Blogerem – pożytecznym idiotą może być każdy

Przez Katarzyna , 07/10/2010 [01:05]
Inna jest funkcja blogera -  polityka, inna blogera agenta wpływu, a jeszcze inna blogera zaangażowanego. Ale blogerem – pożytecznym idiotą może być każdy. Czy jest bloger – obserwator, bloger opisujący obiektywnie rzeczywistość?  
Jest nas ponoć ponad 100 milionów. A zaczęło się niewinnie od e-pamiętników. By je umieścić w przestrzeni wirtualnej, trzeba było znać HTML-a.  W latach osiemdziesiątych przypominały bardziej fora dyskusyjne, ale już dekadę później piszących e- pamiętniki zaczęto nazywać nieco prześmiewczo skrybami - ekshibicjonistami. Czas płynął i stał się łaskawszy dla takich jak ja dyletantów komputerowych. Już tylko Internet, klawiatura i edytor tekstu potrzebny, by powiedzieć, co w duszy gra i co się wie. Teksty dotyczą najprzeróżniejszych dziedzin i coraz częściej są nieocenionym kompendium wiedzy.
Niestety, zauważyli to bardzo szybko ci, dla których Internet jest źródłem biznesu i reklamy. Ale nie tylko. Bloger zaczął służyć polityce. Doświadczenie  wojny w Zatoce Perskiej, relacja blogerów przez 24 godziny, nazwanej wojną blogerską, było pierwszym sygnałem, że czas zawodowych korespondentów wojennych, dziennikarskich gwiazd reportaży i sprawozdawców powoli kończy się. Nic nie pomogło wybrzydzanie, lekceważenie i obśmiewanie blogosfery. Zdobyła trwałe miejsce w medialnej informacji i opinii społecznej. O blogosferze pisze się już nie tylko artykuły, blogosferę bada się i opisuje w sposób metodyczny, naukowy. W wielu przypadkach doszło nawet do symbiozy mainstreamu z dziennikarzami obywatelskimi i  blogerami (wspólne portale, wzajemne linkowanie się, cytowanie blogerów, udostępnianie im kolumn na felietony, uznanie blogów za cenne źródła informacji etc.), sama zaś blogosfera uległa stopniowej profesjonalizacji, stając się faktycznie czymś w rodzaju V władzy, przez to, że nie tylko komentuje się w blogosferze to, co się dzieje na świecie i o czym donoszą media (szczególnie sferę polityki), lecz i dokonuje się gruntownej krytyki mediów oraz języka dziennikarstwa. – pisze Paweł Przywara w artykule naukowymMiędzy czwartą a piątą władzą – dziennikarze a blogerzy. Doświadczenia amerykańskie”  
http://wsiz.rzeszow.pl/kadra/pprzywara/Dokumenty_Local_WSIiZ/Mi%C4%99dzy%204%20a%205%20w%C5%82adz%C4%85%20referat.doc

