Hipoteza przebiegu katastrofy Tu-154M 101 w Smoleńsku

Przez Czarek Czerwiński , 06/06/2010 [16:15]

Wreszcie stało się dla mnie jasne, jak mogło dojść do katastrofy Tu-154M 101 z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. Żaden z ekspertów nie podał jak do tej pory podobnego przebiegu ostatnich sekund tego tragicznego lotu. Prawdopodobnie dlatego, że nie dokonali oni analizy wszystkich dostępnych materiałów, w tym także tych, które przygotowywali amatorzy, głównie Siergiej Amielin.


Istotne okazały się stenogramy. Zarówno to, co w nich jest, jak i to, czego nie ma. Po pierwszym przeczytaniu stenogramów wydawało mi się jednak, że nie wyjaśniają niczego, a wręcz stawiają więcej pytań. Bo przecież na pierwszy rzut oka piloci schodzili aż do.. 20 metrów. Jeszcze zanim opublikowano stenogramy, dźwięczało mi w uszach wypowiedziane przez Edmunda Klicha w Trójce to, że "odliczanie doszło do 20 m". Oraz to, że on nie wie, dlaczego tak nisko to zeszło, bo to przecież złamanie wszelkich reguł bezpieczeństwa, zdrowego rozsądku, ba, niektórzy eksperci mówili wręcz o próbie samobójczej. Moje poprzednie posty też niestety o tym mówią.. ale ten etap mam za sobą.

Na wyjątkowo agresywnie moderowanym forum lotnictwo.net.pl czytałem, że zeszli tak nisko dlatego iż to mógł być "klasyczny szczur", czyli, że piloci świadomie zeszli pod chmury, żeby zobaczyć ziemię. Zresztą na tym forum dla większości dyskutantów najbardziej oczywiste jest to, że winny był "3-ci pilot", czyli albo generał Błasik, albo Prezydent. No ale cóż, muszę przyznać, że także ja obwiniałem generała Błasika o to, że skoro już stał w kokpicie, to co najmniej akceptował podejście do lądowania poniżej minimów. Jak się teraz okazuje, byłem w błędzie.
Czytając stenogramy zadziwia brak jakiejkolwiek reakcji pilotów na odczytywane w pewnym momencie przez nawigatora coraz niższe wysokosći, poniżej 100 metrów, aż do 20. Poza jednym stwierdzeniem drugiego pilota, że "odchodzimy", gdy samolot znajdował się na 80 metrach, co oznacza, że powinni odejść na drugi krąg. Jednak w transkrypcji rozmów w kokpicie nie ma śladu reakcji kapitana. Na dodatek wyraźne sygnały do ciągnięcia w górę dawały systemy alarmowe, a sygnał przelotu nad bliższą radiolatarnią miał miejsce, gdy samolot był już na wysokości 20 metrów (a powinien być co najmniej na 70). Czyżby więc kapitan Protasiuk i drugi pilot to wszystko ignorowali? Czyżby świadomie schodzili poniżej wyznaczonej na 100 metrach bezpiecznego tzw. minimum decyzyjnego? Niemal wszyscy eksperci orzekli, że tak i że wynikało to z braków w wyszkoleniu, niedoświadczeniu, a w najlepszym razie wynikało z presji pasażerów.

Moja odpowiedź brzmi: NIE. Piloci nie zeszli świadomie poniżej bezpiecznego minimum decyzyjnego.

Tak nisko sprowadził samolot najprawdopodobniej autopilot. Choć równie dobrze mógł i sam pilot. Istotne jest zrozumienie przebiegu zniżania, a nie to, czy odbyło się całkowicie automatycznie, półautomatycznie, czy ręcznie. Zresztą bez zapisu z przyrządów jak to dokładnie było nie da się przesądzić.

Warto zwrócić uwagę, że piloci ustawili alarmy na radiowysokościomierzu na wysokość decyzyjną, czyli na 100 metrów, a później włączyli autopilota, który sterował ciągiem silników. Pierwsza czynność odbyła się już o 8:10, o czym świadczą poniższe zapisy ze stenogramów:

08:10:07 [Nawigator] RW, nastawniki, RW.
08:10:10 [Kapitan] 100 metrów.

