrożny, czekając na relacje polskich instytucji zajmujących się analizą tego rodzaju materiałów. Wiele analiz "ścieżki dźwiękowej" filmiku Koli szła tak daleko, że ze ścieżki dźwiękowej trwającej ok. półtorej minuty robił się podkład niemalże pełnometrażowego filmu. Osobiście uważam się za osobę o bardzo dobrym słuchu i mimo wielokrotnych odsłuchów na świetnych słuchawkach, nie znalazłem tam tego, co znajdowali inni, poza oczywiście łatwo wychwytywalnym "dawaj siuda paskuda", strzałami, śmiechem czy wypowiedziami Koli. Ten śmiech jest chyba tu szczególnie ważny, gdyż zupełnie nie pasuje do miejsca, jeśliby tam doszło do tragedii. Czekiści się śmieją, bo wiedzą, że za chwilę zostaną w to miejsce przyprowadzeni Polacy, którzy wpadną w histerię na wieść o katastrofie tupolewa z delegacją prezydencką. Film Koli powiedziałbym dziś z przekonaniem to dokumentacja maskirowki, dokumentacją inscenizacji.

Relacje świadków się b. różnią, nie tylko co do czasu, ale i co do ciał. Brak ciał miał potwierdzić nie tylko Wiśniewski, ale i Bahr. Relacji o ciałach jakoś brakowało w pierwszych dniach kwietnia. Ale tu nie chodzi o ciała, tak naprawdę, lecz o CZAS.

Pozwolę sobie przypomnieć, że właściwie do dziś dnia nie wiadomo, kiedy dokładnie doszło do tragedii. Na początku mówiono o 8.56 i powtarzano oficjalnie tę godzinę, choć nie miała ona nic wspólnego z rzeczywistością. Potem mówiono o 8.38, o 8.40, o 8.41 w końcu. Akty zgonu wystawiano na godz. ca. 8.50.

Ja śmiem podejrzewać, że żadna z tych godzin nie jest prawdziwa. Możemy przyjąć, że koło godz. 8.20 pasażerowie jeszcze żyli, o czym świadczą telefony Prezydenta i p. Tomaszewskiej (czy były one z jednego samolotu czy z dwóch, to osobna sprawa) - nie wydaje mi się bowiem możliwe, żeby, jak zakładają niektórzy, głos Prezydenta był "odtworzony z taśmy", gdyż JK mógł w trakcie rozmowy zadać jakieś pytanie, które demaskowałoby mistyfikację.

Czy jednak możemy wykluczyć, że Prezydent nie był już wtedy przetrzymywany przez terrorystów i np. zmuszony do wykonania rozmowy z bratem i udawania, że nic niepokojącego się nie dzieje? Gdyby np. na jego oczach trzymano pod pistoletem jakieś osoby z delegacji i grożono ich zamordowaniem, jeśli takiej rozmowy nie wykona, to czy nie wykonałby jej?

Powtarzam więc, że możemy założyć, iż jeszcze wtedy członkowie delegacji żyli - gdzie jednak dokładnie się znajdowali (czy faktycznie jeszcze lecieli, czy już zostali skierowani na inne lotnisko, gdzie miano dokonać zamachu), tego nie wiemy. O zagadce czasu pisałem w tym poście: http://freeyourmind.salon24.pl/281532,efekt-motyla

Największą trudność sprawia właśnie ustalenie dokładnego, prezycyjnego czasu poszczególnych zdarzeń. Co się działo rano na Okęciu po wylocie jaka-40? Czy delegację rozdzielono czy nie? Kiedy wyleciał tupolew? Jaka była jego trasa? Co się działo po przekroczeniu przez niego punktu ASKIL?

Tych pytań jest mnóstwo i można je tylko mnożyć, jeśli się wie, że zapisy CVR są sfałszowane i zmontowane (http://freeyourmind.salon24.pl/281024,dziwne-szpu…). To odkrycie powinno spowodować natychmiastowe unieważnienie wartości kopii CVR, ale jak wiemy, "strona polska", czyli instytucje takie jak prokuratura czy komisja Millera, nie ma zamiaru robić Ruskom jakichkolwiek problemów, więc nawet sfałszowane materiały dowodowe traktuje jako bezproblemowe.

Jestem pewien, że kiedyś osoby dopuszczające się takich właśnie skandalicznych zaniedbań w śledztwie w tak ważnej sprawie, staną przed polskim wymiarem sprawiedliwości.

Przez jakiś czas takim punktem odniesienia była rozmowa między załogą jaka-40 a załogą tupolewa, ale przecież wiedząc, że Ruscy mieli w swoich rękach nawet skrzynkę CVR z jaka-40, to mogli zmienić "czasowe" położenie tej rozmowy, by je dopasować do swego scenariusza.

