Z uwagi na okropne choróbsko, zaległam od wczoraj w łóżku. Mając nadmiar wolnego czasu postanowiłam przeczytać coś wzbogacającego i sięgnęłam po "...ostatni wywiad" Warzechy. Przeczytałam ją jednym tchem.
Refleksje nasuwają się same. Pamiętam te kłamstwa medialne jakoby "nie było motywu by był zamach", "Kaczyński nic nie znaczył" itd. Wywiad jednoznacznie zadaje temu kłam. Rozważając znaczenie działań Lecha Kaczyńskiego jako Prezydenta widać, że był to człowiek nie tylko genialny, mający niesamowitą wiedzę w wielu, jeśli nie wszystkich ważnych aspektach funkcjonowania państwa, ale był do tego odważny, można powiedzieć - niezłomny. Człowiek na którego nie było "haka", bo stanowił rzadki gatunek ideowca nie łasego na łatwe pieniądze, czy władzę. Jego ideą była silna, suwerenna Polska, odcięta od PRL-owskich korzeni.
Faktem najbardziej ukrywanym przed społeczeństwem, była polityka zagraniczna Prezydenta. Dodam, polityka przemyślana, przeanalizowana. Pomysły rewolucyjne, które mogły zmienić losy naszego zmęczonego i zamęczonego kraju. Wizja przyszłości do głębi realna, nie mająca nic z utopii o którą wciąż był posądzany, ani też nie było w tym machania szabelką. Oto dostaliśmy człowieka na miarę czasów, który mógł podnieść nasz kraj z kolan. Nie bał się użyć twardych słów, by odkłamywać historię. Kiedy napotykał problem wielkiej wagi, a czuł że ma za małą wiedzę by go rozwiązać, nie czuł utraty honoru powołując zespół ekspertów, często z różnych stron politycznej sceny. Nie chodziło przecież o jego dobre samopoczucie, tylko o Polskę.
Polityka zagraniczna zaczynała owocować, o czym my - społeczeństwo- nie mieliśmy pojęcia, bo niby skąd. Polityka niebezpieczna nie tylko dla zachowania status quo polskiego establishmentu, ale też różnorakich zagranicznych "przyjaciół", którym wizja silnej Polski z dostępem do azjatyckiego rynku surowców była nie w smak.
Co się stało po dojściu do władzy PO to wszyscy wiemy. Wszelkie powstałe przez 2 lata nitki porozumień przecięto "szabelką" pełną "miłości".
Wydawałoby się, że to wystarczy. Czemu MUSIAŁ zginąć? Widocznie opluwane posunięcia były bardzo celne i niebezpieczne. Może obawiano się, że po wykryciu nieudolności tego rządu, społeczeństwo wreszcie powstanie. A rząd samodzielny osób którym w głowie tylko naprawa państwa na czele z takim Prezydentem, na pewno zagroziłby status quo nie tylko wewnętrznemu ale i zewnętrznemu.
Poza tym nie przewidziano sytuacji, że w samolocie będzie tylko jeden z braci. Moim zdaniem te okrzyki "jeszcze jeden" nie biorą się znikąd.
Konkluzja jest smutna. Bóg odpowiedział na prośby pokoleń cierpiących jarzmo zniewolenia i dał nam najlepszego Prezydenta z możliwych. A naród pozwolił go zabić. To było do przewidzenia. Miałam złe przeczucia od czasu, gdy został Prezydentem, które wzmocniły się po "nieudanym" zamachu. To nie był zamach tylko ostrzeżenie.
Po przeczytaniu książki zaczęłam się zastanawiać nad jeszcze jednym. Historia ostatnich 20 lat dobitnie pokazała, że albo się umaczasz w system, albo giniesz. Czy uda się przerwać ten przeklęty krąg?
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 874 widoki