Godziwe wynagrodzenie po polsku

Przez Katarzyna , 01/09/2010 [23:35]

"Praca to nie jest coś, co można traktować jako koszt, który należy redukować. Prawa pracownicze to nie jest coś, co jest kosztem nieuzasadnionym, jak dzisiaj wielu mówi". Prawa pracownicze, umowa o pracę, ubezpieczenia, prawa wolnych związków zawodowych, to "taka sama część naszej cywilizacji, jak spółka akcyjna, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, jak akcja, jak giełda - instytucje, które zdołały stworzyć współczesny kapitalizm i gigantyczny sukces gospodarczy".

"Praca to nie jest coś, co można traktować jako koszt, który należy redukować. Prawa pracownicze to nie jest coś, co jest kosztem nieuzasadnionym, jak dzisiaj wielu mówi". Prawa pracownicze, umowa o pracę, ubezpieczenia, prawa wolnych związków zawodowych, to "taka sama część naszej cywilizacji, jak spółka akcyjna, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, jak akcja, jak giełda - instytucje, które zdołały stworzyć współczesny kapitalizm i gigantyczny sukces gospodarczy". Gdzieś nam ta prawda w III RP umknęła. Jarosław Kaczyński przypomniał ją w swoim przemówieniu na Zjeździe „Solidarności z okazji 30 rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych , ale w ferworze cytowania przez wszystkie media krzyku tramwajarki została zagłuszona. A szkoda, bo rocznica Porozumień powinna być okazją do społecznej debaty nad rolą związków zawodowych w dzisiejszym świecie, a w Polsce w szczególności. Któż z nas, pobierający edukację w PRL, nie wzruszał się ciężką dolą chłopa i wyzyskiem robotnika. Krwiożerczy burżuj, kapitalista wysysał krew, odbierał godność, zabierał nadzieję. Może jeszcze niektórzy z nas pamiętają obowiązkową lekturę Igora Newerlego „Pamiątka z Celulozy”. Było tych lektur więcej i wydawały się nam one tanią propagandą. Z pewnością taki miały cel, ale opisy nędzy nie odbiegały od rzeczywistości. Opisy warunków pracy w XIX - wiecznych fabrykach, a potem początków XX wieku, znajdziemy też w podręcznikach. W tamtych czasach robotnicy zmuszeni byli zgadzać się na wszystkie warunki pracy, jak i wynagrodzenia, oferowane im przez pracodawców. Do ciężkiej pracy (12-16 godzinnej), w niszczących zdrowie warunkach, zatrudniano nawet dzieci. Na miejsce chorego robotnika stały w kolejce setki innych bezrobotnych przybyłych ze wsi. Dla właścicieli liczył się tylko zysk i to szybki. To właśnie w wyniku tzw. dzikiego kapitalizmu narodziły się związki zawodowe. I pomyśleć, że dziś, zdaje się, jesteśmy prawie w tym samy miejscu. Praca stała się bezosobowym towarem, a ci, którzy jej nie mają w opinii pracodawców są mało mobilni, źle wykształceni, leniwi i nastawieni na roszczenia. Bez zmrużenia oka przełykamy formułki typu; to normalne, że płace są niskie, bo konkurencja, wymaga obniżenia kosztów produkcji. Tak funkcjonuje kapitalizm. Dodajmy od siebie – dziki kapitalizm, przenoszony z krajów wysoko rozwiniętych tam, gdzie pracownika można traktować jak maszynę produkcyjną i po zużyciu wyrzucić na śmietnik. Czy tak Polska jest traktowana? Na to pytanie właśnie związki zawodowe, opierając się o gruntowną wiedzę socjologiczną i ekonomiczną, powinny nam odpowiedzieć. Tymczasem przez 20 lat nawet nie udało się nikomu ustalić koszyka minimum socjalnego, ba, nawet zapomniano już o takiej potrzebie. Czy jeszcze pamiętamy, co oznacza termin godziwe wynagrodzenie? A przecież nie jest to termin tylko etyczny, ma on swoje umocowanie w prawie międzynarodowym. Art.4 Europejskiej Karty Społecznej z 1961 r., którą Polska podpisała w listopadzie 1991 r., w momencie wstępowania do Rady Europy, jasno określa, co znaczy uznać prawo pracownika do godziwego wynagrodzenia. Oznacza to, ni mniej ni więcej, tylko: * uznać prawo pracowników do takiego wynagrodzenia, które zapewni im i ich rodzinom godziwy poziom życia; * uznać prawo pracowników do zwiększonej stawki wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych, z zastrzeżeniem wyjątków w przypadkach szczególnych; * uznać prawo pracowników, mężczyzn i kobiet, do jednakowego wynagrodzenia za pracę jednakowej wartości; * uznać prawo wszystkich pracowników do rozsądnego okresu wypowiedzenia w razie zwolnienia z pracy; * zezwolić na dokonywanie potrąceń z wynagrodzeń tylko na warunkach i w zakresie przewidzianym w ustawodawstwie krajowym lub ustalonym w układach zbiorowych pracy lub w orzeczeniach arbitrażowych. Na straży owego godziwego wynagrodzenia, które powinno starczyć nie tylko pracownikowi ale i jego rodzinie powinny stać związki zawodowe. Czy można opłacić czynsz, dojazdy do pracy, energię, zakupić żywność, opał, lekarstwa, ubranie, wyprawki do szkoły za płacę minimalną? O rozrywce, urlopie, nawet nie wspominam. A od tej płacy liczone są podatki i wszystkie składki, w