Czy Tomasz Sekielski musi płacić komuś jakieś rachunki to ja oczywiście nie wiem, bo i skąd? Faktem jednak jest że wielokrotnie mieliśmy przez ostatnie kilka lat okazję zobaczyć że jego dziennikarstwo sprawiało wrażenie - delikatnie rzecz ujmując – dziennikarstwa usługowego. Oczywiście, jeśli człowiek chce sprawiać wrażenie obiektywnego, to czasem musi przyłożyć raz temu, raz owemu, ale jeśli się tylko dysponuję w stopniu choćby tylko podstawowym jakąś odrobiną zmysłu obserwacji i jako takim aparatem pojęciowym przydatnym do choćby tylko powierzchownej zdolności wyciągania w miarę słusznych wniosków, to łatwo się wtedy zauważy że Tomasz Sekielski należy do tej kategorii dziennikarzy, którzy - jak to się potocznie mówi - wiedzą z której strony jest posmarowany chlebek.
Taki też jest jego nowy program. Z tego co zdążyłem się zorientować, w swoim nowym programie pan dziennikarz będzie rozkładał medialne razy. Raz temu, raz tamtemu – zgodnie ze świętą w polskim dziennikarstwie zasadą zawodowego obiektywizmu. Raz przyłoży celnym felietonem, innym razem sfilmuję ukrytą w spince od krawata kamerką, a jeszcze innym podsłucha za pomocą mikrofoniku markującego tanią, chińską zapalniczkę i tak to będzie szło. Będzie tak sobie szło w myśl tej słynnej dykteryjki, ułożonej przez naszych rodaków potrafiących każdą plagę która na nich spadnie zamienić natychmiast w groteskowy dowcip. Otóż zaraz po ogłoszeniu podwyżek cen żywności przez niezapomnianego towarzysza Wiesława, kiedy się okazało że od nowego roku wszystkie artykuły żywnościowe takie jak: cukier, mąka, mleko, nabiał, pieczywo, mięso itp. oraz koszty wszystkich nośników energii od energii elektrycznej, poprzez benzynę aż po gaz w kuchenkach - drastycznie podrożeją - żeby jakoś w tej komuszej nędzy nie zwariować, lud pracujący miast i wsi śmiejąc się przez łzy, tłumaczył to wszystko sobie tak, że co prawda wszystkie te wymienione produkty będą znacznie droższe, ale za to potanieją spinacze biurowe i lokomotywy.
Mniej więcej tak wygląda nowy program Sekielskiego. W jednym odcinku skrytykuję bezosobowy „system” pokazując kilka młodych, pięknych dziewczyn skazanych przez tenże bezwzględny „system” na pewną śmierć z powodu braku w Polsce pewnych procedur leczniczych i ich finansowania, a w następnym zaś zajmie się drobiazgowo… grzebaniem w samym środku mózgu Jarosława Kaczyńskiego!
Z programu o braku chemii niestandardowej widz ma wynieść wrażenie że Sekielski „wali w Rząd” (ale konkretnie w kogo? W Kopacz? W NFZ? W Boniego? W Rostowskiego bo schował kasę i nie chce powiedzieć gdzie? – tego się z programu niestety nie dowiemy) zaś z programu o pokrętnej psychice Jarosława Kaczyńskiego widz wysnuję jeden, jedyny (ale za to słuszny) wniosek że Jarosław Kaczyński się do polityki nie nadaję „bo ma traumę”.
Kiedy jakiś czas temu - ale niestety już po wyborach prezydenckich - wyszło na jaw że rodzice naszej Pierwszej Damy poznali się i zakochali bez pamięci w sobie pracując oboje w Urzędzie Bezpieczeństwa, na nieśmiałe próby co uczciwszych dziennikarzy (ja się o tym dowiedziałem na blogu nieocenionego Stanisława Michalkiewicza) podania tej informacji do publicznej wiadomości, podniosły się oburzone głosy że nie ma żadnego powodu grzebać w rodzinnych sprawach małżonki głowy państwa i że to nie ma dla „naszej młodej demokracji” żadnego znaczenia gdzie kilkadziesiąt lat temu pracowali rodziciele naszej dzielnej druhny Ani.
Może ma, może nie ma, ja bym jednak obstawał przy zdaniu że w trochę starszych demokracjach pewnie byśmy o tym fakcie wiedzieli jednak przed wyborami, a zadbali by o to właśnie nie kto inny jak dziennikarze. Przypomniała mi się też wtedy natychmiast, jak zwykle niesłychanie dowcipna wypowiedź naszego nowego Prezia o tym, że on swoją prace magisterską napisał bodajże w tydzień i pomagał mu w jej napisaniu teść. Ja swoją, jak sobie teraz ledwo przypominam pisałem kilka miesięcy, ale ja nie miałem takiego zdolnego teścia, a i sam nie jestem taki zdolny, więc i pewnie prezydentem nie zostanę. Trochę mnie korci jednak żeby się dowiedzieć o czym była ta praca, bo skądinąd (z Wikipedii? Może i z Wikipedii – nie pamiętam) wiem że nasz miłośnik bigosu i arbiter kobiecej urody jest magistrem historii. A więc była to zapewne jakaś niesłychanie interesująca praca z historii. Ciekawe jaki okres historyczny obejmowała, skoro tak to szybko pod kierunkiem teścia z UB poszło.
I teraz, po tym wczorajszym programie Sekielskiego tak sobie jednak myślę że skoro można grzebać bezkarnie w głowie Jarosława Kaczyńskiego (który nie dość że nie jest teraz już premierem ale nawet nie został też prezydentem), żeby odnaleźć w niej najdrobniejsze choćby ślady traumy po śmierci ukochanego brata, to może jednak można i wręcz wypada zająć się teściami - jakby nie było urzędującego Prezydenta?
Panie Tomku, pogrzebie Pan? Żebyśmy to mieli wreszcie czarno na białym…
dzięki Nygusie za muppeta.
Co szkodzi spróbować? Wystarczy czasem tylko poprosić...
Nygus
Nietoperzu, w sumie to nie wiem. Nawet nie wiem czy to jest...