Ustawianie automatu ciągu jest już bardziej skomplikowane i nie odbywa się jednym przyciskiem. Jest o tym mowa m.in. w tych fragmentach stenogramu:

08:30:01 [Nawigator] ILS niestety nie mamy. Kurs lądowania 2-5-9 ustawiony. ARK mamy przygotowane, 310/ 640, nastrojone. Piątka, szóstka, automat ciągu.
08:32:55 [Kapitan] Podchodzimy do lądowania. W przypadku nieudanego podejścia, odchodzimy w automacie.
08:34:21 [Kapitan] Automat.
08:34:22 [Mechanik] I automat włączony.
08:35:22 [Kontroler] Polski 101, i od 100 metrów być gotowym do odejścia na drugi krąg.
08:35:29 [Kapitan] Tak jest.

Zapisy te świadczą też wyraźnie o intencji kapitana, co do tego, że schodzą jedynie do 100 metrów i nie widząc ziemi są gotowi do odejścia "w automacie". Warto tu jeszcze dorzucić uwagę o tym, że Edmund Klich zwrócił uwagę, iż autopilot był włączony w samolocie niemal do ostatniej chwili. Potwierdzają to nagrania z kokpitu:

08:40:56 [Sygnał dźwiękowy] F=400 Hz. ABSU.
08:40:57 [Sygnał dźwiękowy] F=400 Hz. ABSU.

Komentarz pilota Grzegorza Pietruczuka: ABSU oznacza sygnały autopilota. Dwa pierwsze sygnały to kolejno: odłączenie kanału podłużnego autopilota (pociągnięcie za stery) oraz odłączenie kanału poprzecznego autopilota (ręczne dodanie gazu).

Dlaczego więc zeszli niżej? Bo samolot wykonał lot konturowy po opadającym zboczu wąwozu przed lotniskiem, który opadał z grubsza równolegle do ścieżki podejścia. Opadając do dna wąwozu (którego głębokość wynosi 60 metrów) samolot utrzymywał przy tym przez długie 6-7 sekund wysokość 100 metrów, o czym świadczą te słowa nawigatora:

08:40:42 [Nawigator] 100.
08:40:48 [Nawigator] 100.

Jednak za chwilę pojawiło się przeciwległe zbocze, na którym nawigator rozpoczął sławne odliczanie: 90, 80, 70 aż do 20 metrów. Co sekundę zaczyna nagle ubywać aż 10 metrów:

08:40:49 [Nawigator] 90.
08:40:50 [Nawigator] 80.
08:40:51 [Nawigator] 60.
08:40:52 [Nawigator] 50.
08:40:53 [Nawigator] 40.
08:40:54 [Nawigator] 30.
08:40:55 [Nawigator] 20.

Czyżby więc zanurkowali? Zrobili "klasycznego szczura"? Czy to byłoby możliwe bez jakiejkolwiek reakcji w kabinie czy w jej sąsiedztwie? To byłaby przecież ekspresowa winda w dół. Oczywiście, że nie. Bo to nie samolot przyspieszył zniżanie, lecz zaczął podchodzić do góry przeciwległy stok wąwozu. Autopilot podrywał już  zresztą prawdopodobnie samolot do góry. Kapitan nie mógł racjonalnie zareagować ani na to co mówi drugi pilot ("odchodzimy" przy 80 metrach), ani tym bardziej na komendę "gorizont" kontrolera. Bo musiałby prawdopodobnie przerwać.. wznoszenie (czy jego próbę), którą obserwował już pewnie na przyrządach. Szybko malejące odczyty wysokości musiały być dla kapitana zaskoczeniem, tym bardziej, że chwilę wcześniej lecieli przez dłuższy czas na 100 metrach, jakby wykonywali lot horyzontalny.

