Maskirowka w Smoleńsku - Free Your Mind dla Blogpress.pl

Przez Blogpress , 05/03/2011 [09:47]

Obywatelskie śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, z którym ja się obecnie utożsamiam, jest na etapie takim, że lotnisko Siewiernyj i pobojowisko (sfilmowane przez S. Wiśniewskiego) zostało odrzucone jako miejsce katastrofy polskiej delegacji prezydenckiej.

Część zaś blogerów pozostaje w kanonie analizowania tragedii w perspektywie właśnie tego lotniska, ale ja osobiście tę perspektywę definitywnie porzuciłem po przesłuchaniu właśnie obszernych zeznań Wiśniewskiego.

Problem jednak nie polega na tym, do jakiej wersji jesteśmy przywiązani, lecz na tym, jak naprawdę było 10 kwietnia. Nie powinno więc grać tu roli żadne inne kryterium poza kryterium prawdy. Znaczy to ni mniej ni więcej tylko tyle, że NIE MA żadnej wersji "obowiązującej", czyli musimy badać sprawę tak długo, aż zacznie się zbierać dostatecznie dużo dowodów potwierdzających jakąś hipotezę a obalających inną. Oczywiście nie chodzi o całkowitą dowolność w stawianiu hipotez - jesteśmy poważnymi ludźmi i bierzemy poprawkę na historyczne i polityczne realia. Nie uwzględniamy zarazem scenariuszy kompletnie irracjonalnych, typu "uprowadzenie przez Marsjan" czy "otwarcie się ziemi pod Smoleńskiem". Ale już scenariusz... uprowadzenia delegacji prezydenckiej przez Rusków jest jak najbardziej prawdopodobny i realny.

Stawianie tu pytania, typu, "czy Ruscy byliby zdolni", "czy odważyliby się na takie kroki" - nie ma żadnego sensu. Pamiętać bowiem musimy o jednej podstawowej kwestii - osób z delegacji prezydenckiej z 10 Kwietnia nie ma. Te osoby zostały zabite. Naszym psim obowiązkiem zatem jest dotarcie do prawdy o zbrodni dokonanej na tychże osobach. Tu ponownie jakby wracamy w sferę ludzkiej wyobraźni. Tak jak niektórym ludziom nie mieściło się w głowie, że to nie mógł być wypadek (sam dostawałem takie telefony od znajomych) - tak niektórym ludziom nie mieści się w głowie, że polska delegacja mogła zostać wymordowana, czyli, że nie zginęła w lotniczej katastrofie. Część osób, jak widzę po różnych reakcjach (czasami zgoła histerycznych) nie przyjmuje takiej - całkiem możliwej podkreślam - wersji zdarzeń na zasadzie "nie, bo nie" lub "nie, bo nie mieści mi się to w głowie", "nie, bo to nieprawdopodobne", "nie, bo to niemożliwe".

Tymczasem nie można patrzeć na tragedię z 10 Kwietnia wyłącznie przez pryzmat "działań ślepych sił fizycznych na ciała ofiar",gdyż może to być zupełnie błędna perspektywa. W tej perspektywie (tak samo jak w "perspektywie wypadkowej", tzn. że 10 Kwietnia to głupi lotniczy wypadek) ustawili nas, zdajmy sobie z tego sprawę, sami Ruscy. Z reguły zaś miejsca, z których Ruscy każą patrzeć na jakieś wydarzenia (zwłaszcza te, w których oni brali udział) są jakoś spreparowane, fałszywe, a perspektywy zdeformowane, zakłamane.

Ruscy chcą byśmy myśleli o 10 Kwietnia w dwóch kategoriach: Siewiernyj, katastrofa (dla ciemniaków wersja: głupi wypadek lotniczy). Teraz więc uwaga: jeśli jednak (co głosi hipoteza dwóch miejsc) do tragedii wcale NIE doszło na Siewiernym, to przyjęcie tej perspektywy, którą nam narzucili Ruscy, uniemożliwia nam raz na zawsze dotarcie do prawdy. Będziemy więc naginać nasze spostrzeżenia i wnioski do ruskiej wersji, nie zaś traktować wykryte sprzeczności, nieścisłości, kłamstwa, fałszerstwa, niszczenie dowodów, jako przesłanki do porzucenia zdeformowanej perspektywy.

Pierwszym przełomowym dla mnie momentem było (po wielu miesiącach analiz pozostających właśnie w perspektywie: Siewiernyj, katastrofa (spowodowana rzecz jasna przez czekistów)) uświadomienie sobie, że Ruscy traktują to MIEJSCE zdarzenia jako "niepodważalne", a przecież jest mnóstwo dowodów świadczących, że właśnie z tym MIEJSCEM jest coś ewidentnie nie tak.

Nikt, kto czytał moje teksty smoleńskie, a było ich naprawdę bardzo dużo, nie może mi zarzucić, że ja od razu zająłem perspektywę negującą dogmat "Siewiernyj, katastrofa". Wprost przeciwnie, starałem się na różne sposoby zrekonstruować przebieg zamachu, przyjmując, że doszło do wysadzenia samolotu albo podczas przyziemiania, albo nad ziemią, albo za pomocą celowo spowodowanej kolizji z inną maszyną znajdującą się w powietrzu.

Najpierw więc postawiłem sobie pytanie: dlaczego Ruskom tak usilnie zależy na tym, by nasze myśli krążyły wyłącznie wokół Siewiernego, skoro jest tak wiele znaków zapytania, dotyczących rozkładu szczątków, braku ciał ofiar, braku foteli etc.?

Wiedząc o czekistowskiej manii łgania w każdej sytuacji, postawiłem więc następne pytanie: a może zależy im na tym z tego właśnie powodu, że tam żadna katastrofa polskiego tupolewa się NIE wydarzyła? Oczywiście natychmiast uruchamia się u Czytelnika tych słów mechanizm obronny: "nie, to niemożliwe", "nie, to nieprawdopodobne"... :) Proszę jednak sprawdzić, jak wiele rzeczy natychmiast daje się ze sobą logicznie powiązać, jeśli odrzuci się dogmat Siewiernego. Proponuję w ramach lektury uzupełniającej poczytać ten mój post: http://freeyourmind.salon24.pl/279085,poza-ruska-zone

A poza tym cykl "Oko żaby" (1, 2, 3) i "Dziwne szpule" (1, 2, 3). Ewentualnie notkę "Drugi Katyń". Wystarczy poczytać zeznania świadków. O tym także obszernie pisałem. Przywołam choćby jedno: pielęgniarki opowiadające, jak znalazły ok. 90 ciał. Wcześniej zakładałem, że te kobiety kłamały. Któregoś dnia jednak obudziłem się i mówię do żony: a jeśli one nie kłamały? Jeśli rzeczywiście były gdzieś, gdzie od razu dało się te wszystkie ciała znaleźć?

