Diagnoza czyli Król i Janecki znów razem, choć osobno

Przez Irena Szafrańska , 09/08/2010 [13:47]

Dziś ukazały się dwa ważne i mocne teksty moich ulubionych dziennikarzy. Dlatego pozwalam sobie wkleić je , by nie umknęły uwadze szerokiej PT Publiczności. Read and enjoy. Irena Szafrańska Marek Król: Co PiS da PO? Na brzegu łóżka siedzi strapiony premier w piżamie. Leżąca za nim żona Małgorzata, głaszcząc jego Palikota, szepce: Nie martw się Donek, to się zdarza. Przestań Gośka - prosi Donald - bez PiS-u mi nic nie wychodzi. Żaden apolityczny satyryk, jak Sawka czy Mleczko, nie narysuje takiej scenki. Słuchając homilii vatowskiej premiera w Sejmie, przypomniał mi się słynny rysunek Andrzeja Mleczki, przedstawiający nosorożca kopulującego z żyrafą i napis na nim: Obywatelu, nie pieprz bez sensu. Premier w swym sejmowym wystąpieniu, zanim nas zvatował, nakreślił wstrząsający obraz zbrodni finansowych rządu PiS. Okazało się, że rządzący trzy lata temu reżim Kaczyńskiego ograbił budżet rządu PO z 40 miliardów złotych. Stało się tak na skutek obniżenia podatku PIT i składki emerytalnej przez PiS. Jednocześnie PiS-owski reżim nie obniżył wydatków budżetowych państwa, a nawet je podwyższył. Rząd PO, zdaniem premiera, musi odzyskać choć część z utraconych 40 miliardów, które zalegają bezsensownie w portfelach podatników. A władza potrzebuje pieniędzy, choćby na zwiększoną o 10 proc. armię urzędników pracujących dla partii i rządu. Rząd, według nowej liberalno-socjalistycznej doktryny, popierany także przez posła Marka Borowskiego, lepiej wydaje pieniądze niż przeciętny Polak. Pamiętając, że mamy w Polsce najlepszy rząd, który jako jedyny oparł się kryzysowi, należy go poprzeć w vatowaniu naszych portfeli. Pamiętamy przecież, że na ociekającej czerwienią mapie Europy, przed którą prezentował się premier, tylko dwa kraje były zielone: Grecja i Polska. Z ostatniego "Playboya" dowiedziałem się, że tylko jeden kraj w UE chwali się wzrostem gospodarczym. Pozostałe 26 potrafi poprawnie wyliczyć PKB. I żeby utrzymać ten wzrost konieczny jest, zdaniem Tuska, wyższy VAT. Jeżeli ta doktryna Tuska potwierdzi się w praktyce gospodarczej zielonej polskiej wyspy, to niechybnie premier dostanie Nobla z ekonomii. Po premierze wystąpił w Sejmie jego wierny minister finansów i ten znowu opowiadał o zbrodniach budżetowych PiS-u, popełnionych trzy lata temu. Rostowski z jeszcze większym zaangażowaniem potwierdził deklaracje Tuska, że co PiS da, to PO odbierze. Oczywiście co PiS da, to PO odbierze dla dobra partii, rządu i najuboższych obywateli. Teraz Polak pracuje dla partii i rządu do czerwca, kiedy to nadchodzi dzień wolności podatkowej. A w następnych miesiącach pracuje dla siebie i rodziny, i nie wiadomo, na co wydaje pieniądze. To efekt rządów PiS-u wspieranego przez prof. Zytę Gilowską, zwaną katem budżetu PO. Jeśli się nic nie zmieni, to za 20 lat z łezką w oku wspominać będziemy polski raj podatkowy z początku XXI wieku i w 2030 roku zobaczymy w Sejmie siwowłosego premiera Tuska. Podjedzie na wózku inwalidzkim pod sejmową mównicę, popychany przez wiernego Sławka Nowaka i Joannę Muchę. Zmęczonym, ochrypłym głosem premier po raz kolejny przypomni, jak 23 lata temu PiS spowodował 40-miliardową dziurę podatkową. Siedzący naprzeciw w ławach poselskich łysy Jarosław Kaczyński zdenerwowany podniesie się na kulach. Podtrzymywany przez wiernego Cymańskiego, uniesie prawą kulę, by zrobić znak krzyża. Następnego dnia politycy PO, SLD i postępowe rządowe media zajmą się krzyżem Kaczyńskiego w Sejmie. Krzyżem wymierzonym, jak wiadomo, w partię i rząd. Jeżeli nic się nie zmieni, to tylko PiS da PO. Janecki: Kaczyński nie zwariował Kaczyński przegrywa szanse na zwycięstwo w jakichkolwiek wyborach - alarmują komentatorzy i część polityków PiS. I tłumaczą postępowanie prezesa największej partii opozycyjnej osobistą traumą - pisze Stanisław Janecki, felietonista Faktu. Opętany żalem i żądzą rewanżu po stracie brata Kaczyński popełnia ponoć polityczne samobójstwo. Czy w prezesa PiS wstąpił demon samozagłady, czy prowadzi on jednak całkiem racjonalną politykę? Najbardziej przerażeni tym, co robi Jarosław Kaczyński są politycy jego własnej partii. Ci z zaciągu z ostatnich lat. Ci starsi stażem, zwani zakonem PC, dobrze wiedzą, że Kaczyński już taki był. Na początku lat 90., gdy porzucił obóz Lecha Wałęsy. I pozostał taki przez około dekadę. Wtedy