Dlaczego taki jest problem z czasem? Dlatego, że w Rosji panuje bałagan? Nie, chyba dlatego, że na Siewiernym nie doszło do katastrofy, lecz do makabrycznej mistyfikacji, która ma osłaniać terrorystyczny zamach dokonany 10 Kwietnia na polską delegację. Cóż bowiem mogłoby stać na przeszkodzie, gdyby faktycznie doszło do zwykłego lotniczego wpadku, by ustalić dokładną jego godzinę? Można by się pomylić o jakieś ułamki sekund czy sekundy, czy nawet minutę lub dwie - ale przecież nie o kilkanaście minut, prawda? Są przecież obrazowania radarów, są parametry w urządzeniach pokładowych itd.

A tymczasem co się dzieje na Siewiernym? Podawana jest zrazu godzina 10.56 (czyli 8.56), a poza tym twierdzi się, że polski samolot znikł z radarów o godz. 10.50. No to chyba jeśli przedstawiciel ruskich władz podaje takie dane oficjalnie na konferencji z carem Putinem, to chyba wie, co mówi, nie? Byli na miejscu, sprawdzili, odczytali, zapisali, przed kamerami podają, nie? I jest godzina 8.56 naszego czasu jako godz. katastrofy, zaś Wiśniewski przekazuje ok. godzinę później (jeśli wierzyć jego zeznaniom) swoją bezcenną kasetę z filmem z jego wędrówki po ruskiej zonie, zaś polska telewizja (ruska zresztą też, a od nich przecież inne stacje wzięły ten materiał) nie pokazują parametrów "zegara kamery", które informują o godz. 8.49.02 na pierwszym już kadrze. Nikomu więc w "wozie transmisyjnym" nie przyjdzie do łba wtedy, tj. 10 Kwietnia przed południem, że coś jest nie tak?

Pisałem o tym niedawno w poście: http://freeyourmind.salon24.pl/283610,dark-side-of-the-moon To jest także niesamowita, kapitalna sprawa. Ludzie w wozie transmisyjnym dostają na patelni materiał świadczący, że Ruscy kłamią, co do godziny katastrofy, ale nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, by puścić TAKIEGO NEWSA w świat. No bo to chyba historia nie z tej ziemi, że oficjalna godz. katastrofy to 8.56, a film z "miejsca katastrofy" zaczęto kręcić kilka minut wcześniej, prawda? Chyba że w Rosji czas biegnie wstecz.

Zwracam na to uwagę, ponieważ "ruchoma godzina" katastrofy jest dodatkowym tropem świadczącym o ruskiej inscenizacji. Jestem pewien, że "alarm" na lotnisku (Wierzchowski nic kompletnie nie słyszał, żadnego huku ani uderzenia, sądził nawet, że samolot wylądował, tylko Ruscy się zagapili) wszczęto wtedy, gdy na Siewiernym już gotowa była inscenizacja.

Zapewne więc zawierała ona już wtedy także jakieś ciała. Czy to jednak były wszystkie ciała ofiar? I czy wszystkie ciała należały do osób z polskiej delegacji? Czy dokładnie to sprawdzono? Czy byli na miejscu 10 Kwietnia jacyś polscy lekarze w ogóle? Czy też całkowicie zdano się na ruską pomoc?

Ja jestem bardzo ostrożny w kwestii relacji takich świadków jak Wierzchowski, a zwłaszcza przybyły dużo później Sasin, gdyż mogli oni już widzieć odpowiednio zaaranżowane miejsce zdarzenia. Poza tym byli w dość dużym szoku, by na zimno ocenić sytuację. No i chyba nikt z nich nie mógł wted podejrzewać, że mają do czynienia z maskirowką.

Proszę poczytać zmieniające się z wywiadu na wywiad zeznania Wiśniewskiego. Świadkom mogą pewne rzeczy nie tylko bowiem zacierać się w pamięci, ale i mylić z tym, co widzieli/usłyszeli potem w mediach lub od innych osób - i zapamiętali, a następnie traktują to jako własne wspomnienia z miejsca zdarzenia.

Polscy dyplomaci w Smoleńsku


To b. skomplikowana kwestia. Podejrzewam, że to wierzchołek góry lodowej. Turowski, Cyganowski... Myślę, że jak się dokona jeszcze paru kwerend pośród rozmaitych "ludzi cienia", to wyjdzie niezła ekipa statystów, którzy występują 10 Kwietnia w ruskim filmie. Trzeba robić kwerendę taką jak C. Gmyz z "Rz" i przeczesać wszystkie dostępne materiały na temat tego typu ludzi. No i publikować.

Kiedyś na pewno będzie prawdziwe śledztwo ws. zbrodni smoleńskiej i udziału strony polskiej w tejże zbrodni. Być może to śledztwo będzie zarazem końcem epoki totalitarnej w naszym kraju. Pod warunkiem, że zapadną surowe wyroki.

Piloci 


To byli najlepsi wojskowi piloci. Ś.p. mjr A. Protasiuk był zaś najlepszy na tupolewie - jeśli w jaku-40 poradzono sobie z meaconingiem, to tym bardziej (co nawet Ruscy w wieży docenili, krzycząc "maładiec") poradziłby sobie z nim Protasiuk ze swoimi kolegami.