Jak wiemy, 10 kwietnia są relacje (nawet Szojgu to przekazuje Putinowi na OFICJALNEJ naradzie, która była śledzona przez telewizje), że wydobyto wszystkie ciała ofiar (np. RMF o tym pisał na swojej stronie 10 Kwietnia, proszę sobie sprawdzić). Jakżeż więc się stało, że w następnych dniach zaczęto "znowu" wydobywać te ciała spod wraku na Siewiernym? Owszem można ponownie uruchomić sobie "mechanizm obronny" i powiedzieć: eee, Rusek się pomylił. Tylko, czy w sprawie takiej tragedii można się w taki sposób pomylić, będąc w gronie najwyższych władz i mając dostęp do miejsca zdarzenia?

Wiedząc zatem, że na Siewiernym nie sposób było w pierwszej godzinie "po zdarzeniu" policzyć ciała i doliczyć się 90 - ba, tego nawet NIE robiono (w "raporcie komisji Burdenki 2" nie ma mowy o tym, żeby policzono niemal wszystkie ofiary w pierwszej godzinie!) - pozostaje nam przyjąć, że te obliczenia dotyczyły ofiar znajdujących się w INNYM miejscu.

Do takiej interpretacji wydarzeń skłania też kolejny ewidentny fakt - ZANIM cokolwiek sprawdzono na Siewiernym, zanim weszły tam jakieś służby medyczne, to przecież z marszu stwierdzono "wsie pogibli" i "nikt nie przeżył".

Jak to możliwe, by ustalono to PRZED przybyciem medyków? Można znowu włączyć sobie "mechanizm obronny" i wytłumaczyć sobie, że "po skali zniszczenia samolotu" widać było, że nikt nie mógł przeżyć. Ale co to w ogóle jest za "wyjaśnienie"? Przecież najpierw wysyła się ekipy ratunkowe, najpierw się przeczesuje pobojowisko, gdy ulegnie katastrofie jakiś samolot - najpierw więc uznaje się pasażerów za ZAGINIONYCH, a dopiero potem, tj. po USTALENIU PRZEZ LEKARZY, że doszło do śmierci tychże pasażerów, ogłasza się komunikat o tym, że tyle a tyle jest ofiar itd.

Każdy z nas widział migawki z akcji po katastrofach lotniczych i uwijających się medyków pośród szczątków - na Siewiernym tego nie było! S. Wiśniewski, który zeznawał przed komisją sejmową, wziął się za karkołomne tłumaczenie opieszałości ruskich służb i braku akcji ratunkowej (brak tejże akcji jest nawet wbrew przepisom obowiązującym, gdy do takich zdarzeń dochodzi) w ten sposób, że musiały być one uprzedzone, że doszło do tak potwornej katastrofy, iż "nie ma kogo ratować". Tylko że to zgoła absurdalne tłumaczenie. To, czy jest kogo ratować, czy nie, ustalają lekarze, a nie np. specsłużby czy jakiś dyplomata, co stoi na brzegu pobojowiska. To medycy są od szukania rannych i ratowania życia, tudzież od ustalania zgonów - nikt inny.

10 Kwietnia jednak było odwrotnie - ktoś "JUŻ" wiedział, że "nie ma kogo ratować", a w związku z tym... nie ratowano. Taki scenariusz wydarzeń jest do wyjaśnienia przy zajęciu perspektywy związanej z hipotezą dwóch miejsc. Nie było akcji ratunkowej na Siewiernym, bo wiedziano (po przeprowadzonym zamachu terrorystycznym w innym miejscu), że faktycznie wszyscy zostali zabici. Ruskie władze więc ogłosiły "wsie pogibli", wskazując na skalę zniszczeń wraku na Siewiernym, ale miały na myśli delegację zamordowaną w innym miejscu.

Siewiernyj z jego księżycowym krajobrazem, po którym wędrował polski montażysta (ani przez chwilę nie sądzący, że ma do czynienia ze szczątkami polskiego tupolewa z delegacją prezydencką, podkreślam), to było "alibi" zamachowców. Zadziałało to alibi na zasadzie: "widzicie, ludzie?, po takiej katastrofie nikt nie miał prawa przeżyć przecież, tam nie było kogo i co zbierać". Problemem jednak był brak ciał ofiar i brak foteli czy innych rzeczy, które zwykle leżą na miejscu po katastrofie. Takie świadectwo "nietypowości" miejsca dał nie tylko Wiśniewski, ale i Bahr. Tych ciał nie było nie tylko na filmie montażysty, lecz też na zdjęciach ze Smoleńska.

Ciała "odnalazły się" dopiero po dłuższym czasie w dość zagadkowej wg mnie i nieskładnej relacji M. Wierzchowskiego (http://freeyourmind.salon24.pl/278778,syrena-ruska) oraz na filmie przekazanym przez ruskie służby portalowi "e-ostrołęka". I dla części osób z blogosfery te relacje miały "falsyfikować" hipotezę dwóch miejsc, no bo skoro "są ciała", to do makabrycznej inscenizacji dojść nie mogło.

Zaczęto więc znowu przyjmować ruską perspektywę zgodnie z sugestią: "ciał zrazu nie było widać, gdyż leżały gdzie indziej". Jakkolwiek niedorzecznie to nie brzmiało, dla niektórych osób stanowiło to jakieś "wyjście" z labiryntu, zwłaszcza że Wierzchowski miał kilka martwych osób zidentyfikować. Twierdzenie, że ciała te mogły zostać przetransportowane na Siewiernyj (po zamachu terrorystycznym) odrzucano na zasadzie "to niemożliwe", "to nieprawdopodobne".

Ale czy nie mogły być przetransportowane? Czy widziano tam wszystkie ciała ofiar? Czy dokonano ich natychmiastowej identyfikacji? Przecież nie. Co więcej - zdarzały się przecież potem takie sytuacje, jak ta opisywana przez M. Wassermann, że rodzinie przekazano informację o stuprocentowej identyfikacji zwłok, potem zaś była informacja, że zwłok wcale nie zidentyfikowano (http://freeyourmind.salon24.pl/272972,identyfikac…)! Część rodzin w ogóle nie miała możliwości zobaczyć ciał, część ciał w ogóle nie nadawała się do identyfikacji. Jak więc możliwe, że pierwszego dnia doliczono się od razu wszystkich ofiar? Ano tak, że widziano je w innym miejscu, nie na Siewiernym, niestety.