i przez następnych pięć lat był ostro antyestablishmentowy. A potem jego PiS wygrało wybory, zaś kandydat tej partii został prezydentem. Czy tę strategię da się powtórzyć? Kaczyński zdaje się być przekonany, że albo PiS zdobędzie wszystko, albo wszystko przegra. I nie ze względu na ostrą bądź łagodną retorykę. Ale z powodu tego, że będzie anty-Platformą. Na każdym polu. Jest przekonany, że obecnie scena polityczna jest kompletnie zabetonowana. Że mamy do czynienia z taką sytuacją, jaka w przeszłości panowała w Japonii i Meksyku. W obu tych krajach przez kilka dekad rządziły bezideowe partie władzy. I w Japonii, i w Meksyku partie władzy skupiały zarówno elektorat modernizacyjny, jak i wszelkiej maści oportunistów, uciekinierów z ugrupowań, które nie miały szans na rządzenie. Czyli wyborców tych partii łączyło wspólne koryto. Kaczyński diagnozuje obecną sytuację Polski jako powtórzenie tamtych wariantów. Tylko nie wierzy, że będzie to trwało aż kilka dekad. A przekonanie to czerpie z obserwacji światowego kryzysu, którego skutki będą coraz bardziej odczuwane w Polsce. Gdyby nie kryzys, wehikuł władzy wymyślony przez Tuska i liderów PO utrzymałby ich u steru rządów co najmniej 10 lat. To, że Kaczyński tak ostro występuje w sprawie katastrofy smoleńskiej oraz przeciwko Komorowskiemu i Tuskowi ma podkreślać, że teraz żaden PO-PiS nie jest już realny. Bo partia władzy, jaką jest Platforma, sama nigdy tej władzy nie odda ani się nią nie podzieli z silnym koalicjantem. Z Platformą w jej obecnym kształcie, czyli w roli odkurzacza wciągającego wszystko, co znajdzie się w pobliżu, nie można wygrać. Można tylko czekać i liczyć na to, że zniszczy się ona sama. Normalnie trwałoby to długo, ale mamy kryzys i procesy destrukcji mogą przyspieszyć. W Japonii i Meksyku trzeba było wielkiego kryzysu społecznego, gospodarczego oraz politycznego, żeby partie władzy odsunąć od koryta. Dopiero kryzys sprawił, że oportuniści przestali w te partie wierzyć i to oni przeważyli szalę. Oportuniści uwierzyli tam, że można stworzyć nowe partie władzy i to się udało. Kaczyński sądzi, że w Polsce oportuniści nie porzucą tak szybko Platformy, bo PiS nic im nie zagwarantuje. Co najwyżej rozliczenie. Oportuniści boją się partii Kaczyńskiego jak diabeł święconej wody. I zrobią wszystko, niezależnie od ostrej czy łagodnej retoryki prezesa bądź innych liderów PiS, żeby partia Kaczyńskiego nie miała zdolności koalicyjnej. Siła interesów tych, którzy przyssali się do PO, jest tak wielka, że sami działacze tej partii nie muszą wiele robić, żeby obrzydzać PiS i Kaczyńskiego. Te interesy są ulokowane w wielu sektorach biznesu (głównie w energetyce i sektorze paliwowym), w wymianie handlowej z Rosją, a wreszcie w mediach. Ludzie prowadzący takie interesy popierają PO, bo walczą o życie. Oni nigdy nie poprą PiS, bo to oznaczałoby założenie sobie stryczka na szyję. Kaczyński ocenia, że jego stały elektorat to co najwyżej 32 proc. aktywnych wyborców. To oczywiście za mało, żeby rządzić samodzielnie po wyborach parlamentarnych i odsunąć PO od władzy. Na oportunistów liczyć nie może, więc bardzo ostrą retoryką próbuje pozyskać tych, którzy nie chodzą na wybory. Oni w większości są antyestablishmentowi. Tak bardzo, że nie wierzą w siłę własnego głosu. Kaczyński chce ich obudzić i z ich pomocą zyskać około 40-42 proc. głosów, co umożliwiłoby przejęcie władzy Naiwnością jest przekonanie, że miękkie i spolegliwe PiS jest w stanie nie tylko wygrać z PO, ale i zneutralizować jej wpływy w państwie. Takie PiS mogłoby liczyć na 35 proc. głosów i grzanie opozycyjnych ław. Natomiast PiS jako anty-Platforma może przyciągnąć do urn nie głosujących niezadowolonych. Kaczyński wcale więc nie zwariował, a tylko wybrał optymalny z jego punktu widzenia wariant walki z PO i o odzyskanie władzy.

kelner

kelner

15 years 2 months temu

Czuję się jakbym zjadł coś przepysznego. Dowcip "w łóżku" super, pisząc to śmieję się głośno...))) "które zalegają bezsensownie w portfelach podatników" cytat rozluźniający mięśnie twarzy...))) Całość to faktycznie "dwa ważne i mocne teksty", fajnie że pozwoliła Pani sobie je wkleić . Pozdrawiam.
Irena Szafrańska

Nie mogłam odmówić sobie przyjemności ucieszenia sporej części czytelników.Właściwie to obiecuję przeklejać MK co tydzień, w każdy kolejny poniedziałek.
souris7

Dziękuję za te teksty. Jest więc jakieś światełko w tunelu... :)