Krótka opowieść o trupie pod podłogą

Przez nemezis , 12/02/2011 [22:48]
W 2004 roku uczestniczyłam w XLI Zjeździe Psychiatrów Polskich w Warszawie. Wśród wielu znakomitych wykładowców zaproszono również grupę lekarzy działających w organizacji Pro Life w USA. Tematem arcyciekawej sesji warsztatowej było zagadnienie aborcji i wiążących się z nią problemów natury psychicznej i fizycznej. Sesję otwarto przykładem z życia, osoby bliskiej jednemu wykładowcy. Opowieść była tak wzruszająca, że płakała i owa przemawiająca i my. Chciałabym ją Państwu tutaj przytoczyć- mniej więcej, na tyle ile dziś ją pamiętam. Mam nadzieje, że da ona dużo do myślenia nt. konsekswencji - często odłożonych w czasie. "Pewna kobieta miała udane życie. Mieszkała w spokojnej dzielnicy, zarabiała godne pieniądze, była szczęśliwą mężatką i mamą kilkorga dzieci. Pewnego dnia kobiecie przyśnił się sen. Zabiła w nim człowieka i nie wiedząc co zrobić z ciałem w desperacji pochowała go pod podłogą na środku salonu. Potem siedziała i patrzyła jak mąż zasiada do stołu i je obiad, dookoła biegają, śmieją się i dokazują dzieci. Życie toczy się normalnie, ale kobieta czuła się okropnie, bo bała się, że w końcu ktoś odkryje prawdę. Może zwłoki zaczną cuchnąć? Wszyscy dowiedzą się, że zabiła człowieka i pochowała go pod podłogą na środku salonu. Zlana zimnym potem obudziła się nad ranem. "Dobrze, że to tylko sen" - pomyślała Ale sen nie dawał za wygraną. Powtarzał się i powtarzał. Kobieta była coraz bardziej zmęczona. "Czemu mi się to śni? Przecież nikogo nie zabiłam!" - pomyślała w końcu zrozpaczona. Wraz z tą myślą przyszło otrzeźwienie. To nie była prawda. Kiedy kobieta miała 16 lat zaszła w niechcianą ciążę. Nie wiedziała co robić, dziecko nie było w jej planach. Chciała najpierw skończyć szkołę i zrobić karierę. Usunęła więc ciążę i jakby nigdy nic wróciła do normalnego życia. Skończyła szkoły, zdobyła dobrą pracę, spotkała wspaniałego mężczyznę, wyszła za mąż, urodziła trójkę dzieci i była szczęśliwa. W tym momencie kobieta zrozumiała, że to jest kłamstwo. Nigdy nie była szczęśliwa. Swoje szczęście i nową rodzinę, karierę i dobrą pracę, wspaniały dom na przedmieściach - wszystko to zbudowała na trupie swojego dziecka. I ten trup zawsze był pod podłogą w jej domu, nikt o nim nie wiedział - ani mąż, ani tym bardziej dzieci. Nikt OPRÓCZ niej. Sen był prawdziwy..."
Domyślny avatar

Historia niestety jak w wielu przypadkach aborcji. Jak Pani sama wie (jako lekarz lub psycholog) istnieje dwa rodzaje syndromu postaborcyjnego, jeden zależny od poglądów drugi nie. Sam pamiętam taki przypadek, kiedy osoba zjawiała się regularnie na oddziale otwartym psychiatrii i zostawała parę dni w szpitalu. Diagnoza nie była w pełni potwierdzona, bo ewentualna psychoza zdawała się być lekooporna. Po paru dniach stan kobiety poprawiał się i wychodziła ze szpitala. Powtarzało się to od paru lat. Nie miało znaczenia regularne zażywanie leków, bo nie przynosiły oczekiwanego skutku. W czasie terapii kobieta przyznała się w końcu, że mając 20 lat dokonała dwukrotnej aborcji, o czym nie wiedziała ani jej matka, ani ojcowie dzieci (jak twierdziła było ich dwóch). Powiedziała to dopiero po 23 latach. Nie była wierząca i życie transcendentne nie miało dla niej (jak twierdziła) żadnego znaczenia. Pamiętam, jak czytałem, chyba u T. Mertona, że nasza wiara w istnienie życia transcendentnego nie ma żadnego wpływu na to czy ono istnieje czy nie. Pozdrawiam Panią serdecznie.