Dlaczego Ruscy tak wiele wysiłku włożyli w lżenie polskich pilotów? Dlatego, że ci ostatni okazali się sprytniejsi niż Ruscy przewidywali. Mamy tu, jak sądzę, dwa możliwe warianty zdarzeń -

1) polska załoga wymyka się z pułapki zastawionej na Siewiernym i dokonuje jakiegoś awaryjnego lądowania, by ratować pasażerów oraz

2) polska delegacja zostaje skierowana na zapasowe lotnisko, gdyż wiadome jest, że piloci nie dadzą się wciągnąć w pułapkę na Siewiernym. Innymi słowy nie wydaje mi się, by nasi piloci wojskowi, latający w ekstremalnych warunkach, doświadczeni, z mistrzowską klasą, dali się łatwo Ruskom podejść. Nie wierzę w to, że daliby się po prostu naprowadzić na smoleńskie krzaki. Niemożliwe, by ryzykowali życie swoje i pasażerów, schodząc na wysokość zagrażającą bezpieczeństwu delegacji. Takie brednie to mogą głosić Ruscy i promoskiewskie pismaki w Polsce.

Ale oczywiście dokładnego scenariusza nie znam, bo wszystko jest w fazie rekonstrukcji z tych "odłamków" historii, które udaje nam się w blogosferze odtworzyć. Podejrzewam, że coś nadzwyczajnego ci dzielni młodzi polscy oficerowie musieli wtedy zrobić, że Ruscy potem tak się pastwili nad nimi (i w swoim gównianym "raporcie", i wcześniej nad ciałami zamordowanych) - nie wiem jednak na razie, czego takiego dokonali owi dzielni piloci. Kiedyś im postawimy pomniki w wolnej Polsce, a o bohaterstwie Protasiuka będą się uczyć dzieci w szkołach.

Prawdę już poznajemy, ale myślę, że problem nie polega wyłącznie na tym, by całkiem rozwiać "smoleńską mgłę", lecz by poznać też prawdę o nas samych. Ta jest bowiem dość wstrząsająca. Symbolem jest Krakowskie Przedmieście - z jednej strony modlący się za zabitych ludzie - z drugiej szyderczy, iście szatański karnawał tych, dla których "nic się nie stało", a nawet ofiary są same sobie winne.

Polska po 21 latach neokomunizmu to z jednej strony kraj odradzającej się wiary katolickiej, ale z drugiej, kraj przerażającego regresu cywilizacyjnego i moralnego. Ten regres nie dzieje się przypadkiem, jest skutkiem nierozliczenia komunizmu i budowania "nowego ładu" właśnie wespół z czerwonymi zbrodniarzami.

PiS be with you

Ciekawy wywiad. Czytajac to wszystko taka mysl mi przyszla do glowy, zwlaszcza o mozliwosci maskirowki. Na temat maskirowki nie mam wyrobionego zdania, ale (1) jezeli to byl zamach i w tym zamachu braly udzial polscy/ruscy (agenci) bo jak wiemy to ich nie brakuje w Polsce (2) Czy jest mozliwosc ze paru z nich bylo na pokladzie (jako BORowcy) (3) Czy jest mozliwe ze bez wiekszego zamieszania (jeden, dwoch) udaje sie do kabiny pilotow (jeden, dwoch) udaje sie do salonu S.p. Prezydenta? (4) osoba/soby w kokpicie nakazuja odlot do Moskwy pod grozba (nie mamy nagran z kokpitu, ale wydaje mi sie ze czytalem ze piloci nie odpowiadali na instrukcje orangutanow, przez jakis czas - milczeli (5) osoba/soby w salonce prezydenta nakazuja zeby telefonowal do J.Kaczynskiego pod grozba (pistolet), ze niedlugo laduja - potem rozmowa sie ucina (6) Samolot odlatuje do Moskwy, tam agnci zostaja odseperowani, reszta aresztowana (7) reszta jest wymordowana/zmasakrowana oprocz agentow (8) liczba trumien sie zgadza, ale czy sa tam ciala tych co byli na pokladzie? to sa takie moje proste przemyslenia..... Pozdrawiam Rodakow.
Margotte

"Problem podważania zeznań polskich świadków - mam pytanie czy ktoś z was zna te zeznania?" Ja mówię o zeznaniach składanych przed zespołem smoleńskim i te znam, bo są ogólnie dostępne. Nikt z nas nie ma dostępu do akt prokuratury. Jeśli chodzi o mnie, zgłaszam jedynie swoje wątpliwości, dotyczące kilku punktów. Doceniam pracę, zdolności i wiedzę FYMa. Czytam jego wpisy od kilku miesięcy, a jego blog mam w ulubionych. Jego analizy są bardzo ciekawe i zawsze z uwagą je czytam. Ten wywiad porządkuje wiele spraw i naprawdę czytałam go z wielkim zainteresowaniem. Sama ilość komentarzy świadczy o tym, że nas poruszył i pobudził naszą wyobraźnię. Zdaję sobie sprawę, jak wiele wiadomości nam podawanych jest nieprawdziwych. Trudno oddzielić ziarna od plew. Także zeznania świadków, takich jak Sławomir Wiśniewski trzeba przyjmować nie z pełną wiarą, ale gruntowanie analizować, bo wystarczy obejrzeć jego wystąpienie przed zespołem smoleńskim, żeby wiedzieć, że on co najmniej coś ukrywa i być może mija się z prawdą. Natomiast zeznania świadków takich, jak Wierzchowski, choć są bardzo emocjonalne, nie są składane w złej wierze. Jestem przekonana, że on mówi to, co widział, choć było to dla niego ciężkie przeżycie i być może nie zdołał zapamiętać wielu ważnych szczegółów. Ale nikt z nas nie chciałby się znaleźć w takiej sytuacji, w jakiej on znalazł się wtedy. Pozdrawiam
Domyślny avatar