Tak stało się w USA, a jak jest w Polsce? Po awanturze w Dzienniku, która kosztowała naczelnego utratę stanowiska, nic się chyba nie zmieniło. Nadal u większości dziennikarzy trwa przekonanie, że blogerzy żywią się głównie tym, co oni napiszą i bez nich bloger nie miałby szans. Zapominają, że sami też blogują. Dlaczego? Czyżby walka o czytelnika? To zostawiam naukowcom.
http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/127991,polscy-blogerzy-to-tylko-bazarowi-plotkarze.html
Mnie przy domowym wiejskim zmywaku z okienkiem na świat, jakim jest Internet, interesuje co innego.
W jakim stopniu bloger pełni rolę pożytecznego idioty wobec agentów wpływu?
By rzec najkrócej, jest tak:
Poranny przegląd prasy i bloger dostaje „pałera”. Komentuje doniesienia najczęściej  te, które go zbulwersowały, z oceną których się nie zgadza. Moment refleksji przywraca rozsądek. Zaraz, a dlaczego wszystkie media od góry do dołu, jak na komendę, zajmują się tylko jedną sprawą? Zgoda. Powódź, katastrofa, VAT czy dopalacze to ważne tematy. Ale czy jedyne? Czy ważnym tematem jest zjazd palikotomanów? Każdego dnia ktoś zakłada stowarzyszenie, klub, fundację o wiele  ważniejszą dla życia społecznego, politycznego kraju, a nie ma nawet o tym wzmianki.
Nie wiem jak innym, ale moja wyobraźnia podsuwa mi taki oto obrazek. Każdego dnia naczelny czy redaktor wydania w emocjach ściska komórkę.
- Jest! Jest! - Z tamtej strony płyną dyrektywy.
-Dziś zajmiecie się tym….. wiecie jak to zrobić. N. faksuje już wam zajawkę. Tytuł ma być mocny. Wiecie, że ludzie tylko tytuły czytają.
Kiedyś dzwoniono z komitetu przewodniej siły narodu, a dziś skąd? Prawdą jest też, że najważniejszy jest tytuł, który jakże często nijak się ma do treści.
Gorzej, że na poziomie tytułów zostaje wielu blogerów. Nie wgłębiają się w treść. Nie analizując i nie sprawdzając informacji czy opinii przekazują ją dalej tworząc fałszywy przekaz. Wielu z nas nie ma nic wspólnego z takimi blogerami jak opisujący wojnę w Zatoce Perskiej.  Nie są świadkami wydarzeń, ale je przetwarzają z drugiej ręki.
Pół biedy, jeśli te informacje wyszukaliśmy sami. Nierzadko jednak dajemy się nabrać jak w przypadku „tajemniczej postaci” z filmu, do którego podałam link w poprzedniej notce. Ową tajemniczą postacią okazał się Aleksander Łuczak. Tylko jedna osoba na Twitterze zwróciła mi na to uwagę. A to świadczy o tym, że kupiliśmy nieświadomie wersję tego filmu. http://www.youtube.com/watch?v=K0HVlVNgK0U
Co ciekawsze zupełnie kto inny jest tam tajemniczy. A ci, którzy go rozpoznają, podobno wiedzą, że był czy jeszcze jest, stałym bywalcem rautów w ambasadzie rosyjskiej. Nie udało mi się jednak dociec, dlaczego link ten pochodzący z komentarza pod notką w blogu Aleksandra Ściosa z 2009 roku http://bezdekretu.blogspot.com/2009/09/panstwo-scisle-tajne.html  prowadzi teraz do filmu: Smoleńsk 2010 - Pawlak 1992 - korelacja? Dlaczego z Łuczaka zrobiono tam rosyjskiego agenta?
Czy zupełnie nieświadomie zagrałam w tym wypadku rolę pożytecznego idioty? Ile razy wypełniałam taką rolę w innych notkach czy komentarzach?
A ilu z nas pełni rolę tub propagandowych Public Relations czy spin doktorów zwracając uwagę na ich wypowiedzi,  artykuły czy informacje przesyłane pocztą elektroniczną?
 Gdyby bloger chciał pisać tylko pamiętnik dla siebie, nie umieszczałby swoich notek w Internecie. Nie ma więc co udawać, że nie zależy nam na liczbie odwiedzin, na komentarzach czy dyskusjach.
Przychodzi jednak taki moment, że każdy musi sobie odpowiedzieć, dlaczego pisze; chce pisaniem zarabiać? Chce pomóc w zwycięstwie opcji politycznej z którą się utożsamia? A może po prostu w ten sposób zaspokaja swoją próżność?
Czasem wystarczy umieszczenie notki na głównej stronie portalu, by poczuć się ważnym i utalentowanym. Nie bierzemy pieniędzy, więc coś nam się należy, przynajmniej  uznanie. Jesteśmy dobrzy, czytają nas, cytują. I nie ma w tym nic złego.
Zło zaczyna się wtedy, gdy dajemy się wykorzystywać, gdy piszemy nie to, co wiemy, co widzimy, słyszymy czy myślimy, ale to, co inni nam podsuwają.