tym emerytalne i zdrowotne. Resztę niektórzy pracownicy, poza budżetówką, dostają pod stołem. Czy można się dziwić, że budżet cienko przędzie a zadłużenie państwa rośnie? Skoro z płacy minimalnej nie może utrzymać się pracownik, to jakim cudem miałoby utrzymać się państwo? Czy możliwe jest przecięcie tego węzła gordyjskiego? I na to pytanie też powinny szukać odpowiedzi związki. A jeśli znajdą, jeśli będą chcieli wyegzekwować to prawo? Czy będą chętni i zdeterminowani jak stoczniowcy w 1980 r.? Czy znajdą się też chętni, tak jak wtedy, pracownicy innych zakładów w całej Polsce do poparcia ich? Ilu nas wtedy będzie? Problem liczebności związków zawodowych nie jest tylko problemem polskim. Zrzeszonych w nich Polaków jest zaledwie 15%. Jesteśmy na czwartym miejscu od końca wśród krajów UE. Są jednak gorsi od nas. W Europie najmniej związkowców jest we Francji – 8%. A jednak raz po raz czytamy: francuskie związki zawodowe rozpoczęły ogólnokrajowy strajk przeciwko… I za każdym razem tysiące pracowników opuszcza stanowiska pracy, by bronić swoich praw. Nie wiem czy tupią na nich tak jak w Polsce, że mieszają się do polityki, są destrukcyjne i hamujące rozwój gospodarki. Wiem jednak, że centrale związkowe we Francji mają swoją siłę niezależnie od liczebności i są skuteczne. Może każdy pilnuje tam swego? Może nie martwią się o pracodawcę, kryzys, rząd, tylko robią to, do czego zostały powołane? Bronią praw pracowniczych, negocjują, opiniują, a jak to nie skutkuje po prostu strajkują. Czy w Polsce takie silne związki są możliwe? Czy są potrzebne? Skąd mam wiedzieć, kiedy same związki nie są zainteresowane tym, by do pracowników trafić? Z kolportażem krucho, z wykorzystaniem Internetu jeszcze gorzej. Z trafieniem do pracowników w konkretnych zakładach pracy całkiem kiepsko. Siłę związku mierzy się masowością i determinacją działania. Ale jest i jeszcze coś, o czym niechętnie mówimy. W roku 1980 mogłam ja i inni związkowcy liczyć, że w przypadku szykan nie zostaniemy bez pomocy. Jeśli wyrzucą nas z pracy, nie umrzemy z głodu, jeśli aresztują, rodziną zajmą się przyjaciele. A jak jest teraz? Pod koniec lat 90-tych poprosiły mnie koleżanki o założenie komisji zakładowej w kuratorium oświaty. Zgodziłam się pod jednym warunkiem, że zrobimy to natychmiast, by kierownictwo nie miało wpływu na wybór prezydium. Liczba chętnych w tym momencie stopniała w błyskawicznym tempie. Dlaczego to wspominam? Bo tak sobie myślę, że jedną z pierwszych poprawek w związkowym statucie powinien być zakaz kierowania komisją zakładową przez członka związku, który bezpośrednio podlega szefowi. Czy można sobie bowiem wyobrazić sprawnie działającą organizację zakładową z przewodniczącym, który jest kierowcą szefa? Potrzebę istnienia związków zawodowych jako reprezentacji pracowników najemnych uzasadniał już w XVIII wieku klasyk ekonomii Adam Smith. I co ciekawe, nie oddzielał on pracy ludzkiej od osoby, a rozwój społeczeństwa wyprowadzał od psychologicznej zdolności człowieka do empatii. To, zdaniem Smitha, ludzka zdolność do zrozumienia potrzeb innych i zaspokajania tych potrzeb na drodze wymiany towarów i usług doprowadziła do rozwoju cywilizacji. Po wiekach przypomniał nam sens i wartość ludzkiej pracy Jan Paweł II. Cytujemy Jego słowa, powtarzamy, ale nic z tego nie wynika, albo bardzo niewiele. Śmialiśmy się kiedyś z roli związku zawodowego za komuny; szef pilnie opiniował zarządzenia kierownictwa, dopingował do pracy, w nagrodę dostawał talon na malucha, albo wczasy. Pokornym związkowcom też się czasem i coś dostało, w najgorszym wypadku worek cebuli lub ziemniaków jesienią. Dziś związki w prywatnych firmach są rzadkością, dba o to właściciel, po co mu kłopot? W firmach państwowych najważniejszą troską zdaje się być utrzymanie liczby członków tak, aby były etaty dla związku. Jak przewodniczący fika, to następnego dnia w prasie wylicza mu się, ile zarabia i gościu cichnie. Owszem, pracują sekcje regionalne i krajowe, biorą udział, jak ich zaproszą, w pracach komisji trójstronnej i … w końcu bez szemrania godzą się na kolejne wykreślenie z Kodeksu Pracy prawa pracowniczego, a komisje zakładowe niedługo już będą ograniczać się do dzielenia paczek świątecznych. Czyżbyśmy zatoczyli koło i cofnęli się do związków PRL? Dobrze się stało, że Jarosław Kaczyński przypomniał nam o roli i miejscu związków zawodowych, ale bez pracy nad ich reformą, ciężkiej harówy, jakiej kiedyś dokonali szeregowi działacze z 1980 r., skazani będziemy na kolejne wspominanie, jak to kiedyś pięknie było. A 40 rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych niewiele będzie się różnić od obecnej. I żadne to dla mego pokolenia pocieszenie, że prawdopodobnie wielu z nas będzie już świętować w lepszym, Bożym świecie.