Ale na czym niby polega ta dyskusja? Czy nie jest dyskredytowaniem, mowienie o kimś, kto był na miejscu katastrofy "twierdzi, że byl", "wiele rzeczy mu się myli". Przeczysz sam sobie i wybierasz to, co Ci pasuje, odrzucając to, co zaprzecza temu. Szacunek warto mieć nie tylko do ulubionych blogerów, ale także do ludzi, którzy to widzieli. W sumie to i tak jesteście mili. Niektórzy, obywatele śledczy, potrafią opieprzyć, że notatek nie robił. Aż chce się powiedzieć: Przepraszam następnym razem juz będę robil.
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

14 years 7 months temu

przepraszam czy ja pisałem coś o zeznaniach p. Wierzchowskiego czy innych świadków? Co ja wybieram? Z mojej strony dyskusja ma na celu wyrażenie poglądu że na obecnym etapie nie jestem zwolennikiem ani maskirowki, ani błędu pilotów ani zamachu. Jedyne czego jestem pewny to mataczenie Rosji w tej sprawie. A jeśli mataczą to musi być powód. I tyle.
Czarek Czerwiński

Rzepko - różnimy się mocno: hipoteza maskirowki nie jest na pewno powodem do chwały dla jej autorów. Wręcz przeciwnie - powinni się jej wstydzić. Z rzetelnym dochodzeniem do prawdy nie ma bowiem nic wspólnego. To, że wersja rosyjska jest manipulacją, a platformerski rząd skandalicznie zachowuje się po katastrofie, nie jest powodem do tego, żeby głosić wytwory czystej fantazji. Takie problemy inaczej się rozwiązuje. Nie zajmowałbym w ogóle na ten temat stanowiska, bo sama "hipoteza" na to nie zasługuje, gdyby nie to, że w niektórych środowiskach służy ona do ośmieszania tych, którzy rzetelnie próbują dojść prawdy. I tylko tu mam duże wątpliwości, czy aby "hipoteza" ta jest jedynie wytworem fantazji, czy może jednak została zainspirowana w określonym celu.
Czarek Czerwiński

A propos "lin" - widać przecież wyraźnie, że są to jakieś cieniutkie farofcle, z których niektóre znajdują się blisko obiektywu i można ocenić ich grubość. Są to albo jakieś szczątki samolotu, albo drzew. Z masywnymi linami nie ma to nic wspólnego.
Polaczek

spokojnie, wszystko co do tej pory mówią świadkowie zgadza się. Właśnie wysłuchałem Wierzchowskiego i włos, rzadki, stanął mi na głowie. MAK się nie myli i wie o której godzinie miał Sasin telefon od Wierzchowskiego. Taka arcyważna sprawa a nikt o te billingi nie poprosił. Niebawem strzelę w tą godzinę nie widząc tych wydruków od operatora, choć może ich nie być. Cały czas idzie o czas, taka mała maskirowka z nim.
Ewikron

że nie nazwałby katastrofy smoleńskiej zamachem, nie wolno mu tego czynić, dopóki prawda nie wyszła na jaw. Ale priorytetem dla Polaków jest wyjaśnienie, jak doszło do tej tragedii. Pozdrawiam
Domyślny avatar

Lansowanie takich kosmicznych teorii właśnie idealnie wpisuje się w interes rosyjskiego mataczenia i podważania polskiego dochodzenia do prawdy. Podważanie wiarygodności świadka i tych, którzy dochodzą do prawdy, a taka próba została podjęta w tekście, są korzystne dla Rosji.
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

14 years 7 months temu

możesz wskazać które z pytań zadanych FYM jest lansowaniem czegokolwiek (tzw, pytania z tezą a la Monika O.)? Domyślam się że przedstawianie innego punktu widzenia jest równoznaczne z byciem rosyjskim agentem jak kilka wpisów powyżej wyczytałem między wierszami? Jest takie powiedzenie: tam gdzie wszyscy myślą tak samo nikt nie myśli. Nigdzie powyżej nie napisałem że jestem zwolennikiem tej teorii, mało tego dwukrotnie napisałem że nie jestem - jeśli to mało powtórzę po raz trzeci że nie jestem. Ale to nie znaczy że uważam FYM jako kogoś mało znaczącego - przypominam to człowiek piszący w GAZECIE POLSKIEJ i w NOWYM PAŃSTWIE. I to piszący znakomicie i bynajmniej mający wiedzę nie opartą na Wikipedii... Czy to nic nie znaczy? Anglicy mówią - pięć minut dyskusji z mądrym człowiekiem jest lepsze niż lata studiów. Czasem warto poznać alternatywny punkt widzenia. Wszak trąbienie w jeden gwizdek mamy już TV?
malyy5