Załączam infografikę Siergieja Amielina. Ale uwaga, o ile dobrze oddaje profil terenu, to trajektoria lotu samolotu jest przybliżona.


Taka maszyna jak Tu-154 ma dużą bezwładność, więc po osiągnięciu dna wąwozu na odczytach RW samolot opadał dalej. Piloci tupolewa mówią o kilku sekundach bezwładności - 6-7, od momentu ustawienia pełnego ciągu do zauważalnej reakcji samolotu. Więc jeśli samolot opadał po ścieżce ok. 3-3.5 m/s, to te kilka sekund daje jeszcze ok. 20 metrów obniżenia. Jednakże warto zauważyć, że pierwsze zbocze wąwozu opada nieco bardziej stromo niż ścieżka podejścia, więc jeśli (auto)pilot utrzymywał na tym zboczu stałą wysokość od powierzchni, samolot musiał opadać nieco szybciej. Jeśli więc to wszystko zsumujemy (głębokość jaru + przyspieszone zniżanie + bezwładność) okaże się, że samolot utracił ok. 100 metrów wysokości. W pewnym momencie samolot znajduje się nawet 15 metrów poniżej elewacji lotniska, co przesądziło już o dalszym przebiegu tego tragicznego lotu.


Wnioski
Najważniejszy wniosek z mojej hipotezy jest taki, iż piloci zeszli poniżej wysokości decyzyjnej nieświadomie. Czyli nie złamali procedur bezpieczeństwa, o co byli posądzani przez wielu ekspertów. Bo piloci NIE lądowali, lecz zaledwie podchodzili do wysokości decyzyjnej, do czego mieli prawo, bez względu na pogodę. Stąd płynie kolejny wniosek, że być może lotnisko w Smoleńsku ma zaniżoną minimalną wysokość decyzyjną.

"Efektem ubocznym" mojej hipotezy jest to, że w łeb biorą też wszelkie teorie spiskowe o naciskch. Co jest oczywiste, bo przecież nie lądowali, więc znika w ogóle przedmiot ewentualnego nacisku. A po drugie, decyzja o zaprogramowaniu alarmów i autopilota ma miejsce o 8:10:10, czyli przed wszystkimi późniejszymi rozmowami z osobami trzecimi na temat tego, czy będą lądować czy nie lub co mają ewentualnie robić po nieudanym podejściu itd. Pierwsza taka rozmowa ma miejsce o 08:26:17 (Panie dyrektorze, wyszła mgła...).

"Do kwadratu"
Czarek Czerwiński

To nie wiem, czy znajdowanie się w dalszej odległości nad ścieżką można uznać jako pierwotną przyczynę katastrofy. Choć miało to moim zdaniem takie znaczenie, że wpadli w ogóle w ten jar. Gdyby szli po ścieżce, czyli bardziej horyzontalnie, nie złapali by odczytów opadającego zbocza jaru, jako przedłużenia ścieżki, po której wydawało im się, że schodzą.
Czarek Czerwiński

Nawigator odczytywał radiowyskościomierz, ale ktoś inny (2-gi pilot?) czytał wysokościomierz barometryczny. Tak można wnioskować ze stenogramów, na co zwrócił uwagę chio77. Ale tak się dzieje tylko do wysokości 100 metrów, na którą w mojej hipotezie mieli zejść i ani metra niżej. Później są już tylko odczyty RW. Więc prawdopodobnie uznali, że skoro nie lądują, to odczyty baro są im chwilowo niepotrzebne. Albo ktoś miał go kontrolować, ale się zagapił. Nie wiem. Niemniej moja hipoteza, że nie lądowa wyjaśnia wiele wpadających na pierwszy rzut oka "absurdów".
Domyślny avatar