Nad dezinformacją i ukierunkowaniem agentów wpływu pracują sztaby wrogów naszego kraju, każdego kraju, bo tak już urządzili ten świat przed nami i nie mamy na to większego wpływu.
Zastanawiam się; sprawdzać na okrągło, podejrzewać, nie ufać? W każdym widzieć potencjalnego agenta wpływu czy spin doktora? A może przestać pisać, bo z tą potężną machiną politycznej walki nie mamy szans? To tak jakby przestać wychodzić z domu, bo można wpaść pod samochód, mogą cię oszukać, okraść, pobić, możesz spotkać na ulicy niewierną ukochaną z obcym mężczyzną, możesz przemoczyć nogi i zachorować. I są tacy, którzy tak postępują. Uciekają od świata, zamykają się w czterech ścianach, wyrzucają telewizor przez okno, wyłączają telefon, nie dają się namówić na komputer i Internet. Tak też można. Ale gdzieś tam toczy się  ich proces niczym z powieści Kafki i któregoś dnia zostaną zmuszeni do odgrywania ról, których zupełnie nie pojmują. Mają prawo i nic nam do tego, choć nie jest to rozsądne.
Jak wobec tego ustrzec się przed rolą pożytecznego idioty uczestnicząc, opisując i komentując otaczającą nas rzeczywistość? Dla blogera jak dla każdego zwykłego człowieka to trudne zadnie. Pierwszym krokiem jest przyjęcie do wiadomości, że dziś walka polityczna toczy się przede wszystkim za pomocą wojny informacyjnej.  Gdy wiemy, na czym ona polega, a wiedzy na ten temat jest już naprawdę sporo w bibliotekach i w Internecie, łatwiej zachować obiektywizm i bronić się przed rolą pożytecznego idioty.
Rafał Brzeski w swoim skrypcie Wojna informacyjna daje kilka pożytecznych rad, które warto zapamiętać: możliwie szeroka wiedza, korzystanie z różnorodnych źródeł informacji, wiedza o sobie, o swoich silnych i słabych stronach, unikanie myślenia, że przeciwnik myśli i zachowuje się tak jak ja, czujność - należy być zawsze przygotowanym na nieznane techniki, metody i rozwiązania, ustawiczne kształtowanie i umacnianie porządku moralnego opartego o system odwiecznych wartości.
A wszystkie te rady zamykają się w jakże prostej i mądrej poincie: Wiarygodność informacji sprawdza się w oparciu o posiadaną wiedzę, wiarygodność posiadanej wiedzy w oparciu o przestrzegane zasady moralne, wiarygodność zasad moralnych w oparciu o 10 przykazań.
Dodam od siebie specjalnie dla blogerów - amatorów, takich jak ja. Zanim napiszesz, napij się zimnej wody, zanim umieścisz w blogu, przeczytaj, sprawdź i zastanów się czy przypadkiem nie jesteś pożytecznym idiotą.
Amerykanin

Nie pozwalajmy soba manipulowac. Latwo powiedziec.Obserwujac dzisiejsza scene poltyczna w Polsce nie potrafie odroznic prawdy od klamstwa,a na dodatek niejednokrotnie zdarza mi sie przyznac racje calkowicie "wrogim" mi stronom,jakies zdanie,pojedyncza ocena, postawa czy zachowania,czyjas wypowiedz pokrywa sie w 100% z moja na ten temat opinia. W przytoczonym przykladzie ktos (wedlug Ciebie manipulator) zdyskredytowal postac Alexandra Luczaka. Kim waznym jest A.Luczak,ze znalazl sie w tym towarzystwie tego wieczoru? Dlaczego kapciowy wita go po soviecku? Dlaczego jego imie nie jest historycznie znane jako chocby jednego z konstruktorow nocnego przewrotu? Gdybys zechciala odpowiedziec mi na te pytania,zaczalbym pewnie sie zastanawiac dlaczego i komu potrzebne byla infamia tej postaci,a przy okazji ktoz tam jest bywalcem rautow w sovieckiej ambasadzie,ktorego (my,baranki boze) nie rozpoznalismy,ze to wlasnie ON rozdaje karty przy tym stole? Jak widzisz udalo Ci sie mnie zmanipulowac i zainteresowac "odkryta" przez Ciebie "dluga reka" naszego,granicznego niegdys sasiada. Pzdr
Katarzyna

Nie, moje intencje, a one się w tym wypadku liczą, są inne.