malyy5

14 years 7 months temu

Kiedyś kosmiczną teorią nazywano ,że zamach na Jana Pawła II przeprowadziło KGB , gdzieś tam zawsze na etapie mojego życia słyszę o kosmicznych teoriach lub też ,że być może spadłem lub ktoś z marsa.Trzeba sobie odpowiedzieć na zasadnicze pytania, dokładnie dwa: 1 co to jest teza? 2 co to jest teoria? Przy każdej katastrofie,zwłaszcza lotniczej pojawiają się różne tezy, które można podzielić na dwie zasadnicze -awaria przypadkowa,nieprzypadkowa,dale idąc schematem powstają odnośniki w nieskończonej ilości kombinacji. Zgadzam się z Anitą ,że pewne tezy(nie teorie) są bardzo mało wiarygodne(kosmiczne),natomiast nie zgadzam się by jednoznacznie wykluczać którąś z nich.Chaos informacyjny,brak rzetelnej informacji to przyczyna. Czytając,oglądając filmy na temat tajnych akcji KGB oraz udziału GRU i Specnazu,chociażby zamach na papieża i masa innych zamachów,szantażów politycznych itd itd przyznam szczerze, nie mam wątpliwości co do zamachu przeprowadzonego w Smoleńsku.Ba zamach jest rzeczą wręcz oczywistą ,biorąc pod uwagę politykę jaką Rosja prowadziła i prowadzi od rewolucji...
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

Nawet najbardziej nieprawdopodobne hipotezy mają racje bytu w warunkach zakreślonych przez czerwonego i jego polskich pomagierów. A warunki są takie że jesteśmy odcieci od dowodów którego przy okazji kazdej katastrofy są po prostu kluczowe. Matactwa Rosjan widoczne są gołym okiem. Nie ma ani nic złego, ani tym bardziej dziwnego że w warunkach w których wiedzę reglamentuje się, dostajemy jakies dziwaczne kopie z naszej własności a kacapom do dzis jakos nie udało sie stworzyć (stworzyć bo wątpie by to robili) protokołów sekcji zwłok wszystkich ofiar - nie ma nic dziwnego że uruchamiamy wszelkie scenariusze. I to nie FYM plus jego wesoła kampania tak naprawde odpowiadają za to ale złodzieje polskiej własności. Mistrzowie kłamstwa, Rosjanie. Nie byłoby tak wiele często cudacznych teorii gdyby Polacy mieli pełny dostęp do dowodów które najżwyczajniej nam ukradziono. Ale... Póki te teorie, powtórzę za Macierewiczem: wg mnie nieprawdopodobne, polegały na tym by doszukać się prawdy w dżungli luster ustawionej przez Kacapów - dopóty brawa. Chocby kiedys okazało się to niepraqwdą, to dalej brawa, za trud, za nieprzepspane noce. Za to wszystko czego źródłem była głęboka i jaknajbardziej logiczna niewiara w ruską wersje wydarzeń. Podnoszę że żródłem nieprawdopodobnych teorii jest ruskie matactwo i położenie niedzwiedziej łapy na dowodach. Tyle że widzę że kiedy pojawiły sie dowody z zeznań świadków takich jak Wierzchowski, dowody które bezszumowym helikopterem wysyłają w kosmos opowieści o tymże helikopterze, wesoła gromadka poczeła taką samą nieufnością obdarzać ..... polskiego świadka. Prawdziwe kuriozum to teoria że Lech rozmawiał z Jarosławem pod pistoletem, no wiecie, samolot już porwali, gdzieś tam wylądowali i wówczas zadzwonił Jarosław tedy przystawiono Lechowi pistolet by mówił że wszystko ok. Taki odjazd, odjazd by zneutralizować twierdzenia Jarosława że rozmowa przebiegała normalnie. Świadectwo Wierzchowskiego potwierdzają urzednicy kancelarii którzy dojechali z Katynia w ciagu godziny. Krag podejrzanych, a są to już ludzie najbardziej wiarygodni niebezpiecznie poszerza się. Jakis dowcipniś z wesołej gromadki ogłosił że Wierzchowski jest niewairygodny gdyż albowiem (uwaga!!!) jego świadectwo jest sprzeczne z tym co w jakimś wywiadzie powiedział ............ ambasador Bahr. Pytania? Ze zdumieniem patrzyłem jak wesoła gromadka składająca sie z nicków kompletnie mi nieznanych, a bolkuje sie po sieci już 10 lat (cześc Pro100 !), zagrzewa FYMa. Jacyś ludzie którzy nawet jak na salon24 są tam debiutantami. Zatem o ile jeszcze kilka miesiecy temu pisałem na Rebelii że, ach cóż za przypadek: "że teorie Fyma są nieprawdopodobne" ale zasadniczo to je jego wina bo działa w warunkach niezawinionych, o tyle dziś gdy deprecjonowane są dowody z zeznań polskich świadków (wyjaśniam, Wisniewski to akurat postać najdelikatniej mówiąc skomplikowana i nie jego mam tu na myśli) o tyle coraz bardziej skłaniam się ku opinii Karlina (inny weteren sieci) że komuś zależy na produkcji mitów które zawalą sie pod cieżarem swego absurdu. Droga którą wybrał Antonii Macierewicz jest logiczna. Powtórze: nawet stu FYMów, nie ma najmniejszego startu. Reasumując, teorie spiskowe tak (bardzo polecam ostatnią notkę Wencla) ale niebezpiecznie zbliżamy się do tego co jest prawdziwą a nie wydumaną maskirowką. Do tego elementu dezinformacji (ruskie są tu mistrzami świata) kiedy miast żmudnej ( tak jest zawsze gdy giną dowody) pracy powstają teorię które służą mistrzom kłamstwa. Fałszywe tropy. Przez dwa lata sledczy w/s Papały badali wątek podrzucony, wątek nieporozumień małżeńskich w rodzinie zamordowanego. Tak to się robi.
Domyślny avatar