Domyślny avatar

spring

15 years 1 month temu

Wlos mi sie jezy na glowie z przerazenia czytajac twoj tekst, tym bardziej, ze jestem w trakcie lektury "Lenina" Ossendowskiego. Szczesciem w nieszczesciu jest fakt, ze miedzy innymi dzieki prezydentowi Kaczynskiemu nie przyjelismy manifestu komunistycznego UE czyli Karty Praw Podstawowych ktora to wydaje sie byla by urzeczywistnieniem twoich marzen...
Katarzyna

A niech Ci nawet wypadną. Jeśli niczego nie zrozumiałeś z mojego tekstu, to już nie zrozumiesz.
Czarek Czerwiński

III RP pod względem przestrzegania praw pracowniczych zatrzymała się w pół drogi pomiędzy socjalizmem a gospodarką rynkową z prawdziwego zdarzenia. Teraz tak naprawdę pracodawcy niemal wszystko wolno, z wyjątkiem firm, gdzie są silne związki zawodowe. Prawo pracownicze jest na ogół pustym frazesem, egzekwowanym tylko w przypadkach skrajnego wyzysku pracownika. Codzienność pracy w wielu firmach w Polsce woła o pomstę do nieba. Dodajmy do tego ogromne opodatkowanie pracy w Polsce - jedno z najwyższych na świecie oraz układy w urzędach i instytucjach państwowych i wyjdzie nam coś pomiędzy dzikim kapitalizmem a republiką kolesi.
Katarzyna

Nie miała szans nawet wejść na dobre na drogę gospodarki rynkowej. Nie było uwłaszczenia społecznego, nie było zwrotu majątków zagrabionych, nie było okresu przejściowego, tylko otwarcie granic na zachodnią produkcję. Staliśmy się rynkiem zbytu. Nasze zakłady nie miały szans, z podatków zwolnione były firmy obce. Młodzi nie wiedzą, jak wykańczało się wszystkich, którzy nie byli z uwłaszczenia Rakowskiego. Jak każda próba ukrócenia haniebnego wykorzystywania pracowników była zakrzykiwana, że pracodawcy będą zmuszeni do łamania prawa. Dziś "godziwe wynagrodzenie" jest takie, abyś był zmuszony zaciągać kredyty na opał, wyprawkę do szkoły czy studia. I biznes się kręci.Teraz już tak nie rzucają głośno haseł o rzekomych prawach rynku, bo ludzie podróżują i wiedzą, jak to funkcjonuje w innych krajach,wiedzą, że związki nie są wymysłem komuny. To komuna je zwalczała. Nawet jeśli przyjmiemy, że praca to tylko towar, to tym bardziej potrzebne są związki, by ten "towar" sprzedać jak najkorzystniej. Nikt nie dziwi się, że są organizacje pracodawców, ale pracowników?! Jak oni śmią! I pomyśleć, że tylu młodych ludzi studiuje ekonomię, a dają sobie wciskać ciemnotę.
Domyślny avatar