Nie chciałam nikomu nic sugerować, a jedynie pokazać, jak trudno być wolnym od manipulacji. To ja zostałam tu wykorzystana. Zgadzam się w pełni z Twoją wypowiedzią; jakże często ulegamy manipulacji i sami manipulujemy. Uważamy, że robimy to dla dobra sprawy. I w wielu wypadkach tak jest, ale czasem jesteśmy nośnikami informacji, które przekazują do internetu agenci wpływu, a my robimy za ich pocztę, nie wiedząc o tym.

Trafiłam na link szukając informacji do hasła "agent wpływu". Zastanawiałam się nad datami. Pierwotnie Łuczaka nie rozpoznałam, choć przez jakiś czas był moim ministrem oświaty. Na filmie gęba jego jak najbardziej pasuje do Rosjanina. Wachowski pyta po rosyjsku. Wiesz dobrze, że przeciętny Polak, albo nie wie w ogóle nic o Wachowskim, albo tylko, że był przybocznym Wałęsy, który trząsł kancelarią. Czasem ktoś doda, że był kierowcą. Nikt nie pyta, co z jego procesem. Nigdzie nie znalazłam odpowiedzi, dlaczego Wachowski wita Łuczaka po rosyjsku.

Tajemniczą podobno postacią na filmie "Nocna zmiana" jest facet z brodą, który przychodzi później na spotkanie. Na twitterze zwróciła na niego moją uwagę I.Sz. i poinformowała, że tego kolesia rozszyfrował Marek Król. Nie podała jednak, kim jest,bo nie wie. Dlatego ja już niczego w tej notce nie sugerowałam. Teraz dopiero o tym piszę. I nie podejmuję się tej zagadki rozwiązywać. Nadal jednak nie rozumiem tego, na co się nabrałam.

Dlaczego ten film w tytule sugerujący powtórkę z nocnej zmiany z Pawlakiem w tle rzuca cień podejrzenia na Łuczaka? Coś nam sugeruje? Manipuluje? Jaki film pod tym linkiem był w 2009 roku? Jest wiele pytań. Nie podejmuję się ich rozwiązania, ale mam poczucie, że sama dałam się zmanipulować. Zwłaszcza, że w blogu A. Ściosa wpisałam te pytania i do tej pory nikt mi nie odpowiedział. Posłużyłam się tym przykładem jako dowód, jak trudno obronić się przed manipulacją.

Pozdrawiam

Pluszak

Czy jest bloger – obserwator, bloger opisujący obiektywnie rzeczywistość? Pluszak - moim zdaniem są tacy blogerzy "...Poranny przegląd prasy i bloger dostaje „pałera”. Komentuje doniesienia najczęściej te, które go zbulwersowały, z oceną których się nie zgadza..." Pluszak - bloger ma takie samo prawo komentować jak każdy inny Czytelnik, z tym że bloger najczęściej robi to na własnym blogu, a Czytelnik w komentarzach pod wybranym wpisem. Dziennikarz czy dziennikarz śledczy dysponuje dużym budżetem, za swoją pracę otrzymuje wynagrodzenie. Bloger jeśli sam nie zadba o jakiś dochód może cieszyć się tylko licznikiem odwiedzin. Jak wielu dziennikarzy samodzielnie wyszukuje informacje? Aktualnie mają do dyspozycji komputery z łączami do internetu, tu jest kopalnia informacji z których korzystają zarówno blogerzy jak i dziennikarze, z tym że dziennikarze mają wynagrodzenie za "przeglądanie Google". Dodatkowo dziennikarze mają dostęp do PAP czy innych agencji prasowych lub fotograficznych, a wiec zostaje tylko opracowanie tekstu i dodanie grafiki. Różnica taka że za jedną prace jest kasa, a za inną tej kasy nie ma. Gdyby informacje przekazywane w publicznych mediach byłby by RZETELNE wielu bloggerów mogłoby zaprzestać pisania. "...Przychodzi jednak taki moment, że każdy musi sobie odpowiedzieć, dlaczego pisze;.." Pluszak - w moim przypadku piszę dlatego aby podzielić się z Czytelnikami moim, często innym zdaniem na jakiś temat ( ostatnio dominuje temat katastrofy TU-154M ), a także po to aby ukazać jakieś niuanse czy nieścisłości w danym temacie. Bloger ma często większy talent do "wyłapywania newsów" czy nieścisłości, ale blogera zazwyczaj traktuje się z pogardą, jako człowieka drugiej kategorii. Prym w tym wiodą dziennikarze.
Katarzyna