Kolejnym przełomowym momentem była analiza przekazów medialnych z 10 Kwietnia z pierwszych godzin. Proszę zwrócić uwagę na to, jak wiele jest sprzeczności, jak jest mowa o "prezydenckim jaku-40", o awaryjnym lądowaniu, o awarii, o zapasowych lotniskach, na odlecenie na które "namawiano polską załogę, lecz odmawiała" itd. Z tych relacji wyłania się obraz chaotyczny do momentu, gdy nie przyjmiemy, że Ruscy jednego dnia mieli "dwa zdarzenia" - jedno to maskirowka na Siewiernym - drugie zaś to zamach terrorystyczny dokonany w innym miejscu. O jednym informowali, ale o drugim jakoś też się przebijały wiadomości, być może z powodu braku koordynacji spowodowanej jakimiś nieprzewidzianymi w planie zamachu wydarzeniami.

Inny przełomowy moment to lektura "polskich uwag do raportu", z której wynika, że nie przekazano Polsce ŻADNYCH, podkreślam, ŻADNYCH dokumentów, dowodów, materiałów, ekspertyz, zdjęć etc. istotnych dla sprawy. Ani prokuratura, ani komisja Millera nie mają NIC.

Oczywiście ludzie z tych instytucji nie wyglądają na szczególnie zmartwionych takim stanem rzeczy, mimo że lada chwila upłynie ROK od smoleńskiej tragedii - prawda jednak jest taka, że powinno być ogłoszone zupełnie nowe śledztwo i to poprowadzone przez inne, jakieś zdolne do analizy sytuacji i materiałów dowodowych, instytucje.

Z lektury "polskich uwag" można dojść do jeszcze jednego wniosku: Polacy nie uczestniczyli w najważniejszych badaniach dot. "miejsca zdarzenia". Można też sądzić, że braki w materiałach, dowodach, ekspertyzach, fotografiach, filmach etc. wynikają stąd, że Ruscy tych rzeczy zwyczajnie NIE zrobili. A nie zrobili dlatego, by nie zdemaskować swej maskirowki. Ważnym momentem było na pewno obejrzenie zdumiewającej prezentacji "komisji Millera" i odkrycie, że ludzie ci idą dokładnie tym samym tropem, jaki wyznaczył Kreml.

Ważne na pewno było przestudiowanie stenogramów rozmów ruskich szympansów na wieży. Ważne było odkrycie montażowych cięć w materiale związanym z zapisami CVR (te cięcia dyskwalifikują zapisy CVR całkowicie; nie należy się na tych zapisach opierać, sądzę, gdyż Ruscy mogli dowolnie przemontować rozmowy załogi i usunąć np. ustalenia dot. zapasowego lotniska).

Najważniejsze jednak okazały się zeznania Wiśniewskiego. On jakby rozwiał moje ostatnie wątpliwości i przestałem traktować hipotezę dwóch miejsc wyłącznie w kategoriach "myślowego eksperymentu".

SW jest najważniejszym świadkiem. Nie ma ważniejszego. Ruskich świadków w ogóle nie należy brać pod uwagę.

Świadkowie, którzy dostali się po SW też już przybyli "za późno". Trudno zresztą powiedzieć, czy SW zdążył przyjść "na czas", ale i tak udało mu się zarejestrować to, co najważniejsze. Wiśniewski był w "ruskiej zonie" (jak pozwoliłem sobie nazwać Siewiernyj w linkowanym już wyżej poście), dotykał części wraku, nawet wąchał je (i nie czuł zapachu paliwa!), obszedł kawał pobojowiska i sfilmował to, co udało mu się przez te kilka minut zobaczyć.

Wiele poświęciłem miejsca analizie jego zeznań, odsyłam więc zainteresowanych do lektury zwłaszcza tych postów (chronologicznie je tu zamieszczam):

http://freeyourmind.salon24.pl/283000,moonwalker 

http://freeyourmind.salon24.pl/283188,pierwszy-polak-na-ksiezycu 

http://freeyourmind.salon24.pl/283610,dark-side-of-the-moon

Oczywiście, należy BARDZO precyzyjnie oddzielać to, co mówi Wiśniewski o tym, co widział, słyszał, dotykał itd. - od tego, co Wiśniewskiemu powiedziano, wyjaśniono już "po zdarzeniu". Znaleźli się bowiem życzliwcy w wojskowych mundurach (fachowcy), którzy wyklarowali Wiśniewskiemu, że to, co widział, to jak najbardziej była katastrofa tupolewa z polską delegacją, i już. To bardzo ważne, by tych dwóch obszarów nie mylić, gdyż samemu świadkowi się te kwestie często mylą.

On stara się za wszelką cenę uzgodnić sprzeczności swojej wersji z wersją oficjalną (czyli kremlowską). To jednak, co opowiada, ma kapitalne znaczenie dla zrozumienia ruskiej inscenizacji.

Czego w skrócie dowiadujemy się z zeznań Wiśniewskiego?:

1. zaszło jakieś zdarzenie z małym samolotem, który spadł na Siewiernyj

2. nie był to polski tupolew z delegacją prezydencką

3. nie ma śladów po katastrofie typowych dla zdarzenia z dużym samolotem

4. (wbrew temu co opowiada Wiśniewski) słychać ptaki nad pobojowiskiem (wymiotłaby je eksplozja i huk)

5. nie ma oparów paliwa, nie ma wielkiego pożaru, nie ma śladów wielkiego zniszczenia okolicy

6. wrak to kilka kawałków samolotu

7. strażacy się nie spieszą, dogaszają jakieś małe ogniska

8. części samolotu (a ma to być, pamiętajmy, parę minut po zdarzeniu!) są zupełnie zimne

9. nie ma ciał, foteli, rzeczy itd.

10.nie ma leja, nie ma kolein po ryciu ziemi przez rozwalający się samolot

11. Wiśniewski mimo że jest na miejscu, chodzi, dotyka, widzi, filmuje - ani przez chwilę nie ma świadomości, że widzi szczątki tupolewa, który miał przylecieć z prezydencką delegacją

12. Wiśniewski dowiaduje się o katastrofie tupolewa dopiero z treści sms-a z Polski, którego dostaje, gdy jest przetrzymywany w aucie przez ruskie specsłużby.

Pozwolę sobie przy tej okazji zaprezentować "ruską logikę" wyjaśniającą tę powyższą sytuację: "Dlaczego nie ma śladów po uderzeniu i ryciu szczątków polskiego tupolewa? Dlatego, że lądował on na plecach, a nie na brzuchu. Skąd wiadomo, że polski tupolew lądował na plecach, a nie na brzuchu? Stąd, że nie ma śladów po uderzeniu i ryciu szczątków polskiego tupolewa. A dlaczego nie ma śladów po uderzeniu i ryciu szczątków polskiego tupolewa? :)" (http://freeyourmind.salon24.pl/283188,pierwszy-po…)

To coś podobnego jak z tym "wsie pogibli": Skąd wiadomo, że nie było kogo ratować? Bo "wsie pogibli". A skąd wiadomo, że "wsie pogibli"? Bo nie było kogo ratować.