Nie wiem jak wam, ale mnie się zdarza od czasu do czasu, że rzeczywistość nie zgadza się z moimi oczekiwaniami wobec niej - i zaczynam wątpić nie w siebie, ale w rzeczywistość! Kto wie, czy coś takiego nie zaszło w kokpicie - np. kapitan przekonany, że odczyty są baro, a były radio, zastanawiał się przez kilkanaście sekund, dlaczego wysokościomierz się zepsuł. Brzmi absurdalnie? Ale niestety absurdalne rzeczy też się czasem przydarzają. Dlatego Twoja hipoteza pozostaje dla mnie mocno przekonująca, mimo że specjalistom od lotnictwa takie zafiksowanie się załogi na nieprawidłowej interpretacji odczytów wygląda na niemożliwe.
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

15 years 5 months temu

przy następnym liczeniu statystyk w celu porównawczym proponuję liczbę odsłon dzielić przez czas przybicia na SG. Ten temat bije rekordy popularności i nie zejdzie długo z czołówki :). A może ktoś poruszy sprawę wypłat jakie rosyjscy obywatele podejmują lub próbują podejmować za pomocą kart ofiar? Przecież to znakomity dowód na potwierdzenie tezy, że miejsce katastrofy zostało znakomicie zabezpieczone. Pozdrawiam
Domyślny avatar

vobo (niezweryfikowany)

15 years 5 months temu

W hipotezie jest pewien problem jeśli chodzi o przyjęte założenie o nastawie RW. Rzecz bowiem w tym, iż zgodnie z listami kontrolnymi, RW jest nastawiane DWA razy. Pierwszy raz jest to przed zniżaniem (dokładnie właśnie tuż po ustawieniu TKS w tryb GPK), a drugi - przy trzecim zakręcie. Dopiero ten drugi raz to nastawa na wysokość decyzji (i tylko dlatego, imo, RW dał sygnał pomiędzy 80 a 60 m, wg stenogramu). Ten cały "nastawnik" to po prostu pokrętło na dole, po lewej stronie radiowysokościomierza. Kręci się nim ustawiając tzw. indeks, czyli strzałeczkę przy krawędzi przyrządu. W momencie osiągnięcia nastawionej wysokości, poza sygnałem zapala się także "H" nad sztucznym horyzontem. Jeśli dobrze pamiętam, to nawigator powinien w tym momencie powiedzieć: "Decyzja!"
Domyślny avatar

Kaszalot (niezweryfikowany)

15 years 3 months temu

Cezary Czerwinski oczywiscie prawidlowo opisuje przebieg katastrofy i wszystkie uzupelnienia w nastepnych wpisach tez na ogol potwierdzaja prawidlowosc takiego sposobu analizy podejscia! Zreszta to bylo od poczatku dosc jasne dla kazdego, kto wiedzial o istnieniu owego glebokiego jaru! Problem moim zdaniem pojawia sie dopiero w momencie, gdy uwzglednimy fakt, ze kapitan Protasiuk co najmniej raz (jak wynika z pierwszych doniesien) ladowal na tym lotnisku! Nie jest jednak wiadome, czy zachodzil wowczas tym samym kursem 2-5-9, czy tez kursem odwrotnym (1-0-1), i w zwiazku z tym nawet przy dobrej widocznosci nie zauwazyl wtedy i nie utrwalil w pamieci istnienia powaznej anomalii terenowej, przy tym koncu pasa, ktora to anomalia mogla miec (i z pewnoscia miala) wplyw na przebieg ladowania! Nie przypuszczam, zeby przed fatalnym lotem kpt. Protasiuk dokonal szczegolowej analizy uksztaltowania terenu wokol lotniska, o ile takie mapy w ogole mial do dyspozycji lub jesli przygladal sie mapie satelitarnej! Co do samego momentu popelnienia bledu w procedurze - to bez wzgledu na zasadnosc i wynik kazdego rozumowania zmierzajacego do wyjasnienia tej kwestii - jedno jest pewne, a mianowicie ze podczas calego lotu widac znaczny stopien rozproszenia uwagi zalogi, slychac duzo zartow i smiechu! Trzeba tez uwzglednic presje, jaka kazdy z czlonkow zalogi niewatpliwie odczuwal z powodu stopniowego uswiadamiania sobie stopnia trudnosci ladowania w tamtych warunkach, bez wzgledu na to, czy byla de facto wywierana jakakolwiek presja przez konkretne osoby, czy nie! Chociaz w zapisie nie padaja konkretne slowa o jakiejkolwiek podjetej przez osoby trzecie i wyrazonej slowami decyzji - to jednak oswiadczenie wchodzacej do kabiny stewardessy: "Kapitanie, poklad gotowy do ladowania!" po pieciu minutach od ostatniej wizyty dyrektora Kazany w kabinie nie pozostawia zadnych zludzen i watpliwosci w kwestii podjecia decyzji!
Domyślny avatar

