Całkowicie popie...one,
to nie tylko impas w postrzeganiu – zaczerpnięta moc,
pokój usłany bezsilnością;
Nawet smak pod językiem
cierpnie słodyczą zmieszanych: błyszczyku i krwi,
myśl kołacze: jesteś mi obca;
Spie...yłem, schrzaniłem,
bynajmniej nie przesalając lub słodząc,
czuję, że obumiera każda twoja kreacja w mej niepamięci;
Usycham, bo nie dość mości w wyższości,
byle by głębiej i rozkoszniej, mżyste spełnienie otula najgorętsze miejsca – twe…
Nie blednę,
jak strofy z poematów spośród setek lat i milionów tęsknot,
z jedną za przewodnika, barwa nie jest uosobieniem braku, ni nadmiaru, jest ucieleśnieniem każdego niewypowiedzianego afektu…
Czego nie znajdziesz? Co znalazłem?
Zamieniłbym każdą parę rozchylonych ud,
za jedną chwilę niewieściego i dziewiczego nienasycenia, nagiego spojrzenia, żyjącego - przedwcześnie sformowanego - substytucyjnie z zabijanych żądz:
Słowa, pie...yć je - rżnę najdelikatniejsze sfery siebie,
wstydliwie, bo prawda wycieka z nich odwrotnie proporcjonalnie,
jak moje ku tobie, orgiastyczne marzenie spod lędźwi, pozostawiając skacowaną samotność – tylko mi…
Nasyć mnie,
nie tylko pościelowym zezwierzęceniem,
czerpanym sto osiemdziesiąt razy na minutę,
potrzebuję transcendentalnie uchronić to, co małe,
ale w smaku spoza tego świata.