Świadectwa z miejsca katatastrofy


Moim zdaniem Wierzchowskiemu się wiele rzeczy myli, ale to osobna kwestia. Znam każdą klatkę z filmu Koli. Wgryzałem się w niego dziesiątki razy. Pamiętam, gdy pierwszy raz go posłuchałem, to miałem poczucie niesamowitej grozy w przeciwieństwie do filmu Wiśniewskiego, który od początku wydawał mi się jakiś dziwaczny. Z czasem jednak zaczęła odzywać się ta prosta świadomość: przecież "1.24" to ruski materiał. Czy samym Ruskom zależałoby na pokazaniu czegoś, co godziłoby w ich interesy? Czy Ruscy, którzy są w stanie zabijać dziennikarzy za to, że głoszą prawdę, pozwoliliby nagle na zdemaskowanie online tego, co się działo 10 Kwietnia?

Byłem ostrożny, czekając na relacje polskich instytucji zajmujących się analizą tego rodzaju materiałów. Wiele analiz "ścieżki dźwiękowej" filmiku Koli szła tak daleko, że ze ścieżki dźwiękowej trwającej ok. półtorej minuty robił się podkład niemalże pełnometrażowego filmu. Osobiście uważam się za osobę o bardzo dobrym słuchu i mimo wielokrotnych odsłuchów na świetnych słuchawkach, nie znalazłem tam tego, co znajdowali inni, poza oczywiście łatwo wychwytywalnym "dawaj siuda paskuda", strzałami, śmiechem czy wypowiedziami Koli. Ten śmiech jest chyba tu szczególnie ważny, gdyż zupełnie nie pasuje do miejsca, jeśliby tam doszło do tragedii. Czekiści się śmieją, bo wiedzą, że za chwilę zostaną w to miejsce przyprowadzeni Polacy, którzy wpadną w histerię na wieść o katastrofie tupolewa z delegacją prezydencką. Film Koli powiedziałbym dziś z przekonaniem to dokumentacja maskirowki, dokumentacją inscenizacji.

Relacje świadków się b. różnią, nie tylko co do czasu, ale i co do ciał. Brak ciał miał potwierdzić nie tylko Wiśniewski, ale i Bahr. Relacji o ciałach jakoś brakowało w pierwszych dniach kwietnia. Ale tu nie chodzi o ciała, tak naprawdę, lecz o CZAS.

Pozwolę sobie przypomnieć, że właściwie do dziś dnia nie wiadomo, kiedy dokładnie doszło do tragedii. Na początku mówiono o 8.56 i powtarzano oficjalnie tę godzinę, choć nie miała ona nic wspólnego z rzeczywistością. Potem mówiono o 8.38, o 8.40, o 8.41 w końcu. Akty zgonu wystawiano na godz. ca. 8.50.

Ja śmiem podejrzewać, że żadna z tych godzin nie jest prawdziwa. Możemy przyjąć, że koło godz. 8.20 pasażerowie jeszcze żyli, o czym świadczą telefony Prezydenta i p. Tomaszewskiej (czy były one z jednego samolotu czy z dwóch, to osobna sprawa) - nie wydaje mi się bowiem możliwe, żeby, jak zakładają niektórzy, głos Prezydenta był "odtworzony z taśmy", gdyż JK mógł w trakcie rozmowy zadać jakieś pytanie, które demaskowałoby mistyfikację.

Czy jednak możemy wykluczyć, że Prezydent nie był już wtedy przetrzymywany przez terrorystów i np. zmuszony do wykonania rozmowy z bratem i udawania, że nic niepokojącego się nie dzieje? Gdyby np. na jego oczach trzymano pod pistoletem jakieś osoby z delegacji i grożono ich zamordowaniem, jeśli takiej rozmowy nie wykona, to czy nie wykonałby jej?

Powtarzam więc, że możemy założyć, iż jeszcze wtedy członkowie delegacji żyli - gdzie jednak dokładnie się znajdowali (czy faktycznie jeszcze lecieli, czy już zostali skierowani na inne lotnisko, gdzie miano dokonać zamachu), tego nie wiemy. O zagadce czasu pisałem w tym poście: http://freeyourmind.salon24.pl/281532,efekt-motyla

Największą trudność sprawia właśnie ustalenie dokładnego, prezycyjnego czasu poszczególnych zdarzeń. Co się działo rano na Okęciu po wylocie jaka-40? Czy delegację rozdzielono czy nie? Kiedy wyleciał tupolew? Jaka była jego trasa? Co się działo po przekroczeniu przez niego punktu ASKIL?

Tych pytań jest mnóstwo i można je tylko mnożyć, jeśli się wie, że zapisy CVR są sfałszowane i zmontowane (http://freeyourmind.salon24.pl/281024,dziwne-szpu…). To odkrycie powinno spowodować natychmiastowe unieważnienie wartości kopii CVR, ale jak wiemy, "strona polska", czyli instytucje takie jak prokuratura czy komisja Millera, nie ma zamiaru robić Ruskom jakichkolwiek problemów, więc nawet sfałszowane materiały dowodowe traktuje jako bezproblemowe.

Jestem pewien, że kiedyś osoby dopuszczające się takich właśnie skandalicznych zaniedbań w śledztwie w tak ważnej sprawie, staną przed polskim wymiarem sprawiedliwości.

Przez jakiś czas takim punktem odniesienia była rozmowa między załogą jaka-40 a załogą tupolewa, ale przecież wiedząc, że Ruscy mieli w swoich rękach nawet skrzynkę CVR z jaka-40, to mogli zmienić "czasowe" położenie tej rozmowy, by je dopasować do swego scenariusza.

Dlaczego taki jest problem z czasem? Dlatego, że w Rosji panuje bałagan? Nie, chyba dlatego, że na Siewiernym nie doszło do katastrofy, lecz do makabrycznej mistyfikacji, która ma osłaniać terrorystyczny zamach dokonany 10 Kwietnia na polską delegację. Cóż bowiem mogłoby stać na przeszkodzie, gdyby faktycznie doszło do zwykłego lotniczego wpadku, by ustalić dokładną jego godzinę? Można by się pomylić o jakieś ułamki sekund czy sekundy, czy nawet minutę lub dwie - ale przecież nie o kilkanaście minut, prawda? Są przecież obrazowania radarów, są parametry w urządzeniach pokładowych itd.

A tymczasem co się dzieje na Siewiernym? Podawana jest zrazu godzina 10.56 (czyli 8.56), a poza tym twierdzi się, że polski samolot znikł z radarów o godz. 10.50. No to chyba jeśli przedstawiciel ruskich władz podaje takie dane oficjalnie na konferencji z carem Putinem, to chyba wie, co mówi, nie? Byli na miejscu, sprawdzili, odczytali, zapisali, przed kamerami podają, nie? I jest godzina 8.56 naszego czasu jako godz. katastrofy, zaś Wiśniewski przekazuje ok. godzinę później (jeśli wierzyć jego zeznaniom) swoją bezcenną kasetę z filmem z jego wędrówki po ruskiej zonie, zaś polska telewizja (ruska zresztą też, a od nich przecież inne stacje wzięły ten materiał) nie pokazują parametrów "zegara kamery", które informują o godz. 8.49.02 na pierwszym już kadrze. Nikomu więc w "wozie transmisyjnym" nie przyjdzie do łba wtedy, tj. 10 Kwietnia przed południem, że coś jest nie tak?