Kaszalot (niezweryfikowany)

15 years 3 months temu

Dodalbym tu uwage do wpisu Cezarego: "nie wiem, czy znajdowanie się w dalszej odległości nad ścieżką można uznać jako pierwotną przyczynę katastrofy. Choć miało to moim zdaniem takie znaczenie, że wpadli w ogóle w ten jar. Gdyby szli po ścieżce, czyli bardziej horyzontalnie, nie złapali by odczytów opadającego zbocza jaru, jako przedłużenia ścieżki, po której wydawało im się, że schodzą.", a mianowicie, ze w wypadku bardziej horyzontalnego podejscia TAWS by nie wyl, bo by nie "widzial" przeciwleglego zbocza jaru! Ale w sytuacji, jaka byla, niestety wyl caly czas i mogl zostac zignorowany tylko wtedy, jesli nikt w kabinie nie mial pojecia o istnieniu jaru przed pasem! A tak przy okazji - musze tu zwrocic uwage na to o czym dwukrotnie wspomina Jazzek, a mianowicie, ze zawirowania swiadomosci tez sie zdarzaja, a moze na nie miec wplyw gwaltowny wzrot cisnienia przy przepadaniu, inny odglos docierajacego szumu we mgle, dodatkowo zmodyfikowany echem z jaru, nie mowiac o wielu innych czynnikach! na przyklad tym, ze ktos patrzy znaczaco i stuka paluszkiem w zegarek!!! Oprocz tego, jak to czesto bywa, - tam gdzie kucharek szesc, a kazda umie i lubi co innego - czesto sie zdarza, ze jedna mowi o zupie, a inna o drugim daniu i hipoteza obserwacji i brania pod uwage przez dwoch czlonkow zalogi wskazan dwoch roznych przyrzadow tez ma racje bytu! Generalnie musze przyznac, ze wpisy tutaj sa bardzo rzetelne, wnikliwe i precyzyjne! Dziekuje!
Domyślny avatar

wosiu1000 (niezweryfikowany)