Przede wszystkim na początku chcę zaznaczyć, ze wszystkie Twoje notki dotyczące katastrofy czytałam i zwykle link do nich podaję na twitterze. Twój blog to właśnie jeden z tych, który jest zaliczany do kompendiów wiedzy.

Nie odzywam się, bo tak, jak już pisałam wielokrotnie, dla mnie sprawa jest jasna. Zrobiono wszystko, by udowodnić, że jest to zamach; manipulacją, dezinformacją, zacieraniem śladów. Zastanawiam się czy w ogóle byłaby mowa jeszcze w mediach mainstreamu na temat katastrofy, gdyby nie blogerzy i dziennikarze społeczni.

Paweł Przywara w swoim artykule zwraca uwagę na pewien szczegół, który dokonał się w amerykańskiej blogosferze. "ludzie odpowiadający za informowanie i komentowanie wydarzeń stali się niejako biernymi obserwatorami, podczas gdy rolę dziennikarzy i publicystów zaczęli przejmować obywatele korzystający z dobrodziejstw nowego, elektronicznego i interaktywnego medium".

Dziennikarz o wojnie w Zatoce Perskiej dowiadywał się od taksówkarzy. Blogerzy informowali się o faktach, których byli świadkami. Dziś dzieje się już tak i u nas, czego dowodem są relacje blogpressu z sytuacji pod krzyżem czy innych wydarzeń.

I tak dziś dziennikarstwo stało się siedzeniem za biurkiem i googlowaniem, a blogowanie informowaniem i komentowaniem z pasją i wiedzą.

Nie jest tak słodko jednak. Niektórzy z nas nie mogą się oprzeć wizji pracy w redakcji, imponuje im świat dziennikarski i nie da się ukryć, wiem, co mówię, są perfidnie wykorzystywani do czarnej roboty dla dziennikarzy, piarowców czy nawet agentów wpływu.

Kluczem są niestety, pieniądze. Niezależność daje nam brak zapłaty za naszą pracę. Czasem dzienniakrz pod swoim nazwiskiem pisze i zarabia na chleb, a bloguje pod nickiem, by powiedzieć to, co w prasie mu nie wydrukują. Ale trzeba mieć świadomość, że im lepsi jesteśmy, tym bardziej kusimy, by nami manipulować i wykorzystywać nas do manipulowania innymi. Świadomość tego, rzetelność i odpowiedzialność, w moim przekonaniu wystarczy. Ale dzięki takim blogom jak choćbyTwój czy portalom społecznościowym mainstream zmuszany jest do podejmowania tematów niewygodnych.

Po prostu róbmy swoje.

Pozdrawiam

kelner

wg mnie, pożytecznymi idiotami są dziennikarze.

Blog, jest jak najbardziej właściwym miejscem reakcji na ich informacje. Podoba mi się Twój wywód, chociaż miejscami idealizujesz ( piękny byłby świat prawdy ). To, co z Twoją czy moją reakcją zrobi kolejny czytelnik pozostaje w Jego gestii. To kwestia interpretacji. Ty zatrzymasz prawdopodobną informację dla siebie, a tu przedstawisz swoje na ten temat zdanie. Nie ma co filozofować, kiedy poziom dziennikarstwa sięga kolan. Pozostajemy w dużym stopniu w strefie domysłów.