Pisałem o tym niedawno w poście: http://freeyourmind.salon24.pl/283610,dark-side-of-the-moon To jest także niesamowita, kapitalna sprawa. Ludzie w wozie transmisyjnym dostają na patelni materiał świadczący, że Ruscy kłamią, co do godziny katastrofy, ale nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, by puścić TAKIEGO NEWSA w świat. No bo to chyba historia nie z tej ziemi, że oficjalna godz. katastrofy to 8.56, a film z "miejsca katastrofy" zaczęto kręcić kilka minut wcześniej, prawda? Chyba że w Rosji czas biegnie wstecz.

Zwracam na to uwagę, ponieważ "ruchoma godzina" katastrofy jest dodatkowym tropem świadczącym o ruskiej inscenizacji. Jestem pewien, że "alarm" na lotnisku (Wierzchowski nic kompletnie nie słyszał, żadnego huku ani uderzenia, sądził nawet, że samolot wylądował, tylko Ruscy się zagapili) wszczęto wtedy, gdy na Siewiernym już gotowa była inscenizacja.

Zapewne więc zawierała ona już wtedy także jakieś ciała. Czy to jednak były wszystkie ciała ofiar? I czy wszystkie ciała należały do osób z polskiej delegacji? Czy dokładnie to sprawdzono? Czy byli na miejscu 10 Kwietnia jacyś polscy lekarze w ogóle? Czy też całkowicie zdano się na ruską pomoc?

Ja jestem bardzo ostrożny w kwestii relacji takich świadków jak Wierzchowski, a zwłaszcza przybyły dużo później Sasin, gdyż mogli oni już widzieć odpowiednio zaaranżowane miejsce zdarzenia. Poza tym byli w dość dużym szoku, by na zimno ocenić sytuację. No i chyba nikt z nich nie mógł wted podejrzewać, że mają do czynienia z maskirowką.

Proszę poczytać zmieniające się z wywiadu na wywiad zeznania Wiśniewskiego. Świadkom mogą pewne rzeczy nie tylko bowiem zacierać się w pamięci, ale i mylić z tym, co widzieli/usłyszeli potem w mediach lub od innych osób - i zapamiętali, a następnie traktują to jako własne wspomnienia z miejsca zdarzenia.

Polscy dyplomaci w Smoleńsku


To b. skomplikowana kwestia. Podejrzewam, że to wierzchołek góry lodowej. Turowski, Cyganowski... Myślę, że jak się dokona jeszcze paru kwerend pośród rozmaitych "ludzi cienia", to wyjdzie niezła ekipa statystów, którzy występują 10 Kwietnia w ruskim filmie. Trzeba robić kwerendę taką jak C. Gmyz z "Rz" i przeczesać wszystkie dostępne materiały na temat tego typu ludzi. No i publikować.

Kiedyś na pewno będzie prawdziwe śledztwo ws. zbrodni smoleńskiej i udziału strony polskiej w tejże zbrodni. Być może to śledztwo będzie zarazem końcem epoki totalitarnej w naszym kraju. Pod warunkiem, że zapadną surowe wyroki.

Piloci 


To byli najlepsi wojskowi piloci. Ś.p. mjr A. Protasiuk był zaś najlepszy na tupolewie - jeśli w jaku-40 poradzono sobie z meaconingiem, to tym bardziej (co nawet Ruscy w wieży docenili, krzycząc "maładiec") poradziłby sobie z nim Protasiuk ze swoimi kolegami.

Dlaczego Ruscy tak wiele wysiłku włożyli w lżenie polskich pilotów? Dlatego, że ci ostatni okazali się sprytniejsi niż Ruscy przewidywali. Mamy tu, jak sądzę, dwa możliwe warianty zdarzeń -

1) polska załoga wymyka się z pułapki zastawionej na Siewiernym i dokonuje jakiegoś awaryjnego lądowania, by ratować pasażerów oraz

2) polska delegacja zostaje skierowana na zapasowe lotnisko, gdyż wiadome jest, że piloci nie dadzą się wciągnąć w pułapkę na Siewiernym. Innymi słowy nie wydaje mi się, by nasi piloci wojskowi, latający w ekstremalnych warunkach, doświadczeni, z mistrzowską klasą, dali się łatwo Ruskom podejść. Nie wierzę w to, że daliby się po prostu naprowadzić na smoleńskie krzaki. Niemożliwe, by ryzykowali życie swoje i pasażerów, schodząc na wysokość zagrażającą bezpieczeństwu delegacji. Takie brednie to mogą głosić Ruscy i promoskiewskie pismaki w Polsce.

Ale oczywiście dokładnego scenariusza nie znam, bo wszystko jest w fazie rekonstrukcji z tych "odłamków" historii, które udaje nam się w blogosferze odtworzyć. Podejrzewam, że coś nadzwyczajnego ci dzielni młodzi polscy oficerowie musieli wtedy zrobić, że Ruscy potem tak się pastwili nad nimi (i w swoim gównianym "raporcie", i wcześniej nad ciałami zamordowanych) - nie wiem jednak na razie, czego takiego dokonali owi dzielni piloci. Kiedyś im postawimy pomniki w wolnej Polsce, a o bohaterstwie Protasiuka będą się uczyć dzieci w szkołach.

Prawdę już poznajemy, ale myślę, że problem nie polega wyłącznie na tym, by całkiem rozwiać "smoleńską mgłę", lecz by poznać też prawdę o nas samych. Ta jest bowiem dość wstrząsająca. Symbolem jest Krakowskie Przedmieście - z jednej strony modlący się za zabitych ludzie - z drugiej szyderczy, iście szatański karnawał tych, dla których "nic się nie stało", a nawet ofiary są same sobie winne.

Polska po 21 latach neokomunizmu to z jednej strony kraj odradzającej się wiary katolickiej, ale z drugiej, kraj przerażającego regresu cywilizacyjnego i moralnego. Ten regres nie dzieje się przypadkiem, jest skutkiem nierozliczenia komunizmu i budowania "nowego ładu" właśnie wespół z czerwonymi zbrodniarzami.