po pierwsze primo to zimne silniki - jakby katastrofa miała być o godz 10.41 w miejscu "0" to elementy rozgrzane do kilkuset stopni C powinny dymić (a rozchlapnięte paliwo? pożar na 100 fajerek), po drugie primo część ogonowa. na filmie wiśniewskiego leży "do góry nogami" i jak dobrze się przyjrzeć to część spodnia zdrowo obrośnieta glonami - wygląda na parę lat leżenia w krzakach. oglądałem też zdjęcia od strony łączenia z kadłubem - są tam połamane elementy stalowe na przełomach zdrowo pordzewiałe = w dwa dni rdza tak nie ruszy. ergo - te elementy można uznać za część maskirowki. i teraz albo całość jest maskirowką, albo to to co się rozbiło to część samolotu z odstrzeloną częścią ogonową. jeśli założyć zaplanowany zamach to trzeba przyjąć że jest możliwość iż załoga się nie da wpuścić w maliny i niezbędne będzie działanie twarde. przy tym założeniu trzeba mieć w okolicy przygotowane elementy tyłu ze szrotu oraz czas i środki na podrzucenie scenografii gotowe i tylko czekające na sygnał. w kikanaście minut i dwa helikoptery da się to zrobić. potem pozostaje pozbierać złoki co po drodze sie wysypały, posprzątać oryginalne elementy z toru podejścia i tyle.
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

