Rzuciłbym jakiś epitet, ale necik dziwnie dziś działa i tak sobie myślę, że cenzura wraca z bardzo długich wakacji, a może w ogóle zamkną tą naszą wolność słowa. Oby nie!
Wracając do marszałka Sejmu, podziwiam Grzegorza Brauna za słowa z ostatniego spotkania z nim w Telewizji Trwam i Radiu Maryja (przeciekawe aspekty z niespisanych dziejów marszałka na teraz). Mam nadzieję, że dożyjemy czasów, gdy taka postawa obywatelska nagradzana będzie nie pomnikami, ale podziwem i wdzięcznością Polaków, którzy przestaną być... chyba jednak się zagolopowałem. Przecież my, Polacy nie czytamy choćby jednej książki rocznie, staliśmy się, może zawsze byliśmy a mieliśmy zbyt wielkie mniemanie o sobie, więc zlemingowaliśmy się na własne życzenie.
Pamiętam, jak całą podstawówkę i liceum tłuczono do mej łepetynki, że nie zniemczono Nas w czasie zaborów, od niechcenia wrzucano do kotła propagandy szkolnej: nie zrusyfikowano nas. Tak, a świstak siedzi i zawija w sreberka, a tak poważnie: to dlaczego głosujemy tak, jak głosujemy.
Mówię w liczbie mnogiej, i o Polakach jako całości, bo to też nasza wina szacowni blogersi, żartujmy z „PełO”, ale mądrze i kulturalnie, mimo wszystko nie dajmy się zwieść do ich poziomu. Ten kraj nie rządzi się sam, zbyt wiele pieniędzy i zachodu jest do przegrania – przez nich. Jedna wyborcza wpadka to wkalkulowana strata, a plan ich dalekosiężny. Zmyślam? Ile trzeba było, by słowa J. Kaczyńskiego o kondominium wyśmiać, wyszydzić?
Nie jestem historykiem a tym bardziej hipokrytą, ale z każdą kolejną książką i kolejnym materiałem zahaczającym o transformację ustrojową miałem nieodparte wrażenie, że Amerykanie to idioci wespół z Nami, a Sowieci są brilliant.
Jestem świeżo po dokumencie „New Poland”, ale i bez niego zawsze coś mi w tym okrągłym stole nie pasowało, choć rzeczony o nim nie napomyka, pomijam agenturę (czerwoną i różową) – konstruktywną opozycję, nie z racji nieważności, ale by zaakcentować coś innego. Mianowicie jedno, toć komuniście nie oddali władzy, ale zamienili zużyte fanty na realne bogactwo – kasę i własność państwową, pardon: prywatną (od daty „nabycia” jej od Skarbu Państwa).
Chromolę to i ich w szczególności, better dead than red. Hasło z USA, ale szkoda, że nie nucone, wykrzyczane w Polsce choćby raz po 10 kwietnia. Kampania wyborcza rozebrana do koniecznego minimum, mimo że nie uzurpuję sobie, by być spin doktorem, to zapodam jedno hasełko, które wpadło do mojej główki: Może dla wielu PiS to samo zło, ale i tak jest lepsze od PO.
Tak już na finisz. Po wywiadzie z Kazikiem Staszewskim, który deklaruje, że na wybory nie pójdzie, bo Platforma go rozczarowała i nie wierzy politykom. Szacowny decydencie, rozdzielający artyzm od prostytucji – kiedyś, niezdecydowany i wypalony – dziś, to może przez podobnych panu było tyle nieważnych głosów w niedawnych głosowaniach. Jedni powiedzą, że lepiej dostrzec błąd i chociaż nie szkodzić, zripostuję: każdy popełnia błędy, ale obrażanie się na polityków, bo źle się wybrało, to dziecinada. Prawda leży płycej niż się panu Kazikowi wydaje, politykom można zaufać, ale należy patrzeć im na ręce, krytykować, ale nie częstować ich jadem od poranka do dobranocki. Za to, pod żadnym pozoranctwem, nie należy ufać drużynie od pijaru, bo ci chłopcy zarabiają reklamą. Tylko cele im się zmieniły, słupki poparcia zamienili ze słupkami sprzedaży. A wszyscy rozgarnięci wiedzą, że w reklamie nie chodzi o prawdę, ale o sprzedaż i zysk. Na prawdzie jeszcze nikt nie zarobił, pracując oczywiście w reklamie, za to w pijarowskiej polityce już tak. Za to w tej prawdziwej prawda to jedyny miarodajny wskaźnik. Czego Wam i sobie życzę:)