Ciągle przegrywam z nim, mimo, że oboje jesteśmy stworzeni, nawet kreacja na podobieństwo, Jedynego, nie daje mi przewagi...
Słabość umysłu czy pożądanie posiadania – gubi, jego siła czy moja słabość: gdzie tkwi okruszyna prawdy?
Samotność rosnąca czy zwątpienie wzrastające we mnie: gdzie jest miejsce na melancholię oświecenia?
Ilu zwiódł? Ilu zdołało nie przegrać? Ilu braci, ile sióstr cierpliwie czeka...
Ofiarujesz mi stan ducha, wymagając poświęcenia w dążeniu, umęczeniu, udręczeniu, wyrzeczeniu, zawierzeniu, oddaniu, nieskalanej pewności: jesteś, bo inaczej moje życie to sen, z którego nie zbudzę się, nigdy;
Nie boję się ognia, bolą mnie koszmary – Twojego, o mnie, przeznaczenia; nie boję się potępienia, odchodzę od rozumu, mój umysł kurczy się do jednej myśli, jednego lęku: Nie przegrałem z podstępem, pokuszeniem, nie zgubił mnie grzech pierworodny, straciłem wolność, bo skrępowałem wolną wolę...
Jak mogłem osierocić się, nie przegrywając z pierwszym upadłym wygnańcem: nie wierząc w ciemną stronę, nie dostrzegam jasnej.
Wątła perspektywa, ograniczona błyskotliwość przymusza do mielizny intelektu, nie jesteśmy w stanie zrozumieć dobra, bez krzywdy, cierpienia, chciwości, zawiści, nienawiści - mroku,
Dlaczego?
Jesteśmy ludźmi, ze wszystkimi niedoskonałościami, z boską iskrą, lecz bez Niego samego, jesteśmy pyłem, z którego powstaliśmy, i w który obracamy się - odkąd skosztowaliśmy ten los...