Według Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej pod koniec 2009 roku „w ewidencji bezrobotnych znajdowało się 1892,7 tyś. osób, czyli po raz pierwszy od kilku lat bezrobocie zwiększyło się”. Jednocześnie wzrosła „liczba pracowników pozbawionych wynagrodzeń i innych niewypłaconych należności z tytułu umów o pracę” – informuje Państwowa Inspekcja Pracy. Znacząca część Polaków znajduje się w dużo gorszej sytuacji niż była przed ogólnoświatowym kryzysem. Oto jak wygląda brutalna rzeczywistość, niedoprawiona politycznym pijarem.
Kolejni „poprawni politycznie” ministrowie obwieszczają, chełpiąc się niemiłosiernie, jak to cudownym gabinetem jest obecnie nam panujący rząd, jakież to wspaniałe osiągnięcie – być zieloną wyspą na morzu recesji? Proszę skierować taki komentarz do tych, którym przez wiele miesięcy nie płacono wynagrodzenia za pracę, i do tych którzy walczą o sprawiedliwość wsparci jedynie przez inspektorów pracy lub dochodzą jej przed sądem pracy.
Współoddziaływanie pensji i bezrobocia
W styczniu 2010 r. MPiPS poinformowało, że liczba bezrobotnych zwiększyła się o 418 tyś., czyli o 25,6 proc. w porównaniu do ubiegłego roku. W styczniu stopa bezrobocia osiągnęła 12,7 proc., zaś w lutym 13 proc. – warto podkreślić, że ów wzrost dotknął w większości osoby wcześniej pracujące. Część z nich straciło źródło utrzymania, bo pracodawca nie chciał uiścić należności względem pracownika, wolał go zwolnić; czasami pracownik wypowiada pracę, bo nie godzi się na zastąpienie umowy o pracę – wolontariatem. W latach 2008-2009 wzrosła liczba pracodawców – z 207 do 461 – którzy naruszyli przepisy regulujące „kwestię rozwiązania stosunku pracy z przyczyn niedotyczących pracowników”. W minionym roku wpłynęło 929 skarg dotyczących zwolnień, czyli zanotowano ich dwukrotnie więcej niż w 2008 r.
– W ubiegłym roku Państwowa Inspekcja Pracy otrzymała w sumie 35 tyś. skarg, w tym około 14 tyś. od byłych pracowników – informuje rzecznik Głównego Inspektora Pracy, Danuta Rutkowska, który precyzuje, że 42 proc. wszystkich zgłoszeń odnosi się do problemów płacowych. - W 2009 r. wzrosła liczba osób pozbawionych wynagrodzeń i innych niewypłaconych należności z tytułu umów o pracę. To wynik pogorszenia sytuacji finansowej wielu pracodawców – dodaje rzecznik. W latach 2008-09 o 65 proc. wzrosła liczba pracowników, którym nie wypłacono pensji – w przeliczeniu na przypadki zgłoszone GIP odnotowano wzrost z 52,2 do 86,3 tyś., a łączna suma niewypłaconych należności - z 91 do 142 mln zł.
Argumentacja silniejszego
Alibi dla pracodawców, unikających wypłacenia pensji, można ująć w kilku punktach opartych na danych zgromadzonych podczas kontroli. Inspekcja Pracy do najważniejszych zalicza: trudności ekonomiczne – kryzys, trudności w wyegzekwowaniu należności od kontrahentów i tym samym brak środków na wypłatę wynagrodzeń za pracę, błędne metody obliczania świadczeń i błędy rachunkowe lub niezgodne z prawem postanowienia zamieszczone w regulaminach wynagradzania, nieznajomość obowiązujących regulacji lub niewłaściwą ich interpretację, w szczególności przepisów dotyczących m.in. sposobu obliczania wysokości wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych.
Ta kwestia „w nierozerwalny sposób łączy się z problematyką dotyczącą czasu pracy. Niektórzy pracodawcy zaniżają wymiar czasu pracy pracowników, aby uniknąć ujawnienia pracy w godzinach nadliczbowych i konieczności wypłaty pracownikom odpowiednich dodatków z tego tytułu”. Pracodawcy częstokroć nie prowadzą kart ewidencji czasu pracy, w których znajdowałyby się dane o wykorzystaniu urlopów wypoczynkowych.
Rzecznik prasowy GIP spostrzega także, iż „pracodawcy - jako główną przyczynę ujawnianych przez inspektorów nieprawidłowości - wskazują trudności natury ekonomicznej. Jednak, w ocenie inspektorów, w niektórych przypadkach niewypłacenie wynagrodzenia nie wynika bezpośrednio z niedających się usunąć trudności finansowych, lecz z chęci przeznaczenia tych kwot na realizację innych zobowiązań firmy. Nieterminowe wypłacanie wynagrodzenia pozwala bowiem na wykorzystanie w obrocie gospodarczym «zaoszczędzonych» w ten sposób środków”.
