i rzecznika Nadobnego.
-Trzeba jakoś go ucywilizować - mruknął Wycieruch, znany z wycierania się po różnych partiach.
- No tak, za dużo tego obciachu - przytaknął Nadobny, przestając na chwilę przyglądać się sobie w lustrze. - Trzeba go wysłać na lekcje stylu.
- Aha, na sawuar wiwer, czy jakoś tak, no wiesz jak jeść, kiedy siadać itp. Może do Kwaśnej?
- Nie, nie, daj spokój - zaprotestował Nadobny. - Hrabiego może uczyć tylko hrabia. Znam jednego Poniatowskiego. Jest u mnie portierem.
- Dobra, niech będzie Poniatowski - zgodził się Wycieruch.
Po miesiącu intensywnych lekcji, nadszedł dzień sprawdzenia nowo nabytej znajomości etykiety na oficjalnym bankiecie z okazji wizyty pary królewskiej jednego z państw europejskich. Do sali bankietowej wchodzi pierwszy prezydent, za nim prezydentowa i para królewska. Nagle Skąpomondry staje i zaczyna gmerać w spodniach, prezydentowa wpada na łokieć męża i robi stójkę na dwunastnicy. Następuje lekka konsternacja ale bankiet jest kontynuowany.Nieoczekiwanie prezydent siada na miejscu króla. Podbiega z odsieczą Nadobny i szeptem wyjaśnia pomyłkę. Skąpomondry wstaje i oświadcza:
- Wasza Królewska Mość, to jest staropolski zwyczaj, że gospodarz grzeje własnym ciałem miejsce dla gościa.
Twarz króla wykrzywia grymas, który następnego dnia będzie interpretowany jako tradycyjny sposób wyrażania radości przez mieszkańców północy Europy.
Prezydent siada z nieukrywanym zadowoleniem.
- Sprytnie z tego wybrnąłem - pomyślał.
Bankiet się rozkręca. Kelnerzy podają poledwicę wołową z kaparami lub buraczkami. Prezydent na widok kaparów nieruchomieje.
- Kto do cholery układał menu. Co to w ogóle jest?
Dyskretnie rozgląda się w lewo i prawo.Siedząca po lewej stronie królowa, na której talerzu były ulubione przez prezydenta buraczki, rozmawiała z Nadobnym. Skąpomondry błyskawicznie zamienia talerze. Niestety akurat wtedy królowa się odwraca. Sytuację stara się ratować Wycieruch, znawca historii Polski.
- Jest to tradycyjna zabawa dworska, "prawy do lewego" polegająca na zamianie talerzy przez wszystkich gości.
Po tych słowach wszyscy zamieniają talerze, lecz atmosfera robi się zdecydowanie napięta. Na koniec obsługa podaje deser: bezy. Prezydent zamarł.
- Jak u diabła je się bezy? - probował sobie przypomnieć, bez skutku. Wreszcie postanowił: nożem i widelcem. Niestety przy pierwszej próbie następuje katastrofa. Beza ląduje na twarzy króla.Skąpomondry rzuca się wycierać, król coś krzyczy w swoim języku, tłumacz rejteruje, następuje ogólny chaos. Według późniejszych relacji, trudno ustalić kto pierwszy rzucił bezą ale rozpętało się piekło. Bezy latały we wszystkich kierunkach, lecz najwięcej, nie wiedzieć czemu, trafiało prezydenta. Po chwili na salę wkroczył BOR i służby specjalne. Aresztowano wszystkich bandziorów, czyli zaproszonych gości. Aby zapobiec dalszym rozróbom, w trosce o bezpieczeństwo koronowanych głów, premier Plussk podjął arcybolesną decyzję zamknięcia wszystkich sal bankietowych.
- Nie będzie pobłażania dla zadymiarzy bankietowych - zapowiedział twardo.
Prokuratura prowadzi w sprawie incydentu intensywne śledztwo.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 857 widoków