spring

15 years 1 month temu

Heh niestety zrozumialem. W sprawie wlosow odpisze uprzejmie, na glowie niewiele juz zostalo wiec calkiem prawdopodobny jest twoj scenariusz. Racje ma Cezary piszac, ze panstwo ciagnie gruba rente z pracownikow najemnych i w tym jest pies pogrzebany. Co do zwiazkow zawodowych, jako takie powinny zostac zdelegalizowane jak najszybciej.
Katarzyna

Nie jesteś odkrywczy. Próby delegalizacji były, między innymi, we Francji. Nie argumentujesz, tylko stwierdzasz. Równie dobrze mogę napisać. Jestem za jak najszybszą delegalizacją internetu. :-)
Domyślny avatar

spring

15 years 1 month temu

Twoja odpowiedz Cezaremu byla juz w innym tonie i tu jestem sklonny sie z toba zgodzic w pierwszej jej czesci. Argumentacja dot oblozenia niewolniczymi podatkami kosztow pracy pracownikow najemnych to czym jest? :) Fakt, mam taki sposob pisania - powinienem wszedzie akcentowac: "moim zdaniem". Wiec (tak wiem) moim zdaniem zwiazki zawodowe szkodza stajac sie drogim posrednikiem pomiedzy pracodawca a pracownikiem. Umowa o prace powinna byc (moim zdaniem) tym samym co umowa kupna sprzedazy gdzie dziala zasada podazy i popytu. Jakiekolwiek wtracanie sie ustawodawcze poprzez panstwo i naciskajace na nie zwiazki zawodowe burza ta zasade i wprowadzaja chaos, innymi slowy jest z tego wiecej zlego niz pozytku. Masz racje zwiazki zawodowe byly przez komunistow zwalczane, ale to bylo kiedys, teraz w eurokolchozie to sam cymes.
Katarzyna

Teoretycznie we wszystkim się zgadzamy, ale ani państwa nie zlikwidujemy, ani tego, że będą związki nie zmienimy, przynajmniej nie teraz, więc niech każdy robi, co do niego należy; państwo, pracodawcy związki. Trzeba też pamiętać, że związki w prywatnych firmach to prawie przeszłość a budżetówka to pracodawca samorządowy i państwowy. I tu związki są najsilniejsze. Dopóki państwo będzie regulować nam "przysłowiowy numer obuwia" i skubać podatkami, zarówno organizacje pracodawców jak i związki są chyba jednak potrzebne.
malyy5

malyy5

15 years 1 month temu

Nawet nie mamy jego odmiany,mamy współczesny FEUDALIZM z ta różnica,że jesteśmy wszyscy "chłopami".I to chłopami pańszczyźnianymi.I tak idąc do pracy, zarabiamy tyle -co byśmy nie zdechli,a cobyśmy jednak się nie uzależnili od Pana (swą oszczędnością)- mamy możliwość wzięcia kredytu który zabiera nam zdrowy rozsądek i wszelkie marzenia -stajemy się maszynami pozbawionymi czasu dla rodziny ,dzieci ,najbliższych bo musimy spłacać zobowiązania żeby nie mieszkać w szałasie-bo zimy,zimne.Za to jesteśmy w Unii Europejskiej tylko jak chłop feudalny tam ma? ano gówno ma,cały czas podnoszenie standardów-wytyczne unii,u nas musi dużo kosztować coby nie było dysproporcji w innych państwach unii, co jednak nijak ma się chociażby do zasiłków i zarobków.Nie pracujący -murzyn,cygan,arab w Unii ma osłonę socjalną niewyobrażalną i nieporównywalną do pracującego "chłopa pańszczyźnianego" w Polsce.To taki mały przykład.My za to mamy super rząd ,super prezydenta,tylko my sami jako naród już raczej super nie mamy.W nagrodę podniosą podatki,cuda,dziwy nieskończone...a na starość już nam mówią że nie będziemy mieć rent i emerytur,to ja przepraszam co to za kapitalizm?.