Czas zdecydowanych kroków
Pracownik nie musi czuć się bezsilny, powinien zgłosić swój przypadek do Okręgowego Inspektoratu Pracy. Po kilku dniach możemy spodziewać się telefonu od inspektora, który działa zdecydowanie i otwarcie (wykorzystując nasze dane podczas rozmowy z pracodawcą). Na bieżąco jesteśmy informowani o postępie działań, tj. inspektor kontaktuje się z firmą bądź osobą, która jest lub była naszym pracodawcą, po każdym takim spotkaniu dzwoni do nas, i wreszcie otrzymujemy pismo podsumowujące „dochodzenie” do prawdy.
Tylko w 2009 r. przeprowadzono 88 tyś. kontroli u 65,3 tyś. pracodawców. W zależności od stopnia naruszenia przepisów, Państwowa Inspekcja Pracy może: ukarać pracodawcę mandatem w wysokości od 1-2 tyś. zł (w 2009 r. wystawiono ich 20,2 tyś. na łączną sumę 25 mln zł), zastosować środek wychowawczy, np. pouczenie (w 2009 r. wykorzystano tę formę kary w 9,5 tyś. przypadków), w ostateczności inspektor pracy kieruje daną sprawę do sądu pracy (w 2009 r. wystosowano 4,2 tyś. takich wniosków). W 2009 r. inspektorzy pracy 280 razy powiadomili prokuraturę o popełnieniu „przestępstwa z tytułu złośliwego lub uporczywego naruszania praw pracowniczych”.
W przypadku bezsporności roszczenia pracownika, ustalonej podczas kontroli inspektora pracy, zostaje wydany nakaz zmuszający do „wypłacenie zaległej kwoty”. W latach 2007-2008 udało się uzyskać ponad 180 mln zł dla 300 tyś. pracowników – „inspektorzy egzekwują średnio ponad połowę należnych kwot wynikających z decyzji płacowych”.
Do napiętnowanych wcześniej wykroczeń należy wymienić kolejne (także odnotowywane): niepotwierdzenie na piśmie umowy o pracę, opóźnianie i zaniżanie lub niewypłacanie wynagrodzenia, nie udzielanie przysługującego pracownikowi urlopu, nie wydawanie świadectwa pracy, nie przestrzeganie przepisów bhp, np. dźwiganie przez kobiety nadmiernych ciężarów.
Co może przynieść przyszłość?
PIP nie prowadzi „analizy naruszania przepisów w zakresie wypłaty wynagrodzeń pod kątem wieku, stażu, płci czy wykształcenia pracowników”. Mogę jednoznacznie stwierdzić, bez posądzenia o generalizowanie, iż inspektorzy pracy starali się i pomogli przedstawicielom wielu zawodów. Opieram to na rozmowach z pokrzywdzonymi i na lekturze wpisów na kilku internetowych stronach.
Należy także doprecyzować, PIP zajmuje się sprawami podpartymi umową o pracę, ich działanie nie obejmuje przypadków: umowy o dzieło i umowy zlecenia, lub innych form „regulujących” warunki pomiędzy pracodawcą i pracownikiem. Dlatego czasami ten ostatni musi dochodzić swych praw przed sądem, samotnie i bez wsparcia jakiegokolwiek urzędnika.
Na pytanie o ustawę, pomysł na zmianę obecnego stanu rzeczy, oto co odrzekła Joanna Dębek z Ministerstwa Sprawiedliwości: „Zakres tematyczny pańskich pytań nie obejmuje bowiem zakresu merytorycznych kompetencji Ministerstwa Sprawiedliwości, a należy do kompetencji właśnie MPiPS”. Biuro prasowe wskazanego ministerstwa tak odpowiedziało na to samo pytanie: „wszystkie postulaty zgłaszane bądź przez obywateli, bądź przez partnerów społecznych są omawiane i dyskutowane w Zespole Komisji Trójstronnej. Minister Pracy i Polityki Społecznej dąży do wynegocjowania, na forum Komisji, akceptacji partnerów społecznych. Nie wnosi natomiast propozycji cząstkowych zmian Kodeksu pracy do Parlamentu”.
Współdziałanie rządu, inspekcji pracy i samych pokrzywdzonych jest krzepiące, ale nie można nie zadać jeszcze jednego pytania: dlaczego zjawisko marginalizowane bądź piętnowane w świadomości społeczeństwa – w zależności czy oszukano nas, czy jeszcze nie – zamiast maleć, prosperuje wyśmienicie? Trochę więcej wysiłku, to apel do urzędników państwowych; trochę więcej odwagi, to apel do pracowników. Dziś skrzywdzono ciebie, ale wspólny sprzeciw uchroni być może kogoś trzeciego, czwartego… lepiej by nie wykrzyczał w pojedynkę: „Płacowym skrytożercom mówmy stanowcze «nie »”.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 730 widoków