bpo chyba na blogpressie nie był. Bardzo zachęcam: Rozsądkowa teoria dziejów Polacy zawsze mieli skłonność do rozwijania teorii spiskowej. W każdym przypadku były to niegodne racjonalisty projekcje, tradycyjne polskie brednie, skutki naszego przewrażliwienia na własnym punkcie. O absurdalności tych hipotez świadczyło wszystko, z wyjątkiem tego, że okazały się prawdziwe. Jako przyczynę tragedii smoleńskiej wolno wskazywać bałagan na lotnisku Siewiernyj, błędy pilotów, braki w systemie szkolenia, a nawet pijaństwo bądź nadgorliwość ofiar, ale nie można poważnie rozważać hipotezy zamachu. To nic, że wspierający Gruzję polski prezydent zginął w niejasnych okolicznościach na terytorium wrogiego jej państwa. To nic, że wskutek jego śmierci państwo polskie pogrążyło się w wewnętrznym chaosie, a nasza polityka zagraniczna stała się przestrzenią realizacji interesów Rosji. I to nic, że matactwa podczas rosyjskiego śledztwa były widoczne gołym okiem nie tylko nad Wisłą. Kto domaga się zbadania ewentualności zamachu, natychmiast jest przez główne media stygmatyzowany. Staje się „wyznawcą teorii spiskowej”, czyli niebezpiecznym radykałem, człowiekiem niepoczytalnym albo – jak mawia Piotr Skwieciński z „Rzeczpospolitej” – po prostu „świrem”. Cóż, Polacy zawsze mieli skłonność do rozwijania teorii spiskowej. Kiedy 23 sierpnia 1939 roku w Moskwie Joachim von Ribbentrop i Wiaczesław Mołotow podpisywali pakt o nieagresji, bezpodstawnie podejrzewaliśmy, że Niemcy i Rosja chcą nam odebrać niepodległość, a wojna wisi w powietrzu. Gdy w sierpniu 1944 roku sowieckie wojska wstrzymały atak na Warszawę, twierdziliśmy gołosłownie, że robią to specjalnie, żeby powstańcy się wykrwawili. Po konferencjach w Teheranie i Jałcie sugerowaliśmy z kolei bez żadnych dowodów, że Winston Churchill i Delano Roosevelt sprzedali Polskę Józefowi Stalinowi. Wreszcie przez pół wieku szeptaliśmy między sobą, że odkryte w 1943 roku w Katyniu masowe groby polskich oficerów to sprawka Sowietów. W każdym przypadku były to efekty przywiązania do teorii spiskowej, niegodne racjonalisty projekcje, tradycyjne polskie brednie, skutki naszego przewrażliwienia na własnym punkcie. O absurdalności tych hipotez świadczyło wszystko, z wyjątkiem tego, że okazały się prawdziwe. Po miesiącach czy latach zamieniły się w fakty historyczne. Wielu Polaków uświadomiło sobie dzięki temu, że oprócz teorii spiskowej istnieje praktyka spiskowa, która powtarza się w naszej historii. I że lepiej nie wykluczać z góry żadnego scenariusza wydarzeń. Niestety, nie wszyscy odrobili tę lekcję. Niektórzy postanowili kompromitującą teorię spiskową zastąpić teorią rozsądkową. Zakłada ona, że absolutnie wszystko, co nas spotyka, jest dziełem przypadku albo błędu ludzkiego i da się racjonalnie wytłumaczyć bez mieszania w to obcych dyktatorów, służb specjalnych czy terrorystów. Podczas gdy reszta ludzkości bierze pod uwagę różne możliwości, oni są pewni, że w Smoleńsku żadnego zamachu nie było. Przejrzeli czasopisma poświęcone technice wojskowej i już wiedzą, które urządzenia zawiodły. Z dnia na dzień z politycznych publicystów przeistoczyli się w ekspertów technicznych, wprawdzie bez dyplomu, ale za to również bez zbędnych wątpliwości. Czy tragedia 10 kwietnia 2010 roku była wynikiem zamachu? Odpowiem szczerze: nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że niejasne okoliczności, przebieg rosyjskiego śledztwa i geopolityczne skutki katastrofy czynią taką hipotezę prawdopodobną. Każdy polski publicysta, naprawdę kierujący się zdrowym rozsądkiem, będzie w tej sytuacji grzmiał na rząd, który rezygnując z umiędzynarodowienia śledztwa, dopuścił do zignorowania tego wątku. Co robią wyznawcy teorii rozsądkowej? Wymachując sztandarem racjonalizmu, szydzą z ludzi myślących racjonalnie. A gdy uda się nam wykrzesać z nich minimum koleżeńskiej empatii, wyznają rozbrajająco: „Ja po prostu nie wierzę w zamach”. Okazuje się więc, że absolutyzm ich opinii opiera się na wierze, co jest dość groteskowe, bo Smoleńsk to nie kwestia wiary, tylko kwestia faktów. Tu nie ma co wierzyć w przypadek czy zamach. Tu trzeba się domagać, by kompetentne, wolne od politycznych nacisków instytucje ustaliły prawdę. Jak widać, między teoriami spiskową a rozsądkową istnieje zasadnicza różnica. Pierwsza miewa niekiedy zastosowanie w praktyce. Druga przez odwołanie do kategorii intelektualnej brzmi bardzo odpowiedzialnie. Sęk w tym, że jej wyznawcy posługują się rozsądkiem wyłącznie w teorii.
nemezis

Coś mi tak miga w głowie. Poprawcie mnie, jeśli się mylę. Jarosław Kaczyński opisując rozmowę ostatnią z bratem powiedział, że Lech kazał mu się położyć i odpocząć(wyspać) "bo się rozpadniesz". Niezależnie od wszystkich teorii, jak o tych słowach myślę, to włosy mi się jeżą...
nemezis

I też Jarosław mówił chyba o tym, że wpierw te słowa wydały mu się dziwne, ale myślał że to taka braterska troska, a potem... prorocze? Więc COŚ w tej rozmowie było. Może przeczucie? Może Prezydent, człowiek o przenikliwym rozumie, widział dziwne kombinacje, matactwa ruskich i POlaczków, czyżby przewidywał, że ta wyprawa może go kosztować życie? Choć pewnie nie, nie zabrałby wtedy na pokład nikogo z gości.
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

Piszesz że "COŚ w tej rozmowie było" Tak to własnie działa, ten trick. Rozmowa miedzy bracmi jest od początku podnoszona jako coś, co na rzeczy. Tymczasem przepraszam bardzo qrwa mać, tu nie ma nic na rzeczy! To że jest coś w tym to od początku ruska inspiracja. To właśnie rosjanie i tutejsze Bolki powielaja od samego początku że w tej rozmowie jest jakis mistyczny klucz. To nam jest podrzucane i to mamy gryżć, analizować, doszukiwać się. Tym mamy sie zająć, a nie pierdołami w stylu oddajcie naszą oryginalną skrzynkę, nasz wrak. Im dalej od dowodów, konkretów - tym lepiej dla tego co ma coś do ukrycia. To chyba oczywiste. We wszelkich kampaniach dezionformacyjnych chodzi o to by narzucić swoją wersje. Nie czekać, ale narzucić. Cokolwiek Polacy sobie tam wydyskutują o rozmowie braci, cokolwiek sobie tam Polaczki rozeznają w kwestii Błasika, alkoholu we krwi, ewentulanej kłótni to liczy się kacapom z mety na plus. Z okoliczności że kolejna wrzutkę rosyjską osmieszymy wynikają pewne korzyści. Ale zajmowanie się nimi, koncetracja uwagi na tym co zasuflowane skazuje nas na role statystów. My wręcz służymy kacapom zajmując się tym czym oni chą byśmy zajmowali się.
Margotte