15 years 3 months temu

Nareszcie strona gdzie można się czegoś dowiedzieć. Miałem okazję poznać zasady nawigacji morskiej. Przed planowanym wyjściem z portu (z ładunkie lub bez), przygotowyje się komplet map (papierowych) i wyrysowuje dokładną trasę, nawet jeżeli jest to przelot międzykontynentalnt. Wyznacza się wszystkie punkty zwrotów(zmiany kursów). Nigdy nie pływa się na zasadzie - ateraz zetniemy sobie, albo ominiemy tą wyspę łukiem. Każda mapa ma dokładnie podane głębokości, poprawki dla kompasu magnet. Przed portem są oczywiście podejściówki (Z coraz to większym powiękrzeniem). Nie wiem jak można było dopuścić do startu samolot którego załoga nie wiedziąła jak ma poustawiane wysokościomierze i jak będą komunikować się z możliwymi lotniskami (metry, stopy, ciśnienia). Nie uwierzęteż, że na swoich mapach nie mogli odczytać jak wygląda kształt terenu w okolicy lotniska. Na tej stronie nic sięnie mówi o przygotowaniu (nawigacyjnym) przed startem. Kilka razy byłem w czasie lotu samolotem pasażerskim w kabinie pilotów. Przed 11 września nie było z tym problemu. Kapitan b. chętnie rozmawiał z "ciekawskim" pasażerem pomimo łamanej angielszczyzny. (3 razy byłem w kabinie polskiego samolotu) Na przelocie wcale to kapitanowi nie przeszkadzało (zwyczajowo dowódcę tytułuje się kapitanem i tylko on rozmawiał). Dlaczego teraz robi się z tego problem? Mapa podejściowa pokazana na tej stronie jest w takiej skali że właściwie nic nie widać. Jeżeli miała to być informacja dla innych, to istotne fragmenty mapy powinny być powiększone. Podobnie jest z "widokami" z boku. Takie zaciśnięcie skali poziomej sugeruje straszne manewry góra dół. We wszystkich opisach sugeruje się, że piloci mieli prawo nie wiedzieć o obniżeniu terenu przed pasem. Przy tak źle poustawianych wysokościomierzach mieli by z pewnością problem z normalnym lądowaniem. Przez wiele lat byłem " wozony" samolotami i nigdy nie bło problemu z doziemieniem. Nawet na lotniskach w "dzikich" krajach. Miał bym perośbę. Czymógł by ktoś pokazać mi dokładne mapy które mieli do dyspozycji piloci, na których widać pofałdowanie terenu przed lotniskiem. Znając te nierówności, jak można było szukać "ziemi" gołym okiem? Jeżeli tego nie ma na mapie, to wg wszelkich zasad i zdrowego rozsądku samolot nie miałprawa znaleźć się tak nisko,(jeżeli przed lotem piloci poprawnie skalibrowali sobie wysokościomierze) a jeżeli się znalazł, to o czym dyskusja? Z góry dziękuję za dokładne mapy ew. linki do nich.
Czarek Czerwiński

No właśnie - piloci nie mogli się zafiksować na odczytach RW. Właśnie po to też były one odczytywane, aby mogli skupić się na czym innym. Pytanie na czym, skoro przegapili też wskazania baro, wariometru, sztucznego horyzontu itd. To jest dla mnie zagadka, choć oczywiście działo się to w ciągu ok. 10 sekund. Niby dużo, ale jednak strasznie mało, żeby wyprowadzić tak wielką maszynę z opresji.
Czarek Czerwiński

Otóż to - lampka się zapala, nawigator powinien krzyknąć, odczyty RW spadają na łeb na szyję.. a piloci nic nie robią? Szczerze wątpię, że nie podjęli żadnych działań. Dlatego prawdopodobna jest usterka maszyny - np. nie zadziałanie automatycznego odejścia (tzw. uchod).
Czarek Czerwiński

Meldunek stewardessy jest akurat standardowy, bez względu na to, czy samolot podchodzi tylko to "decyzyjnej", czy schodzi dalej do pasa. Więc to jest zupełnie fałszywy trop.
Czarek Czerwiński

Ja nic o żadnej innej mapie nie wiem poza tą podejściówką, którą zalinkowałem wyżej. I ona chyba od standardu nie odbiega, przy tych pomocach nawigacyjnych jakie tam byłu. Można sobie kilka wygooglać na hasło "approach map".

 

Domyślny avatar

jakub (niezweryfikowany)

