Jacy jesteśmy, my, Polacy? Tacy, jakimi widzą nas inni, czy tacy, jakimi widzimy sami siebie? Zachodnia prasa zarzuca nam ksenofobię. Francuska z pietyzmem podobnym chirurgom plastycznym wyliczała wszystkie „grzechy główne” wobec równości - piętnowała „polski” rasizm, homofobię i etc. Niemiecka - dla odmiany - atakowała śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, robiła mu wyrzuty za konserwatyzm, a przywiązanie do tradycji i polskości ochrzciła nowym zespołowym imieniem - nacjonalizmem.
„Rasizm, to dla mnie niepojęta rzecz”. To zdanie, mimo, iż zaczerpnięte z komedii „Kochaj albo rzuć”, dobrze charakteryzuje „obronę” części Polaków przed mniejszościami, które czują się dyskryminowane w naszym kraju. To fakt, któremu nie zamierzam przeczyć, tylko czy Francuzi zapomnieli lub negują nie tak dawne zamieszki mniejszości narodowych w swoim kraju, a Niemcy nie mają świadomości, że dyskryminacja rasowa dotyczy także ich.
Dlaczego tylko w nas widzą winnych, w sobie nie dostrzegając win. Najsmutniejsze w rasizmie w naszym kraju nie jest to, że istnieje – wówczas można by próbować z nim walczyć - tylko to, że prześladowcy Afroamerykanów nie wiedzą dlaczego ich nienawidzą. Nie zdążyli „dorobić ideologii” do swojego, nagannego postępowania – biją obcych, innych tylko za to, że są ciemnoskórzy. Kto tak naprawdę jest „ciemny”?
Jeśli za czyny pewnej grupy, nawet znacznej ilościowo, mają odpowiadać wszyscy, to czym to się różni od komunistycznej „zbiorowej odpowiedzialności”? A myślałem, że najbliższy komunizm egzystuje daleko stąd, na Kubie.
Zarzuca się naszym politykom nacjonalizm. Co dzieli patriotyzm od nacjonalizmu? Znacząca, acz delikatna linia, nacechowana wolnością, poszanowaniem dla innych narodowości. Być może zachodni prokuratorzy są zbyt krótkowzroczni, żeby ją dostrzec, tę różnicę, ten niuans.
Mógłbym wymieniać kolejne przypisywane nam przywary – urastające do miana fobii, mógłbym próbować zbić je kolejnymi argumentami, nie zrobię tego. Dlaczego? W niemieckim Szwerinie wystawiono jakiś czas temu prace Arno Brekera, który niepodważalny talent roztrwonił, zmarnował, wybierając rolę nadwornego rzeźbiarza Hitlera. Wystawę dotował niemiecki rząd.
Powtórnie: tamtejsza prasa atakowała naszego prezydenta i nigdy nie przeprosiła, nawet nie zmieniła tonu lub retoryki wobec obozu politycznego, który on swą postawą reprezentował. Za to tylko jeden z polskich tygodników (jeśli jestem nieprecyzyjny, to wybaczcie) poinformował o bulwersującej wystawie. Nie widzę w tym wszystkim logiki! Jako Polak, mieszkaniec kraju, w którym tradycja narodowa zrośnięta jest z chrześcijaństwem tysiącletnim węzłem, nie mogę myśleć tylko jako przedstawiciel tej nacji, tylko jako chrześcijanin; mogę, jako katolik ochrzczony w wiślanym nurcie.
Benedykt XVI odwiedził nasz kraj, pobłogosławił słowami: Trwajcie mocni w wierze! Jesteśmy narodem z najsilniejszym katolicyzmem w Europie, a może i w świecie, nie możemy atakować, nienawidzić, powinniśmy kochać, nie tylko przyjaciół, ale także wrogów. A czy są nimi Afroamerykanie – nie, czy powinniśmy obawiać się homoseksualistów – powinniśmy dostrzec w nich bliźnich.
Jak nazwiemy Niemców, Francuzów, jeśli z obiema nacjami łączy nas, nie tylko wspólna historia, nie tylko Unia Europejska – jesteśmy tak samo dumni jak naród francuski, a pierwsi to najbliżsi zachodni sąsiedzi. Nie mamy, więc wrogów. Kogo, więc mielibyśmy prześladować? Pytam: Quo Vadis?
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 901 widoków