Świadkowie, liczni, twierdzą, że tam właściwie pożaru nie było. I nagrane filmy też o tym świadczą. Z rzadka tliły się jakieś fragmenty, szybko dogaszone, ale właściwie nie wiadomo czego, może to tylko paliły się nieliczne kałuże paliwa. Ale gdzie kilkanaście ton? Z drugiej strony było jakieś świadectwo, że niektóre z ciał były zwęglone (wspomniał także o tym, bodajże w Monachium, pan Macierewicz). I tu zagadka. Pożaru raczej nie było, a ciała zwęglone. Część z kolei prawie nie ruszonych, wyglądały jakby spały. Dużo niejasności. To rodzi różne myśli i może rodzić różne teorie.
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

Również oglądałem zdjęcia, również nie spie po nocach od 10.04 bo co i raz dotyka mnie przeświadczenie że to tu, to własnie w tym elemencie jest coś co może być kluczem. Ledwie co setną ze swych teorii wyysłam w sieć. Zwracam Twoją uwagę stary druhu (co tam na aquasyfie - żartowłem, mam to w nosie) że film Wiśniewskiego to wyłacznie pewien dowód w sprawie. Zwazywszy na brata pana Wisniewskiego od dawna wiedzieliśmy że akurat w tym wypadku możemy spodziewać się prócz prawdy i pewnych kłamstw czyli pólprawd. Antek mówił w Monachium że mamy kilkaset, jeśli nie tysiące zdjęć z dnia 10.04. Ten sam Antek który nie wiedzieć czemu podczas ostatniej gali dziekował anonimowym funkcjonariuszom SKW za zdobycie, jak to nazwał, kluczowych dowodów w sprawie. To o czym piszesz wymaga takiej samej analizy jak te zdjęcia. Niewątpliwie. To jest punkt wyjścia, to jest jakiś dowód. Pół roku temu wertowałem zdjęcia bo zauwązyłem jakis konar drzewa który leżał PONAD szczątkami. A chyba powinien leżeć POD nimi. Spokojnie Pro, jak mówi Antek: nie ma żadnych wątpliwości że prawdy dowiemy sie. Ale nie od dupy strony. Pozdrowienia:)
Domyślny avatar

pro100 (niezweryfikowany)

14 years 7 months temu

Dodane przez Nurni w odpowiedzi na

"Antek mówił w Monachium że mamy kilkaset, jeśli nie tysiące zdjęć z dnia 10.04. Ten sam Antek który nie wiedzieć czemu podczas ostatniej gali dziekował anonimowym funkcjonariuszom SKW za zdobycie, jak to nazwał, kluczowych dowodów w sprawie." z jednej strony jak sowieciarzom się pruje w łapskach fastryga to to jest dobre. i to mogą robić blogerzy z takiej, siakiej i owakiej strony szczypać w zadek ile wlezie - wnerwieni zrobią wiecej błędów. a zagranie z podziękowaniem anonimowym funcjonariuszom skw majstersztyk. nie wiadomo czy bluff i ewentualnie na ile, i oprócz nerwowości - "kto, kurna tak spierdzielił wklejanki w taśmach z cz. skrzynek?" dodaje nowe wartości "kto, kurna zasypuje?"
nemezis

Ja W OGÓLE nie to miałam na myśli. Widać od razu, że mamy kompletnie inne umysły. :-) Myślę o tym ,że te słowo, "rozpadniesz" było takie DOSŁOWNE. Wcale nie mówię, że Prezydent miał nagan przy głowie. Po prostu, myślę, może jakieś przeczucie? W każdym razie dramatyczny przypadek użycia słowa, które stało się faktem w chwilę potem. Nie uważam w żaden sposób, że ta rozmowa miała na coś wpłynąć. Takie sobie filozoficzne rozważania o przeznaczeniu. Zdarzało mi się usłyszeć opowieści, że ktoś coś powiedział/zrobił, bo miał przeczucie, że już jutro go nie będzie. I tak się stało. Moja prababcia pożegnała się ze mną na dzień przed swoją śmiercią, bo czuła, że widzi mnie po raz ostatni. Więc proszę mi tu nie wyjeżdżać, z dawaniem się wciągać w ruską dezinformację. Jestem na nią dość odporna.
Domyślny avatar

czy pozwolisz mi na to, abym za chwilę postawiła tutaj hipotezę (bo tak chcesz to nazywać), że gen. Jaruzelski słusznie wprowadził stan wojenny. Nazwę to jak chcesz - alternatywny punkt widzenia - (i tu ...wstaw co mówił generał, sporo tego jest) - przypniesz?