15 years 2 months temu

..komentarzy) i mam takie pytania: Na salonie24, na blogu voltar'a znalazlem cos takiego: "Nieprawdziwe informacje zawiera m.in. "Hipoteza przebiegu katastrofy Tu-154M 101 w Smoleńsku" niejakiego CKwadrata ponadto: - artykuł na gazecie: http://wiadomosci.gazeta.pl/W… traktuje jako FAKT hipotezy przedstawiane na amielinowskich wykresach i zastanawia się czemu piloci nie skorzystali z barycznego... - artykuł w TVN24 (zrzut na http://freeisoft.pl/?p=28109) gdzie pseudoaekspert komentując wykresy Amielina wygłasza m.in. następujący idiotyzm: "samolot był zbyt wysoko więc leciał na radiowym!" nie zauważając przy tym że Amielin dla tego fragmentu lotu podaje wartości wg baro a ponadto wzgórza prze lotniskiem leżą PONIŻEJ poziomu lotniska więc gdyby lecieli na radiowym to by byli zbyt NISKO a nie zbyt WYSOKO "- Wysokości odnosiły się do terenu, a nie do pasa startowego. Dane brane były z radiowysokościomierza, a nie z wysokościomierza barycznego – interpretuje Marcin Urbański." Ponadto zabawne jest dowodzenie, że samolot leciał na radiowym bo tak wynika z wykresu Amielina, zapominając, że wynika tak, bo takie akurat założenie przyjął sobie Amielin rysując ten wykres!" Na tym samym blgu znalazlem cos takiego: W chwili obecnej należy więc nadać nowy ton medialnemu dyskursowi i pytać przed kamerami: Zadajecie pytanie: Dlaczego prezydencki Tupolew się rozbił? Zadawajcie sobie lepiej pytania: Dlaczego Tupolew z prezydencką delegacją próbował lądować kilometr wcześniej niż powinien? Dlaczego uderzył w drzewa 40 m od osi pasa i 950 m przed tym pasem? Inaczej mówiąc: dlaczego rozbił się, jakkolwiek to zabrzmi, kilometr wcześniej niż powinien, gdyby winę ponosili wyłącznie piloci? [/i] [i]Dlaczego Tupolew rozpoczął podejście niespełna kilometr wcześniej niż powinien? Dlaczego Tupolew otrzymywał informacje o odległości od pasa przekłamane o niespełna kilometr? Dlaczego gdy był prawie 3 km od pasa informowano go, że odległość ta wynosi 2 km? Dlaczego piloci Jaka otrzymali sygnał z bliższej prowadzącej 700 m wcześniej niż wynikałoby to z karty podejścia? Gdzie dokładnie stały APM-y? Czy ktokolwiek widział je 200 m przed pasem, gdzie powinny być, a może odjechały dalej by jeszcze bardziej zmylić pilotów? Dlaczego rzekomy sygnał z bliższej prowadzącej (800 Hz) na stenogramach idealnie, co do setnej sekundy, nałożony jest na sygnał z wyłączenia autopilota (400 Hz) ? Czyż to nie kolejny cudowny zbieg okoliczności? Czy takie pytania jest w stanie postawić publicznie którykolwiek polityk opozycji i trwać przy nich powtarzając je jak mantrę a nie, jak jedno z wydań Wiadomości, zapomnieć po pierwszej emisji zadowalając się niecodzienną opinią pseudoeksperta, że najwidoczniej samolot na ostatnim odcinku leciał z prędkością 160 km/h co jest fizyczną niemożliwością i absurdem?" http://voltar.salon24.pl/2210… - - czy moglbym prosic o jakies odniesienie sie do tej informacji?
Andrzejek2010

Osobiście nie przywiązywałbym takiej wagi do nagrań z kokpitu a raczej do matactw z kokpitu. Sprawa pierwsza to zaskakująca nieumiejętność odczytów nagrań. Druga sprawa, to odliczanie wysokości, które moim zdaniem zaczyna się od liczby 980 i może świadczyć o użyciu wypowiedzi nawigatora z wcześniejszych zapisów i niekoniecznie pochodzących z tego lotu. Uważam, że ktoś, kto robił "sklejankę" zamiast 90 i 80 wkleił 980. To jest moja opinia dotycząca liczby 980 i będę się tej teorii trzymał ponieważ liczba jest wypowiadana na tyle wyraźnie, że jest dla mnie faktem. Trzeba wziąć poprawkę na możliwość umieszczenia w nagraniu wszystkiego czego się chce. Rosjanie mieli tyle czasu, że mogli posklejać audio całego lotu. Niech nikt nie myśli, że Rosjanie to głąby. Czytam wasze dyskusje gdzie wytykacie różne nieprawdopodobne zachowania maszyny. A to leciała za wolno, a to spadała za szybko. Cóż, jak się robi mistyfikację i preparuje się wszelkie zapisy, to pojawiają się absurdy a tych jest bardzo wiele.