Czarek Czerwiński

Miło Cię widzieć na Blogpressie :). Choć w ten niebezpośredni sposób, ale na pewno dobitniej zaznaczysz swoją obecność niż wpisem w blogu. To tyle tytułem przywitania. Lekturę rozmowy zostawiam sobie na później, bo długa, a muszę wyjść. Niemniej, uprzedzam lojalnie, że jeśli jest tutaj coś o maskirowce czy drugim wraku, to.. dobra, na razie.
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

14 years 7 months temu

za świetną współpracę i ogrom wysiłku jaki włożyłeś w udzielenie odpowiedzi. No i za dotrzymanie terminu. Myślę, że najważniejsze jest uświadomienie sobie tego co napisałeś:

Na tragedię polskiej delegacji z 10 Kwietnia nie wolno patrzeć przez pryzmat "własnej wyobraźni" i tego, "co się w głowie mieści", a co się w niej "nie mieści". Mnie po dziś dzień nie mieści się w głowie, że można było wywozić ludzi bydlęcymi wagonami na Sybir, albo że można było zabijać jeńców wojennych strzałami w tył głowy, a potem łgać, że zrobili to Niemcy. Wiele z tego, co robili Ruscy, nie mieści się w głowie - lecz nie zmienia to faktu, że tego, co "nie mieści się w głowie" Ruscy właśnie z zimną krwią dokonywali. To więc, czy jakaś zbrodnia przekracza ramy czyjegoś myślenia lub wyobrażenia o współczesnym świecie, nie jest żadną podstawą do uznania, że tej zbrodni nie było.

 

Pozdrawiam!

Rzepka

Rzepka

14 years 7 months temu

i pozdrawiam :) A na lekturę muszę wygospodarować sobie troszkę więcej czasu...
Godziemba

choć czy taki był przebieg wydarzeń 10 kwietnia. Przyznam się, iż bardzo mi trudno oddzielić fakty od dezinformacji. Wersja z innym miejscem zakłada, iż Ruscy z góry przewidzieli scenariusz, iż polski pilot uniknie pułapki smoleńskiej i trzeba będzie przejść do wersji nr 2. Chyba, że od początku Siewiernyj był maskirowką i obowiązywała tylko wersja nr 2. Gdyby bowiem polskim pilotom udało się samym wylądowac, to Ruscy nie mieliby czasu na zorganizowanie całej operacji. Kłaniam się nisko przed FYM-em za ogrom wykonanej pracy i mam nadzieję, iż przyczyni się do odkrycia prawdy. Osobną jednak kwestią jest możliwość ukarania zbrodniarzy, tak polskich, a przede wzszystkich ruskich.
Domyślny avatar

"Wersja z innym miejscem zakłada, iż Ruscy z góry przewidzieli scenariusz, iż polski pilot uniknie pułapki smoleńskiej i trzeba będzie przejść do wersji nr 2. Chyba, że od początku Siewiernyj był maskirowką i obowiązywała tylko wersja nr 2." Czego chcieli Rosjanie nie jest specjalną tajemnicą. "Sprowadzić ich na 100 metrów" - polecenie logiki. Na dobrą sprawę to wówczas samolot mogliby nawet zestrzelić, skoro wiadomo było im od początku że wszelkie dowody pozostaną w ich rękach. Ale nie, to byłoby zbyt proste, prawdaż? Operacja musiała wg teoretyków maskirowki być maksymalnie skomplikowana. Po co samolot sprowadzać na 100 metrów, fałszywie naprowadzać? By rozbił się gdzieś przy szosie, skoro juz przygotowane fałszywe pobojowisko? Absurd goni absurd.
aleks3009

"Na dobrą sprawę to wówczas samolot mogliby nawet zestrzelić, skoro wiadomo było im od początku że wszelkie dowody pozostaną w ich rękach. Ale nie, to byłoby zbyt proste, prawdaż?" Nieprawdaż. Wtedy część osób mogłaby przeżyć.
Margotte

Naprawdę ciekawy materiał i dobrze się czyta. Mam jednak na razie trzy uwagi: 1. Nie wiem czemu dezawuujesz zeznania Marcina Wierzchowskiego. http://orka2.sejm.gov.pl/mp3/… On był pierwszym świadkiem tej tragedii, bo dotarł tam jako pierwszy. Cenne jest to co tam zobaczył i czy można z tego wysnuć wniosek, czy to była inscenizacja czy prawdziwa katastrofa. 2. "Czy jednak możemy wykluczyć, że Prezydent nie był już wtedy przetrzymywany przez terrorystów i np. zmuszony do wykonania rozmowy z bratem i udawania, że nic niepokojącego się nie dzieje? Gdyby np. na jego oczach trzymano pod pistoletem jakieś osoby z delegacji i grożono ich zamordowaniem, jeśli takiej rozmowy nie wykona, to czy nie wykonałby jej?". Wykonałby taki telefon, ale jestem w stu procentach przekonana, że Jarosław Kaczyński by wyczuł, że to przymus. Dlatego tę tezę całkowicie odrzucam. Według mnie przed telefonem LK do JK nic niepokojącego się w samolocie nie działo. 3. Jeśli faktycznie samolot by został skierowany w inne miejsce, to na zdjęciach satelitarnych zostałby dowód, którym Amerykanie mogliby szantażować Rosję, jak nie teraz, to w przyszłości. Dlatego waham się przed przyjęciem tej tezy. Z drugiej strony wybuch też by był na zdjęciach widoczny, ale może Rosjanie mogliby go czymś wytłumaczyć - np. awarią samolotu? Przyznam szczerze, tak naprawdę pokładam jedyną nadzieję w USA, bo mam wrażenie, że sami nie będziemy w stanie, mimo wszelkich podejmowanych wysiłków, dojść do prawdy. Zwłaszcza, że nie mamy podstawowych dowodów w tej sprawie. Ale to nie znaczy, że mamy u nas, w Polsce, nie próbować rozwiązywać tej zagadki. Może cegiełka po cegiełce zbudujemy zbliżony do prawdziwego obraz tego co się wydarzyło 10 kwietnia? Dziękuję i pozdrawiam. I jeszcze raz przeczytam wpisy, które zalinkowałeś: "Poza ruską zonę" i "Syrena ruska".
Polaczek

od samego czytania głowa boli. Przytłacza ogrom niewyjaśnionych motywów. Tylko co z tego wynika, gdzie wnioski i daleko idące konstruktywne propozycje rozwiązania tych problemów ?
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

"Na tragedię polskiej delegacji z 10 Kwietnia nie wolno patrzeć przez pryzmat "własnej wyobraźni" i tego, "co się w głowie mieści", a co się w niej "nie mieści"" Własnie... Antoni Macierewicz w czasie niedawnego arcyciekawego spotkania w Monachium powiedział że teorie "maskirowki" są po prostu nieprawdopodobne. Wątpię by powiedział tak dlatego że mu się to "w głowie nie mieści". Chyba najwieksza rezerwa wobec takiego scenariusza to jego nielogiczność, ale to nie wszystko. Otóż jeśli przyjmujemy te teorie to nie ma siły - ich przyjęcie oznacza całkowite odrzucenie dotychczasowych ustaleń zespołu Antoniego Macierewicza. Metodo jaką AM próbuje dojść do prawdy radykalnie róźni się od metody zwolenników "maskirowki". Metodyczne ustalanie faktów kontra metodyczne dopasowywanie faktów pod tezę. Nie mam wątpliwości, jak pisałem obie te teorie wzajemnie wykluczają się, że jedną z nich trzeba będzie wyrzucić na śmietnik. W całości.
Kazia

