Nie zamierzam obsadzać się w roli głównej, bo nawet objętościowo nie będzie to opasła powieść. Skupię się na inspiracji dla tego tekstu. Wybory parlamentarne już za kilka miesięcy, to istotne. A za miesiąc być może, dla mnie na pewno, coś o wiele ważniejszego. Druga i ostatnia szansa na zmianę, na chrześcijańskie, lecz stanowcze artykułowanie prawdy. Niech prawdziwi bohaterzy piszą historię, a nie plagiatorzy i uzurpatorzy.
10 kwietnia to nie data, to nie sprawa polityczna, to sprawa nas wszystkich – podkreślam – każdego z nas. Nie jestem Russia lover'em, ani tym bardziej użytecznym idiotą, ocenę siły „mózgownicy” pozostawiam innym, od siebie dodam: myślę samodzielnie.
Tego kwietniowego, sobotniego poranka wybrałem się na spacer i zakupy, ale wpierw zatrzymałem się przed jednym z kiosków w moim ukochanym blisko 30 tysięcznym miasteczku. W tym samym, gdzie mieszkają żołnierze AK, sybiracy, ale dominuje zakorzeniony skansen z poprzedniej epoki ustrojowej (wpływy, kasa i władza), kiedy nadejdzie jej kres?
Wracając do prasy: proszę o „Gazetę Polską”. Samolot się rozbił w Smoleńsku – komunikuje znajomy kioskarz. Przyspieszam kroku, w pobliskim markecie nasłuchuje, nikt nic nie komentuje. Słyszę radio, ale nie dowiaduję się niczego nowego. Sto metrów później, w sklepie elektronicznym zmierziła mnie prawda: mój, przepraszam, nasz prezydent Lech Kaczyński nie żyje...
Dlaczego wymieniam właśnie pana, panie Prezydencie? Powód jest prozaiczny, nie trzeba odzierać go z patosu. Nie jest to dogmat, ale myśl, która towarzyszy mi od chwili, gdy pospiesznie przeczytałem pasek u dołu ekranu stacji TVN... o śmierci 96 osób, które pojechały z myślą o uczczeniu ofiar zbrodni katyńskiej, a spoczęły obok nich.
Wiem, że każda z rodzin modli się na grobie każdego z pasażerów tego kwietniowego lotu, ale nadal mam w głowie pewno zdanie, nie będzie to cytat, raczej przytoczona myśl: „Panowie, baczność Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej...”. Jeśli ktoś nie kocha prozy Sienkiewicza, poezji Norwida i Mickiewicza, niech chociaż wspomni to, co zbudziło nas 10 kwietnia? A jeśli ktoś bliski lub zupełnie obcy drzemie nadal, to zbudź ich delikatnie, szepcząc: Nie potrzebuję amerykańskiej mitologii superbohaterów, wystarczy mi Pilecki, Nil i setki, tysiące... z prawdą w umyśle i miłością do narodu, tradycji i kraju w sercu.
10 kwietnia 2011 r. traktujmy się jak bliźni, używajmy intelektu dla naszego wspólnego dobra – Ojczyzny. Nie dajmy się zakrzyczeć, nie dajmy się zapędzić w róg, zaułek, mroczne miejsce. Krzyczmy głośno o kaźni oficerów 1940, tak jakbyśmy ze czcią wspominali ojca, dziadka (wielu wspomina), równie zdecydowanie skandujmy: ksiądz Popiełuszko. Nie ma genu patriotyzmu, mamy za to poetów i wieszczy, mamy mężów stanu, mamy siebie – Naród Polski.
To wystarczy, by ostatecznie wygrać po długiej, wyczerpującej, karkołomnej walce z hydrą, która samozwańczo nazwała się III RP. BETTER DEAD THAN RED!!! Do pióra, do strof, do pracy u podstaw, do manifestacji, skończmy wreszcie z zabawą, zacznijmy walkę na czyny, bez użycia pięści, z siłą od Boga. Mamy to, czego nie mają inni – smutną, lecz piękną historię. Napiszmy ją wreszcie poprawnie: wspólnie. Apeluję do wszystkich tych, którzy kłamią, że kochają ten kraj, miejcie tyle przyzwoitości i zamilczcie, choćby na jeden dzień.
To dla mnie niepojęte, jeśli przestanę kochać swoją dziewczynę, albo ona mnie, to rozstaniemy się. Z niektórymi w tym kraju jest jednak inaczej, szydzą z nas i mówią o nas: odchyleni na prawo, faszyści; kpią z tradycji, historii i "...kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba... Tęskno mi, Panie...”, mówiąc: zaścianek, zacofanie, wstyd Europy. Dość, nie zamierzam częstować nikogo ostracyzmem, bo wiara tego narodu to mój drogowskaz i zaszczepiony w domu rodzinnym. Nie będę jednak biernie słuchał kłamstw, manipulacji i dezinformacji, muszę, poprawka: musimy wskazywać alternatywne spojrzenie. Niestety, tak musimy je określać, bo niektórzy z naszych rodaków nie są gotowi, naprawdę! Nie mają, używając metafory filmowej, odwagi, by sięgnąć po czerwoną pigułkę i obudzić się w polskiej rzeczywistości, ale takiej jaką ona jest w istocie.
jeżeli zabraknie chleba ,no to może ludzie obudzą się
moherowy beret