Katarzyna

No widzisz, jesteś na wyższym etapie blogowania.

Potrafisz wyszukać i wkleić takie zdjęcie, ja nie, ale może w końcu się przełamię i nauczę wklejać nie tylko teksty. Kiedyś już mi to wychodziło.

A zdjęcie to jest najlepszym komentarzem dla stanu polskiego dziennikarstwa.

Przyznasz jednak, że anonimowość blogowania czasem naraża nas na złe towarzystwo i paskudną rolę w informowaniu innych, wkalkulowane w ryzyko blogowania.

Jeszcze jedno. To, co piszę, jest jedynie moimi spostrzeżeniami i co najwyżej sygnałem do przemyśleń czy dyskusji. Daleko mi do pewności sądów. Przy potentatach blogowych jestem kropelką.

Pozdrawiam

Domyślny avatar

Wachowski do Łuczaka w Nocnej zmianie nie mówi po rosyjsku. Twierdzenie, że pada tam słowo "zdrastwujtie", jest niesłuszne. Autor filmiku albo uległ samosugestii, albo próbuje manipulować. Stawiam na to pierwsze.
Katarzyna

I mamy problem :-), bo ja jestem z pokolenia, które uczyło się języka rosyjskiego. Na pewno jest tam "zdrastwujtie". Natomiast otwartym pozostaje pytanie czy wypowiedziane przez Wachowskiego, czy dostawione? Intencja jest jasna. Sugerowanie powiązań agenturalnych Wachowskiego i Łuczaka. A odwracanie uwagi od prawdziwego agenta? Tylko, tak zastanawiam się teraz czy to w sumie ma znaczenie? Przecież nocna zmiana to w istocie zamach stanu i dla mnie nie ulega wątpliwości, że biorą w tym udział również agenci rosyjscy. Wniosek o odwołanie Olszewskiego napisał Wałęsa po powrocie z Moskwy.
Domyślny avatar

Problem tylko pozorny. Ja też jestem z pokolenia, które zna rosyjski (nawet b. dobrze), ale znacznie bardziej od tego, co bełkoce Wachowski, interesuje mnie skład tego towarzystwa. Dlaczego Pawlak - jasne, ale dlaczego Łuczak? Dlaczego Tusk - jasne, ale dlaczego Niesiołowski? I czemu tak bezproblemowo łykają oni wszyscy tezę Wałęsy, że Olszewskiego trzeba pogonić w te pędy?
Katarzyna

Dla mnie największym zaskoczeniem oprócz Łuczaka, który mógł być z Pawlakiem, bo oboje z PSL, największym zaskoczeniem jest Niesiołowski.

W Sejmie bronił Listy Parysa i Macierewicza, a tu nie odzywał się. Grał na dwa fronty, dlaczego?

Czy kiedykolwiek otrzymamy odpowiedź na Twoje pytanie: I czemu tak bezproblemowo łykają oni wszyscy tezę Wałęsy, że Olszewskiego trzeba pogonić w te pędy?

Teraz możemy tylko przypuszczać, że portki im się zatrzęsły. A może kogoś reprezentowali? fakt, Pawlak rozbił autentyczny ruch ludowy i znowu wypłynął tez przy umowie gazowej. Tusk umaczany po uszy w katastrofie. Niesioł robi za głupa.

Nygus

Gdyby mnie w takim razie ktoś zapytał czym ja się różnię od modelowego,zawodowego, polskiego dziennikarza to odpowiadam: gdybym się w pewnym momencie zorientował że napisałem na swoim blogu coś co okazało się nieprawdą to ... ja to zdementuję i przeproszę.

     Sam, bez ponaglania.

****************

Dobra i ważna notka.

Pozdrawiam.

Katarzyna

Pięknie kłaniam się za ten komentarz. :-)