Właśnie, A. Macierewicz powiedział, że teoria jest nieprawdowpodobna, ale nie, że nie jest niemożliwa lub, że nieprawdziwa. To jak zpytaniem czy "można coś zrobić". I odpowiedź brzmi - można. Lecz jednocześnie nie znaczy, że ten czym jest dobry i że powinno się zrobić to co się zrobiło (wiesz, o co mi chodzi...) Wg. FYM stawia głośno pytania, jakich A.Macierewicz i jego zespół nie może dziś postawić.
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

"Nie wiem czemu dezawuuujesz zeznania Marcina Wierzchowskiego." Zeznania Wierzchowskiego wysłały w kosmos co bardziej cudaczne teorie. Np o bezszumowym helikopterze, linach, o pospiesznym przenoszeniu cześci. Pamiętam że owe "liny" z "bezszumowego helikoptera" widziały tysiące ludzi. "Widziały". Patrzyłem na to ze zgrozą. Kluczowe są słowa Wierzchowskiego o tym że kiedy dotarł na miejsce nie było tam nikogo innego prócz trzech postaci za którymi pobiegł.
Margotte

Właśnie ich słucham. Jacek Sasin znalazł się po ok. godzinie na miejscu katastrofy. Zeznania z 6.10.2010: 1:20 „Jeśli chodzi o kompletność, nie zauważyłem na pewno wtedy kokpitu pilotów, tego nie widziałem [..] widziałem ogon, widziałem długie fragmenty blach z oknami, widać było ten centropłat z kołami, natomiast kokpitu nie zauważyłem”. Uwaga! Tu drastycznie! 1:35 „Te ciała, które były porozrzucane, te ciała były poważnie zmasakrowane. Ja nie byłem w stanie nikogo rozpoznać z tych osób, chociaż 90% osób, które były na pokładzie były mi dobrze znane. Poza pewną grupką osób, członków rodzin katyńskich, którzy gdzieś z Polski przyjechali i których ja nie znałem, to pozostałe osoby znałem. Ale te ciała, które widziałem, były albo pozbawione głów, w związku z czym samo to uniemożliwiało identyfikację, albo były tak zmasakrowane, że trudno było czasami nawet rozpoznać osobę ludzką w tym ciele. Także taka prosta identyfikacja była niemożliwa. Widziałem tych ciał, nie wiem ile, ale to nie były dwa, trzy, tylko było więcej, i nie byłem w stanie rozpoznać nikogo z tych osób. Ponadto te ciała, które były na zewnątrz, to było je widać, natomiast tych ciał nie było 96, tych ciał było, powiedzmy, 10, kilkanaście, natomiast, jak mniemałem wówczas, pozostałe ciała znajdują się we wnętrzu wraku. A ponieważ stan zniszczenia tego wraku był taki, a nie inny, to tak naprawdę bez sprzętu jakiegoś, który byłby w stanie te części od siebie poodciągać, wejście tam do środka wraku było niemożliwe. To było po prostu gruzowisko blach”. 1:41 „Nie było akcji medycznej. […] W momencie, kiedy wysiadłem z tego samochodu [..] jeden z funkcjonariuszy BORu, z którym jechałem, zapytał biegnącego funkcjonariusza rosyjskiego, czy to wojskowy był czy to milicjant, w mundurze, zadał mu pytanie, co słucziłos? On odpowiedział, biegnąc: Wsie pogibli”. Stwierdził już, że wszyscy zginęli. I kiedy przyjechałem tam i zobaczyłem karetki, było dosyć dużo tych karetek pogotowia, one były ustawione w takich rzędach, to przy tych karetkach pogotowia byli właśnie ludzie w białych kitlach, czy to lekarze, czy to pielęgniarze, pielęgniarki. Natomiast na miejscu samym, na miejscu katastrofy, żadnych przedstawicieli służb medycznych nie widziałem. Mnie to uderzyło, że oni są już musieli zakończyć swoją akcję ratunkową”. A.M. - Pan widział ciała? I nie widział Pan przy tych ciałach żadnych przedstawicieli służb medycznych, którzy by sprawdzali, czy może ktoś żyje, może tętno, może cokolwiek? Nie widziałem. Na samym miejscu katastrofy, na samym miejscu, gdzie leżał wrak, widziałem tylko strażaków, którzy dogaszali, było dogaszanie takich drobnych ognisk pożarów. To był jedyny przejaw akcji ratunkowej, który ja widziałem. Żadnej akcji medycznej i żadnej innej zresztą już tam na miejscu nie było. 1:48 „Na pewno widziałem ogon samolotu, cała część ogonową samolotu. Widziałem ten centropłat samolotu, to było wyraźnie widać, bo on był odwrócony, z kołami do góry, no i widziałem kadłub, w sensie poszycia całego, on jest taki pomiażdżony, pognieciony, ale był to rząd okien, więc to było widać. Uderzyło mnie to wtedy, że nie zobaczyłem, nie widziałem kokpitu. Nie widziałem przedniej części samolotu. Ale stwierdziłem, że poziom zniszczenia tego samolotu był tak duży, że stwierdziłem, że nie jestem w stanie rozpoznać tego kokpitu w tym kłębowisku blach, które tam się znajdowały. Potwierdzam, że ja miałem wrażenie, że ten wrak jest dosyć skupiony jednak, jak na tego typu katastrofę. Bo z jednej strony biegłem od strony lotniska i tutaj żadnych części samolotu nie widziałem po drodze. A potem, oddalając się z miejsca katastrofy, oddalałem się w przeciwnym kierunku w stosunku do drogi, nad którą ten samolot, z tego co później się dowiedziałem, przelatywał. W związku z tym, tam idąc do tej drogi, też nie widziałem żadnych fragmentów tego samolotu. Więc to nie było tak, że te części były rozsypane na jakiejś dużej przestrzeni, to było wszystko skupione w jednym miejscu, jakby ten samolot rzeczywiście uderzył w tym miejscu i w tym miejscu pozostał". ---- Ta końcówka jest zresztą interesująca z tego względu, że zdjęcia satelitarne pokazują, że nie do końca jest on skupiony. Raczej rozczłonkowany i porozrzucany. W każdym razie cennym byłoby skonfrontować je z zeznaniami Marcina Wierzchowskiego, a także pozostałych pracowników kancelarii, tych jeszcze nie przesłuchiwanych przez smoleński zespół sejmowy. Czy widzieli to samo?
Margotte

Ja też widziałam te liny, ale czy mamy pewność, ze film 1:24 był kręcony tuż po tej katastrofie? Że jest to wiarygodne źródło? Dlaczego pokazano go w tv rosyjskiej?
Admin

Admin

14 years 7 months temu

Gdzie widziałaś te liny? Ja Ci dzisiaj pokażę! ;)
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

dobrze tłumaczy Adam Kwiatkowski, urzędnik który dojechał razem z Sasinem. "Kiedy przyjechalismy na miejsce zrozumieliśmy czemu nie moglismy zrozumieć tego o czym mówił Marcin wierzchowski przez telefon - mówi w filmie Mgła. A Wierzchowski mówił wszak przez telefon: "oni wszyscy nie zyją". Obraz masakry był oczywisty dla Wierzchowskiego, stał się oczywisty i dla tych którzy w godzine później dojechali na miejsce.
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

Stanowi pewien dowód w sprawie. Dowody weryfikuje się. Niestety owe "liny" są tak samo widoczne jak słyszalne są rzekomo "nie zabijaj nas" czy "patrz mu w oczy".
Margotte

Jeśli chodzi o wypowiadane w filmie słowa, to nigdy nie słyszałam: "Nie zabijajcie nas". Prędzej już mogłabym usłyszeć: "Patrz mu w oczy" i "Uspokój się". Ale uważałam, że na tym filmie właściwie wszystkie słowa są wypowiadane po rosyjsku, a nasze języki są jednak podobne. Dlatego można usłyszeć coś czego nie ma, czy po prostu zasugerować się opinią kogoś innego. A co do lin, nie wiem dokładnie co to jest, ale to raczej nie są gałęzie.
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

Właśnie, A. Macierewicz powiedział, że teoria jest nieprawdowpodobna, ale nie, że nie jest niemożliwa lub, że nieprawdziwa. == Zgadza się. To ja piszę wyraźnie że opowieści o 2 samolotach, ciekawe wątki o tym jak Lecha Kaczyńskiego (po wylądowaniu) zmuszono naganem by udawał w rozmowie z bratem że wszystko jest w porządku, o fałszywym pobojowisku - wykluczają to co zespół Antoniego ustalił na dziś. Wszystko wskazuje na to że samolot rozpadł się (nad ziemią) a nie uderzył w ziemię.
Kazia

#opowieści o 2 samolotach (..) wykluczają to co zespół Antoniego ustalił na dziś# Skąd wiesz co ustalił ten zespół? A jeśli samolot rozpadł się nad ziemią, to po resztkach tego co widać na zdjęciach i filmikach, tego co było na ziemi, jakoś skuczył się. Samo wyposażenie (fotele - ponad setka, obicia, dywaniki, lampy, zestawy ratownicze, drzwi, naczynia, żywność, napoje, bagaże pasażerów) powinny stanowić niezły śmietnik, że już nie wspomnę o złomie. I cały ten śmietnik powinien głównie wisieć na drzewach. W końcu samolot był u góry. I leciał w dół.
Domyślny avatar

Nurni

14 years 7 months temu

Odsłuchuje jeszcze raz Macierewicza http://gloria.tv/?media=133702 On bardzo ładnie pokazuje wybór. Albo tezy Cierpisza który jest ojcem teorii o inscenizacji, albo dowody do których dotarliśmy czyli zdjęcia i zeznania świadków. Ponieważ wszystko to sypneło się po zeznaniach Wierzchowskiego, pojawił się problem wiarygodności owego Wierzchowskiego. No jak on mógł nie widzieć tego helikoptera i nie słyszeć tych strzałów ! Przeciez mamy ruski film, prawdaż? Na którym lepiej widać to co opowiada nam się że widać i słychać - niż to co relacjonuje nam wiarygodny świadek na miejscu. W tym kontekscie wątpliwości wobec Wierzchowskiego trzeba podnieść bo teoria o maskirowce właśnie zawala się pod ciężarem swego absurdu. Alternatywa jest oczywista. Albo rybka albo pipka.
Czarek Czerwiński

z którym się prawie w pełni zgadzam (4 pierwsze pytania), no ale później ta nieszczęsna maskirowka. Hipoteza, jeśli można ją w ogóle tak nazwać, jest absurdalna na tak wielu poziomach, i tak wewnętrznie sprzeczna, że trudno z nią polemizować, bo nawet nie wiadomo od czego zacząć. Tylko jeden przykład - raz mówi się, że ciał nie było, a parę akapitów dalej, że szybko się ich doliczono. Trzeba się na coś zdecydować. Pomijając wszelkie techniczne (nie)możliwości przeprowadzenia operacji maskirowki, koronnym argumentem jej przeczącym są właśnie, jak zauważył Nurni, relacje świadków. POLSKICH świadków. Ale przecież nie tylko o nich chodzi. Katastrofa smoleńska wydarzyła się nie na syberyjski odludziu, tylko na pobrzeżach wielkiego miasta. Czyżby więc wszyscy jego mieszkańcy uczestniczyli w przedstawieniu? Nie. Nieograniczona umysłem wyobraźnia prowadzi na zupełne manowce.
Ewikron

Zawsze z zainteresowaniem czytam Twoje teksty, ale tym razem nie przeczytalam do końca. Zrobię to po powrocie ze spotkania z Panem Macierewiczem - oby udało mu się dotrzeć do tajemnicy katastrofy smoleńskiej. Ja też uważam, że to był zamach, zbyt wiele zbiegów okoliczności na to wskazuje. Pozdrawiam
Margotte

"O obowiązkach Polaków w obecnej rzeczywistości Polski mówił w kinie Ton poseł Antoni Macierewicz goszczący w sobotę (05.03) w Białymstoku. Na spotkanie z przewodniczącym komisji, która zajmuje się wyjaśnianiem okoliczności katastrofy prezydenckiego tupolewa przyszło około pół tysiąca osób. Antoni Macierewicz mówił, że Polacy powinni zająć się dwiema sprawami. "Po pierwsze mamy obowiązek odbudować Polskę sprawiedliwą, dla wszystkich Polaków, taką w której nikt nie jest spychany na margines. Po drugie naszym obowiązkiem jest dążenie do tego, żeby w otoczeniu Polski były kraje demokratyczne i niepodległe, działające na rzecz bezpieczeństwa i pokoju w Europie" - powiedział Antoni Macierewicz. Poseł podkreślał też znaczenie wyjaśnienia przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej. Poseł powiedział, że dla Polaków wyjaśnienie jak doszło do katastrofy prezydenckiego samolotu powinno być priorytetem". Czekamy na Twoją relację :)))
MGlinski

"Nieograniczona umysłem wyobraźnia prowadzi na zupełne manowce." .... ..niewyobrażalne nie jest dowodem na nieistnienie niewyobrażalnego... Całość tu: http://rexturbo.salon24.pl/28…